fot. freepik

Dlaczego Boże Narodzenie obchodzimy w grudniu? [ROZMOWA]

Czym jest tradycja, a czym zwyczaj? Jakie tradycje związane z Bożym Narodzeniem kultywujemy już od dawna, a które pojawiły się dopiero kilka lat temu? To tylko jedne z wielu tematów, które w rozmowie z Urszulą Baszczyńską-Gosz z Muzeum Etnograficznego w Poznaniu poruszyła Karolina Binek.

Karolina Binek (misyjne.pl): Chcemy porozmawiać o zwyczajach i tradycjach związanych z Bożym Narodzeniem. A czym tak właściwie różni się zwyczaj od tradycji?

Urszula Baszczyńska-Gosz: Tradycja jest czymś, co przetrwało pokolenia i czymś, co jest w pamięci. czymś ważnym dla danej społeczności, stanowiącym o jej przeszłości i teraźniejszości. Natomiast zwyczaj to coś, co jest oparte na tradycji, ale jest rodzajem nieuświadomionego naśladowania tego, co robią inni członkowie społeczeństwa. Jest trwalszy od mody, ale jego nieprzestrzeganie nie przynosi dla członka społeczności negatywnych konsekwencji – jak w przypadku obyczaju. Na przykład sposób ubierania choinki może być zwyczajem, ale to, że ją ubieramy jest już tradycją.

Niektórzy choinkę ubierają już w czasie Adwentu. Czy z tym okresem również wiążą się jakieś zwyczaje i tradycje?

– Z Adwentem wielu z nas wciąż kojarzy roraty, które kiedyś były bardzo poważnie traktowane. W tradycji polskiej nazywano go przedgody. Niejednokrotnie w czasie Adwentu podejmowano post – nie jedzono w ogóle mięsa albo były wyznaczone dni postne. Roraty to oczywiście jutrznia, czyli msza o świcie, ku czci Matki Bożej. Wówczas idzie się do kościoła z zapalonym lampionem. Dawniej była to msza w całkowitych ciemnościach i podczas niej uroczyście odśpiewywano pieśni ku czci Matki Bożej. Jedynymi źródłami światła były roratki, czyli świece woskowe zapalane przez wiernych oraz roratnica – wielka świeca woskowa, stojąca na ołtarzu, symbolizująca Matkę Boską. Taką współczesną formą świętowania jest kalendarz adwentowy. Zwyczaj ten przyszedł do nas z protestanckich Niemiec. Kiedyś, mam na myśli lata 90. i nieco późniejsze, dostępne były głównie takie z czekoladkami dla dzieci. Oczywiście tradycja przekształca się cały czas i dziś mamy coraz więcej kalendarzy kierowanych do dorosłych, w których są jakieś bardzo drobne upominki – kosmetyki czy też perfumy. Proponowane są również kalendarze tak zwane zero waste – bardziej eco, które można zrobić samemu. Ale jest też coś, co zdecydowanie kojarzy się z Adwentem i przyszło do nas w latach 20. XX w., również z krajów zachodnich, głównie z Niemiec. To wieniec adwentowy. Kiedyś znajdowały się one tylko w kościołach, ale dzisiaj w wielu domach ten zwyczaj również jest praktykowany. Wieniec najczęściej udekorowany jest gałązkami drzew iglastych, np. świerków i znajdują się na nim cztery świece. W każdą niedzielę Adwentu zapalana jest jedna z nich, co symbolicznie przybliża nas do dnia narodzin Jezusa.

fot. Pixabay/Jerzy Górecki

>>> Symbolika w liturgii podczas Adwentu

Jednym z najbardziej kojarzących się z Bożym Narodzeniem symboli jest wspomniana już przez nas choinka. Dlaczego akurat ona i skąd wzięła się tradycja jej ubierania?

– Ubieranie choinki to, coś, co w niektórych domach robi się dopiero w wigilię, a w niektórych wcześniej. Ma to swoje początki jeszcze w czasach przedchrześcijańskich. Kiedy nie było chrześcijaństwa na ziemiach polskich ubierało się wtedy czubek świerku, zwany podłaźniczką; zwyczaj ten zachował się z resztą do lat 20. XX wieku, szczególnie na południu Polski. Przyozdabiano je słomą: orzechami, jabłkami, i podwieszano ją pod sufitem. Znana nam dzisiaj choinka przyszła do nas z Niemiec, w XIX wieku, i pierwotnie była zauważana głównie w miastach, w domach Niemców i ewangelików niemieckiego pochodzenia. Współcześnie przyozdabiamy ją głównie bombkami, łańcuchami oraz mnóstwem lampek. Jest to zdecydowanie jeden z najczęściej kojarzących się z Bożym Narodzeniem symboli.

Pod choinką w wielu domach znajdują się prezenty wcześniej przyniesione przez różne postaci. Najczęściej jest to jednak święty Mikołaj. Ten historyczny – biskup Miry – w rzeczywistości nie przypominał tak dobrze znanej dziś postaci. Dlaczego więc otrzymujemy prezenty od mężczyzny z brodą ubranego w czerwony płaszcz?

– Prezenty w różnych regionach przynosi inna postać. U nas w Wielkopolsce, a ściślej nawet w Poznańskiem jest to Gwiazdor. Kiedyś nie kojarzył się z prezentami, ponieważ jego postać wywodziła się od kolędników, a dokładniej – gwiazdy, którą nieśli. Gwiazdor przybywał do domu, odpytywał dzieci ze znajomości kolęd i pacierza, znał dobre i złe uczynki, a później nagradzał prezentami lub wymierzał niegrzecznym karę rózgą. Nie był ubrany tak jak kojarzony z reklamy Coca-Coli anglosaski święty Mikołaj. To ta reklama nadała mu wygląd krasnala jeżdżącego saniami zaprzężonymi w renifery. Gwiazdor był ubrany w barani kożuch odwrócony na lewą stronę, na twarzy miał maskę i dodatkowo był często umorusany sadzą. Nosił przy tym wielki worek, oczywiście rózgę oraz ciężkie buty, dzięki którym zawsze było słychać, że przychodzi. Postacią, która także kojarzy się ze świętami Bożego Narodzenia jest też oczywiście wspomniany już przez panią Święty Mikołaj. Kiedyś, w Wielkopolsce była to postać przypisana do dnia 6 grudnia, kiedy to zostawiano drobne upominki, a w późniejszych czasach jakieś słodkości w butach, szczególnie dzieciom. Było to właśnie na cześć świętego Mikołaja – biskupa Miry, który, niejako wyrzekając się swojego statusu oraz majątku, zaczął pomagać biednym i podrzucać na parapety okien jakieś drobiazgi.

Przed wieczerzą wigilijną dzielimy się opłatkiem. Czy z nim również wiążą się jakieś tradycje?

– Opłatek to tradycja wyłącznie polska, to niejako rytuał, który rozpoczyna wieczerzę wigilijną. Początkowo ich wypiekaniem trudniły się jedynie osoby związane z Kościołem: zakonnicy i zakonnice, a przede wszystkim zakon sióstr sakramentek. Całkiem niedawno nawet dołączano go do kartek świątecznych. Jeszcze dawniej na wsi, gospodarz dzielił się opłatkiem także ze swoimi zwierzętami gospodarskimi, bydłem czy zwierzętami domowymi np. psem czy drobiem. Były to specjalnie wypiekane kolorowe opłatki. Robiono też tak zwane światy z opłatków – to były gwiazdy lub inne tego typu ozdoby w formie przestrzennej, które potem podwieszano w domu na belkach stropowych, podłaźniczkach, nad wigilijnym stołem lub gdzieś w pobliżu domowego ołtarzyka. Opłatek cięto nożycami do strzyżenia owiec, sklejano go śliną i w ten sposób tworzono ozdobę. Światy były popularne głównie w południowej Polsce, jednak rozpowszechniły się na początku XX w.

fot. PAP/Darek Delmanowicz

Przejdźmy wreszcie do samej wieczerzy wigilijnej. Czy dawniej też przygotowywano na nią dwanaście potraw?

– Zdecydowanie dzisiejsze potrawy różnią się od tych, które były dawniej. Oczywiście dziś najczęściej przygotowujemy ich dwanaście, ale są też domy gdzie przygotowuje się ich 5, 7 czy 9. Starano się przynajmniej tego dotrzymać. W biednych domach wiejskich nie zawsze się to udawało, ale i tak na stole było coś bardziej uroczystego niż zazwyczaj. Wierzono, że im więcej potraw, tym większa szansa na obfitość i błogosławieństwo na przyszły rok. Z zup wigilijnych wymienić można: zupę rybną, słynny barszcz z uszkami, zupę grzybową lub zapomnianą już dziś zupę migdałową – przyrządzaną wyłącznie na Wigilię. W poszczególnych regionach są też różnego rodzaju specjały. Na wschodzie jest to kutia, która ma swoje początki również w czasach przedchrześcijańskich, jadano ją na stypach zadusznych. U nas, w Wielkopolsce, są to makiełki, czyli rodzaj słodkiego posiłku z makiem, orzechami, bakaliami i jakimś pieczywem, np. chałką lub bułką pszenną. Potrawy różnią się też w zależności od regionu mogą to być np. kisiel z owsa, suszki, oczywiście ryby z królującym wśród nich karpiem i śledziem. A propos tradycji związanych ze stołem, warto wspomnieć także o dość zapomnianym dzisiaj sianku pod obrusem czy wkładaniu do portfela łuski karpia – na szczęście i urodzaj finansowy.

>>> Abp Ryś: unikanie pojęcia „Boże Narodzenie” to wyrzekanie się chrześcijańskiej historii Europy

Z pewnością wielu z nas nie wyobraża sobie Bożego Narodzenia bez kolęd. Jedną z najpopularniejszych jest „Cicha noc”. Chyba niemal każdy zna jej historię…

– Oczywiście jest to najbardziej znana i przetłumaczona na wiele języków kolęda. Dzisiaj nawet w trakcie trwania Betlejem Poznańskiego jest organizowany wieczór „Silent Night”, gdzie każdy może śpiewać tą kolędę w tym języku, który zna. Ale do najstarszych kolęd polskich należą „Zdraw bądź Królu Niebieski”, czy bardziej nam znana „Anioł pasterzom mówił”. Rozkwit polskiej twórczości kolędniczej przypada na XVII i XVIII wiek. Kolędy traktują głównie o narodzinach Jezusa Chrystusa, ale są też tak zwane pastorałki  czyli skoczne kolędy, często związane z tematyką i postaciami pasterzy, które miały za zadanie rozweselić Dzieciątko, a na przestrzeni ostatnich lat pojawiło się mnóstwo piosenek o charakterze zimowym, niekoniecznie nawiązującym wprost do świąt. Mimo to już pierwsze takty takiej piosenki wprowadzają nas w świąteczny klimat. Mnie zawsze śmieszy przykład „Last Christmas”, bo to jest taka sztandarowa, „świąteczna” piosenka, która w ogóle nie mówi o Bożym Narodzeniu. Tych, którzy chcieliby dowiedzieć się, jak kiedyś mogły brzmieć kolędy odsyłam do dzieł Oskara Kolberga. To był etnograf, który zadał sobie trud złożenia w całość wszelkiego rodzaju pieśni, zwyczajów, obrzędów, również i kolęd, z różnych regionów Polski. Jest to fantastyczne, monumentalne, kilkudziesięciotomowe dzieło, którym naprawdę można się zachwycić. Z kolei stricte kolędom i pastorałkom polskim poświęcony jest „Wielki Śpiewnik Kościelny” autorstwa ks. Michała Mioduszewskiego. Wracając jeszcze do historii kolęd warto wspomnieć, że polskie kolędy obok biblijnej opowieści o Narodzeniu bardzo często wplatają w treści elementy folkloru polskiego. Choć niegdyś tradycja śpiewania kolęd była bardzo powszechna i praktykowana w każdym domu, po skończonej wieczerzy wigilijnej, dziś jest obecna najczęściej w kościołach lub koncertach o kolędniczej tematyce. A szkoda.

fot. prostooleh/freepik

Wspomniała Pani o „Last Christmas”. To chyba dobry przykład na to, że święta Bożego Narodzenia stają się coraz bardziej komercyjne.

– Oczywiście, tradycja zmienia się na każdym kroku. Dzisiaj same obchody świąt Bożego Narodzenia powoli tracą swój religijny wymiar. W niektórych krajach anglosaskich nie mówi się już „Merry Christmas”, a „Happy Holidays”. To nie wiąże się już tak mocno z Chrystusem, tworzy się raczej rodzaj świąt zimowych i zaprasza do świętowania wszystkich, nie tylko katolików, chrześcijan, ale wszystkich, którzy mają po prostu okazję do miłego spędzenia czasu w gronie rodzinnym.

Musimy zdać sobie sprawę z tego, że święta Bożego Narodzenia zostały poniekąd narzucone przez Kościół na rzecz przedchrześcijańskich Słowian, którzy w tym czasie zimowym, u schyłku roku obchodzili Szczodre Gody, celebrując przesilenie zimowe. W bardzo wielu obrzędach „szczodrogodowych” możemy odnaleźć analogie do tradycji bożonarodzeniowych. Gdybyśmy chcieli być ortodoksyjnie zbieżni z Ewangelią, to powinniśmy obchodzić urodziny Chrystusa gdzieś w okolicach późnej jesieni, kiedy pasterze zaganiali z hal swoje owce. Wtedy, według Pisma Świętego, ukazali się im aniołowie i poprowadzili do stajni w Betlejem. Byli także historycy, którzy wskazywali niemalże dokładną datę narodzin Chrystusa na podstawie spisów powszechnych, które wtedy prowadził cesarz. Święto Szczodrych Godów było tak ważne naszych przedchrześcijańskich słowiańskich przodków, że Kościołowi trudno byłoby to wykorzenić. W Rzymie natomiast obchodzono święto Niezwyciężonego Słońca, tzw. Sol Invictus, właśnie pod koniec grudnia. To też była swoista tradycja, którą zmienił potem Kościół. A obecne czasy zmieniają tradycje, które wyznaczył niegdyś Kościół. One się wciąż zmieniają. Myślę, że święta Bożego Narodzenia są najbardziej komercyjnymi świętami w ciągu roku, stąd być może poruszona przez panią kwestia wykorzystywania ich do różnego rodzaju aktywności sportowych, intelektualnych, kulturalnych czy też plastycznych.

Ale są też takie aktywności plastyczne związane z Bożym Narodzeniem, w które może się zaangażować cała rodzina. To chociażby konkurs szopek organizowany przez Muzeum Etnograficznym w Poznaniu, w którym się znajdujemy.

– Szopki były kiedyś domeną kolędników, którzy chodzili z tzw. jasełkami, a więc formą obnośnego teatrzyku kukiełkowego czy przedstawienia, traktującego o narodzinach Jezusa. Szopkę w takiej formie, w jakiej znamy ją dzisiaj, zapoczątkował święty Franciszek, który zbudował „żywą szopkę” i wprowadził do niej żywe zwierzęta. My dzisiaj proponujemy powrót do tradycji i trochę na wzór Krakowskiego Konkursu Szopek, który od 1937 roku corocznie odbywa się i przyciąga tłumy, zapraszamy serdecznie do wzięcia udziału w naszym konkursie. W tym roku będzie to już 23. edycja „Żłóbka Wielkopolskiego”. 11 grudnia nastąpi otwarcie wystawy, a w dniach 29 i 30 listopada przyjmujemy wcześniej wykonane szopki od osób zainteresowanych wzięciem udziału w konkursie. Konkurs ma rozszerzyć tradycję budowania szopek, troszeczkę pomóc zainteresować się wymiarem świąt w odsłonie tradycji wielkopolskich – to wszystko ma inspirować uczestników konkursu do stworzenia własnej interpretacji. Ale ma też odkleić trochę młodych ludzi od multimediów i dać im możliwość wspólnego zbudowania czegoś w gronie rodzinnym, w przedszkolach, szkołach oraz w różnego rodzaju instytucjach. Konkurs w naszym Muzeum Etnograficznym zapoczątkował pan Witold Przewoźny. Organizujemy go corocznie razem ze Szkołą Podstawową w Robakowie, Fundacją Flow Art oraz Towarzystwem Miłośników Miasta Poznania. Niezmiennie cieszy się bardzo dużym zainteresowaniem. Wszelkie formularze dla osób, które chcą wziąć w nim udział można znaleźć na stronie internetowej Muzeum Narodowego, którego jesteśmy oddziałem (www.mnp.art.pl). Co roku wyróżniamy i nagradzamy uczestników w czterech kategoriach wiekowych, a także w kategorii rodzinnej. Zapraszamy serdecznie wszystkich do wzięcia udziału w tym konkursie. Wystawa, która jest efektem tego konkursu będzie trwała – miejmy nadzieję –  do końca stycznia.

fot. Urszula Baszczyńska-Gosz
fot. Urszula Baszczyńska-Gosz
fot. Urszula Baszczyńska-Gosz

>>> Te bombki zamawiali Jan Paweł II i Walt Disney [RELACJA]

Z czego były wykonywane szopki w poprzednich latach? Czy któraś z szopek szczególnie zapadła Pani w pamięć?

– Najbardziej utkwiła mi w pamięci szopka z surowego makaronu malowanego na złoto. Jedną z szopek, która wygrała Nagrodę Publiczności była szopka zrobiona z monet jednogroszowych. Były też na przykład misterne i bardzo skrupulatnie wykonane szopki z „kulkowanej” krepy albo bibuły. Mieliśmy szopkę z pierników, więc w muzeum unosił się niesamowity zapach. Pomysły są naprawdę różne. My stawiamy przede wszystkim na oryginalność i nagradzane są prace, w których nie są wykorzystywane gotowe wzory czy figurki.

Ja najbardziej oryginalne szopki widziałam na jednym z bożonarodzeniowych jarmarków. To chyba również tradycja, która pojawiła się u nas niedawno?

– Ta tradycja również przyszła do nas z Zachodu, bo w Niemczech, Austrii czy Szwajcarii jarmarki w plenerze, zwane Weihnachtsmarkt organizowane były od stuleci, bo już od XIII/XIV wieku. Zawsze cieszyły się bardzo dużą popularnością. Dzisiaj prawie każda dzielnica Berlina ma swój jarmark i zaczyna być to widoczne również w Polsce oraz w Poznaniu, bo do stolicy Wielkopolski najłatwiej mi się tu odnieść. Jest to tradycja stosunkowo młoda i ma na celu oczywiście podkreślenie tych akcentów bożonarodzeniowych. Na wielu jarmarkach znajduje się chociażby wspominana szopka. Głównie jest to rodzaj zabawy, prezentowania oferty przez kupców i rzemieślników.

A czy może Pani wskazać jakieś tradycje, które dziś odchodzą już w zapomnienie i być może niedługo zupełnie znikną?

– Myślę, że coraz rzadziej w dużych miastach, bo w małych miastach czy na wsiach oni się jeszcze pojawiają, można spotkać pochody kolędnicze, zwłaszcza dzieci, które w okresie bożonarodzeniowym między 24 grudnia a 6 stycznia chodzą po domach i śpiewają kolędy w zamian za jakieś drobne datki czy słodycze. Myślę, że podobnie jest z roratami – coraz częściej również wierzący z nich rezygnują ze względów organizacyjnych – jesteśmy coraz bardziej zabiegani i trudno znaleźć czas na praktykowanie tej tradycji, a przecież kiedyś ta tradycja była jednym ze „sztywnych” – jeśli mogę tak powiedzieć – punktów Adwentu.

>>> Karolina Binek: czekasz na Boże Narodzenie czy tylko odliczasz do świąt? [FELIETON]

Czy to źle?

– Trudno powiedzieć, bo niemal każda tradycja przechodzi przeobrażenie. Coś, co dziś dla nas jest nowe, za parę lat również może stać się tradycją. I odwrotnie – sądzę, że niejednokrotnie byliśmy świadkami, kiedy nasze oburzone babcie mówiły, że jak można czegoś już dzisiaj nie świętować, kiedy za ich czasów to było tradycją. Oczywiście trudno nam sobie to wyobrazić, bo zawsze patrzymy ze swojej perspektywy. Z pewnością warto tu wskazać na wspomniane już pochody kolędników. Tak jak wspominałam wcześniej, w dużych miastach, a mieszkam w Poznaniu i pochodzę z Poznania, kolędnicy raczej nie pukają do drzwi. Kolejną taką tradycją, która przychodzi mi do głowy, a która ulega zapomnieniu jest zostawianie pustego talerza. Kiedyś zostawiano go dla dusz przodków, których już nie ma wśród nas. Był to symbol zaproszenia na wigilię tych, którzy już nie mogą fizycznie nam towarzyszyć. Natomiast ja z domu znałam taką opowieść, że to było miejsce dla zbłąkanego wędrowca, który na przykład nie ma z kim spędzić wigilii lub jest w drodze i akurat ta wigilia w tej drodze go zastała. A wiem, że dzisiaj jest wiele domów, w których tego naczynia się już po prostu nie zostawia, bo uznaje się to za przebrzmiałą tradycję. W tym roku, w grudniu, w Muzeum Etnograficznym będziemy proponować zajęcia bożonarodzeniowe osnute właśnie wokół wyjaśnienia tradycji związanej z Gwiazdorem. Bo wiemy i widzimy, że dzieci, owszem coś tam o Gwiazdorze słyszały pobieżnie, ale skąd się wziął, jak wyglądał, czy był wyczekiwany – to już trudno im stwierdzić.

fot. EPA/AHMAD YUSNI

>>> Wycofano projekt wytycznych UE „usuwających” Boże Narodzenie. Biskupi reagują

Podsumowując naszą rozmowę – wszystko się zmienia i dostosowuje do czasów.

– Tak. Czy to dobrze? Myślę, że nie nam to oceniać, lecz po prostu trzeba zaakceptować, że pewne rzeczy się dzieją. Od nas zależy też to, jak daleko ta tradycja będzie przekazywana, bo to, co było u nas w domu prawdopodobnie będziemy przekazywać naszym potomkom. To człowiek jest nośnikiem tradycji i to on decyduje tak naprawdę o jej trwałości. W czasach migracji nie tylko między krajami, ale i regionami kraju naprawdę zachęcam do zapoznawania się i oswajania z różnymi tradycjami. Podam przykład z własnego domu. Mój mąż jest w połowie Kaszubem, więc mamy tradycje, które on przyniósł z domu i te, które ja, jako poznanianka przyniosłam ze swojego. Być może wytworzymy jakąś nową tradycję na bazie tej fuzji kulturowej i przekażemy ją swoim dzieciom. Zawsze zachęcam do rozmawiania o tym, jak było w twoim domu rodzinnym, bo to jest świetny punkt wyjścia właśnie do odnajdywania różnych zwyczajów, nie tylko bożonarodzeniowych i – co jeszcze ciekawsze – tworzenia nowych tradycji.

Galeria (9 zdjęć)
Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze