Fot. Archwium prywatne Agaty Muchy

Agata Mucha: chcę ofiarować Bogu swój talent i dzielić się nim dalej [ROZMOWA]

Agata Mucha z Festiwalem Życia była związana już wtedy, kiedy odbywał się w Kodniu. Dzisiaj jest częścią zespołu 3 dni 3 noce. W rozmowie z Karoliną Binek opowiada o nagrywaniu płyty, przygotowywaniu się do festiwalu i swoim świadectwie z nim związanym.

Karolina Binek (misyjne.p.): Jak to się stało, że dziś jesteście zespołem? W jaki sposób dołączyli do niego inni członkowie?

Agata Mucha: Po zmianie lokalizacji ojciec Tomek Maniura poprosił mnie, żebym przygotowała już na innych zasadach zespół do tego, żeby oprawić muzycznie Festiwal Życia. Na pierwszy Festiwal Życia w Kokotku musiałam zebrać grupę wokalną i nie ukrywam, że zaangażowałam do tego moich przyjaciół, którzy grają i śpiewają na dobrym poziomie. Wtedy wszystko ruszyło. Był to jednak pierwszy Festiwal Życia, więc trochę rzeczy robiliśmy jeszcze po omacku. Wiedziałam jednak, że żeby przejść na wyższy level, to trzeba na przykład mieć materiały przygotowane wcześniej, żeby pracować już nie tak jak wtedy, gdy prowadziłam warsztaty, na które zjeżdżali się ludzie, których nie znałam. Teraz mogłam sobie już wszystko inaczej przygotować. I tak z biegiem lat nasz skład się klarował. Plany jednak pokrzyżowała pandemia, bo wtedy zespół nie grał. Mieliśmy więc tak naprawdę dwa lata przerwy. Wróciliśmy w 2021 roku po pandemii i w tym momencie w naszym zespole byli już inni ludzie, bo niektórym urodziły się dzieci i nie mieli już czasu na tę pracę. Dlatego też nasz skład się zmienił. Szukałam więc później bardziej dyspozycyjnych osób, które mogłyby się zaangażować. A praca na Festiwalu Życia jest potężna. To wiele godzin spędzonych na próbach, śpiewanie na mszach świętych i prowadzenie wielbienia. Na szczęście po pandemii, w 2022 roku, zespół był już praktycznie stały. Wtedy pojawiła się też myśl, żeby zespół był czymś większym, żeby był fizycznym, konkretnym zespołem, który może pojawić się w innych miejscach jako reprezentacja Festiwalu Życia i Niniwy. Dlatego też potrzebowaliśmy osób, które się zdeklarują, będą chciały działać i budować to wydarzenie.

>>> Jak zrobić z życia „wow” [FELIETON]

Ile osób na ten moment liczy zespół?

–  Czternaście. Mamy czterech instrumentalistów i dziesięciu wokalistów.

Przez pewien czas nie mieliście nazwy. Dzisiaj możemy już mówić o zespole 3 dni 3 noce. Skąd pomysł, aby nazwać się właśnie tak?

–  Ojcowie oblaci mówili, że zespół ma być związany z Niniwą i z Festiwalem Życia. A sama nazwa „zespół festiwalowy” nie brzmi zbyt zachęcająco. Nie wiadomo, co ten zespół robi i czym się zajmuje. A jeśli ma swoją nazwę, to może być dobrze przedstawiony w innych miejscach i na innych płaszczyznach. Inspiracji szukaliśmy w Księdze Jonasza, ponieważ na niej oparte jest budowanie wspólnoty Niniwa. Tam chcieliśmy znaleźć słowo, które nas poprowadzi, które nas dotknie, które będzie opisywać to, co robimy. I tak wpadliśmy na pomysł, żeby były to 3 dni 3 noce, ponieważ Jonasz był 3 dni i 3 noce w rybie. Można to pociągnąć dalej. Jezus był 3 dni i 3 noce w łonie ziemi, więc wszystko się spaja i skleja razem.

Nawiązując do nazwy Waszego zespołu – Festiwal Życia to ile dni pracujących i ile nocy nieprzespanych?

–  Nasz zespół pracował dłużej niż trzy dni i trzy noce. Niestety tutaj ta nazwa się nie sprawdza, bo zjeżdżamy się już w niedzielę przed rozpoczęciem festiwalu. Mamy wtedy przez cały dzień próby, więc ostatecznie dni pracujących jest osiem, a nocy nieprzespanych siedem. Ale spotykamy się też przed przyjazdem do Kokotka, mamy wcześniej próby z częścią wokalną zespołu. Musimy się skleić na nowo i zgrać, bo jesteśmy z różnych środowisk.

Jesteście nie tylko z różnych środowisk, ale pochodzicie też z różnych miast. Udaje się Wam czasem spotkać w ciągu roku poza Festiwalem Życia?

– Część wokalna zespołu to grono przyjaciół, z którym znam się od lat. Niektórzy spotykają się częściej, niektórzy tylko na Festiwalu Życia lub też w innych okolicznościach koncertowych albo na innych wydarzeniach Niniwy. Większość z nas mieszka w Warszawie, ale dużo osób jest też ze Śląska. Mamy także wokalistów z Lublina, Katowic, Rzeszowa oraz spod Wrocławia.

Jak wygląda Wasza pierwsza próba po takim czasie? Szybko udaje Wam się znowu zgrać?

–  Zjeżdżamy się miesiąc przed Festiwalem Życia, bo wtedy mamy już praktycznie zamknięty repertuar, wszystko jest ustalone i wiemy, co będziemy grać. Na pierwszej próbie wszystko rozczytujemy, uczymy się nowych rzeczy, przypominamy sobie materiał, który mamy już zgromadzony przez te wszystkie lata. Bo musimy się nauczyć znowu razem pracować.

Fot. Archwium prywatne Agaty Muchy

Trudno jest razem spiąć te wszystkie osoby, z których każda ma inny charakter i do tego jeszcze nie spotykacie się całym zespołem tak często?

–  Raczej nie powiedziałabym, że trudno. Bo wszyscy się nawzajem lubimy. Cieszą nas też próby, mimo że to jest ciężka praca, bo często pracujemy wtedy przez wiele godzin, żeby wszystko ograć i ośpiewać. Myślę, że najbardziej zgrani jesteśmy już właśnie na Festiwalu Życia. Bo na próbach nie skupiamy się na tym, aby aż tak świetnie brzmieć razem, tylko żeby rozczytać materiał, żeby każdy był przygotowany i miał nad czym pracować. Materiały są też przygotowywane wcześniej, żeby ludzie, przyjeżdżając na próbę, mieli już gotowe nuty. Trudno ze wszystkim zdążyć na czas, ale staram się, żeby każdy mógł pracować też sam w domu i mógł się przygotować na Festiwal Życia.

>>> Maja: mówiąc, że mogłabym mieć dziecko z trisomią, dałam przyzwolenie Bogu, że dam radę [ROZMOWA]

Jak to się stało, że związałaś się z Festiwalem Życia?

–  To jest długa historia, bo zaczęłam jeździć na Festiwal Życia, kiedy jeszcze był organizowany w Kodniu przy sanktuarium Matki Bożej Kodeńskiej. Wtedy ojcowie oblaci organizowali tam Festiwal Życia dla młodzieży z parafii oblackich. Festiwal był wydarzeniem podsumowującym rok posługi w parafiach, kształtowania się wspólnoty Niniwy i KSM-u. W ciągu roku odbywają się też zjazdy Niniwy, które są bardziej rekolekcyjne, a Festiwal Życia w wakacje był finiszem, podczas którego wszyscy już odpoczywali. Miał on bardziej luźny charakter. Odbywały się w jego trakcie koncerty oraz różne warsztaty. Młodzież naprawdę miała z czego korzystać. I ja zaczęłam przyjeżdżać na ten malutki jeszcze wtedy Festiwal Życia, ponieważ pochodzę z oblackiej parafii pw. św. Teresy w Siedlcach, w której młodzież z KSM-u działała wówczas bardzo prężnie. Natomiast moja historia śpiewania na Festiwalu zaczęła się od jednego psalmu. Wtedy rodzice mojej znajomej, która jest teraz siostrą zakonną i ma na imię Estera, zaprosili mnie, żebym przyjechała na Festiwal Życia. Zgodziłam się i spędziłam tam dwa dni i jedną noc. Bardzo mi się tam podobało, ale wróciłam do domu i nie planowałam zostawać na dłużej. Jednak koleżanka zadzwoniła do mnie w sobotę i poprosiła, żebym znowu przyjechała i zaśpiewała psalm o północy.

Jak się domyślam – pojechałaś!

– Rodzice siostry Estery znów po mnie przyjechali i zaśpiewałam na mszy świętej, która wtedy kończyła Festiwal. W taki sposób zaczęła się moja historia z Festiwalem Życia w 2007 lub w 2008 roku. Wtedy wyglądał on trochę inaczej pod względem całej oprawy. Wspólnoty młodzieżowe przygotowywały modlitwy poranne, inna wspólnota prowadziła mszę świętą, inna koronkę. Te wszystkie zadania były bardziej rozdzielone między młodzieżą. Ja wtedy też zaangażowałam się w oprawę mszy świętej. Z roku na rok obowiązków było jednak coraz więcej. Prowadziłam scholę razem z jednym kolegą, później przejęłam warsztaty muzyczne, na których uczyłam młodzież. Przygotowywaliśmy się podczas tej pracy do oprawy muzycznej mszy świętej, bo taki był cel tych warsztatów – nauczyć się czegoś, ale też od razu wykorzystać to w praktyce. W taki sposób ogarnialiśmy tę oprawę przez kilka lat. Aż w 2017 roku ojciec Tomasz Maniura OMI powiedział: „Agata, to już będzie ostatni Festiwal Życia w Kodniu”. Wtedy zrobiło mi się trochę przykro, bo to miejsce jest cudowne, piękne, malownicze i mam tak wiele wspomnień z nim związanych. Pojawiło się we mnie wręcz wtedy pytanie „Dlaczego?”. Ale teraz widzę ogromne owoce tego, że Festiwal Życia został przeniesiony do Kokotka. Myślę, że był to bardzo dobry ruch. Tam jest serce wspólnoty Niniwa oraz młodzieży oblackiej.

Nawiązując do nazwy Waszego zespołu – Festiwal Życia to ile dni pracujących i ile nocy nieprzespanych?

–  Nasz zespół pracował dłużej niż trzy dni i trzy noce. Niestety tutaj ta nazwa się nie sprawdza, bo zjeżdżamy się już w niedzielę przed rozpoczęciem festiwalu. Mamy wtedy przez cały dzień próby, więc ostatecznie dni pracujących jest osiem, a nocy nieprzespanych siedem. Ale spotykamy się też przed przyjazdem do Kokotka, mamy wcześniej próby z częścią wokalną zespołu. Musimy się skleić na nowo i zgrać, bo jesteśmy z różnych środowisk.

Jesteście nie tylko z różnych środowisk, ale pochodzicie też z różnych miast. Udaje się Wam czasem spotkać w ciągu roku poza Festiwalem Życia?

– Część wokalna zespołu to grono przyjaciół, z którym znam się od lat. Niektórzy spotykają się częściej, niektórzy tylko na Festiwalu Życia lub też w innych okolicznościach koncertowych albo na innych wydarzeniach Niniwy. Większość z nas mieszka w Warszawie, ale dużo osób jest też ze Śląska. Mamy także wokalistów z Lublina, Katowic, Rzeszowa oraz spod Wrocławia.

Jak wygląda Wasza pierwsza próba po takim czasie? Szybko udaje Wam się znowu zgrać?

–  Zjeżdżamy się miesiąc przed Festiwalem Życia, bo wtedy mamy już praktycznie zamknięty repertuar, wszystko jest ustalone i wiemy, co będziemy grać. Na pierwszej próbie wszystko rozczytujemy, uczymy się nowych rzeczy, przypominamy sobie materiał, który mamy już zgromadzony przez te wszystkie lata. Bo musimy się nauczyć znowu razem pracować.

>>> Koncert Arki Noego. I nagle każdy staje się znowu dzieckiem [FELIETON]

Trudno jest razem spiąć te wszystkie osoby, z których każda ma inny charakter i do tego jeszcze nie spotykacie się całym zespołem tak często?

–  Raczej nie powiedziałabym, że trudno. Bo wszyscy się nawzajem lubimy. Cieszą nas też próby, mimo że to jest ciężka praca, bo często pracujemy wtedy przez wiele godzin, żeby wszystko ograć i ośpiewać. Myślę, że najbardziej zgrani jesteśmy już właśnie na Festiwalu Życia. Bo na próbach nie skupiamy się na tym, aby aż tak świetnie brzmieć razem, tylko żeby rozczytać materiał, żeby każdy był przygotowany i miał nad czym pracować. Materiały są też przygotowywane wcześniej, żeby ludzie, przyjeżdżając na próbę, mieli już gotowe nuty. Trudno ze wszystkim zdążyć na czas, ale staram się, żeby każdy mógł pracować też sam w domu i mógł się przygotować na Festiwal Życia.

Jak to się stało, że związałaś się z Festiwalem Życia?

–  To jest długa historia, bo zaczęłam jeździć na Festiwal Życia, kiedy jeszcze był organizowany w Kodniu przy sanktuarium Matki Bożej Kodeńskiej. Wtedy ojcowie oblaci organizowali tam Festiwal Życia dla młodzieży z parafii oblackich. Festiwal był wydarzeniem podsumowującym rok posługi w parafiach, kształtowania się wspólnoty Niniwy i KSM-u. W ciągu roku odbywają się też zjazdy Niniwy, które są bardziej rekolekcyjne, a Festiwal Życia w wakacje był finiszem, podczas którego wszyscy już odpoczywali. Miał on bardziej luźny charakter. Odbywały się w jego trakcie koncerty oraz różne warsztaty. Młodzież naprawdę miała z czego korzystać. I ja zaczęłam przyjeżdżać na ten malutki jeszcze wtedy Festiwal Życia, ponieważ pochodzę z oblackiej parafii pw. św. Teresy w Siedlcach, w której młodzież z KSM-u działała wówczas bardzo prężnie. Natomiast moja historia śpiewania na Festiwalu zaczęła się od jednego psalmu. Wtedy rodzice mojej znajomej, która jest teraz siostrą zakonną i ma na imię Estera, zaprosili mnie, żebym przyjechała na Festiwal Życia. Zgodziłam się i spędziłam tam dwa dni i jedną noc. Bardzo mi się tam podobało, ale wróciłam do domu i nie planowałam zostawać na dłużej. Jednak koleżanka zadzwoniła do mnie w sobotę i poprosiła, żebym znowu przyjechała i zaśpiewała psalm o północy, bo ludzie mnie tam pokochali i muszę do nich wrócić.

Fot. Archwium prywatne Agaty Muchy

Jak się domyślam – pojechałaś!

– Rodzice siostry Estery znów po mnie przyjechali i zaśpiewałam na mszy świętej, która wtedy kończyła Festiwal. W taki sposób zaczęła się moja historia z Festiwalem Życia w 2007 lub w 2008 roku. Wtedy wyglądał on trochę inaczej pod względem całej oprawy. Wspólnoty młodzieżowe przygotowywały modlitwy poranne, inna wspólnota prowadziła mszę świętą, inna koronkę. Te wszystkie zadania były bardziej rozdzielone między młodzieżą. Ja wtedy też zaangażowałam się w oprawę mszy świętej. Z roku na rok obowiązków było jednak coraz więcej. Prowadziłam scholę razem z jednym kolegą, później przejęłam warsztaty muzyczne, na których uczyłam młodzież. Przygotowywaliśmy się podczas tej pracy do oprawy muzycznej mszy świętej, bo taki był cel tych warsztatów – nauczyć się czegoś, ale też od razu wykorzystać to w praktyce. W taki sposób ogarnialiśmy tę oprawę przez kilka lat. Aż w 2017 roku ojciec Tomasz Maniura OMI powiedział: „Agata, to już będzie ostatni Festiwal Życia w Kodniu”. Wtedy zrobiło mi się trochę przykro, bo to miejsce jest cudowne, piękne, malownicze i mam tak wiele wspomnień z nim związanych. Pojawiło się we mnie wręcz wtedy pytanie „Dlaczego?”. Ale teraz widzę ogromne owoce tego, że Festiwal Życia został przeniesiony do Kokotka. Myślę, że był to bardzo dobry ruch. Tam jest serce wspólnoty Niniwa oraz młodzieży oblackiej.

Przed naszą rozmową wspominałaś o swoim stęsknionym dziecku, na Festiwalu też można było zobaczyć Twojego synka. Trudno jest pogodzić tę pracę z rodziną oraz z obowiązkami poza Festiwalem?

–  Poza Festiwalem może nie jest aż tak trudno jak na Festiwalu, ponieważ na Festiwalu Życia wiele pracy wykonuje też mój mąż. Angażuje się w jego budowę, dostarcza sprzęt, jest odpowiedzialny za nagłośnienie i wygląd całej sceny. W takiej sytuacji nieocenieni są dziadkowie, którzy opiekują się Jasiem w tym czasie. A my chcemy, żeby Jaś był razem z nami, żeby widział rodziców, jak pracują, żeby widział młodzież, która żyje wiarą, żeby sam wyrastał w wierze w innych miejscach niż tylko dom i kościół, żeby doświadczał żywego Kościoła i mógł go oglądać. Na Festiwalu Życia są też nasi przyjaciele, mają swoje dzieci, więc wszyscy jesteśmy jedną, wielką rodziną i mieszkamy razem przez ten czas.

Fot. Archwium prywatne Agaty Muchy

Na Festiwalu Życia można było kupić Waszą płytę. Jak wyglądało jej nagrywanie?

–  Płyta to przede wszystkim przygotowanie utworów do tego, żeby brzmiały bardziej świeżo i bardziej profesjonalnie. Adam Szewczyk, który jest odpowiedzialny za aranżacje, teksty, muzykę i słowa odświeżał hymny grane już wcześniej na Festiwalu Życia. Bo w studiu, na przykład w Źle i Tanio, które jest firmą mojego męża, mamy wiele udogodnień technicznych, możemy coś udoskonalić brzmieniowo i dźwiękowo, są też chórki. A na Festiwalu nie zawsze udaje się to zrobić. Niemniej – nagrywanie płyty trwało przez trzy dni, niemal od rana do wieczora. Najpierw mieliśmy wspólne rozśpiewanie, żeby się rozgrzać i przygotować i dalej po kolei nagrywaliśmy każdy utwór, później swoje partie nagrywali soliści i instruemntaliści, a następnie mój mąż wszystkie te nagrania łączył w jedną całość.

Widziałam kilka osób od Was podczas podpisywania płyty oraz rozdawania autografów. Jak to jest mieć fanów?

–  Było to ciekawe doświadczenie. Nasz zespół jeszcze raczkuje, więc chcieliśmy zostawić jakąś część siebie wszystkim, którzy kupili płytę i którzy chcieli ją zabrać do domu, żeby to nie był taki suchy kawałek kartonu i plastiku. Bo podpisanie płyty może się wiązać z jakimś miłym wspomnieniem. A ten podpis może się kojarzyć z konkretną osobą, może z jakąś rozmową czy ciepłym spojrzeniem.

Podczas ostatniego dnia Festiwalu Życia jego uczestnicy mogli podzielić się ze wszystkimi swoim świadectwem. Nawiązując do tej części programu – czy ty Też masz jakieś świadectwo związane z Festiwalem?

– Myślałam, żeby podzielić się świadectwem ostatniego dnia, ale wiem, że dla młodych, którzy przyjeżdżają pierwszy raz ta część programu jest dużym przeżyciem, więc nie zabierałam miejsca i czasu, tym bardziej, że czas jest tam bardzo ograniczony. Ale mogę tutaj powiedzieć, że za każdym razem na Festiwalu Życia Bóg bardzo mnie porusza i trochę przypomina o sobie. Przypomina o tym, że praca pracą, że bycie mamą byciem mamą, ale to On powinien być na pierwszym miejscu. I poprzez głoszenie Boga dźwiękami chcę, żeby jeszcze więcej osób mogło o Nim usłyszeć. Chcę ofiarować swój talent i dzielić się nim dalej. Wiem, że nie mogę go zaprzepaścić, tylko muszę go rozwijać. Dlatego pragnę dalej robić to, co robię, żeby Festiwal Życia jeszcze bardziej się rozwijał, a kolejne edycje przynosiły jeszcze coś piękniejszego i większego.

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze