EPA/L’OSSERVATORE ROMANO / Dostawca: PAP/EPA.

Benedykt XVI. Tradycyjny i nowoczesny [KOMENTARZ]

Pontyfikat Benedykta XVI nie był długi. Trwał niecałe osiem lat. Jednak przez ten czas, jak i przez całe kapłańskie życie Józefa Ratzingera, Kościół mógł przekonać się, że był on teologiem wybitnym. Miał wizję Kościoła, który łączy tradycję z nowoczesnością i niezmienność z dynamizmem.

31 grudnia 2022 r. zmarł w Watykanie papież senior Benedykt XVI. Miał 95 lat. W 2013 r. abdykował ze Stolicy Piotrowej ze względu na podeszły wiek i stan zdrowia. Wokół jego decyzji narastało wiele plotek. Emerytowany Ojciec Święty zawsze ucinał je, mówiąc, że była to decyzja przemyślana i przemodlona, a nie rezultat jakiegoś spisku. Przez ostatnie lata opublikował kilka książek, artykułów i wspomnień. Żył w cieniu, przyjmował gości, ale wypowiadał się niezwykle rzadko. Jednak jego praca dla Kościoła jako ksiądz, biskup, kardynał, a później papież była nie do zastąpienia. Przez ponad dwadzieścia lat był prefektem Kongregacji Nauki Wiary i prawą ręką Jana Pawła II w sprawach doktrynalnych.

>>> Kościół potrzebuje syntezy wierności i dynamizmu

Uczestnik soboru watykańskiego II

Młody ks. Józef Ratzinger był uczestnikiem soboru watykańskiego II. Był wówczas doradcą abp. Kolonii kard. Josepha Fringsa. Już wtedy cieszył się opinią wybitnego teologa. Szybko został zauważony jako ten, którego spojrzenie na Kościół będzie miało znaczenie dla kolejnych papieży. W 1972 r. był jednym z założycieli teologicznego pisma „Communio”, którego aktywnym współredaktorem pozostawał do momentu powołania na Stolicę Piotrową. Miał dość postępowe i reformatorskie poglądy. Mocno bronił stanowiska Soboru w kwestii dialogu z innymi religiami, ekumenizmu czy wolności religijnej. Stał się bardziej konserwatywny, gdy w Niemczech w latach 60. w opinii publicznej coraz częściej pojawiały się poglądy domagające się liberalizacji stanowiska Kościoła wobec związków homoseksualnych i innych kwestii związanych z seksualnością. Jego poglądy coraz częściej kontrastowały z tymi liberalnymi. W marcu 1977 r. Paweł VI mianował go arcybiskupem Monachium i Fryzyngi, a zaledwie trzy miesiące później został podniesiony do godności kardynalskiej. 25 listopada 1981 r. Jan Paweł II powołał go na prefekta Kongregacji Nauki Wiary.

Fot. EPA/VATICAN MEDIA

Prorocze słowa o przyszłości Kościoła

W latach 60. ubiegłego wieku ksiądz Ratzinger wypowiadał się na temat kryzysu Kościoła. Przewidywał, że wszelkie symptomy zapaści dopiero się wówczas rozpoczynały i trzeba przygotować się na to, że „Kościół jutra” będzie zupełnie inny niż ten, który znamy. Dzisiaj jego słowa wydają się szczególnie mocne i nadal aktualne.

„Z obecnego kryzysu wyłoni się Kościół jutra – Kościół, który stracił wiele. Będzie niewielki i będzie musiał zacząć od nowa, mniej więcej od początku. Nie będzie już w stanie zajmować wielu budowli, które wzniósł w czasach pomyślności. Ponieważ liczba jego zwolenników maleje, więc straci wiele ze swoich przywilejów społecznych. (…) Niewątpliwie [Kościół – przyp. red.] odkryje nowe formy posługi kapłańskiej i będzie wyświęcał do kapłaństwa wypróbowanych chrześcijan, którzy wykonują już jakiś zawód” – pisał wówczas ks. Ratzinger.

Jego refleksja wokół przyszłości Kościoła nie była pesymistyczna. Realnie oceniał to, co Kościół straci, ale wskazywał też to, co może zyskać. Zwłaszcza w sferze duchowej.

„Kościół będzie wspólnotą bardziej uduchowioną, nie wykorzystującą mandatu politycznego, nie flirtującą ani z lewicą, ani z prawicą. To będzie trudne dla Kościoła, bo ów proces krystalizacji i oczyszczenia będzie kosztować go wiele cennej energii. To sprawi, że będzie ubogi i stanie się Kościołem cichych. (…) Wielka moc popłynie z bardziej uduchowionego i uproszczonego Kościoła. W totalnie zaplanowanym świecie ludzie będą strasznie samotni. Jeśli całkowicie stracą z oczu Boga, odczują całą grozę swojej nędzy. Następnie odkryją małą trzódkę wyznawców jako coś całkowicie nowego. Odkryją ją jako nadzieję, która jest im przeznaczona, odpowiedź, której zawsze potajemnie szukali” – przywidywał Ratzinger.

Jasna wizja Kościoła

Benedykt XVI nie był w Polsce papieżem szczególnie popularnym. Uznanie wiernych w naszym kraju budził fakt, że papież z Niemiec próbował uczyć się polskiego i często podkreślał dorobek swojego polskiego poprzednika. Daleko nam jednak do bliższej i bardziej wnikliwej analizy decyzji, które zapadły podczas jego pontyfikatu. Tymczasem jest kilka takich, na które warto zwrócić uwagę, i które jasno zarysowały wizję Kościoła Benedykta XVI. Wystarczy wspomnieć o dokumencie Summorum Pontificum, który „uwalniał” starą liturgię. To był ważny krok łączenia tradycji z nowoczesnością. Papież w 2007 r. stwierdził jednoznacznie, że to, co dla poprzednich pokoleń było święte nie może być nagle zakazane czy uznane za szkodliwe. Podzielił więc ryt rzymski na formę zwyczajną i nadzwyczajną. Przypomnijmy, że przez kilkadziesiąt lat odprawianie mszy św. wedle starszych ksiąg liturgicznych niż te zatwierdzone przez Pawła VI wymagało indultu (specjalnego zezwolenia). Był to również jasny sygnał dla środowisk, które nie potrafiły przyjąć niektórych zmian Soboru Watykańskiego II, że choć Kościół musi być wierny tradycji i swojej tożsamości, to ciągle się reformuję i jest dynamiczny.

Fot. EPA/L’OSSERVATORE ROMANO / HO E HANDOUT EDITORIAL USE ONLY/NO SALES

Benedykt XVI swoimi decyzjami i narracją o Soborze czy liturgii wskazywał, że w Kościele nie może być zerwań, musi być ciągłość nauczania i sprawowania kultu. Był to ważny element budowania jedności Kościoła, który dzielił się coraz bardziej i nadal dzieli na frakcje konserwatywne i liberalne. Papież z Niemiec usiłował łączyć to, co podzielone. W swoim nauczaniu przypominał też wartość piękna w liturgii, co było jednym z charakterystycznych i wizualnie dominujących elementów jego pontyfikatu. Liczył się z tym, że Kościół będzie przechodził przez kryzys, który sam kilkadziesiąt lat wcześniej przewidywał. Wiedział jednak, że przetrwanie Kościołowi zapewni nie dobry układ z siłami politycznymi, społecznymi czy kulturowymi, ale wierność chrześcijańskiej tożsamości, której punktem centralnym jest oczywiście Chrystus. Trwanie przy trudnym, czasem wymagającym i niedzisiejszym nauczaniu, widział jako łódź ratunkową dla dzisiejszego świata. Niewielką, ale pewną.

>>> Ks. Mirosław Tykfer: synodalność nie oznacza demokratyzacji Kościoła [ROZMOWA]

„Po ośmiu latach mogę powiedzieć, że Pan mną kierował, był blisko mnie, codziennie odczuwałem Jego obecność. Był to etap drogi Kościoła, w którym były chwile radości i światła, ale też chwile trudne; czułem się jak św. Piotr z apostołami w łodzi na Jeziorze Galilejskim: Pan dał nam wiele dni słońca i lekkiego wiatru, dni, w których połów był obfity; były też momenty, w których wody były wzburzone, a wiatr przeciwny, jak w całej historii Kościoła, i wydawało się, że Pan śpi. Wiedziałem jednak zawsze, że w tej łodzi jest Pan, i wiedziałem zawsze, że łódź Kościoła nie jest moja, nie jest nasza, lecz Jego. I Pan nie pozwoli, by zatonęła; to On ją prowadzi, z pewnością również za pośrednictwem ludzi, których wybrał, bo tak chciał. Taką pewność miałem i mam, i nic jej nie zmąci” – mówił Benedykt XVI podczas swojej ostatniej audiencji generalnej 27 lutego 2013 r.

Przez osiem lat pontyfikatu Benedykt XVI, stojąc za sterem łodzi Piotrowej, wyznaczał kierunki czasem niepopularne, idące pod prąd popularnym trendom. Pokora i wierność Ewangelii były jednak jego najważniejszymi narzędziami nawigacji. Żegnamy papieża, który przenikliwie diagnozował Kościół i z determinacją szukał lekarstw na jego choroby. A jego „postpontyfikat” też z pewnością przyniósł Kościołowi wiele duchowego dobra.

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze