Gwiazda Narodzenia w Grocie Narodzenia w bazylice betlejemskiej Fot. Hubert Piechocki/misyjne.pl

Prof. Leon Nieścior OMI: Z pielgrzymką do Betlejem pierwszych wieków chrześcijaństwa

„Pytamy innych pielgrzymów, czy można tam wejść. Ktoś zaprzecza ruchem głowy. Wcześniej, kiedy napływ pielgrzymów był mniejszy, było to możliwe. Wejście otwiera się sporadycznie, i to tylko dla wyjątkowych osób. Możemy razem z przesuwającym się tłumem przynajmniej zbliżyć się do schodów prowadzących w dół, do groty Narodzenia Pańskiego” – o. Leon Nieścior OMI zabiera nas na wyprawę w czasie i przestrzeni. 

Wolność, którą edyktem mediolańskim Konstantyna Wielkiego w 313 r. odzyskało chrześcijaństwo po wiekach prześladowań, pozwalała chrześcijanom pielgrzymować swobodnie do świętych miejsc w Palestynie. Naprzeciw tego oddolnego ruchu i pobożności poszukującej namacalnych śladów ziemskiego życia Jezusa wychodziły odgórne inicjatywy nadania godnego majestatu owym miejscom. Pójdźmy na chwilę i my do jednego z tych miejsc, odbywając pielgrzymkę nie tylko w przestrzeni, ale i w czasie. Powróćmy do pierwszych wieków. 

Bazylika Konstantyna Wielkiego 

Konstantyn Wielki nie tylko w Jerozolimie, ale i w Betlejem polecił wznieść bazylikę dla uczczenia miejsc związanych z wielkimi dziełami zbawczymi Chrystusa. Budowa bazyliki Narodzenia Pańskiego nastąpiła w latach 327-333, a jej oficjalne poświęcenie miało miejsce 31 maja 339 roku. Ta pierwsza betlejemska świątynia nie zachowała się, ponieważ została spalona podczas powstania Samarytan w 529 roku. Cesarz Justynian I nakazał zbudować nową świątynię, która powstała jeszcze przed 560 rokiem. W swej strukturze i istocie budowla pozostała niezmieniona aż do dzisiaj. 

>>> Adwentowa tradycja w Miastku: katolickie Quempas świętowane przez ewangelików

Świętowanie 25 grudnia w IV wieku 

Warto powrócić do tej pierwszej bazyliki i wyobrazić sobie uroczyste obchody Bożego Narodzenia w latach jej świetności w IV wieku. To wymaga przynajmniej pobieżnego sięgnięcia do ustaleń archeologów i zrekonstruowanego przez nich planu świątyni. Dzisiaj uważa się, że na powstającą w Kościele właśnie w IV r. uroczystość Bożego Narodzenia i powiązanie jej z datą 25 grudnia duży wpływ mogły wywrzeć obchody Wcielenia Pańskiego sprawowane właśnie w tej bazylice. Pobożna matrona z Hiszpanii, Egeria, która odbyła pielgrzymkę do Ziemi Świętej, przebywała w Jerozolimie w drugiej połowie IV wieku. W dzienniku podróży opisała tłumnie tam obchodzone styczniowe święto Objawienia Pańskiego, jednak nie podała zbyt wielu szczegółów na temat samych ceremonii. Wspomina, że całe tamtejsze duchowieństwo oraz mnisi w Betlejem przez osiem dni obchodzili tę uroczystość okazale i radośnie. W poprzedzającym Epifanię nocnym czuwaniu w Betlejem brali udział wierni wraz z biskupem z Jerozolimy, po czym hierarcha z częścią wiernych wracał do Jerozolimy, gdzie w ciągu dnia kontynuowane były uroczyste ceremonie. Być może te osiem dni spinały w jakiś sposób obchód Bożego Narodzenia, świeżo ustanowionego na dzień 25 grudnia, i Epifanię, którą już wcześniej i powszechniej obchodzoną w Kościele na Wschodzie 6 stycznia. Święty Hieronim, który nazywa siebie „miłośnikiem żłóbka Pańskiego” i mieszkał w Betlejem od 386 r. do śmierci w 420 r., poświadcza w swoich listach o istnieniu tej podwójnej tradycji. Sam opowiada się za obchodami grudniowymi, ponieważ 25 grudnia zbiega się z przesileniem zimowym, a to astronomiczne zdarzenie ma swoją szczególną symbolikę, ukazującą Chrystusa jako rozjaśniające mroki Słońce Sprawiedliwości.  

W atrium świątyni 

Wyobraźmy siebie jako pielgrzymów podążających w drugiej połowie IV w. do Betlejem, aby obchodzić grudniowe święto Bożego Narodzenia. Udajemy się do wzniesionej świeżo bazyliki na skalistym i zniwelowanym w swej górnej części wzgórzu. Świątynia ukrywa w swoich murach jedno z najdroższych nam miejsc na świecie, mianowicie grotę narodzenia Pana Jezusa. Składa się z trzech części. Wchodzimy najpierw do atrium, a więc kwadratowego i otoczonego krużgankami dziedzińca. Stąpając po świątynnej posadzce, możemy podziwiać bogatą ornamentykę roślinną i zwierzęcą, zdobiącą marmurowe płyty pod naszymi stopami. Od zewnątrz do ścian atrium przylega kompleks dodatkowych zabudowań, w tym hospicjum dla pielgrzymów, w którym przy odrobinie szczęścia, gdyby przybyło się dużo wcześniej, znalazłoby się jakieś miejsce, aczkolwiek bez większego komfortu. W przeciwnym razie szukalibyśmy noclegu gdzie indziej, może na przykład w pobliskich klasztorach, albo w innych miejscach dostępnych dla pielgrzymów w tej skromnej wsi, która teraz zaczyna rozkwitać.  

>>> Dlaczego Boże Narodzenie obchodzimy w grudniu? [ROZMOWA]

W kościele pięciu naw 

Przez następne wejście udajemy się do głównego kościoła. Obszerna przestrzeń dzieli się na pięć naw. Wyznaczone czterema galeriami kolumn, nie tylko służą za nośną konstrukcję dla ciężkiego dachu pokrytego dachówką, ale i stabilizują ruch tłumu w razie przepełnienia w świątyni. Przybyliśmy w porę poza ceremoniami, ale w świątyni znajduje się spora rzesza ludzi, którzy ruchem kolistym przesuwają się, aby przejść obok miejsca narodzin Zbawcy. Cała budowla, zgodnie ze zwyczajem, jest skierowana ołtarzem na wschód. Widzimy szerokie wejście do kolejnej przestrzeni sakralnej, do prezbiterium znajdującego się we wschodniej części całego kompleksu, która przypomina obszerną basztę w kształcie graniastosłupa, jakby dobudowaną do całości. W swoim wnętrzu kojarzy się z prezbiterium dzisiejszej cerkwi, częściowo niewidocznym dla wiernych, a częściowo odsłoniętym przez carskie wrota. Dostrzegamy tam ołtarz i tron biskupi. Na jednym z paneli marmurowych posadzki w prezbiterium widnieje napis ΙΧΘΥΣ, który wskazuje na obecność Chrystusa nie tylko eucharystyczną, ale i szczególnie związaną z tym miejscem, w której się narodził. 

Fot. Wikimedia Commons/https://commons.wikimedia.org/wiki/File:Church_of_the_Nativity_%28reconstruction%29_ca._333_CE_Bethlehem.JPG

Tak blisko już groty 

Przy wejściu do prezbiterium od strony nawy głównej, wyniesionego ponad jej poziom, zauważamy wnękę otwierającą zejście w dół. Wejście to jest zamknięte. Wiadomo tylko, że po krętych schodach, dość ciasnych, prowadzi do dolnej kruchty, do groty narodzenia Chrystusa. Pytamy innych pielgrzymów, czy można tam wejść. Ktoś zaprzecza ruchem głowy. Wcześniej, kiedy napływ pielgrzymów był mniejszy, było to możliwe. Wejście otwiera się sporadycznie, i to tylko dla wyjątkowych osób. Możemy razem z przesuwającym się tłumem przynajmniej zbliżyć się do schodów prowadzących w dół, do groty Narodzenia Pańskiego. W jakiś bardziej spokojny czas moglibyśmy wejść do najświętszego miejsca. 

>>> Dlaczego Adwent w liturgii dzieli się na dwie części?

Zobaczyć na własne oczy 

Stojąc na samym środku prezbiterium i podnosząc wzrok ku sklepieniu, zobaczylibyśmy mały otwór, oculusoko, rzucający światło w dół, na ołtarz. Dokładnie w tej samej linii pionowej, schodzącej od oka w sklepieniu przez środek ołtarza w dół, znajduje się w podziemiu grota Narodzenia Pańskiego. Dzisiaj świeci w Palestynie słońce, a jego słabe – w porównaniu z resztą roku najsłabsze, ale za kilka dni już mocniejsze – promienie padają na ołtarz, jakby chcąc przebić się przez powłokę marmuru i rozjaśnić Najświętszą Grotę. Czy ktoś nie wpadł na pomysł, aby ułatwić słońcu ten prosty uśmiech do swego Stwórcy, przesuwając ołtarz i wycinając w posadzce prezbiterium szerokie oko? Przez nie także pielgrzymi mogliby spojrzeć, choćby przelotnie, w miejsce, gdzie kiedyś Jezus jako niemowlę pierwszy raz spojrzał na świat. Jeśli wyznawcy boga Mitry w swoich mitreach, w kultowych grotach, tak przemyślnie posługiwali się iluminacją, aby słońce w odpowiednich porach, zgodnie z zasadami solarnego kultu, oświetlało odnośne miejsca i wizerunki, to dlaczego chrześcijanie nie mają zabiegać o to, aby w architekturze ich świątyni słońce, wszakże będące tylko stworzeniem, nie oddało czci swemu Stwórcy i prawdziwemu Bogu? Przybywamy do Betlejem w samych początkach bazyliki. Może za jakiś czas taki oculus w prezbiterium powstanie, a nawet więcej, umożliwi się wejście do groty przez osobne wejścia z zewnątrz…  

Tak też się wkrótce stało. 

Jeśli nawet w odległości kilku metrów znajdujemy się od miejsca, gdzie Maryja złożyła Jezusa i owinęła w pieluszki po raz pierwszy, to i tak z pewnością jako pielgrzymi dostępujemy czegoś wyjątkowego. Doświadczamy coś z tej bliskości Boga, który też odbył daleką drogę z niebios, aby pozostać z nami. 

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze