dom z papieru

fot. kadr z materiału kanału Atresmúsica (YouTube)

Zabawa w kotka i myszkę [RECENZJA]

Postanowiłem sprawdzić, czym jest „Dom z papieru” – jeden z seriali Netflixa. Właśnie ukazał się czwarty sezon tej produkcji. Czy rzeczywiście warto poświęcić czas na obejrzenie tego serialu? 

To jeden z tych seriali, które określane są jako „światowy fenomen”. W ostatnich tygodniach na Netflixie pojawił się już czwarty sezon owego fenomenu. Muszę przyznać, że nie oglądałem tego serialu wcześniej. Dopiero po premierze najnowszej odsłony postanowiłem, że włączę sobie pierwszy odcinek, by zobaczyć, z czym to się w ogóle je. Obejrzałem i się bardzo wkręciłem. Gdzie ja w ogóle byłem w czasie premier poprzednich sezonów? Choć… Fakt odkrycia tego serialu dopiero teraz spowodował, że mogę od razu cieszyć się kilkoma sezonami równocześnie – a to w sumie plus. To rzeczywiście fenomen!

To nie tylko napad

Rok temu widzowie zobaczyli ostatni odcinek innego fenomenu – „Gry o tron”. To również serial, którego wcześniej nie oglądałem. Ba, po opisach fabuły miałem pewność co do jednego: to nie dla mnie, mnie to przyciągnie. I rok temu okazało się, że się pomyliłem. Na przełomie wiosny i lata nadrobiłem wszystkie sezony. I tak samo opis fabuły „Domu z papieru” mnie nie zachęcał. Ot, jakiś Profesor ze swoją ekipą organizuje napad na mennicę w hiszpańskim Madrycie. Brzmi jak opis pewnie co drugiego filmu akcji, który sprowadza się do napadu. Ale to jednak nie jest typowy serial o napadzie. Ba, myślę nawet, że to nie wokół napadu toczy się akcja (choć siłą rzeczy napad jest w jej centrum). Napad to tylko punkt wyjścia do znacznie głębszej, ciekawej i pełnej zwrotów akcji historii.

dom z papieru

fot. kadr z materiału kanału Atresmúsica (YouTube)

Polubić… tych złych

To oczywiście film akcji, thriller. Są wybuchy, postrzały i inne efekty specjalne. Ale to nie o tę akcję tutaj przede wszystkim chodzi – a o barwne, ciekawe postaci. Postaci, które wymykają się stereotypowemu podchodzeniu do różnych osób. Młody, buntowniczo nastawiony do rzeczywistości złodziej okazuje się… największym propagatorem wartości rodzinnych. Inteligentny, zimny przywódca ekipy – Profesor – przeżywa najbardziej romantyczne uczucie. Bohaterowie nie są więc wyłącznie wykonawcami planu napadu (a właściwie to napadów – jak się okazuje w kolejnych sezonach), ale bardzo barwnymi postaciami. Za każdym z nich coś stoi, nikt nie jest nijaki. I choć obiektywnie trzeba przyznać, że robią cos złego – to widz się z nimi bardzo utożsamia i im kibicuje. Lubimy członków ekipy Profesora, dopingujemy ich. Liczymy na to, że założone wcześniej plany zakończą się sukcesem. Czy tak się stanie? Na to pytanie trzeba sobie odpowiedzieć, oglądając ten serial. Ciekawe jest też to, że sama ekipa zachowuje się jak rodzina. Owszem, pewnie to trochę patchworkowa rodzina, ale więzy między nimi są bardzo silne. Czasem owszem, pełne złości i gwałtowności, ale mimo to są za sobą – można rzec, że rzuciliby się w ogień za członków ekipy.

>>> Czy każdy może stworzyć szczęśliwy związek? [RECENZJA] 

Każdy znajdzie coś dla siebie

To thriller, ale nie tylko. Siłą „Domu z papieru” jest to, że ten serial łączy, bardzo płynnie, wiele gatunków i dlatego tak chętnie oglądają go wielbiciele nie tylko filmów akcji. Sporo tu klasycznego dramatu obyczajowego – bo sceneria napadu służy tak naprawdę do pokazania życia w takim mikroświecie. I, jak to w życiu, dzieje się w tym świecie naprawdę dużo. Serial jest świetny właśnie na poziomie relacji międzyludzkich, które mają przecież tak ogromny wpływ właśnie na seriale obyczajowe. Ale nie brakuje też elementów komediowych, romansowych, a nawet i katastroficznych. A nad tym wszystkim króluje absurd. Bo to jest serial absurdalny, wyolbrzymiony. Nie można odbierać go realistycznie, choć minione tygodnie udowadniają chyba każdemu z nas, że te nierealistyczne scenariusze czasem się realizują.

dom z papieru

fot. kadr z materiału kanału Atresmúsica (YouTube)

Zabawa z widzem

Zaproponowany nam absurd ma wpływ na liczne zwroty akcji. Dzięki nim widz naprawdę nie spodziewa się, co się za moment może wydarzyć – czy coś wybuchnie, co ktoś powie czy zrobi. Ten serial jest zabawą z widzem – zabawą w kotka i myszkę. Próbujemy wyprzedzać akcję, zgadywać, co się zaraz wydarzy – i najczęściej lądujemy w polu, bo fabuła nas naprawdę zaskakuje. Dlatego, choć to serial czysto rozrywkowy, to jest to też serial ambitny. Wymaga on od widza myślenia, zastanawiania się – trochę jak dobrze napisany kryminał (nad tym, kto jest tak naprawdę dobry, a kto zły też się w sumie można tu zastanawiać). „Dom z papieru” rzeczywiście wciąga, warto zresztą oglądać go „seryjnie” – wtedy wiele rzeczy można sobie uporządkować. Wciąga akcja, wciągają bohaterowie, zachwycają zdjęcia (zwłaszcza te egzotyczne w trzecim sezonie) i cudowna, niesztampowa muzyka. Ta ostatnia zresztą jest też swoistym bohaterem „Domu z papieru”. Ja cieszę się, że mam jeszcze do obejrzenia kilka odcinków (końcówkę trzeciego i cały czwarty sezon). A jeśli ktoś jeszcze nie zna „Domu z papieru” – to narodowa kwarantanna jest dobrym czasem na nadrobienie tej zaległości. 

Wybrane dla Ciebie

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze