Bezdomność serc [REPORTAŻ]
Ekumeniczna wspólnota Sant’Egidio powstała w 1968 r. Jej działalność opiera się na niesieniu pomocy najbiedniejszym oraz na budowaniu więzi z osobami, którym niesiona jest pomoc. Każdego, kto potrzebuje wsparcia, znają z imienia i nazywają go przyjacielem.
Niepozorna kamienica w centrum Poznania. Do jednego z mieszkań, tego użytkowanego przez wspólnotę, „przyklejona” jest kaplica, w której odbywają się wspólne czuwania. Modlitwa i dobroczynność stanowią oś, wokół której gromadzą się członkowie Sant’Egidio w około 70 krajach na całym świecie. Od wejścia czuć atmosferę domu: unosi się zapach kawy, dzieci jednego z wolontariuszy biegają z ciastkami i przekomarzają się z „ciociami”. Trwa spotkanie, podczas którego odpowiedzialni opowiadają o misji wspólnoty i tym szczególnym dniu, gdy w święta Bożego Narodzenia wszyscy gromadzą się na wspólnej mszy świętej, a następnie siadają do wspólnego stołu.
– Wielu naszych przyjaciół czeka na wigilię już od października. To dla nich bardzo ważne wydarzenie. Podkreślają to także ubiorem, który zawsze jest bardziej elegancki, oczywiście w miarę możliwości. Dlatego prosimy, żebyście nie przychodzili we frakach i garniturach, tylko ubrali się tak, by wszyscy wyglądali mniej więcej podobnie – tłumaczy nam z przejęciem Maciej, jeden z organizatorów wydarzenia.
Każdy otrzyma prezent
Wyczuwam, że dla członków wspólnoty bardzo ważne jest to, by się nie wywyższać. Każdy jest równy – wolontariusze i potrzebujący. Takie podejście do osoby, której podaje się rękę w geście pomocy, jest bardzo istotnym aspektem pomagania. Zwłaszcza, że jako chrześcijanie posiadamy głębokie przekonanie o równości każdego człowieka przed Bogiem.
Jeden z wolontariuszy opowiada mi o sobie. I mówi: „To już moja trzecia? Nieee, czwarta wigilia! Jest to dla mnie szczególnie ważne, ponieważ kiedyś o mały włos sam nie zostałem bez dachu nad głową. Teraz pomaganie osobom w kryzysie to schodki, po których wydeptuję sobie drogę do nieba”. Te słowa zostają w moim sercu – przecież wszyscy potrzebujemy takich schodków, żeby nie okazało się, że pod koniec życia zostaniemy z pustymi rękami.
Podczas wigilii każdy z gości otrzyma prezent. Prośby do Świętego Mikołaja już dawno zostały wystosowane. Są bardzo skromne w porównaniu z tym, co sama znajdę pod choinką: kosmetyczka, mały portfelik. Osoby, które mają tak niewiele potrafią docenić drobnostki. Upominki czekają zapakowane w kolorowe, dokładnie opisane torebki. Jest ich dużo – zajmują prawie całą podłogę kuchni. A to jeszcze nie wszystko, bo wielkie pakowanie prezentów dopiero przed wolontariuszami. To dobra okazja, żeby przy wspólnej pracy lepiej się poznać, a może i odkryć swoje powołanie.
Konkret zamiast Netflixa
Zaczyna się kolejny dzień przygotowań. Dziś ozdabianie sali zlokalizowanej w kościele pw. Nawiedzenia NMP, gdzie odbędzie się wigilia. Jest coś wzruszającego w staranności, z jaką wolontariusze i członkowie wspólnoty przygotowują stoły dla gości, ozdabiają choinki i układają ozdoby. Zamiast zalegać w domu na kanapie i oglądać kolejny serial na Netflixie, do późnego wieczoru kleimy, nosimy i układamy. Wszystko po to, by goście zostali jak najlepiej przyjęci. Nie ma miejsca na bylejakość – liczy się smak potraw, estetyka wnętrza i muzyka, za którą odpowiada specjalnie na tę okazję zebrany zespół. Organizatorzy pamiętają o najdrobniejszych szczegółach – jest nawet osoba odpowiedzialna za pilnowanie rzeczy, z którymi przyszli goście. To bardzo ważne, ponieważ zazwyczaj w tobołkach i plecakach znajduje się ich cały dobytek. Wolontariusze – kelnerzy – podzieleni są tak, żeby obsługiwać dany rewir. Czas trwania imprezy jest podyktowany potrzebami gości. Każdy, kto wychodzi z sali oprócz prezentu dostanie też paczkę ze smakołykami, które zostały z obiadu i z ciastem. Dzięki temu drugi dzień świąt też będzie obchodzony bardziej uroczyście.
Kolega, który zgodził się pójść ze mną na przygotowania jest wyraźne poruszony możliwością zrobienia czegoś dobrego dla drugiego człowieka. Podczas drogi powrotnej rozmawiamy o tym, jak ważne jest dla osób w kryzysie bezdomności traktowanie ich po ludzku. Często, spotykając ich na ulicy, wpychamy im nerwowo drobniaka albo fukamy „weź się do pracy”. Wszystko po to, żeby jak najszybciej mieć spotkanie z nimi „z głowy”. By jak najszybciej móc wrócić do swoich ważnych spraw. A przecież jedyną rzeczą, która naprawdę może uzdrowić złamane życie jest czułość i miłość. To wszystko dają swoim przyjaciołom członkowie wspólnoty Sant’Egidio: podczas cotygodniowej herbaty, która jest tylko pretekstem do podzielenia się bieżącymi sprawami i odmówienia wspólnej modlitwy, albo gdy odwiedzają seniorów, wprowadzając trochę światła w szarą codzienność. Niezależnie od wzlotów i upadków podopiecznych ważna jest walka wspólnoty o ich godność. To ważniejsze od dóbr materialnych. Widać też konkretne skutki takiego podejścia. Jak mówi Maciej „wśród gości wielu jest takich, którzy chociaż już są «na swoim», wciąż wracają, ponieważ przez lata bardzo się z nami zżyli i nie wyobrażają sobie świąt bez wspólnej wigilii. Wzruszające są momenty, gdy to my możemy być gośćmi i odwiedzamy ich w miejscach, w których żyją”.
>>> Miniaturowe miasto z piernika – jedyne takie miejsce w Polsce [RELACJA]
Adresatów pomocy jest dużo – w Poznaniu wspólnota pomaga ubogim w kryzysie bezdomności, Romom (organizowana jest m.in. cotygodniowa „Szkoła pokoju” dla dzieci romskich) oraz seniorom, którzy mieszkają w domach pomocy społecznej. Wsparcie realizowane jest przez cały rok, a zwieńczeniem wszystkich działań wspólnoty jest coroczna wigilia dla ubogich. W Boże Narodzenie wolontariusze rezygnują z domowego ciepła i celebracji w gronie rodziny, żeby świętować razem z osobami, którym szczególnie bliska może stać się Maleńka Miłość urodzona w stajence, bo „nie było dla nich miejsca w gospodzie” (Łk 2,7).
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |