Kuba: duchowe spotkania
Właśnie wróciłem z rekolekcji kapłańskich, które odbyły się w narodowym sanktuarium Matki Bożej w El Cobre.
Gdy wyjeżdżałem na Kubę trochę się martwiłem o tzw. „formację stałą”, który my księża zobowiązani jesteś regularnie prowadzić. Myślałem, że w nieco „polowych warunkach” może to trochę kuleć. Jednak nie. Na Kubie regularnie odbywają się kapłańskie dni formacyjne. Mamy tu trzy rodzaje spotkań rocznie. W styczniu rekolekcje duchowe, na początku lipca możliwość wspólnych wakacji połączonych również z elementami ćwiczeń duchowych oraz w listopadzie formacja bardziej intelektualna. O dobór tematów i prowadzących dba konferencja episkopatu Kuby. Najczęściej tego typu spotkania odbywają się w trzech grupach: Wschód, do którego należy nasza diecezji, spotyka się w El Cobre; dla grupy Centrum dom rekolekcyjny jest w Camagüey i dla Zachodu w Hawanie. Zwykle wybierany jest jeden rekolekcjonista lub wykładowca, który przez trzy kolejne tygodnie prowadzi spotkania we wszystkich miejscach. W ten sposób wszyscy przechodzimy taką samą formację.
Podróż w głąb
Tym razem rekolekcje głosił opat generał zakonu cystersów o. Mauro-Giuseppe Lepori, Szwajcar. Odkąd jestem na Kubie po raz pierwszy zaproszono mnicha – wcześniej byli to zwykle jezuici lub księża diecezjalni. Różnicę można było zobaczyć już od pierwszego dnia, gdy rekolekcjonista wprowadził milczenie. Prawdę mówiąc sceptycznie odniosłem się do możliwości jego zachowania przez pięć dni, ale okazało się, że zdecydowana większość podjęła to wyzwanie z wielkim zrozumieniem – dla Latynosów to istny heroizm. Tego nam było trzeba!
Nauki skoncentrowane były wokół pogłębiania osobistej relacji z Bogiem. Mocno wybrzmiały słowa, że bycie kapłanami to przede wszystkim nasza osobista droga do świętości, a nie tylko uświęcania innych. To na misjach dosyć odkrywcze, ponieważ zdecydowana większość z nas przyjechała na Kubę, by ewangelizować, by głosić Jezusa i sprawować sakramenty tym, którzy nie znają jeszcze orędzia zbawienia, by być „dla”… a jest tutaj co robić i z każdym dniem pojawia się coś jeszcze. Tymczasem o. Mauro mówił, że „jedynym celem moich działań, jedyną drogą, jedynym sensem życia jest Jezus”, to z Nim mam być zjednoczony, ponieważ „jedynie w ten sposób mogę objawiać światu Miłość”. Cenną uwagą, a raczej zorientowaniem codzienności były słowa, że „każdego ranka nie powinienem pytać siebie co mam dziś do zrobienia, ale raczej jak żyć z Jezusem, jak wypełniać Jego wolę?” Wielokrotnie pojawiały się słowa: mistyka, zjednoczenie z Bogiem, świętość, pokora, samotność czy miłosierdzie… Gdy myślałem nad tym trochę, wciąż wracało pytanie: „No, fajnie, ale jak to zrobić?” Odpowiedź nieoczekiwanie znalazłem na jednej ze stron agendy liturgicznej, w której robiłem notatki. To myśl Giovanniego Scalery: „Nic nie szkodzi, że nie jesteś gwiazdą lub cennym klejnotem. Jeśli odkryjesz swoje powołanie, będziesz szczęśliwy, że jesteś sobą” – być kapłanem najlepszym jak się da, chociaż do doskonałości brakuje tak dużo…
Braterskie spotkanie
Miałem również okazję osobiście porozmawiać z naszym rekolekcjonistą i okazało się, że z racji bycia przełożonym generalnym swojego zakonu, odwiedził również Polskę. Zaczął wymieniać miasta w których cystersi mają swoje klasztory: Mogilno, Gdańsk… poległ jednak próbując wypowiedzieć Trzemeszno i Szczyrzyc. W tym roku znowu ma pojawić się w Polsce wizytując cysterskie klasztory.
Te nasze zjazdy w El Cobre to też dobry czas na spotkania księżowskie. Każdego razu gromadzi się kilkudziesięciu kapłanów z czterech diecezji tworzących naszą archidiecezję Santiago de Cuba. Znamy się więc już trochę, ale zawsze jest też ktoś nowy – jest niestety bardzo duża rotacja misjonarzy. Tym razem było nas lekko ponad pięćdziesięciu z niemal wszystkich kontynentów: z Argentyny, Peru, Wenezueli, Dominikany, Meksyku, Tanzanii, Indonezji czy Tajlandii. Europę reprezentowali Włosi, Hiszpanie, Szwajcar, Węgier i nas czterech Polaków. Oczywiście byli i Kubańczycy… jednak nie stanowili nawet połowy duchowieństwa.
W całych rekolekcjach uczestniczyło też czterech biskupów. To zawsze jest dla mnie bardzo budujące, gdy wszyscy razem możemy się modlić, formować, wymieniać doświadczenie. Niektóre sytuacje bardzo osobiście mnie budują jako kapłana. Na przykład, gdy widziałem jak jeden z biskupów kroi mięso na talerzu dla księdza po wylewie, który ma jedną ręką sparaliżowaną. Innym razem, gdy kapłan pomaga diakonowi usługiwać przy ołtarzu lub, gdy biskup lub starszy ksiądz służy innym przy stole. Takie niby normalne i zarazem takie… niespotykane w Polsce. Podróże kształcą!
Galeria (5 zdjęć) |
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |