Fot. Misjonarze Kombonianie

Etiopia, ziemia rastafarian

Od 41 lat podczas regularnych podróży z Addis Abeby w kierunku południa przejeżdżam przez niewielkie miasteczko Shashamane. Po wjeździe do miasta nie sposób nie zauważyć przyciągających wzrok drzwi pomalowanych na różne kolory, jak również wizerunku cesarza Hajle Sellasje wraz z Lwem Judy, który go symbolizuje. Drzwi odmalowywano już wielokrotnie, ale za każdym razem zachowywano wzór. Obiecałem sobie, że któregoś dnia zatrzymam się tam, żeby zobaczyć, co się za nimi kryje. 

Nie zrobiłem tego do tej pory między innymi dlatego, że gdybym tylko to uczynił, zaraz by mnie otoczył tłum gapiów i improwizujących przewodników oferujących pokazanie wszystkiego, co da się pokazać w zamian za wynagrodzenie. Niezależnie od tego, czy bym wyraził na to zgodę, czy też nie. 

Bodźcem do przezwyciężenia tego oporu była wiadomość, że pod koniec lipca ubiegłego roku rząd etiopski postanowił dać dowody osobiste wszystkim rastafarianom pochodzącym z zagranicy aktualnie mieszkającym w Etiopii. Mówi się, że ich liczba sięga nawet tysiąca osób. Ta decyzja pozwala nam, niebędącym ekspertami w dziedzinie rastafarianizmu, poznać rastafarian, którzy mieszkają w Etiopii od ponad pół wieku bez uregulowanej sytuacji prawnej. Mieli oni jednak pewien przywilej. Podczas gdy pozostałych cudzoziemców poddawano szczegółowym kontrolom i co roku musieli oni przedłużać kartę pobytu (biada ci, jeśli zapomniałeś!), rastafarianie wjeżdżali do kraju jako turyści i zostawali w nim nie niepokojeni przez nikogo. Jednak przez brak potwierdzonej tożsamości w zasadzie nie mieli podstawowych praw, przez co nie mogli chociażby otworzyć konta bankowego czy posiadać nieruchomości zarejestrowanej na własne nazwisko. Mówię „w zasadzie”, ponieważ lokalne władze wydawały im dokumenty potrzebne do załatwiania podstawowych spraw. Nowy dowód wprawdzie nie oznacza całkowitego uzyskania obywatelstwa etiopskiego, ale dzięki niemu rastafarianie stali się bardziej widoczni pod względem prawnym, co też przyjęli z radością. 

Rastafarianie 

Kim są rastafarianie i jak dotarli do Etiopii, a w szczególności do Shashamane, małej miejscowości o dużym znaczeniu na administracyjnej mapie Etiopii? Aby odpowiedzieć na to pytanie, trzeba cofnąć się o sto lat. W 1920 r. Marcus Garvey, jamajski propagator powrotu potomków ludów afrykańskich do ziem ojczystych, wypowiedział znamienne zdanie, którego znaczenia sam nie był w stanie sobie wyobrazić: „Spójrzcie na Afrykę, na koronację czarnego króla, ponieważ nadchodzi dzień wybawienia”. Dekadę później Ras Tafari Makonnen (stąd wywodzi się nazwa rastafarianizm) został koronowany na cesarza Etiopii, przybierając imię Hajle Sellasje I i wielu Jamajczyków utożsamiało go z zapowiadanym królem. Co więcej, czcili go jako inkarnację Boga, traktując jako mesjasza i zbawiciela dla czarnoskórej ludności, takiego samego jakim był Jezus dla białych. 

Ruch rozpowszechnił się w biedniejszej części społeczeństwa i od początku miał radykalny, antysystemowy wydźwięk, co stanowiło problem dla władz jamajskich. Stopniowo rozprzestrzeniał się na inne kraje: początkowo na wyspy karaibskie, które licznie zamieszkiwali potomkowie Afrykańczyków, takie jak Trinidad i Tobago, Gwadelupa, Martynika, aby później dotrzeć na inne kontynenty. Szacuje się, że dzisiaj ruch rastafariański liczy blisko milion wyznawców na całym świecie. Należał do niego znany wykonawca muzyki reggae Bob Marley, dzięki któremu rastafarianizm stał się sławny. 

Fot. Misjonarze Kombonianie

Cesarz Hajle Sellasje nigdy nie zaakceptował ani nie czerpał korzyści z boskiego tytułu, jaki nadawali mu rastafarianie. Próbował ich raczej zniechęcić do takiego postrzegania jego osoby. Jednakże utrzymywał z nimi szczególne stosunki, a w 1966 r. odwiedził nawet Jamajkę, gdzie został przyjęty pieśnią „Hosanna Synowi Dawida”. W 1948 r. przeznaczył 500 akrów (2 kilometry kwadratowe) terenu w Shashamane, stanowiącego jego prywatny majątek, dla wszystkich potomków afrykańskich niewolników, którzy chcieliby powrócić do ziemi swoich przodków. Jednak z tej oferty skorzystali prawie wyłącznie rastafarianie. Słowo: repatriacja nabrało magicznego znaczenia: powrót do ojczyzny po babilońskiej niewoli. W przypadku Jamajczyków repatriacja była podwójnie magiczna, ponieważ panuje wśród nich tradycja, według której wywodzą się oni z Etiopii, a konkretnie z regionu Wollo, zwanego Jama. Stąd też wzięła się nazwa Jamajka. 

„Repatrianci” zaczęli przyjeżdżać do Etiopii w roku1955, a szczyt powrotów nastąpił pod koniec lat sześćdziesiątych, kiedy w Shashamane mogło przebywać około 2 tysięcy rastafarian. Potem ta liczba zaczęła spadać, szczególnie od czasu detronizacji Hajle Sellasje w 1974 r. i jego śmierci w następnym roku. Marksistowski reżim Mengystu Hajle Marjam z pewnością nie obchodził się z nimi tak jak to robił cesarz. Część ziemi została im zabrana na rzecz lokalnej społeczności, która stawała się coraz liczniejsza, w przeciwieństwie do społeczności rasta. 

Życie w Shashamane 

Pierwszą trudnością w zrozumieniu tego, co dziś dzieje się w Shashamane, były moje domysły. Wyobrażałem sobie wielki teren ogrodzony płotem lub w inny, nie dający się pomylić sposób, na którym rastafarianie mieszkają odizolowani od reszty społeczeństwa. Ale takiego terenu nie ma. Obszar, który do nich należał, został zurbanizowany i pokryty nowymi ulicami, wzdłuż których w szeregu stoją domy lub posiadłości należące zarówno do rastafarian, jak i innych osób. Mówię: posiadłości, ponieważ to nie domy stoją bezpośrednio przy ulicy, ale furtki czy bramy prowadzące do domów, mniejszych lub większych, posiadających patio z obfitą roślinnością i różne dodatkowe zabudowania, zazwyczaj skromne. Furtka przy ulicy także jest niepozorna, często zrobiona z ocynkowanej blachy oprawionej w cztery profile. Domy rastafarian na ogół wyróżniają się obecnością jednego z ich symboli, np. kolorami etiopskiej flagi lub Lwem Judy. 

Nie było łatwo uzyskać spójne informacje podczas krótkich i sporadycznych rozmów z nimi. Bardzo trudno jest im uporządkować daty. Najbardziej uderza brak spójności co do liczby rastafarian w Shashamane, ponieważ według jednych jest ich około trzystu, a według innych liczba ta sięga nawet trzech tysięcy. Wnioskuję, że pierwsza liczba dotyczy tylko cudzoziemców, a druga obejmuje całą kolorową społeczność metyską. 

Fot. Misjonarze Kombonianie

Judá (lub Desta) to chłopak, który posługuje się nie wiadomo skąd pochodzącym przestarzałym angielskim. Nosi rastafariańskie warkoczyki i czapkę z flagą Etiopii, także w stylu rasta. Entuzjastycznie uderza się w pierś, kiedy rozmawia ze mną i potwierdza z dumą, że jest rolnikiem. Z tym samym entuzjazmem mówi, że jest Oromem i muzułmaninem, a na końcu dodaje, że jest też rastafarianinem. Dowiaduję się, że jego matka pochodzi z Dominikany, a ojciec jest Etiopczykiem z ludu Oromów. Po pięćdziesięciu latach mieszania się krwi i religii jest bez wątpienia dużo takich społeczności jak Ras Judá. 

Mówi się o czterech wspólnotach rastafariańskich w Shashamane. Żyją oni w czymś, co nazywają domami albo posiadłościami. Mój improwizujący przewodnik zabiera mnie do domu modlitwy jednego z nich. Jest to skromny domek, którego ściany pełne są starych fotografii cesarza Hajle Sellasje. W środku spotykam wysokiego i bardzo szczupłego, mówiącego sennym głosem rastafarianina, który nawet słowem nie zapytał, kim jestem i co mnie sprowadza, ale zaczął swoją objaśniającą przemowę. Podszedł do wielkiego bębna, obok którego stały mniejsze werble i zaczął grać, powtarzając „Z nim, z nim”. Granie na bębnach, objaśniał, „jest naszą formą modlitwy”. Po bębnach zaczął tłumaczyć nam resztę fotografii i symboli. Dla niego Hajle Sellasje jest inkarnacją Boga i nadal żyje, a jego śmierć jest jednym z kłamstw Babilonii, która jest słowem używanym przez rastafarian do opisywania świata sprzecznego z ich wierzeniami. Dowiedziałem się, że jego społeczność, zwana Nyabinghi, jest najbardziej tradycyjną ze wszystkich wspólnot. Przy tej niewielkiej świątyni znajduje się kościół, ale nie ma dachu, więc nie jest aktualnie używany. 

Inna wspólnota czy też posiadłość nazywa się 12 Pokoleń Izraela. Jest najbardziej widoczna w Shashamane, ponieważ wejściem do jej świątyni są kolorowe drzwi, o których wspominałem na początku. Jest to wspólnota najmniej radykalna i najbardziej spójna z chrześcijaństwem. Jej członkowie nie uznają m.in. boskości Hajle Sellasje. Należał do niej Bob Marley i inni znani artyści. 

Galeria Ras Hailu Tafari (Bandi) 

Na wspomnianych drzwiach 12 Pokoleń ogłasza się również muzeum. Ale ono już nie istnieje. Istnieje za to Banana Art Galery – jak można przeczytać na skromnym plakacie wywieszonym na jednej z bocznych ulic. Galerię tę można by nazwać również pracownią. Przy wejściu znajduje się tablica informacyjna, na której wyjaśnia się, kim jest Ras Hailu Tefari, właściciel galerii. Ras Hailu urodził się jako Bandi na wyspie Saint Vicent. Już jako dziecko wykazywał szczególne skłonności i zdolności do tworzenia obrazów z liści bananowca bez użycia jakiejkolwiek farby. Zdobył wiele nagród w obrębie Karaibów. Na początku lat dziewięćdziesiątych wyjechał do Anglii, aby organizować warsztaty. Spędził tam prawie cztery lata, aż do 1994 r., kiedy to nawrócił się na rastafarianizm i przyjechał do Etiopii. Na ścianach swojej galerii w Shashamane wystawił kilka obrazów, z których większość nawiązuje do cesarza lub scen z życia etiopskiego i afrykańskiego. Na stole w nieładzie leżą nieukończone obrazy oraz kawałki liści bananowca w różnych kolorach. 

Pierwszego dnia nie spotkałem się z Rasem Hailu. Na wywiad musieliśmy umówić się przez telefon. Jasno postawił sprawę zapłaty za rozmowę. Od tego też zależała możliwość robienia zdjęć lub nagrywania jego słów. Był lekko poddenerwowany. Powiedział, że wiele mediów przyjeżdżało na wywiady z nim, lecz nigdy nie wiedział, co publikowano i czy w ogóle coś publikowano. Ponieważ kwota, której zażądał, nie była przesadzona, mogliśmy dojść do porozumienia. Ras Hailu nie chciał być sam podczas rozmowy, dlatego zaprosił swojego współbrata Rasa Ahijaha, który przyszedł trochę później. W ręku trzymał grubo skręconego papierosa, wypalonego do połowy. Papieros mu zgasł, a ponowne jego zapalenie zajęło mu trochę czasu. A kiedy już mu się to udało, zaciągnął się i przekazał papierosa Rasowi Hailu, który również się zaciągnął. Wyglądało to tak, jakby oszczędzali materiał lub odprawiali jakiś rytuał. 

Nie było łatwo wydobyć z nich konkretne informacje, które chciałem uzyskać. Opowiadali historie do ściany, ignorując moje pytania i czyniąc aluzje do Biblii, którą z reguły cytują poza kontekstem i zestawiają ze sobą teksty nie mające w rzeczywistości ze sobą nic wspólnego. Poza tym w rozmowie pojawiały się ważne zagadnienia na temat ich wierzeń i życia w Shashamane. Nie poruszyliśmy bezpośrednio tematu, do której wspólnoty należą, ale można było wywnioskować, że są członkami 12 Pokoleń Izraela. Na pytanie o miejscu Hajle Sellasje w ich wierzeniach, odpowiedzieli, że wierzą w Boga, którego nazywają Yah, skrót od Yahweh. Wierzą w Jezusa, wierzą, że Bóg stworzył człowieka i wierzą w Ducha Świętego. „A Duchem Świętym jest Matka Boska” – dodają. Hajle Sellasje jest dla nich żywym przykładem życia Jezusa, dlatego podążają jego śladami. 

Wspólnota ma swoje momenty modlitwy w formie czytania Biblii, śpiewów, tańca, klaskania i gry na bębnach. Mają też swoich kapłanów, którzy nie uzyskują tytułu poprzez nałożenie rąk, tylko przez zgodę wspólnoty. Ras Hailu jest najwyższym kapłanem wspólnoty w Shashamane. Pokazuje mi obraz, na którym jest ubrany w swoje szaty. Częścią liturgii jest palenie marihuany. Temat marihuany musiał się koniecznie pojawić, ponieważ jest to jeden z elementów, z którymi najbardziej kojarzy się rastafarian. Wszyscy oni uprawiają ją w swoich ogrodach i konsumują jako napar ze świeżych liści lub palą je po ususzeniu. Wyklucza się jakikolwiek proces chemiczny podczas uprawy. Nie muszę dodawać, że papieros, którym Ras Hailu i Ras Ahijah tak ceremonialnie się podzielili, nie był niczym innym jak właśnie marihuaną. Nazywają ją sakramentem lub świętym ziołem. Mogą ją przecież nazywać jak chcą, chociaż jej palenie pozostawia widoczne konsekwencje, takie jak euforia czy senność, które łatwo dostrzec u członków wspólnoty rastafariańskiej. 

Fot. Misjonarze Kombonianie

Podczas rozmowy wyłaniają się jeszcze inne cechy rastafarianizmu. Istnieje trend do używania tego, co według nich jest naturalne. Nie stosują nawozów ani środków owadobójczych. Wielu z nich jest wegetarianami i abstynentami. U rastafarian dostrzec można typową dla radykalnych grup mniejszościowych tendencję do trzymania się nieistotnych szczegółów, które ich zdaniem nadają im tożsamość: noszą specjalną czapkę, przesadnie posługują się flagą etiopską, traktują się wzajemnie jak bracia, a żony nazywają królowymi lub cesarzowymi. Ale przede wszystkim noszą charakterystyczne dredy. Ras Hailu wyróżnia się długimi, siwymi, niemalże białymi splotami. Według nich mają one biblijne korzenie. Cytują historię Samsona, Nazarejczyków i samego Jezusa. 

Przeszłość, teraźniejszość i przyszłość 

Dlaczego powrót z babilońskiego wygnania do kraju pochodzenia, który wydawał się przybierać epickie rozmiary w latach sześćdziesiątych, słabnie od lat siedemdziesiątych? Przyczyn jest wiele. Najbardziej oczywistą były dramatyczne zmiany polityczne w Etiopii z rewolucją marksistowską w 1974 r., wskutek której cesarz został zdetronizowany i zamordowany, co zburzyło fundamenty najczystszego rastafarianizmu. Ale istnieją też przyczyny wewnątrz samego ruchu. Rastafarianie przybywający z Jamajki byli bardzo biedni. Przyjeżdżali z biednego kraju do jeszcze biedniejszego. Znajdowali ziemie do uprawy, co pozwalało im wieść biedne życie na wsi. Ale bez kapitału, większego przygotowania zawodowego i wykształcenia trudno im było się przedrzeć i przyczynić do rozwoju Etiopii, co było jednym z celów cesarza. Poza rolnictwem zajmowali się również stolarstwem, mechaniką, handlem, ale zawsze na niewielką skalę. Ci, którym udało się zdobyć jakiś majątek, wyjechali do Addis Abeby. Większość ekspatriantów, którzy dzisiaj zamieszkują w Shashamane, przybyło tu jakieś 20 lat temu. Aktualne ruchy migracyjne są niewielkie. 

Wśród rastafarian i ludności Shashamane nie było większych konfliktów, poza wzajemnym posługiwaniem się pejoratywnymi stereotypami. I tak na przykład Etiopczycy nazywają rastafarian małpami, a oni z kolei twierdzą, że Etiopczykom brakuje etyki zawodowej. Jednak między tymi dwoma społecznościami występuje ciągła wymiana matrymonialna. Większość przyjezdnych to mężczyźni, którzy wiążą się z etiopskimi kobietami. Mamy więc do czynienia z procesem, który w dłuższej perspektywie doprowadzi do rasowej, politycznej i religijnej integracji rastafarian z wielką społecznością etiopską. 

tekst: JUAN GONZÁLEZ NÚÑEZ   

tłumaczenie: ALEKSANDRA RUTYNA 

Wybrane dla Ciebie

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze