Zamiast do Kazachstanu, trafił do Bochni. Ks. Piotr pokazuje nam pracę w DPS-ie w czasie epidemii [ZDJĘCIA]
Siostry i księża na pomoc DPS-om i szpitalom w walce z koronawirusem. To w tym trudnym czasie ważny promyk nadziei. I to promyk o niegasnącym źródle nadziei, bo tą nadzieją jest Chrystus Zmartwychwstały. Ten, który zwyciężył śmierć. To szczególnie było można odczuć teraz – w czasie świąt wielkanocnych. Bo właśnie na same święta do Domu Pomocy Społecznej w Bochni przyjechały dominikanki i ks. Piotr. Miał wyjechać do Kazachstanu, Bóg bardziej potrzebował go jednak w Bochni.
Ks. Piotr Dydo-Rożniecki to kapłan diecezji tarnowskiej. Pochodzi z Mielca. Od półtora roku posługuje jako misjonarz w Kazachstanie. W marcu przyleciał do Polski, aby wyrobić nową wizę, ale do swojego kraju misyjnego już nie wrócił. Wszystko przez wstrzymany transport lotniczy. O swojej już prawie dwutygodniowej misji w bocheńskim DPS-ie opowiada Maciejowi Kluczce.
Maciej Kluczka (misyjne.pl): Pierwsze doniesienia z Bochni były dramatyczne. Po przyjeździe sióstr dominikanek pierwszy pożar został ugaszony – personel DPS-u został wzmocniony, choć bardziej trzeba powiedzieć: „zastąpiony”. To było „zbawienne zastępstwo”. Jak sytuacja wygląda teraz?
Ks. Piotr Dydo-Rożniecki: W Wielki Piątek przyjechały siostry dominikanki. Ja dzień później, a w Wielkanoc przyjechała kolejna siostra, z Kielc. Sytuacja była na tyle poważna, że po przewiezieniu do szpitala pensjonariuszy, u których wykryto koronawirusa, podjęto decyzję o dezynfekcji całego budynku. Skończyła się o 20:00 w Wielką Sobotę. I wtedy wprowadziliśmy środki reżimu epidemicznego.
Ilu teraz jest mieszkańców, a ilu było przed częściową ewakuacją do szpitala?
Teraz jest 37 osób, w sumie mieszkało tu ponad 60 podopiecznych.
A ile osób się nimi opiekowało? Zanim przyjechały siostry i ksiądz?
Były tu tylko dwie osoby. Te dwie osoby ofiarnie, do samego końca, były z pensjonariuszami.
Teraz jest więc 8 sióstr i ksiądz. Dajecie radę?
Są jeszcze 2 dziewczyny – Karolina i Weronika – studentki pielęgniarstwa z Krakowa. Jedna pochodzi z Gorlic, a druga z Wielunia. Chciałbym to podkreślić, bo po pierwsze w relacjach z Bochni to nie wybrzmiewa. A po drugie – może to zachęci innych młodych, by też pomóc? Ich przygotowanie medyczne jest ogromną pomocą dla lekarza, który jest w DPS-ie. Ja z siostrami mogę zająć się sprawami socjalnymi: rozdawaniem posiłków, pielęgnacją, rozmową. Ja służę też sakramentami.
Przeczytaj też >>> Ks. Robert zanosi Chrystusa chorym na koronawirusa
To również bardzo ważne. Kiedy powinna nastąpić zmiana – wymiana personelu w tym DPS-ie? Kiedy będziecie mogli zejść ze służby?
Po tygodniu od naszego negatywnego badania na obecność koronawirusa. W poniedziałek okazało się, że wyniki mamy negatywne. Od tygodnia od tego wyniku można będzie zmniejszać też reżim sanitarny. A kiedy będziemy mogli wyjść? Tego jeszcze nie wiemy. Wymienić nas będą mogli ci, którzy byli na kwarantannie, a mają wynik ujemny albo tzw. ozdrowieńcy. Będą mogli stopniować wracać do domu i podejmować swoje zadania. Najważniejsze jest to, żeby wirus w DPS-ie się już ponownie nie pojawił, żebyśmy mogli dokończyć swoja służbę i żeby mógł tu wrócić personel i wszyscy pensjonariusze.
Czyli teraz czekacie na drugi negatywny wynik, wynik badania kontrolnego. Będziemy się o to modlić! Jak wygląda księdza dyżur?
Mamy system zmianowy, ośmiogodzinny. Od 7 do 15, od 15 do 23 i od 23 do 7. To przede wszystkim pielęgnacja osób, rozdawanie posiłków, rozmowa. I wszystko z zachowaniem środków bezpieczeństwa.
Co było najtrudniejszego po przyjeździe? Sprawy techniczne czy może sprawy duchowe? To w końcu był czas świąt.
Najtrudniejsze było to, że wchodziliśmy do nowego środowiska – oni nas nie znali, my ich też nie znaliśmy. Nawiązanie tych relacji było na początku najważniejszym i najtrudniejszym zadaniem. Szybko jednak udało się „przełamać lody”. Niesamowitym doświadczeniem była wdzięczność, jaką ci ludzie wyrażają. Będę o tym świadczyć do końca życia. Takiej wdzięczności, tak wypowiadanego słowa „dziękuję”, w życiu jeszcze nie doświadczyłem. Będę to zawsze pamiętać. „Dziękuję” za podanie łyżki, posiłku, przemycie, za wydzielenie papierosa…
A nie było sytuacji trudnych? Nie znaliście się, mogła pojawić się nieufność w relacjach.
Nie było tak trudnych sytuacji. Zdobycie ufności jest bardzo ważne. Gdy założyliśmy kombinezony, to trudno było nawet rozpoznać, czy to ksiądz czy siostra zakonna. Niekiedy za plecami słyszałem pytanie: „Ksiądz czy siostra?”. Jak odpowiadałem, że ksiądz, to słyszałem: „Dziękuje księże, że jesteście z nami”. Raz, gdy szedłem korytarzem, podjechał do mnie mężczyzna na wózku i mówi: „Ojcze?”, odpowiadam mu: „Tak? Słucham?”. I słyszę: „Dziękuje za wczorajszą spowiedź”. I pojechał… To są chwile, które trudno opisać…
A czy udało się w Wielkanoc odprawić mszę? Był na to czas? Była w ogóle taka możliwość?
Msze celebrujemy w miejscu naszego skoszarowania, tam gdzie odpoczywamy. Przyjechałem w Wielką Sobotę, to był mój pierwszy raz w posłudze kapłańskiej, gdy nie odprawiłem liturgii wigilii paschalnej. Moją ofiarą był dyżur, który wtedy pełniłem. W Wielkanoc, gdy zszedłem z pierwszej zmiany, odprawiłem mszę. Nie obyło się bez wzruszeń. Siostry, gdy tu przyjeżdżały, myślały, że spędzą cały ten czas bez sakramentów, bez Eucharystii, bez Komunii Świętej. Okazało się inaczej. Pieśń „Zwycięzca śmierci…”, którą zaśpiewaliśmy na wejście, długo będzie mi się kojarzyła z tą msza wielkanocną.
Jak to się stało, że ksiądz tak po prostu przyjechał do Bochni? Nie miał ksiądz innych obowiązków? Przecież to okres świąteczny…
Moją placówką jest parafia Przemienienia Pańskiego w Atyrau w Kazachstanie. Jestem tam od półtora roku. Do Polski przyjechałem załatwić kilka spraw i chciałem wrócić tam na święta, ale przez zamknięte granice to się nie udało. Nie mogłem wylecieć z Polski. Był samolot w Wielki Piątek do Kazachstanu, ale tylko dla obywateli tego kraju. Dlatego zostałem na święta w Polsce. Kłóciłem się z Panem Bogiem… Mówiłem: „Panie Boże, przyjechałem do Polski, gdzie jest tylu księży. Jestem potrzebny w Kazachstanie!”. Gdy zobaczyłem w Wielką Sobotę informację o trudnej sytuacji w DPS-ie – to wołanie z Bochni – to rozpoznałem w tym głos Boga. Podjąłem decyzję – jadę. Mój biskup się zgodził, przełożona generalna dominikanek rozmawiała ze starostwem, była zgoda, przyjechałem.
Co ten czas księdzu pokazał? Ma już ksiądz takie przemyślenia? Czy jeszcze nie było na nie czasu?
Takie myśli same przychodzą. Na pewno wiem, że warto nauczyć się doceniać to, co mamy. Ważna jest wdzięczność, umiejętność dziękowania za drobne rzeczy. Nauczyłem się też tego, że niekiedy największą trudnością, bolączką mogą nie być sprawy zdrowotne, choroby, dolegliwości, ale samotność, po prostu samotność. Ona też boli.
To jest pierwsza tego typu praca w księdza życiu?
Nie. Pochodzę z diecezji tarnowskiej, a w tamtejszym seminarium, po trzecim roku studiów, każdy kleryk odbywa praktykę w szpitalu. Nie jako szpitalny kapelan, ale jako salowy, pielęgniarz. To bardzo ważne i przydatne doświadczenie. Dlatego ludzkie cierpienie, także to w szpitalu, nie było mi obce, choć doświadczenie tego w sytuacji epidemii to dla mnie nowość.
Tęskni ksiądz za Kazachstanem?
Tęsknię za parafianami, którym posługuję, ale wierzę, że teraz posługa w Bochni to Boża wola.
Jak duża jest księdza parafia? Jak duży to obszar? Ilu wiernych? Czym życie wikarego w Kazachstanie najbardziej różni się od życia wikarego w Polsce?
Moja administratura apostolska Atyrau ma terytorium, którego powierzchnia jest dwukrotnie większa od powierzchni Polski. Mamy 6 parafii. Dwie najbardziej oddalone od siebie dzielą 2 tysiące kilometrów. Rok temu świętowaliśmy 20 lat obecności Kościoła katolickiego w tej części Kazachstanu.
Przeczytaj też >>> 102-letnia zakonnica wyleczona z COVID-19. „Myślę, że dziś nie pójdę jeszcze do kościoła”
Kilka dni temu siostry – za pomocą wideokonferencji – rozmawiała z Pierwszą Damą. Rozmowa dotyczyła sytuacji w ośrodku. Agata Kornhauser-Duda wyraziła ogromną wdzięczność za natychmiastową i odważną decyzję sióstr, które w dniu, kiedy otrzymały prośbę o wsparcie wyruszyły do Bochni, by zapewnić całodobową opiekę podopiecznym ośrodka. – Dziękuję za tę niezwykłą posługę i bohaterską postawę – mówiła Pierwsza Dama. Obecnie w placówce znajduje się 32 pacjentów z niepełnosprawnością intelektualną i ruchową oraz 85 seniorów. Do placówki dojeżdżają lekarz i dwie wolontariuszki.
Mapa pomocy hojnych serc
Fundacja Sióstr św. Dominika zbiera fundusze potrzebne na wyposażenie dla tych, którzy niosą pomoc w DPS-ach. Informacje na stronie Fundacji. Duchowni pomagają służbie medycznej i pracownikom DPS-ów nie tylko w Bochni. Tych miejsc jest o wiele więcej. Pomagają zarówno w miejscach, gdzie są pacjenci z COVID-19, jak i tam, gdzie koronawirusa jeszcze nie ma, ale potrzeby chorujących wraz z pandemią przecież nie zniknęły. 20 sióstr zakonnych zgłosiło się do Mazowieckiego Szpitala Bródnowskiego w Warszawie, aby pomagać w opiece nad pacjentami. Jest to bardzo ważny gest skierowany nie tylko w stronę pacjentów, ale także wszystkich pracowników służby medycznej – mówił dyrektor tego szpitala.
Przyznał, że w związku pandemią szpitalowi doskwierają braki kadrowe. – Wielu pracowników opiekuje się swoimi dziećmi, pozostaje na zwolnieniach. W naszym przypadku jest to ponad 400 osób z całego zespołu, który liczy 1800 pracowników. Mimo to szpital cały czas przyjmuje pacjentów w trybie ostrego dyżuru – to są wypadki drogowe, zawały. Dlatego, aby móc opiekować się naszymi pacjentami, potrzebujemy stabilnej sytuacji kadrowej – podkreślił dyrektor w pierwszym dniu pracy sióstr. W gronie wolontariuszek są między innymi felicjanki, urszulanki i loretanki. Większość z nich ma wykształcenie medyczne i doświadczenie zawodowe. – W gronie tym jest na przykład praktykująca psycholożka, która ma jednocześnie duże doświadczenie pielęgniarskie. Jesteśmy, więc niezwykle wdzięczni za otwartość i hojność serca osób konsekrowanych – powiedział rzecznik prasowy szpitala.
Rozeznałam, że trzeba iść tam, gdzie potrzebuje nas konkretny człowiek. Mam skończoną szkołę położnych. Chociaż od wielu lat nie pracowałam w zawodzie, a co za tym idzie nie mam uprawnień, to jednaka poczułam, że jest potrzeba, aby powrócić do medycyny, jako wolontariusz. (s. Klemensa Misiurewicz ze Zgromadzenia Urszulanek Unii Rzymskiej w rozmowie z Polską Agencją Prasową)
Z kolei w Czernichowie (woj. śląskie) serafitki pomagają w ośrodku, w którym wykryto zarażenie koronawirusem. To ośrodek opieki długoterminowej. Tam, na blisko 200 pacjentów (także obłożnie chorych), ponad 20 jest zakażonych. Siostry zakonne, zanim przystąpiły do pracy, zostały wyposażone w ubrania ochronne, przeszły szkolenie z zakresu stosowania środków ochrony indywidualnej. – Jedna z sióstr jest pielęgniarką, więc została oddelegowana do pomocy personelowi medycznemu. Pozostałe będą pomagać przy innych zadaniach związanych z opieką nad pensjonariuszami – mówi Dawid Burzacki, koordynator Zintegrowanej Służby Ratowniczej.
Tu też – jak w przypadku dominikanek w Bochni – potrzebna jest pomoc. „Pomimo tego, że ośrodek jest prywatny, to problemy ma takie, jak każda inna placówka tego typu w całej Polsce. Najbardziej potrzebne są: pulsoksymetry, kombinezony ochronne, maseczki ochronne FFP2 i FFP3, płyny do dezynfekcji, wysokie ochraniacze. W sprawie przekazywania tych rzeczy kontaktować można się pod numerem telefonu 666 112 695”.
Do pomocy ruszyli też salezjanie w Krakowie. 12 współbraci na prośbę władz miasta rozpoczęło wolontariat w krakowskim Domie Pomocy Społecznej, który otacza opieką osoby zmagające się z przewlekłymi chorobami psychicznymi. Są oni wsparciem personelu. Pomoc w codziennych prostych czynnościach związanych z porządkami i dezynfekcją jest troską o tych najsłabszych, którzy są szczególnie narażeni na zarażenie koronawirusem ze względu na słabą kondycję zdrowotną. Każdego dnia, na prośbę abp. Stanisława Gądeckiego, przewodniczącego Konferencji Episkopatu Polski, salezjanie łączą się też w modlitwie różańcowej i w śpiewie suplikacji.
Sytuacja związana z pandemią zmusiła wielu salezjanów z Krakowa do zmiany stylu pracy i szukania nowych dróg dotarcia z Ewangelią do najbardziej potrzebujących. Tak jak ksiądz Bosko, otwarci na znaki czasu stawiliśmy czoła nowym wyzwaniom. Wielu współbraci podjęło konkretne dzieła. (kleryk Maciej Sokalski SDB)
Dzięki wsparciu zakonów opanowano też dramatyczną sytuację związaną z koronawirusem w Domu Pomocy Społecznej w Stalowej Woli. Po wykryciu zakażenia SARS-CoV-2 u jednego z mieszkańców część personelu medycznego poszła na zwolnienia lekarskie, a kilkunastu innych pracowników zostało objętych kwarantanną. Z powodu dużych braków w personelu starosta stalowowolski poprosił o pomoc przełożonych zakonnych. Z pomocą dotarły siostry dominikanki oraz bracia kapucyni.
Z kolei dwóch braci z opactwa benedyktynów w Lubiniu (woj. wielkopolskie) wyjechało do Kalisza, gdzie zabrakło pielęgniarzy w tamtejszym domu opieki społecznej. Tam też dotarł nieproszony gość – koronawirus. Decyzję o posłudze chorym podjęli po lekturze Pisma Świętego. W kaliskim centrum opieki długoterminowej leczeni są m.in. pacjenci onkologiczni. Również tam dotarły dominikanki: s. Małgorzata z Kłodzka i s. Krystiana z Gdańska. Zakażenie stwierdzono zarówno wśród pacjentów, jak i u personelu medycznego. Wczoraj poinformowano o kolejnych zakażeniach, bardzo szybko zapadła decyzja o ewakuowaniu zainfekowanych do szpitala zakaźnego w Poznaniu. W przeprowadzeniu ewakuacji wzięło ponad 80 żołnierzy z Wojsk Obrony Terytorialnej, 2. Wojskowego Szpitala Wojskowego we Wrocławiu i 6. Batalionu Chemicznego Sił Powietrznych ze Śremu wspieranych przez żandarmerię wojskową i policję. Kolejna – już trzecia – ewakuacja musiała być przeprowadzona dzisiaj. W pierwszej fazie tej operacji pensjonariusze byli wystraszeni i płakali, ale zostali uspokojeni.
Obecnie oczekujemy także na wyniki 124 wymazów pobranych w Domu Pomocy Społecznej w Kaliszu. Jeśli będziemy mieli do czynienia z wynikami dodatnimi, pacjenci będą transportowani do Poznania i Wolic. (dyrektor Wydziału Zdrowia w Wielkopolskim Urzędzie Wojewódzkim Damian Marciniak)
Na mapie pomocy nie można ominąć Jeleniej Góry. 14 kwietnia rektor legnickiego seminarium duchownego, ksiądz Piotr Kot, jako wolontariusz zamknął się z grupą zakażonych koronawirusem w jeleniogórskim ośrodku Caritas. Opiekuje się nimi z grupką sióstr zakonnych i czwórką wolontariuszy. W ostatnich dniach koronawirus zaatakował pensjonariuszy Domu Pomocy Społecznej „Zameczek” w Lublińcu w województwie śląskim. W ośrodku potwierdzono do tej pory kilkanaście zachorowań. Mimo heroicznej postawy wielu pracowników ośrodka, którzy spędzają na miejscu całą dobę, brakuje rąk do pracy. Na prośbę starosty lubinieckiego, do personelu dołączyła trójka wolontariuszy z oblackiej wspólnoty NINIWA. Jola, Franek i Kasia rozpoczęli swoją dwutygodniową misję.
Nasza „mapa pomocy” na pewno nie obejmuje wszystkich osób konsekrowanych: księży, zakonników, sióstr zakonnych, którzy w tych dniach zakasali rękawy, ubrali kombinezony i przyłbice. Tych wszystkich akcji nie można nawet nazwać gestami pomocy, bo gest kojarzy się z czymś krótkim, jednorazowym, a ci wszyscy ludzie trwają na posterunku, dzień w dzień służą potrzebującym. Kwintesencja Ewangelii! Papież mówił w Niedzielę Miłosierdzia Bożego, że podczas pandemii światu grozi „jeszcze gorszy wirus: obojętnego egoizmu”. Wszyscy wyżej wymienieni dają mocne podstawy, by mieć nadzieję, że z tym wirusem też damy sobie radę!
Przeczytaj też >>> Brazylia: koronawirus w fawelach, gdzie woda i mydło są luksusem
Galeria (7 zdjęć) |
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |