Droga Neokatechumenalna

cathopic/Fabio Rocha

Żyję, ale co to za życie? Co daje mi Droga Neokatechumenalna? [FELIETON] 

W epoce niestałości i samotności, gdzie rzeczywistość galopuje czasami z nieprawdopodobną prędkością, potrzebujemy w Kościele czegoś na kształt bazy, źródła stałego i trwającego niezależnie od naszych kryzysów.  

Do wspólnoty neokatechumenalnej dołączyłem, gdy miałem 13 lat, chociaż tak naprawdę miałem z nią kontakt od wczesnego dzieciństwa. Okres dojrzewania w tym środowisku to jedno z mocniejszych doświadczeń. Śmiało mogę powiedzieć, że moja wspólnota pomogła i wciąż pomaga mi nie stracić z oczu Jezusa. Naprawdę spotykam w niej Boga.  

>>> Droga Neoekatechumenalna – miejsce potrzebne w Kościele

Echo 

Na Drodze Neokatechumenalnej osoby z mojej wspólnoty to moi bracia i siostry. Chociaż bliźnim dla mnie jest każdy człowiek, którego spotykam w swoim życiu, jednak to we wspólnocie doświadczam tego w pełniejszy sposób. Pomaga w tym wspólne przeżywanie mszy świętej wzbogaconej o echo słowa – czas między Ewangelią a homilią lub kazaniem, kiedy każdy może podzielić się tym, jak usłyszane słowo Boże odpowiada na jego sytuację lub po prostu opowiedzieć, co się u niego dzieje. Dzięki temu przestajemy być dla siebie anonimową grupą zebranych w kościele konsumentów i zaczynamy poznawać wzajemnie siebie i historie swego życia. Podobny cel ma modlitwa spontaniczna, która w liturgii znajduje się zaraz po modlitwie wiernych. Każdy może wtedy indywidualnie przedstawić Bogu swoje potrzeby. Formy angażujące wiernych w mszę świętą są w moim odczuciu bardzo wartościowe, ponieważ w pewnym stopniu niwelują pokusę ospałości podczas Eucharystii.  

Na co dzień 

We wspólnocie spotykamy się najczęściej dwa razy w tygodniu, ale poza spotkaniami i wyjazdami o charakterze formacyjnym jesteśmy również grupą przyjaciół. Ocean charakterów, ludzie w różnym wieku, na innych etapach życia – jest to bez wątpienia wyzwanie, ale budowanie indywidualnych relacji z braćmi i siostrami to coś, co cały czas odkrywam. Z kimś mogę pójść na kawę, z kimś innym zagrać jam session, a czasami zatańczyć salsę. 

Fot. cathopic

W górę czy w dół? 

Z mojej perspektywy Droga Neokatechumenalna jest takim konkretnym podejściem do relacji z Bogiem. Przeżywana z zaangażowaniem zdejmuje ze mnie maski, jedną po drugiej. Pewien fenomen a zarazem paradoks tej formacji jest taki, że budowanie swojej wiary nie opiera się na szeroko pojętym zdobywaniu, osiąganiu, wspinaczce na sam szczyt, ale bardziej na schodzeniu do swoich nizin i najgłębszych zakamarków, również do słabości, które chcielibyśmy schować przed Bogiem i samym sobą. To właśnie tam możemy Go spotkać i doświadczyć miłości i miłosierdzia. Święta Teresa z Ávila mówiła o sobie: „jestem zero plus grzech”. Słysząc takie zdanie, można się załamać, ale jednak świadomość naszej ludzkiej kondycji pomaga nam zrzucić z barków coś, co ja nazywam syndromem „turbochrześcijanina”. Bóg mnie kocha, więc mogę być dobry – w tej kolejności, nie odwrotnie.  

Rana 

Charakterystycznym elementem Drogi Neokatechumenalnej są etapy – przystanki na drodze skupiające się na konkretnych przestrzeniach naszego życia, dotykające istoty człowieczeństwa. Pomagają one odnaleźć w sobie źródło zranień i cierpienia, czasami nieuświadomionego, z którym można żyć przez lata. Jest to ogromna pomoc – miłość Chrystusa przeszywająca serce człowieka oczyszcza i nadaje życiu sens. Co ważne, nie usuwa cierpienia z szarej codzienności, ale pozwala (tutaj ponownie to istotne słowo) „zejść” do jego esencji i je zrozumieć. Niedawno od siostry z mojej wspólnoty otrzymałem książkę „Dzikie serce – tęsknoty męskiej duszy”, której autorem jest John Eldredge. Pewne treści w niej zawarte, moim zdaniem, mocno korespondują z sensem Drogi Neokatechumenalnej. Dlaczego cierpię? Żyję, ale co to za życie? Kiedy moje skrzydła zostały podcięte? Czy w jakikolwiek sposób zostałem wyleczony? Czy akceptuję historię mojego życia? Czego się boję? Przed czym uciekam? Przez większą część naszego życia najczęściej nawet nie mamy czasu, żeby choćby podjąć próbę odpowiedzenia sobie na te pytania. Jest to zrozumiałe, ale jednak uczucie pustki, które z czasem dochodzi do głosu, nie pozwala nam całkowicie ich zignorować. W tym momencie w naszym życiu interweniuje Bóg za pomocą zwykłych ludzi, za pomocą wydarzeń, za pomocą wspólnoty.  

miłość
fot. cathopic
Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze