Fot. wikimediacommons/AI/By autora fotografii nie udało się ustalić – Archiwum Sanktuarium Matki Bożej Patronki Rodzin Robotniczych

Bardziej niż śmierć interesuje mnie jego życie [ROZMOWA] 

24 stycznia media obiegła informacja, że papież Franciszek zatwierdził dekret w sprawie wyniesienia na ołtarze ks. Michała Rapacza, męczennika z czasów komunizmu. Z ks. Przemysławem Druszczem, który posługuje w parafii w Płokach, o słudze Bożym, ks. Rapaczu, i okolicznościach jego życia rozmawia Beata Legutko. 

Michał Rapacz urodził się 16 września 1904 r. w Tenczynie, w rodzinie rolniczej. Uczęszczał do szkoły podstawowej w Tenczynie, a później do gimnazjum w Myślenicach. Po maturze rozpoczął studia w Krakowskim Seminarium Duchownym, na Wydziale Teologicznym Uniwersytetu Jagiellońskiego. 1 lutego 1931 r. przyjął święcenie kapłańskie z rąk arcybiskupa Adama Stefana Sapiehy. Pracował jako wikariusz w Płokach koło Trzebini, a potem w Rajczy koło Żywca. W pierwszych latach po święceniach był katechetą w okolicznych szkołach. Po latach wrócił do Płok jako proboszcz. Został zamordowany w lesie niedaleko kościoła – 12 maja 1946 r. Kilka miesięcy później, z powodu niewykrycia sprawców, umorzono śledztwo w tej sprawie. Pomimo zastraszenia powszechnie uważano, że ksiądz Rapacz zginął jako męczennik za wiarę i że sprawa ta związana jest z ówczesną polityką, wrogą wobec religii katolickiej. Ciało księdza pochowano w rodzinnej parafii, a następnie ekshumowano i przewieziono na cmentarz przy kościele w Płokach. 

>>> Ks. Michał Rapacz – pasterz na trudne czasy

Beata Legutko: W parafii w Płokach jest Ksiądz od sierpnia ubiegłego roku. Czy słyszał Ksiądz wcześniej o ks. Michale Rapaczu? 

Ks. Przemysław Druszcz: – Tak. Pierwszy raz z osobą ks. Michała Rapacza zetknąłem się w 2005 r., kiedy byłem w trzeciej klasie gimnazjum. Wydział katechetyczny zorganizował wtedy konkurs dotyczący życiorysów świętych i błogosławionych wyniesionych na ołtarze przez zmarłego kilka miesięcy wcześniej papieża Jana Pawła II. Do pierwszego i drugiego etapu uczyłem się z książki Józefa Adamczyka pt. „Śladami świętych i błogosławionych oraz kandydatów na ołtarze”, którą zresztą z sentymentu zachowałem na pamiątkę. Kandydaci na ołtarze również zostali tam uwzględnieni – wśród niech znalazł się ks. Michał Rapacz. To był dla mnie ważny czas, na pewno czas rozwoju duchowego. Możliwość poznawania życia świętych bardzo pomagała mi w odkrywaniu wiary. Chyba szukałem wzorców. To właśnie wtedy zacząłem myśleć o kapłaństwie. Pamiętam, że stworzyłem sobie w głowie taką listę osób, które najbardziej mnie urzekły. Ks. Rapacz był – jakby to powiedzieć – tak po środku, bo wyprzedzili go księża męczennicy z czasów II wojny światowej. Być może dlatego, że kiedyś ks. Michał zaistniał w moim życiu w tak ważnym czasie, to dzisiaj myślę, że moja obecność w jego parafii ma jakiś szczególny sens. Na pewno dla mnie.  

Kiedy w internecie wpiszemy Płoki, to najpierw „wyskoczy nam” Matka Boża, a nie ks. Rapacz. 

– Nie znam się na tym zbyt dobrze, ale to może być kwestia jakichś algorytmów. Być może też częstotliwości wyszukiwania w internecie. W Płokach znajduje się też sanktuarium Matki Bożej Patronki Rodzin Robotniczych. Pielgrzymi przyjeżdżają modlić się przy obrazie Matki Bożej. Teraz na pewno temat męczeństwa ks. Rapacza jest popularniejszy ze względu na zbliżającą się beatyfikację. Myślę, że nowy błogosławiony nie przyćmi Matki Bożej. Sam miał do Niej wielkie nabożeństwo. 

Sanktułarium w Płokach/Fot. Wasielgallery, CC BY 3.0, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=8828791

Czy w Płokach mieszkają jeszcze ludzie, którzy pamiętają proboszcza Michała? Albo pamiętają tamte wydarzenia?  

– W parafii jest jeszcze kilka takich osób, chyba sześć. W momencie śmierci ks. Michała najstarsi mieli ok. 10-12 lat, a więc mogli go zapamiętać. Sam mogłem rozmawiać z osobą, którą sługa Boży przygotowywał do pierwszej Komunii św. Widzę, że jest we mnie chęć usłyszenia w takich świadectwach rzeczy niezwykłych. Jednak one najczęściej są bardzo zwyczajne. Przedstawiają księdza Michała w bardzo pozytywny sposób. Ale takie opisy pasowałyby też do wielu księży, których można by określić po prostu jako dobrych księży. Zero cudowności. Dla mnie takie świadectwa są przekonujące. I dają nadzieję na to, że w niebie jest miejsce także dla tych, którzy nadzwyczajnych cudów nie doświadczyli. Nie będę teraz przytaczał świadectw dotyczących ks. Rapacza z dwóch powodów. Po pierwsze, nie znam ich na tyle dobrze. Po drugie, 24 stycznia na plebanii Telewizja Polska przeprowadziła wywiady ze świadkami jego świętości. Teraz przygotowują program dokumentalny na temat proboszcza, a w zasadzie administratora, z Płok. Prawdopodobnie w okolicach beatyfikacji będzie można go obejrzeć w TVP3. 

A czy byli tacy, którzy się nim nie zachwycali? 

– Jestem przekonany, że tak. Ks. Michał nie był człowiekiem idącym na kompromisy. Tacy zazwyczaj mają zagorzałych zwolenników, ale i tych, którzy ich po prostu nie lubią. Nie dziwi mnie to w ogóle. Kiedy czytam, w jaki sposób ludzie dzisiaj wypowiadają się na temat świętych, np. Jana Pawła II, ale nie tylko, przekonuję się, że w świętości wcale nie chodzi o to, żeby nas wszyscy lubili. Mówi się, że sługa Boży został zamordowany przez mieszkańców okolicznych wsi. Część z nich prawdopodobnie znała go osobiście.  

Czy może Ksiądz krótko powiedzieć co tam się wydarzyło?  

– Oczywiście. Co prawda, większość tych informacji jest do odnalezienia w internecie, ale tutaj przytoczę fragment życiorysu: „Ksiądz Rapacz w czasie wojny współpracował z Armią Krajową, później pomagał żołnierzom ukrywającym się przed UB. Nie godził się z powojenną rzeczywistością. Mówił odważnie, co o niej myśli. Przed zbliżającym się referendum komuniści wzmogli terror. Ksiądz Rapacz otrzymywał coraz częstsze pogróżki. O planach jego zamordowania mówiono nawet podczas zebrania PPR w Trzebini. Jeden z jego uczestników doniósł o tym kapłanowi. Przyjaciele nakłaniali go do wyjazdu. 11 maja 1946 r., tuż przed północą, do mieszkania ks. Rapacza zapukała grupa kilkunastu uzbrojonych mężczyzn podających się za partyzantów. Po wejściu zamknęli siostrę kapłana w oddzielnym pokoju, jego zaś wyprowadzili. Wg relacji księdza Leona Bzowskiego «bandyci zaprowadzili ks. Michała do lasku jeden z nich uderzył go w tył głowy tępym narzędziem, drugi zaś oddał strzał w głowę na wysokości oczu, z boku. Oszołomiony i zraniony ks. Michał runął na ziemię, ponieważ jeszcze żył, oddano drugi strzał z bliska w samo czoło tak, że czaszka została zgruchotana. Zwłoki ks. Michała znaleźli pasterze już rano ok. godz. 7.30, kiedy pędzili bydło na pastwisko»”. Ks. Michała pochowano w rodzinnej parafii w Tenczynie. W 1980 roku ekshumowano jego szczątki i pochowano przy naszym sanktuarium. Tu znajdują się do dzisiaj. 

Czy wiadomo, w którym dokładnie miejscu go zamordowano?  

– Tak. Obecnie jest tam krzyż i tablica z informacją na ten temat. W rocznicę śmierci odbywa się nabożeństwo. Poza tym ludzie modlą się w tym miejscu raczej indywidualnie, w sposób niezorganizowany. 

Fot. ks. Przemysław Druszcz
Fot. ks. Przemysław Druszcz

Z jakiego powodu zapoczątkowano proces beatyfikacyjny? 

– Myślę, że proces beatyfikacyjny rozpoczęto w związku z przekonaniem o świętości zmarłego księdza. Bezpośrednio po śmierci ludzie przychodzili na miejsce zbrodni i zbierali ziemię zbroczoną krwią. Mówili, że jest to krew świętego. Zebraną ziemię traktowali jak relikwie. Procesu nie rozpoczęto od razu. Podobno sytuacja polityczna w Polsce była wtedy wyjątkowo niekorzystna. Relacja między Kościołem a państwem była bardzo napięta. Pierwszym wyraźnym przejawem wiary w jego świętość była ekshumacja i przeniesienie ciała zmarłego do naszej parafii. To miało miejsce ponad 30 lat po zbrodni. Starania o utrwalenie pamięci o księdzu Rapaczu podejmował ówczesny proboszcz ks. Jałocha. Podobno ta sprawa leżała też na sercu ks. bp. Juliana Groblickiego. Proces beatyfikacyjny oficjalnie rozpoczął się w 1993 roku, ale z powodu braków w dokumentacji rok później prace zostały wstrzymane. Wznowiono je w roku 2005 z polecenia kard. Stanisława Dziwisza. Opis procesu beatyfikacyjnego jest długi, więc powiem ogólnie, że polega on na gromadzeniu materiałów i przesłuchiwaniu świadków życia kandydata na ołtarze. 

Czy trzeba było cudu?  

– Nie, w przypadku męczenników nie jest wymagane takie potwierdzenie świętości ich życia. W przypadku beatyfikacji cud jest wymagany przy orzekaniu heroiczności życia, ale gdy mówimy o męczeństwie, to nie ma takiej konieczności. Natomiast do kanonizacji potrzebny jest zawsze cud. To znaczy, że gdyby w przyszłości toczył się proces kanonizacyjny, to do jego zakończenia byłby wymagany cud. Może się dopiero wydarzyć, może mieć miejsce po beatyfikacji. 

Czy lokalny kult ks. Rapacza rozwijał się od samego początku – od jego śmierci? 

– Jak już wspomniałem, od początku istniało przekonanie o świętości ks. Rapacza wyrażające się w „zbieraniu” relikwii. Z różnych powodów świadomość ta zanikała w kolejnych dziesięcioleciach. Później kult zaczął się znowu rozwijać. Obecnie każdego 12 dnia miesiąca jest modlitwa różańcowa, w czasie której przedstawiamy Bogu intencje za wstawiennictwem sługi Bożego. W rocznicę śmierci są organizowane pielgrzymki. Wtedy odbywa się u nas także bierzmowanie. To ma sens, bo przyjmujący bierzmowanie są wezwani do dawania świadectwa. A najtrudniejszą i najbardziej przekonującą formą świadectwa wiary jest gotowość oddania za nią życia. W drugiej parafii, na której ks. Michał Rapacz posługiwał jako wikariusz, czyli w Rajczy, wmurowano tablicę, która przedstawia go obok. bł. ks. Jerzego Popiełuszki, pokazując podobieństwo tych dwóch kapłanów, którzy oddali życie za wiarę, a przy tym obaj byli gorliwymi patriotami. 

Fot. ks. Przemysław Druszcz

Jeśli ktoś ma jakąś intencje i chciałby prosić o modlitwę za wstawiennictwem ks. Rapacza, to co ma zrobić? 

– Może przyjść do sanktuarium i zostawić intencje w skrzynce. Może też zapisać intencje przez formularz internetowy na stronie sanktuarium. No i, oczywiście, może się też sam pomodlić własnymi słowami lub skorzystać z modlitwy zamieszczonej na stronie internetowej płockiego sanktuarium. Jest tu duża dowolnośc. 

Proces się skończył – i co teraz?  

– Na ten moment* nie mamy nowych wiadomości. Na pewno będzie ekshumacja. Ostatnio przygotowywałem pismo w tej sprawie do sanepidu. Z tego co wiem, będzie wtedy obecna specjalna komisja i pewnie zostaną pobrane fragmenty kości, które posłużą do przygotowania relikwii. Jest przygotowywany projekt ołtarza bocznego. Zajmuje się tym pan Mieszko Tylka. Jeden projekt już był przygotowany, ale nie uzyskał aprobaty kurii diecezjalnej. Zobaczymy, jak będzie tym razem. Sprawy, którymi jeszcze trzeba się zająć, to – oprócz uroczystości beatyfikacyjnej, którą zajmuje się kuria – przygotowanie obrazu beatyfikacyjnego, obrazków pamiątkowych, ułożenie modlitwy za wstawiennictwem błogosławionego, a także formularza mszy św. o błogosławionym. Nie znamy jeszcze daty beatyfikacji. Zostanie ona ustalona w najbliższym czasie przez ordynariusza diecezji. Oczywiście musi być potwierdzona przez Watykan. Są oczywiście pewne przypuszczenia i plany, ale póki nie są one potwierdzone, nie będę o nich mówił. 

Co w kulcie ks. Rapacza zmieni to, że będzie błogosławionym? 

– Będzie „miał” ołtarz w sanktuarium, „swoją” modlitwę, a jego kult stanie się już publiczny. To oznacza, że oficjalnie będzie można organizować pielgrzymki, nabożeństwa. Będą zatwierdzone przez władze kościelne teksty modlitw i formularz mszy św. Różnica między błogosławionymi i świętymi dotyczy głównie kultu. I jedni i drudzy są w niebie. Kanonizacja wiąże się z rozszerzeniem kultu na Kościół powszechny. Błogosławiony odbiera cześć zazwyczaj w ramach kościoła lokalnego, np. w diecezji. 

Czy zostały jakieś pamiątki po ks. Rapaczu?  

–Pomału docieram do takich perełek.  Jest w parafii kilka ksiąg o tytule Status animarum. To taki prototyp kartoteki parafialnej. Tyle że w formie księgi. Tam ksiądz Rapacz robił różne notatki. Podobno codziennie wieczorem zabierał tę księgę do kościoła i modlił się w intencji kolejnych rodzin na adoracji. Myślę, że to jest cenne. Taka zwykła rzecz. Można powiedzieć, że biurowa, a nabrała nowego znaczenia, bo posłużyła do modlitwy. 

Fot. ks. Przemysław Druszcz

Święci i błogosławieni pokazują nam swoją drogę do Boga, ale też przekazują prawdy uniwersalne. Czego możemy się uczyć od ks. Rapacza?  

– Tutaj wskazałbym na kilka rzeczy. Wierność wartościom, wytrwałość, pobożność. Według mnie to są cechy cenne i dla duchownych,  i dla świeckich. Mnie się podoba jego radykalizm. Był konkretny, wiedział, kim jest i po co służy w Kościele. Mówił: „Trzeba się jasno zdeklarować – jestem katolikiem lub nie”. Służył z miłością. Ale też z miłości nie przymykał oka na zło. W przypadku męczenników najczęściej zwracamy uwagę na okoliczności ich śmierci. Mnie na ten moment bardziej interesuje jego życie niż śmierć. Jeśli ktoś jest zainteresowany, polecam książkę pt. „Błogosławiony las. Opowieść o Słudze Bożym ks. Michale Rapaczu” Janusza Jaśniaka. Tam znajdziemy chyba najpełniejsze i najbardziej przystępne opracowanie dotyczące jego życia. 

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze