Białoruś. Uciekając przed łosiem [MISYJNE DROGI]

Po kilku latach życia na witebszczyźnie we wschodniej części Białorusi postanowiłem podzielić się wrażeniami. Miejsce, w którym służymy, jest na prawdę piękne. Wokół dziewicze, dzikie lasy, małe wioski i my, misjonarze, docierający do tych, do których nikt inny nie dotrze.

Krajobraz duszpasterski nie zmienia się za bardzo. Te same niewielkie grupki praktykujących wiernych. Nie ma masowych nawróceń, ale bardziej ufne trwanie tych, którzy są. Każdego dnia modlimy się we wspólnocie, a oblackie życie widoczne jest na zewnątrz. Zostaje oczekiwanie. Czas uczy pokory. Bywają również sytuacje tragikomiczne, o których opowiadamy sobie przy posiłkach. Jedną z nich nazwałem polowaniem na łosia. Jechałem sobie samochodem z wioski, wziąłem po drodze dwóch autostopowiczów i kierowałem się w stronę Szumilina – siedziby naszej parafii. Wjechałem na drogę szybkiego ruchu, patrzę, stoi krowa. Jednak w miarę zmniejszania się dystansu krowa coraz bardziej okazywała się łosiem stojącym na poboczu, prostopadle do drogi. Gdy zobaczył (a może bardziej usłyszał) seicento 1.1, ruszył nam na spotkanie. Na szczęście dodałem gazu i zjechałem szybko na bok, omijając go. Łoś nie dawał za wygraną. do dziś pamiętam ten stukot ciężkich kopyt za bezbronnym, malutkim samochodem!

Foto: Szymon Forajter

https://misyjne.pl/misja/redweek-koscioly-w-kolorze-krwi-to-protest-przeciw-przesladowaniom-chrzescijan/

W miastach albo – jak w naszym przypadku – w budujących się sanktuariach najczęściej pracują zakonnicy. Jeden z nich Polak ze Śląska, kiedy mnie spotykał, mówił po białorusku. Zastanawiałem się, dlaczego Ślązak do Ślązaka mówi w obcym języku. W końcu nie wytrzymałem i spytałem. Był przekonany, że jestem miejscowy. Widocznie seminaryjne zajęcia z inkulturacji do czegoś się przydały. Jest też pewien ksiądz diecezjalny, który ma prawie siedemdziesiąt lat i pracuje w najodleglejszej białoruskiej placówce. Jest to tak daleko, że gdy z jednej kapliczki pojedzie się w prawo zamiast w lewo, za parę metrów zacznie się Rosja. Ów ksiądz żyje tam sam. Ma do pomocy dwie siostry służebniczki. Poradził mi kiedyś: zrób wszystko, co możesz, przykładaj się a potem gwiżdż na to – jeśli będzie to wola Boża, to dzieło się ostoi, a jeśli nie, nie wpadaj w  niepotrzebne załamania, zmartwienia. Wyjazd z kraju uczy pokory. Wszystkiego trzeba się nauczyć na nowo: języków, sposobu myślenia i zauważania małych rzeczy, znaków, przez które można dotrzeć do poszczególnych osób.

>>> Tekst pochodzi z „Misyjnych Dróg”. Wykup prenumeratę <<<

Wybrane dla Ciebie

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze