OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Madagaskar. Z języka „boskiego” na ludzki [MISYJNE DROGI]

Przeżywając tegoroczne uroczystości Bożego Narodzenia na Madagaskarze, dużo myślałem o problemach związanych z językami i z tłumaczeniami. Tylko raz, w polskim gronie, śpiewaliśmy polskie kolędy. Zasadniczo rozmawiałem po francusku i trochę po malgasku. Zwłaszcza rozmowy na temat Tajemnicy Wcielenia ze współbraćmi malgaskimi, gdy z konieczności posługiwaliśmy
się językiem obcym dla obu stron, uświadomiły mi wyraźniej pewną prawdę. Jezus Chrystus nie był nie tylko ani Polakiem, ani Malgaszem, a przed wcieleniem nie był w ogóle człowiekiem.
Wcielenie to wielkie dzieło „przetłumaczenia” się Boskiej natury Syna Bożego na język zrozumiały dla nas „język ludzki”. Syn Boży, Jezus Chrystus, dał się więc „przełożyć” na ludzkie wyrażenia
ograniczone kulturą i językami. Wiara chrześcijańska jest więc z natury „tłumaczeniem”. Przecież Pan Jezus posługiwał się językiem aramejskim, a jego słowa zostały zapisane w tłumaczeniu na grecki. Później językiem wiary przez wieki była łacina. Z tym „przekładaniem” wiążą się liczne problemy. Języki często nie potrafią sobie poradzić z niektórymi pojęciami, które przerastają nasze możliwości zrozumienia i wyrażenia pewnych prawd. To codzienny problem wszystkich tłumaczy, zwłaszcza gdy trzeba przetłumaczyć pojęcia tak wyjątkowe jak te, które dotyczą naszej wiary.
Jezus pozostał Synem Bożym, ale stał się również Synem Człowieczym, z wszystkimi tego konsekwencjami. Wejście w nową kulturę, w której pragnie się przekazać treść zbawczego orędzia,
jest również ważne dla każdego misjonarza. To zawsze doświadczenie niemożliwości „przetłumaczenia” na nowe realia i nowy język własnego wcześniejszego doświadczenia wiary, które zostało wyrażone w innej kulturze i innym języku. Myślę choćby o modlitwie „Ojcze nasz”. Przecież Jezus nie uczył się z relacji ludzkich, jak ma wyglądać Jego relacja z Ojcem, ona była wcześniejsza.
Używając słowa „ojciec” do nauczenia nas Modlitwy Pańskiej po prostu wybrał słowo, które dla nas jest zrozumiałe i które wydawało Mu się najbliższe temu, co On sam przeżywał. My, modląc
się „Ojcze nasz”, idziemy w drugą stronę: wychodzimy od zrozumiałego dla nas słowa w kierunku nieznanej rzeczywistości. Sformułowanie istoty wiary można przetłumaczyć, ale misjonarz często staje bezradny wobec tego doświadczenia. Czy może więc dziwić trudność wyjaśnienia Bożej prawdy o Wcieleniu i Zmartwychwstaniu?

https://misyjne.pl/misja/brazylia-niewydolna-sluzba-zdrowia-bieda-bezrobocie-i-glod/

Tegoroczny czas Bożego Narodzenia był jednocześnie czasem lepszego zrozumienia innej rzeczywistości. Misjonarz, będąc sobą i pochodząc z danej kultury, usiłuje stać się „wszystkim dla wszystkich”, jak nauczał Paweł Apostoł. Próbując żyć w nowych warunkach, przyjmuje na siebie jakby nową rzeczywistość. Do pewnego stopnia naturalnie łatwiej przychodzi to młodym kobietom. Wyraźnie widać, jak stopniowo zmienia się ich perspektywa patrzenia. Z nastolatki, która patrzy na życie przez perspektywę „ja”, wiele kobiet stopniowo przechodzi do spoglądania
przez perspektywę „my”, we dwoje, a potem przez perspektywę owocu miłości małżeńskiej i nowego życia, które się zrodziło. Pozostając zawsze sobą, kobieta „wciela się” jakby najpierw w rolę
żony, potem matki. Zmienia nawet nazwisko, czyli jeden ze sposobów określania własnej osoby. Pozostając sobą, staje się równocześnie kimś „nowym”. Może dlatego właśnie Maryja pozostaje wzorem każdego misjonarza i misjonarki. Ona w najlepszy sposób w swoim życiu pomogła „przetłumaczyć” tajemnicę Bożego Syna, który dzięki Niej przyjął ludzką naturę. Jednocześnie również Ona sama, pozostając Dziewicą z Nazaretu, stała się Matką Kościoła.

>>>Tekst pochodzi z „Misyjnych Dróg”. Wykup prenumeratę<<<

Wybrane dla Ciebie

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze