arch. Zbigniewa Halemby OMI

Zbigniew Halemba OMI: daję z siebie wszystko, a resztę zostawiam Bogu [ROZMOWA]

– Moim zadaniem jest głosić Ewangelię, nawet wtedy, gdy garstka osób przyjdzie do kościoła – mówi Zbigniew Halemba OMI. To misjonarz, który od czterech miesięcy pracuje na misjach w Arktyce. I – jak zaznacza w rozmowie z Karoliną Binek – wcale nie jest to łatwe zadanie.

Karolina Binek: Jak wygląda Twoja codzienność na misji w północnej Kanadzie?

Zbyszek Halemba: – Na misji jestem sam, a najbliższa kolejna misja znajduje się ok 300 kilometrów ode mnie. Jestem początkującym misjonarzem północy, więc wiele spraw jest dla mnie nowych i wymagających. Przyjechałem tutaj ok. czterech miesięcy temu temu. Moja codzienność jest dość regularna, chociaż często coś niespodziewanego się wydarzy. Rano modlitwa, posiłek i czas na sprawy parafialne i duszpasterskie, takie jak np. przygotowanie kazań czy konferencji. Później dość często ktoś przyjdzie, prosząc o rozmowę, jedzenie czy pomoc z różnymi dokumentami. Czasami ludzie zapraszają mnie do siebie na modlitwę czy poświęcenie domu. Tutaj jest mała społeczność i utrzymuje się bardzo bliskie relacje z ludźmi. Każdy wie, że misja jest otwarta dla każdego o niemalże każdej porze. Na szczęście w czasie dnia polarnego nikt nie przychodzi nocą, przynajmniej mi się jeszcze to nie zdarzyło. Ciekawe jest to, że popołudniu każdego dnia jest przerwa na lunch. Wtedy to niemalże cała wioska, w której mieszka 1200 osób, przestaje pracować, a dzieci wychodzą ze szkoły na godzinę przerwy do swoich domów. Misja w Naujaat jest o tyle wyjątkowa, że prawie codziennie przychodzą tutaj dzieci. Jest prowadzony specjalny program dla nich. Tak więc dzieci przychodzą do kościoła, aby wspólnie się bawić, modlić – codziennie uczestniczyć we mszy świętej i otrzymać coś do jedzenia. Wielu z nich traktuje kościół jak swój drugi dom. Cały dzień mam więc dość wypełniony obowiązkami.

arch. Zbigniewa Halemby OMI

Zatem, w jaki sposób udaje Ci się ogarnąć tak wiele spraw w ciągu dnia? Nie męczy Cię to?

– Mam jedną zasadę: daję z siebie wszystko, a resztę zostawiam Bogu. Nadal przyzwyczajam się do pracy tutaj, bo świat na północy wygląda zupełnie inaczej niż na południu. Oprócz pracy duszpasterskiej, mam też wiele innych obowiązków – remonty, gotowanie, sprzątanie, akcje rozdawania jedzenia potrzebującym, cała sfera administracyjna parafii itd. Dla przykładu, ostatnio musiałem naprawić dach. Część była poluzowana, a w tutejszym klimacie bardzo często występują silne wiatry i burze śnieżne. Takie sprawy nie mogą długo czekać, bo może się okazać, że obudzisz się rano bez dachu.

Co jest dla Ciebie najtrudniejsze na tej misji?

– Na pewno poznawanie tutejszych ludzi, ich kultury i sposobu myślenia. Często doświadczam tego, że mają inne podejście do wielu spraw. Wyzwaniem jest też język. Nauka inuktitut jest bardzo wymagająca, a ja nie mam na nią zbyt wiele czasu. Dużo czasu pochłania też zajmowanie się na misji dziećmi, których liczba czasami sięga nawet do prawie czterdziestu. Zdarza się, że jest to męczące (śmiech). Ale na pewno nie mogę narzekać na nudę.

arch. Zbigniewa Halemby OMI

Wiele osób, myśląc o północnej Kanadzie, ma przed oczami igloo i dużo śniegu. Ale chyba dziś nie do końca tak wygląda ten obszar i nie odprawiasz mszy w igloo, prawda?

– Te czasy już dawno minęły. Mamy kościół połączony z holem. Jest u nas sklep, w którym można kupić większość podstawowych produktów – takich jak warzywa, owoce, sprzęt czy broń i naboje. Dość często się też zdarza, że niektórych produktów brakuje. Zależy to od pogody, bo zdarza się, że przez wiatr lub burzę śnieżną nie mogą przylecieć samoloty. Ciekawe to uczucie, jak modlisz się w kościele i czujesz że pod wpływem silnego wiatru cały się trzęsie. Czasy igloo już minęły. Czasami ktoś dla rozrywki może zbudować jakieś igloo przed domem. Aktualnie tutejsi mieszkańcy mają domy. Niektóre są naprawdę małe i kompletnie niewystarczające dla wielopokoleniowej rodziny. Czasem w jednym domu mieszka i 15 osób.

Jak mówić ludziom w takich warunkach o Bogu? Wydaje mi się, że to nie jest łatwe.

– W takich warunkach jest tym bardziej potrzeba mówienia o Bogu. To w Nim znajdujemy pociechę. Nieważne, w jakich warunkach nas postawił. Bo w każdym miejscu nas zbawia i niezależnie od tego, gdzie jesteśmy, to mamy tam się uświęcać. Moim zadaniem jest głosić Ewangelię, nawet wtedy, gdy garstka osób przyjdzie do kościoła. Ewangelia jest tutaj głoszona na wielu frontach. Od ambony, poprzez codzienny kontakt z ludźmi i towarzyszenie im w codziennych trudach, których na północy nie brakuje, po samotną modlitwę w zaciszu kościoła.

arch. Zbigniewa Halemby OMI

Msza święta, w której biorą udział Inuici, bardzo różni się od tej w Polsce?

– Msza jest taka sama jak w Polsce. Inuici jedynie siadają i stoją w innych miejscach niż u nas. I msza trwa tutaj dłużej, bo inuktitut jest językiem bardzo długim, a do tego jeszcze moje kazanie musi być tłumaczone. Poza tym Inuici uwielbiają śpiewać i zawsze wykonują wszystkie zwrotki pieśni.

Co Tobie daje praca na tej misji? Spełniasz się dzięki niej w swoim powołaniu?

– Mam w sobie wewnętrzne spełnienie. Ja marzyłem o misjach, chociaż nigdy nie spodziewałem się, że mogę trafić na krańce świata lodowatej, do Arktyki. Zawsze chciałem jechać gdzieś, gdzie nie ma kapłanów. A tutaj, jak nigdzie indziej, jest olbrzymia potrzeba kapłanów. Wiele miejsc jest niestety nieobjętych opieką duszpasterską. Czekam z nadzieją i modlę się o to, żeby pojawili się oblaci czy inni kapłani, którzy chcieliby do mnie dołączyć. Mimo trudności, czuję się na swoim miejscu. Nie wiem, ile tu wytrwam, bo jest to trudna misja. Ale chciałbym zostać na tej misji do końca życia i mam nadzieję, że Pan Bóg tak mnie poprowadzi, by się to udało.

arch. Zbigniewa Halemby OMI

Polscy Misjonarze Oblaci Maryi Niepokalanej pracują wśród Polonii kanadyjskiej od roku 1986 r., kiedy przybył do tego kraju br. Antoni Kowalczyk OMI, kandydat na błogosławionego. On w sposób symboliczny łączył pracę ewangelizacyjną wśród ludności Pierwszych Ludów (Indian) z pracą wśród swoich rodaków – imigrantów. Praca wśród tych ostatnich rozwija się od mianowania w kwietniu 1898 r. o. Wojciecha Kulawego OMI misjonarzem dla Polaków, Niemców, Słowaków, Ukraińców i innych europejskich osadników z okolic Winnipeg. Ważnym wydarzeniem, dynamizującym pracę polskich oblatów na rzecz imigrantów, było utworzenie w 1956 r. niezależnej polonijnej oblackiej Prowincji Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny w Kanadzie, która obecnie prowadzi 30 parafii, w większości w ośrodkach miejskich. Aktualnie w tej prowincji pracuje prawie 60 oblatów z Polski lub polskojęzycznych. Ich prowincjałem jest Jacek Nosowicz OMI. 

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze