Ryż z soją i warzywami dla potrzebujących. Fot. Ks. Witold Lesner

Ks. Witold Lesner: na Kubie bez zmian 

Już ponad miesiąc minął od lipcowych protestów, które przetoczyły się w wielu miastach i… nic się nie zmieniło. Bo nie mogło. 

Ostatnio wiele osób pytało mnie o burzliwe wydarzenia z poprzedniego miesiąca i już wtedy mówiłem, że nic one nie zmienią – przynajmniej w najbliższym czasie. Nie jestem politologiem ani socjologiem, nie mienię się też ekspertem od spraw kubańskich, po prostu mieszkam na tej wyspie siedem lat i dzielę życie jej mieszkańców. Rozmawiam z Kubańczykami, głównie ze zwykłymi robotnikami, rolnikami, starszymi i młodzieżą. Nie mam kontaktu z decydentami i politykami – zresztą akurat ich opinie i zamiary są bardzo dobrze znane. 

>>> Kuba – gniew ukazał się na ulicach

Spokojni obywatele 

Na czym więc opieram moje twierdzenie, że na Kubie w najbliższym czasie nic się radykalnie nie zmieni? Na „głosach z dołu”. Zdaje się, że już 14 lipca zapytałem jedną osobę, czy w ich miejscowości też protestowano. Usłyszałem: „Padre, u nas dzięki Bogu, nic się nie działo!”. Z innych ust usłyszałem: „To ci, którzy mają swoje interesy, głównie w Hawanie i tam, gdzie są turyści, ci przez pandemię stracili dużo i im się to nie podoba. To oni protestowali. My, którzy pracujemy normalnie, my nie wyszliśmy protestować”. Ale to też do końca tak nie jest. Tak się złożyło, że ostatnio przez kilka dni byłem w Hawanie i miałem okazję porozmawiać z kimś, kto stwierdził, że „coś tam ma”. Otwarcie powiedział: „Dobrze, że ludzie wyszli na ulice, że udało się pokazać władzy niezadowolenie, to, że jest źle i że muszą coś zmienić. I ja też chciałbym, żeby w naszym kraju życie było lepsze, ale coś tam mam i z tego są też pieniądze… Chciałbym zmian, ale nie chcę stracić tego, co już osiągnąłem, bo to jakoś mnie ustawiło w życiu i jakoś sobie radzę”. Osobiście w protestach nie uczestniczył.

>>> Kuba: duchowni i katolicy świeccy wśród ofiar represji reżimu

To tylko trzy z wielu głosów, ale są wypadkową – ośmielę się powiedzieć – większości mieszkańców Kuby. I dlatego nic się szybko nie zmieni. Brakuje jedności, determinacji, gotowości zaryzykowania, a przede wszystkim struktur, które mogłyby ukierunkować te powtarzające się protesty i wykorzystać je dla dobra wszystkich obywateli. Na zmiany trzeba więc jeszcze poczekać… 

Wiele miast jest zamkniętych. Fot. Ks. Witold Lesner

Niebezpieczny wirus 

Od jakiegoś czasu sytuacja pandemiczna się pogarsza. Chorych i zmarłych jest coraz więcej. W lipcu wg oficjalnych danych zachorowało ponad 200 tys. osób. Sierpień osiągnie kolejny rekord. Dawniej słyszało się o „jakichś” chorych, teraz są to parafianie, sąsiedzi, a dwa dni temu pozytywny wynik otrzymał pierwszy z pracujących w naszej diecezji księży. Od 23 sierpnia ponownie zamknięto wiele miejscowości w naszym regionie. Nie można ani wjeżdżać, ani wyjeżdżać bez specjalnych przepustek. Ludzie muszą stale pozostawać w domach. 

>>> ONZ i biskupi żądają uwolnienia uczestników kubańskich protestów

Mieliśmy nawet specjalne spotkanie z szefem województwa z ramienia partii komunistycznej ds. kontaktów z Kościołem. Normy zmieniają się bardzo szybko i nie są jednolite dla wszystkich. U nas w mieście w ostatnią niedzielę mieliśmy mszę św., ale już w jednej z mniejszych miejscowości – Cencerro – nie mogliśmy świętować odpustu św. Róży z Limy.  

Większość instytucji jest zamknięta. Szkoły nie ruszą najprawdopodobniej aż do grudnia. 

Spotkanie księży z partyjnym delegatem. Fot. Ks. Witold Lesner

Nieubłagana ekonomia 

Wciąż trudna jest sytuacja ekonomiczna wyspy, a raczej jej mieszkańców. W sklepach – tych drogich, dolarowych – rząd sprzedaje m.in. dary, które trafiły na Kubę jako pomoc humanitarna! Na ulicy również sprzedaje się rzeczy w opakowaniach z napisami „Donated product – not for sale”. Oczywiście towary z drugiej ręki są trzy, cztery razy droższe niż w sklepie. Kościół za pośrednictwem Caritas rozprowadza kartony z takimi samymi napisami – oczywiście gratis – wśród najbardziej potrzebujących. Pomoc, która dotarła z USA, jest raczej symboliczna wobec ogromnych potrzeb, ale kilka kilogramów ryżu to zawsze coś. Z racji tego, że Caritas została zupełnie odcięta od możliwości kupowania produktów w magazynach państwowych, rozdaje się również pieniądze ofiarowane z Caritas hiszpańskiej czy włoskiej.

>>>Kuba. W pułapce systemu [MISYJNE DROGI]

Wciąż brak też lekarstw. Z pełnej walizki, którą wypełniłem dzięki dobrodziejom z Polski, bardzo szybko ubywa tak potrzebnych leków przeciwbólowych, antybiotyków, witamin, leków przeciwgorączkowych… każda ich ilość zastałaby wchłonięta wręcz niezauważalnie, bo w kubańskich aptekach pusto. Caritas z Zielonej Góry ufundowała np. kupno trzynastu par nowych okularów dla moich parafian. Już je noszą. Bóg zapłać Wam wszystkim! 

Codzienny brak prądu utrudnia życie. Fot. Ks. Witold Lesner


Codziennie mamy też kilkugodzinne przerwy w dostawie prądu. W naszym mieście w minionym tygodniu trwały 4-5 godzin. Oj, przydają się lampki i latarki na baterie słoneczne. Przydałyby się też i świeczki, ale ich też nie ma.


>>> Ks. Witold Lesner: na Kubie rodzinność jest na „dzień dobry” [ROZMOWA] 

Dziękuję za wszelkie dobro, to modlitewne, duchowe, jak i to materialne, którego nieprzerwanie doświadczam i proszę o dalsze towarzyszenie naszym braciom Kubańczykom. Bóg zapłać!

 

 

Galeria (3 zdjęcia)

Wybrane dla Ciebie

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze