Fot. Mateusz Marek / Nasz Dziennik

Abp Jędraszewski: kto nienawidzi swego brata, jest już zabójcą

Każdy, kto nienawidzi swego brata, jest już zabójcą – mówił metropolita krakowski abp Marek Jędraszewski w homilii podczas mszy św. odprawionej w b. niemieckim obozie Auschwitz w 77. rocznicę śmierci św. Maksymiliana Kolbego.

„Jeśli Jezus nauczył nas miłości, oddając życie, to jego uczeń musi wejść na tę drogę. My także – pisze św. Jan – winniśmy oddać życie za braci. Ale wtedy, kiedy to poznanie Chrystusa przestaje być czysto teoretyczne, a staje się istotą codzienności (…), odkrywa się niezwykła przestrzeń bycia chrześcijaninem. Św. Jan pisał, że przechodzimy od śmierci do życia, bo miłujemy braci. Z tego wynikają konsekwencje: ci, który odrzucają chrześcijaństwo, trwają w śmierci, bo nie miłują. Każdy, kto nienawidzi swego brata, jest już zabójcą” – mówił.

Metropolita krakowski wskazywał, że czas obozowy dla o. Maksymiliana i innych więźniów był okresem szczególnej refleksji nad losem i przeznaczeniem. „Z tej refleksji wydobywa się stwierdzenie, którym Maksymilian podzielił się ze współwięźniem (…) kilka tygodni przed śmiercią: nienawiść nie jest siłą twórczą; jest nią miłość! Miał na pewno na względzie to, w jaki sposób trzeba tu odpowiadać na tak przerażające zło doświadczane niemal każdej godziny” – zaznaczył.

Msza św. była kulminacją obchodów rocznicy męczeńskiej śmierci św. Maksymiliana. Uroczystości zainaugurowało we wtorek rano nabożeństwo „Transitus św. Maksymiliana” w kościele we franciszkańskim Centrum św. Maksymiliana w podoświęcimskich Harmężach, po której do byłego obozu przeszła franciszkańska pielgrzymka z relikwiami Maksymiliana. Pątnicy z diecezji bielsko-żywieckiej wyruszyli też z oświęcimskiego kościoła św. Maksymiliana. Obie pielgrzymki spotkały się przy bramie „Arbeit macht frei”.

Polski franciszkanin ojciec Maksymilian Kolbe został deportowany do Auschwitz w maju 1941 r. Dwa miesiące później w reakcji na ucieczkę z obozu Niemcy wybrali grupę więźniów, których skazali na śmierć głodową. Wśród nich był Franciszek Gajowniczek, który błagał o litość. Zakonnik poprosił kierownika obozu, by pozwolił mu zająć miejsce nieznanego mu współwięźnia. Esesman zgodził się. Kolbe umierał w cierpieniach przez dwa tygodnie. Zmarł 14 sierpnia 1941 r. jako ostatni ze skazanych. Został dobity zastrzykiem fenolu w podziemiach bloku 11.

Wybrane dla Ciebie

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze