Zbigniew Wojciechowski: serce dla Ukrainy [WYWIAD]
– Lubelskie współpracuje z partnerami z Ukrainy od lat, a szczególnie intensywnie od samego początku wojny. Istotnie, jesteśmy liderem w niesieniu pomocy Ukrainie i jej mieszkańcom przybyłym do Polski. Ze względu na swoje położenie w pasie transgranicznym stosunki z najbliższymi sąsiadami traktujemy priorytetowo. Mam nadzieję, że razem doprowadzimy do jak najszybszej odbudowy Ukrainy oraz do rychłego dołączenia naszego sąsiada do Unii Europejskiej – podkreśla Zbigniew Wojciechowski. W rozmowie z KAI wicemarszałek województwa lubelskiego mówi o różnorakiej pomocy dla Ukraińców po wybuchu wojny, współpracy na wszystkich szczeblach z ukraińskimi partnerami, wyzwaniach związanych z odbudową kraju po wojnie, pojednaniu polsko-ukraińskim a także osobistych relacjach z Ukrainą.
Waldemar Piasecki (KAI): Cieszy się Pan opinią największego przyjaciela Ukrainy wśród polskich samorządowców. Dlaczego?
Zbigniew Wojciechowski: Nie zgrzeszę pychą i nie będę potwierdzał, że tak jest…
Medal Za Zasługi dla Ukraińskich Sił Zbrojnych od generała Walerija Załużnego, udział w spotkaniu prezydenta Wołodymyra Zełeńskiego z władzmi Polski, dwa doktoraty honorowe ukraińskich uczelni, znakomite przyjacielskie relacje z władzami wszystkich ukraińskich obwodów nadgranicznych, prowadzenie od ćwierćwieku Fundacji „Wspólne Korzenie” dokumentującej związki polsko-ukraińskie. Do tego żona, lwowianka Jaryna i wasz syn Aleksander, szwagier Paweł, który bronił Bachmutu, córka Wiktoria, znana europejska artystka-fotograficzka, która zasłynęła projektem „Iskry” powstałym w latach 2014-16 na Ukrainie, o żołnierzach, którzy walczyli z prorosyjskimi separatystami na wschodzie i na południu Ukrainy od 2014 roku. Portretom tych ludzi towarzyszyły projekcje wideo, zdjęcia z frontu. Prezentowany był w całej Europie na długo przedtem, zanim Putin wydał pełnoskalową wojnę Ukrainie przed rokiem. Czy to mało?
– Pochodzę z terenów Lubelszczyzny sąsiadujących z Ukrainą, przenikanie kulturowe zawsze było tu bardzo silne, także bardzo dobra wzajemna znajomość mentalności polsko-ukraińskiej. Gieroyciowską prawdę: „Nie ma wolnej Ukrainy bez wolnej Polski i wolnej Polski bez wolnej Ukrainy” miałem dobrze i praktycznie przerobioną. Reszta jest kontynuacją.
Czy elementem tej kontynuacji były studia na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim?
– Zdecydowanie tak. Uczelnia ta promieniowała otwarciem na dziedzictwo środkowo-wschodnioeuropejskie. Myślę przede wszystkim o jej rektorze ojcu profesorze Mieczysławie Krąpcu, architekcie znaczenia KUL i profesorze Jerzym Kłoczowskim, który współpracował z naszym największym profesorem, późniejszym papieżem Janem Pawłem II. Profesor Kłoczowski wniósł oczywisty wkład w zbliżenie i współpracę polsko-ukraińską.
Z innych moich mistrzów akademickich, związanych ze studiami prawniczymi, które ukończyłem, muszę wymienić profesorów Wiesława Chrzanowskiego i Adam Strzembosza, u którego pisałem pracę magisterską „O wolności sumienia i wyznania w polskim prawie karnym”. Oni obaj ukształtowali mnie zawodowo i w dużej mierze etosowo. Moim mentorem był także mecenas Jan Olszewski, zdeterminowany obrońca działaczy opozycji przed sadami PRL-u, późniejszy premier.
Jest Pan ideowym piłsudczykiem. Do historii Lublina przeszła Pana walka o postawienie pomnika Marszałka na reprezentacyjnym Placu Litewskim…
– Od razu sprostuję, że koncepcja i realizacja pomnika była dziełem zbiorowym całego komitetu społecznego, któremu przewodniczyłem. Dokładniej, chodziło o zastąpienie postacią Józefa Piłsudskiego statui sowieckiego żołnierza, który był centralnym elementem tzw. Pomnika Wdzięczności z końca 1945 roku. Ostatecznie udało się to 10 listopada 2001 roku, kiedy w wigilię Dnia Niepodległości ustawiono posąg przedstawiający Marszałka dosiadającego „Kasztanki”, oparty na przedwojennym projekcie profesora Jana Raszki, legionisty i przyjaciela Piłsudskiego, w aktualizacji Krzysztofa Skóry, a odlany w brązie w pracowni Tadeusza Zwolińskiego. Była to jednak tylko prowizorka budowlana, bowiem wojewódzka konserwator zabytków nie wyrażała zgody na pomnik, który – jej zdaniem – nie pasował do otoczenia.
Wymyślił Pan wtedy fortel…
– Żeby pomnik nie miał charakteru budowli stałej i nie mógł bezpośrednio stykać się z ziemią (podłożem), zaproponowałem ustawienie go na folii plastykowej, bo wtedy był już tylko budowlą tymczasową, na co zgoda pani konserwator nie była wymagana. W ciągu następnych trzech miesięcy, dzięki generalnemu konserwatorowi zabytków udało się pokonać wszelkie przeszkody i załatwić wszystkie wymagane formalności.
Rozpoczął Pan także i zrealizował w Lublinie dwa inne ważne dla Ukraińców pomniki.
– W 2015 roku był to Pomnik Ofiar Wielkiego Głodu na Ukrainie – sowieckiego ludobójstwa, które w latach 1932-33 doprowadziło do śmierci kilku milionów Ukraińców, w tym również około 40 tysięcy Polaków. W 2019 roku Pomnik Żołnierzy Atamana Symona Petlury – sojusznika Józefa Piłsudskiego w wojnie z Sowietami w 1920 roku – stanął na lubelskim cmentarzu przy ulicy Lipowej, gdzie znajdują się ich groby. Chodziło o gest pamięci i solidarności z ofiarami tego samego wspólnego wroga sowieckiego, o pokazanie wspólnoty losów.
Ustaliwszy powyższe, przejdźmy do tematu obecnej wojny. Jak zapamiętał Pan dzień napaści Rosji na Ukrainę 24 lutego ubiegłego roku?
– Takich rzeczy się nie zapomina. O tym, że Putin podjął decyzję o napaści, było już jasne w godzinach wieczornych 23 lutego, kiedy prezydent Wołodymyr Zełeński w swym orędziu telewizyjnym oświadczył: „Jeśli zostaniemy zaatakowani, jeśli będą chcieli odebrać nam nasz kraj, naszą wolność, nasze życie i życie naszych dzieci, będziemy się bronić”. Powiedział też, że próbował skontaktować się z Putinem, ale odpowiadała mu „głucha cisza”. Dostałem kilka telefonów z Ukrainy tuż po zakończeniu tego wystąpienia. Było niemal pewne, że do napaści zostały już tylko godziny. Dwudziestego czwartego byłem w swojej pracy już o siódmej rano. Godzinę później dowiedziałem się, że Rosja ponownie najechała na Ukrainę.
Jak zaczęliście reagować?
– Pierwszym celem była koordynacja przekraczania granicy ukraińsko-polskiej, najdłuższej w naszym województwie i mającej najwięcej punktów granicznych. Wiedzieliśmy dobrze, że będą ją przekraczać przede wszystkim kobiety z dziećmi, bo stający do obrony kraju mężczyźni będą chcieli zapewnić im bezpieczeństwo poza terenami walk, bombardowań i ostrzału. Poza sprawnym przekraczaniem granicy i transportem trzeba było zapewnić uchodźcom miejsca zakwaterowania i wyżywienie oraz pomoc medyczną. To były nasze najpilniejsze wyzwania.
Także w Pańskim mieszkaniu znalazło schronienie wiele osób…
– Już w drugim dniu po napaści zaczęli do nas przybywać uchodźcy. W pracy miałem ręce pełne roboty, ale zadzwoniłem do żony z pytaniem, w czym mogę pomóc. Usłyszałem: „Nie przyjeżdżaj do domu, bo jest tu tylu ludzi, że nie ma gdzie postawić nogi”. Pamiętam to doskonale. Byliśmy już przygotowani na przyjęcie potrzebujących. Wypożyczyliśmy od naszej rodziny i przyjaciół materace, koce, poduszki i kołdry, ale okazało się, że jest tego za mało. Dom był pełen ludzi – zmęczonych, głodnych i wyczerpanych po kilkunasto- a nawet kilkudziesięciogodzinnym przekraczaniu granicy. W sumie znalazło się u nas trzydzieści sześć osób. Ostatecznie oddaliśmy do dyspozycji swoje mieszkanie o powierzchni niespełna 70 metrów kwadratowych piętnastu osobom, znajdując pozostałym lokum u innych. Proszę jednak nie odbierać tego jako czegoś nadzwyczajnego. Takich rodzin, jak moja, było na szczęście naprawdę wiele, tysiące.
Jak przeżywaliście w rodzinie napaść rosyjską?
– Ciężko. Po pierwsze dlatego, że coś takiego w ogóle się dzieje, po drugie, że dotyka to wielu bliskich nam ludzi. Moja żona jest lwowianką i tym bardziej przeżywała ten bandycki najazd. Na samym początku jej brat zgłosił się do obrony Lwowa a po kilku miesiącach został skierowany do walk w Bachmucie. Pamiętam, jak moi przyjaciele z Ukrainy robili „koktajle Mołotowa”, bo nie mogli w inny sposób się uzbroić, a chcieli walczyć z okrutnym najeźdźcą. Wielu moich ukraińskich znajomych i kolegów znalazło się na pierwszej linii frontu. Część z nich niestety zginęła i to jest również nasza osobista tragedia – moja i mojej rodziny. Trzeba się było jednak z tym zmierzyć od początku i to trwa do tej pory. Trzeba wierzyć, że ich śmierć nie poszła i nie pójdzie na marne. Wierzymy, że Ukraińcy i Ukraina zwycięży, że wygra cały demokratyczny wolny świat.
W Urzędzie Marszałkowskim Województwa Lubelskiego szybko powołano Zespół do Spraw Pomocy dla Ukrainy, którego, w dość naturalny sposób, został Pan pełnomocnikiem… Rozumiem, że zorganizowanie się do wyzwania pomocy nie było ani łatwe, ani błyskawiczne… Z czym mieliście najwięcej trudności i problemów?
– Polska podjęła działania przygotowawcze do udzielenia wsparcia Ukrainie na wypadek wystąpienia sytuacji kryzysowej jeszcze przed wybuchem wojny. Powołano dwa zespoły międzyresortowe: do spraw przyjęcia oraz do spraw opracowania programu przyjęcia osób poszkodowanych i rannych napływających z Ukrainy.
Na szczeblu regionalnym działaniami organów władzy publicznej oraz organizacji pozarządowych i przedsiębiorców w zakresie udzielania pomocy obywatelom Ukrainy kierował wojewoda. Natomiast w naszym urzędzie był to zespół wymieniony przez Pana, a jego głównym celem była koordynacja całości organizacji spraw związanych z pomocą dla Ukrainy, oczywiście w bardzo ścisłej współpracy z wojewodą.
Od wybuchu wojny polskie społeczeństwo, instytucje rządowe i pozarządowe oraz inne podmioty spontanicznie przystąpiły do udzielania wsparcia uchodźcom, masowo przybywającym do naszego kraju, a także mieszkańcom Ukrainy przebywającym na obszarach objętych działaniami zbrojnymi. Niemniej jednak tak wielka liczba osób, ten exodus matek z dziećmi, osób starszych, chorych i niedołężnych, spowodowały liczne problemy społeczne i gospodarcze. Te pierwsze dotyczyły przede wszystkim zapewnienia podstawowych potrzeb bytowych, wykorzystania systemu usług publicznych i społecznych, edukacji, zatrudnienia, pomocy społecznej, nauki języka polskiego oraz rozmieszczenia tych osób.
Jak organizowaliście im pobyt i funkcjonowanie w nowych warunkach?
– W pierwszym tygodniu wojny przez granicę polsko-ukraińską przeszło milion uchodźców. Była to migracja o rozmiarach niespotykanych do tej pory w powojennej Europie. Obywatele Ukrainy przekraczali granicę samochodami prywatnymi, autobusami, pociągami oraz pieszo, w pośpiechu uciekając z terenów objętych walkami. W bezpośrednią pomoc tym ludziom zaangażowane były m.in. organy administracji rządowej i samorządowej, służby mundurowe, organizacje pozarządowe i liczni wolontariusze oraz spontanicznie i na wielką skalę mieszkańcy regionu. Świadczyli oni wszelką możliwą pomoc. Podwozili uchodźców do punktów recepcyjnych, a następnie do miejsc docelowych. Dyżurowali w punktach recepcyjnych i informacyjnych, rozdzielali pomoc humanitarną, w tym przede wszystkim żywność i odzież.
Kluczowe znaczenie miały punkty recepcyjne, w których udzielano niezbędnych informacji na temat pobytu w Polsce, w tym dotyczących tymczasowego zakwaterowania, posiłków oraz pomocy lekarskiej i psychologicznej. Na terenie województwa lubelskiego uruchomiono 11 takich punktów i 12 punktów informacyjnych. W ich ramach działały także punkty medyczne, w których udzielano pierwszej pomocy, a w razie potrzeby organizowano przewóz do szpitali.
W organizację transportu obywateli Ukrainy włączyły się administracje rządowa i samorządowa, Państwowa Straż Pożarna, służby mundurowe, Polskie Koleje Państwowe oraz kolejowi przewoźnicy regionalni, przewoźnicy autobusowi, przedsiębiorcy, a także w ogromnym stopniu osoby prywatne. Również samorząd naszego województwa udostępnił uchodźcom samochody służbowe wraz z kierowcami. Szacuje się, że łącznie przewieziono z granicy około 700 tysięcy obywateli Ukrainy.
Z zakwaterowania w województwie lubelskim łącznie skorzystało około 175 tysięcy uchodźców. Trafiali oni do specjalnie przystosowanych miejsc zbiorowego zakwaterowania, obiektów turystycznych i w wielkim stopniu do mieszkań i domów prywatnych.
Na potrzeby zbiorowego zakwaterowania uchodźców w województwie uruchomiono 504 obiekty z 10 tysiącami miejsc noclegowych. Od wybuchu wojny do końca 2022 roku skorzystało z nich 90 tysięcy uchodźców, najwięcej w samym Lublinie oraz w Chełmie i Zamościu, a także w powiatach hrubieszowskim, chełmskim i tomaszowskim.
Ponadto zapewniono miejsca długoterminowego zakwaterowania na terenie Lublina i powiatu parczewskiego. W naszym mieście Urząd Marszałkowski między innymi zorganizował zakwaterowanie dla 23 rodzin w samodzielnych mieszkaniach, które wyposażyliśmy w meble, podstawowe akcesoria i niezbędne sprzęty AGD. Naszym celem było osiągnięcie jak największej samodzielności przez osoby zamieszkujące. Zapewniliśmy im stały dostęp do niezbędnych środków higieny osobistej i produktów spożywczych niezbędnych do życia i codziennego funkcjonowania. Na terenie Szkoły Policealnej – Medycznego Studium Zawodowego im. Zofii Bagińskiej w Parczewie zapewniliśmy długoterminowe zakwaterowanie dla 42 osób, z których większość mieszka tam do dziś.
Organizację pobytu uchodźców rozpoczęliśmy od przeprowadzenia wywiadu z rodzinami, aby poznać ich historie, potrzeby i oczekiwania. Każdorazowo dostosowywaliśmy zakres pomocy do ich wymagań, gdyż w naszych obiektach kwaterowaliśmy osoby w każdym wieku i o różnym stanie zdrowia, w tym osoby starsze i osoby z niepełnosprawnościami, zarówno ruchowymi, jak i umysłowymi. Aby ułatwić komunikację i usuwać bariery językowe, zatrudniliśmy osoby posługujące się językiem ukraińskim.
Nasze zaangażowanie w organizację pobytu uchodźców miało na celu pomaganie, a nie wyręczanie ich. Celowo tak postępowaliśmy, aby w jak najbardziej naturalny sposób rozpocząć etap adaptacji tych osób do życia w nowych warunkach. Pomagaliśmy w załatwianiu spraw urzędowych, począwszy od wyrabiania numerów PESEL, przez pomoc przy składaniu odpowiednich wniosków uprawniających do korzystania z przysługujących im świadczeń. Nasi pracownicy aktywnie poszukiwali różnych programów pomocy, kursów językowych oraz programów aktywizacji zawodowej dla uchodźców. Organizowaliśmy zbiórki niezbędnych produktów i wyposażenia, ponieważ niektóre z rodzin uchodźczych przybyły do nas jedynie z małymi plecakami.
Współpracowaliśmy również z Kołem Lubelskim Polskiego Stowarzyszenia na Rzecz Osób z Niepełnosprawnością w ramach projektu PFRON „Pomoc obywatelom Ukrainy z niepełnosprawnością”. Szczególną uwagę przywiązywaliśmy do opieki nad dziećmi, dla których sytuacja ta była wyjątkowo trudna. Oprócz zabawek, które dostarczaliśmy do punktów zbiórek, aby choć trochę umilić czas najmłodszym, organizowaliśmy też wyjazdy na festyny i pikniki rodzinne w celu integracji rodzin uchodźczych z polskimi, między innymi w Wąwolnicy i Uniszowicach wraz z Uniwersytetem Przyrodniczym zorganizowaliśmy opiekę i leczenie zwierząt, które przyjechały z uchodźcami.
Oceniamy, że na terenie województwa na pomoc obywatelom Ukrainy przeznaczono łącznie prawie 571 milionów złotych, z tego nasz samorząd wojewódzki wyasygnował 32 miliony złotych do końca stycznia 2023 r.
Czy przystosowywanie się Ukraińców do nowych warunków rodziło jakieś problemy, a jeśli tak, to jakie?
– Przystosowanie się uchodźców do nowych warunków zamieszkania w Polsce nie było łatwe. Najważniejsze były problemy językowe, bo większość Ukraińców nie znała polskiego, co utrudniało im kontakty, załatwienie codziennych spraw oraz podjęcie zatrudnienia. Po drugie, były to warunki mieszkaniowe. Większość osób opuściło swoje domy rodzinne na Ukrainie, a jedyną alternatywą okazywał się zbiorowy kwaterunek na łóżkach polowych w ogólnodostępnej sali gimnastycznej albo mały wspólny pokój. Następnie problemy rodzinne, ponieważ wielu Ukraińców opuściło swoje rodziny w kraju i boleśnie znosiło rozłąkę. Rodziło to wiele trudności i zachowań emocjonalnych związanych z samotnością. Te problemy wymagały działań i wsparcia z naszej strony, aby jakoś budować lepszą integrację z polskim społeczeństwem i osiągnąć stabilizację w nowych warunkach życia.
Jak z perspektywy czasu wygląda stosunek mieszkańców Lubelszczyzny do Ukraińców? Czy ich obecność nadal spotyka się z taką akceptacją, jak na początku wojny?
– Z biegiem czasu zmienił się sposób postrzegania uchodźców, szczególnie tych, którzy postanowili pozostać u nas na dłużej. Większość z nich podjęła stałe lub czasowe zatrudnienie, co jest odbierane bardzo pozytywnie. Obecnie są oni na ogół w stanie utrzymać się samodzielnie i nie oczekują już wyłącznie pomocy. Poza tym często wykonują prace, którymi Polacy często nie są zainteresowani, choćby w budownictwie lub uzupełniają braki kadrowe w handlu i usługach, na przykład w sklepach.
Należy podkreślić, że mimo tak wielkiej grupy obywateli Ukrainy, która przewinęła się przez nasz region, nie mamy informacji o negatywnych zdarzeniach czy konfliktach, co potwierdza przyjacielskie wzajemne traktowanie się. Jedynie niekontrolowany napływ zboża, zorganizowany przez handlarzy po jednej i drugiej stronie, doprowadził do niepotrzebnych napięć na granicy polsko-ukraińskiej.
Lubelskie współpracuje z kilkoma obwodami ukraińskimi. Którymi? Jakie są obszary współpracy? Czy są kontakty partnerskie, obejmujące także miasta i powiaty? Na czym konkretnie polega współdziałanie?
– Województwo lubelskie współpracuje na stałe, na podstawie umów o współpracy, z sześcioma obwodami z Ukrainy: wołyńskim, lwowskim, odeskim, rówieńskim, tarnopolskim i w sposób wyjątkowy z województwem ługańskim, którego władze są na uchodźstwie wewnętrznym. Dodatkowo w listopadzie ubiegłego roku podpisaliśmy protokół ustaleń z Zakarpacką Radą Obwodową a miesiąc temu z Chmielnicką Radą Obwodową, co stanowi podstawę do rozwinięcia współpracy między naszymi regionami i do podpisania umowy dwustronnej.
Takie porozumienia o współpracy to forma, która podkreśla wyjątkowe partnerskie stosunki między regionami. Nasze województwo nie ogranicza się jednak wyłącznie do realizacji konkretnych punktów tych dokumentów. Od początku napaści rosyjskiej przekazujemy pomoc humanitarną do najbardziej potrzebujących miejsc. W ten sposób dotarła ona nie tylko do regionów partnerskich, ale także do innych regionów a nawet miast, które podczas wojny znalazły się na linii frontu, a więc do Irpienia, Kijowa, Czernihowa, Charkowa czy Zaporoża. Zorganizowaliśmy 38 transportów pomocy humanitarnej, z czego już osiem w tym roku. Przekazaliśmy 153 agregaty prądotwórcze, żywność, odzież, specjalistyczne obuwie dla żołnierzy, opatrunki, apteczki, łóżka polowe i inne rzeczy. Ostatni transport po trzech dniach niezwykle trudnej podróży trafił do Zaporoża, a więc praktycznie na samą linię frontu.
Szpitale z naszego województwa przekazały 14 ambulansów – ostatni do Odessy, które pomagają nieść pomoc rannym żołnierzom i weteranom rehabilitowanym w regionach partnerskich. Zorganizowaliśmy także zbiórkę wśród naszych zachodnich regionów partnerskich, w ramach której udało się zebrać półtora miliona euro. W taką pomoc włączyły się: prowincje Gerderland (Holandia) i Henan (ChRL), stan Nevada (USA) oraz regiony Grand Est (Francja) i Styria (Austria). Środki ze zbiórki przeznaczono na zakup pomocy humanitarnej, która trafiła do obwodów partnerskich oraz do uchodźców z Ukrainy w naszym województwie.
W ostatnim roku współpracę z partnerami ukraińskimi zdominowała pomoc humanitarna. Wracamy jednak także do tych obszarów współdziałania, które stanowiły o sile partnerstwa przed wojną. Jest to przede wszystkim współpraca gospodarcza, w zakresie rolnictwa i przetwórstwa, ochrony środowiska, w opieki zdrowotnej, oświaty i kształcenia zawodowego, a także w dziedzinach kultury, sportu i turystyki. Ważnym elementem jest też praca nad dostępnością obszarów nadgranicznych. Jako województwo działamy na rzecz utworzenia nowych przejść granicznych i modernizacji już istniejących.
Dla przyszłości Ukrainy niezwykle ważna będzie powojenna odbudowa kraju. Czy widzicie tu jakąś rolę Lubelszczyzny?
– Ten aspekt stanowił główny temat Szczytu Regionów i Miast „Partnerstwo dla Zwycięstwa” pod patronatem prezydenta Włodymyra Zełenskiego, który odbył się pod koniec kwietnia w Kijowie. W ramach tego spotkania delegacja naszego województwa uczestniczyła w wydarzeniu zorganizowanym przez Kancelarię Prezydenta Ukrainy. Wziąłem udział w panelu dyskusyjnym poświęconym pomocy humanitarnej oraz planowaniu odbudowy i rewitalizacji dotkniętych wojną miast i regionów, przedstawiając tam nasze strategiczne i systemowe podejście do tego wyzwania, co transmitowała telewizja ukraińska. Nasze propozycje spotkały się z bardzo dużym zainteresowaniem. Władze Ukrainy myślą już dziś, jak planować procesy odbudowy i – w miarę możliwości – uruchamiać je już teraz, aby móc je wdrażać zaraz po zakończeniu działań wojennych. Mamy takie ambicje, że Lubelszczyzna powinna być w centrum logistycznym odbudowy Ukrainy.
Czy przesadą będzie stwierdzenie, że województwo lubelskie jest liderem współpracy polsko-ukraińskiej na szczeblu regionalnym?
– Lubelskie współpracuje z partnerami z Ukrainy od lat, a szczególnie intensywnie od samego początku wojny. Istotnie, jesteśmy liderem w niesieniu pomocy Ukrainie i jej mieszkańcom przybyłym do Polski. Ze względu na swoje położenie w pasie transgranicznym stosunki z najbliższymi sąsiadami traktujemy priorytetowo. Mam nadzieję, że razem doprowadzimy do jak najszybszej odbudowy Ukrainy oraz do rychłego dołączenia naszego sąsiada do Unii Europejskiej.
Od ponad 25 lat, a nie tylko od roku, jest Pan zaangażowany w pomaganie nie tylko Ukrainie, ale także mieszkającym tam Polakom. Jakie są tego powody?
– Urodziłem się na pograniczu polsko-ukraińskim, na Zamojszczyźnie, gdzie przenikały się kultury, zwyczaje, religie i języki obu narodów. Mieszkańcami tego obszaru, małych miejscowości i wsi, byli Polacy i Rusini, obecni Ukraińcy. Dla mnie Ukrainiec to nie ktoś obcy, ale to sąsiad, brat, ktoś kto ma podobną kulturę, mentalność i język. Dlatego nam było łatwiej przyjąć matki, dzieci i osoby starsze stamtąd dzięki naszej mentalności, która kształtowała się ponad siedem wieków, a od czasu I i II Rzeczypospolitej to przenikanie się było jeszcze większe, czego najdobitniejszym przykładem jest Unia Lubelska z 1569 roku z pięknym i mądrym mottem „Wolni z Wolnymi, Równi z Równymi”.
Od dwudziestu pięciu lat aktywnie działam na rzecz współpracy i pojednania polsko-ukraińskiego, szanując wspólne dziedzictwo kulturowe i religijne. Zachowując wszelkie proporcje, traktuję to jako swoją misję życiową.
Jest Pan związany z Ukrainą rodzinnie. Czy ma to wpływ na lepsze rozumienie obecnej sytuacji oraz oddanie i pomoc ukraińskim uchodźcom?
– Żyjąc na pograniczu polsko-ukraińskim, gdzie wzajemnie przenikały się kultury, religie i języki, a powszechne były małżeństwa mieszane – łatwiej jest zrozumieć obecną sytuację oraz oddanie i pomoc ukraińskim uchodźcom. Małżeństwa polsko-ukraińskie zawierane były także w mojej rodzinie, której część mieszka na Wołyniu. Ponadto, od ośmiu lat moją małżonką jest lwowianka, z którą mamy wspaniałego syna.
Czy mógłby Pan powiedzieć oś więcej o swej rodzinie?
– Mieszkamy w Lublinie. Żona jest artystką-malarką, specjalistką w malowaniu (pisaniu) ikon. Pracuje na KUL-u. Syn chodzi do drugiej klasy podstawówki. Szanujemy i pielęgnujemy wiele wspólnych tradycji, ponieważ wspólne jest nasze dziedzictwo kulturowe, społeczne a także religijne. Dlatego też łatwo nam to wszystko pogodzić, łącznie z mową polską i ukraińską.
Ta więź jeszcze bardziej sprawiła, że moje zaangażowanie w okresie szczególnej potrzeby stało się tak intensywne. Płynie ono z głębi serca i jest bezgranicznie oddane pojednaniu.
Wielu Ukraińców, w tym sporo znanych, twierdzi, że jest Pan jednym niewielu Polaków tak dobrze ich znającym i rozumiejącym…
– Bardzo to sobie cenię. Przez ćwierć wieku mojej aktywnej i dojrzałej współpracy z Ukrainą zyskałem wiele ugruntowanych przyjaźni w różnych kręgach rządowych, administracyjnych, kulturalnych. Za działalność na rzecz dialogu oraz współpracy i pojednania polsko-ukraińskiego, a także pomocy humanitarnej, którą od samego początku udzielałem potrzebującym Ukraińcom i Polakom mieszkającym na dawnych kresach Rzeczypospolitej, dwukrotnie otrzymałem tytuł doktora honoris causa. Pierwszy od Lwowskiej Akademii Sztuk Pięknych a drugi nadał mi Państwowy Uniwersytet w Drohobyczu.
Ponadto jestem pomysłodawcą i założycielem polsko-ukraińskiego Stowarzyszenia „Wspólne Korzenie”, które jest najdłużej tak aktywnie działającą organizacją w stosunkach między naszymi narodami. Myślę, że na miarę swoich sił przykładam rękę do czegoś dobrego.
Zbliża się 80. rocznica zbrodni na Wołyniu, ale także na terenach leżących na Lubelszczyźnie. Jak powinna być ona obchodzona? Jakiej postawy należałoby oczekiwać od Ukraińców? Co mogłoby się stać przełomem w postrzeganiu tamtych tragicznych wydarzeń?
– Tragedia tych wydarzeń powinna być obchodzona godnie i oddawać hołd ich ofiarom. Ludobójstwo na Wołyniu to największy i najbardziej bolesny problem w stosunkach polsko-ukraińskich. Wszyscy czekamy na zabranie głosu przez prezydenta Włodymyra Zełeńskiego, ale też nie powinniśmy wywierać na niego nacisku, kiedy ma to nastąpić, rozumiejąc sytuację, w jakiej się znajduje obecnie, determinowanej przez obronę ojczyzny przed najazdem rosyjskim.
W Sejmie padły już ważne słowa przewodniczącego ukraińskiego parlamentu Rusłana Stefańczuka, przyjęte oklaskami. Myślę, że zbliżamy się do chwili, kiedy na wzór orędzia biskupów polskich do biskupów niemieckich z 1965 roku padną słowa: „Wybaczamy i prosimy o wybaczenie”. Gdyby taki gest uczynili prezydenci Ukrainy i Polski, byłaby to prosta droga do całkowitego i prawdziwego pojednania polsko-ukraińskiego.
Warto zauważyć, iż takie gesty czynili już hierarchowie Kościołów rzymsko- i greckokatolickiego oraz prawosławnego, a także elity obu narodów. Pozostaje konkluzja na najwyższym szczeblu państwowym. Fakt, że jeszcze tego brakuje, sprawia radość na Kremlu. Myślę jednak, że już niedługo…
Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiał: Waldemar Piasecki
Zbigniew Wojciechowski, polski prawnik, polityk, samorządowiec i działacz społeczny, były wiceprezydent Lublina, poseł na Sejm VI kadencji, od 2018 wicemarszałek województwa lubelskiego. W 1987 ukończył studia prawnicze na Wydziale Prawa Kanonicznego i Świeckiego Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego. Całą swoją działalność zawodową i społeczną związał z Lublinem i regionem lubelskim. Długoletni zdeterminowany rzecznik pojednania polsko-ukraińskiego i budowania jak najbliższych związków obu narodów, państw i społeczeństw.
Był ostatnią osobą uhonorowaną odznaczeniem państwowym przez prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Złoty Krzyż Zasługi otrzymał w Pałacu Prezydenckim na kilkanaście godzin przed wylotem polskiej delegacji do Smoleńska 10 kwietnia 2010 roku.
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |