Misja Maganzo. Znak Jonasza
Tuż przed przyjściem do klasztoru prosiłam o znak, o słowo Boże, by wiedzieć, co mam w życiu dalej robić, jaką decyzję podjąć. Wtedy otworzyłam Pismo Święte i trafiłam na słowa: „Nie zostanie wam dany żaden inny znak prócz znaku Jonasza”.
Od trzech lat jestem z dziećmi i cieszy mnie każde spotkanie z nimi. Dzieci to moje małe promyczki, które zawsze dodają mi otuchy. W lipcu tego roku decyzją przełożonych zostałam odpowiedzialna za formację początkową w postulacie. Nie ukrywam, że bardzo bałam się tego zadania, czy aby na pewno jestem odpowiednią osobą do tej pracy. Nadal, dzięki Bogu, pracuję z dziećmi. A choć dzieci sprawiały, że na twarzy pojawiał się uśmiech, to wiele wątpliwości zakradało się do mojego serca. A jak są wątpliwości to szatan nie daje spokoju. Podsuwał mi do serca coraz więcej myśli, że może to nie moje miejsce na misji. Ala na szczęście Bóg jest większy. Na ten czas przyszedł do mego serca z poruszeniem. Powrócił do mnie temat sprzed lat, kiedy to Bóg bardzo mocno przemówił do mnie słowem. Słowem o znaku Jonasza.
>>> Ten kraj przeżywa powołaniowy boom, w seminariach brakuje miejsc
Cud
Ileż razy przed wstąpieniem do klasztoru prosiłam o znaki, o cuda etc. I rzeczywiście, Bóg dawał mi wiele cudownych dowodów na swoje istnienie. W całej Jego mądrości okazywał mi swoją dobroć i nade wszystko miłość. Wiele razy nie potrafiłam tego od razu dostrzec. Tuż przed wejściem na drogę zakonną prosiłam o znak, o słowo Boże, by wiedzieć, co mam w życiu dalej robić, jaką decyzję podjąć. Wtedy otworzyłam Pismo Święte i trafiłam na słowa: „Nie zostanie wam dany żaden inny znak prócz znaku Jonasza”.
Początkowo nie rozumiałam, dlaczego otrzymałam takie właśnie słowo. Zastanawiałam się jak owe słowo ma mi pomóc. Kiedy przyjechałam do klasztoru na tzw. rozeznawanie powołania – to dosłownie chciałam uciec. Uciec przed Bogiem i podjęciem odpowiedzialności za życie na poważnie. W głowie rozwijał się plan ucieczki z klasztoru, by choćby w nocy wyjechać w góry, bo przecież im wyżej, tym lepiej będę słyszała Boga… Poszłam jeszcze do toalety. Ale po drodze w głowie, nie wiadomo skąd, pojawiła się myśl: „A co, jeśli się zatrzasnę?”. Głupie, pomyślałam, i zaraz to wyrzuciłam te myśl z głowy. Aż do momentu, gdy rzeczywiście chciałam wyjść z toalety. Drzwi naprawdę się zatrzasnęły. Siostry na modlitwach, wieczór, nic nie da, że będę krzyczeć: „Ratunku!”. Cisza… Nie wchodziło w grę, że będę siedziała w tej toalecie do białego rana. Zadzwoniłam do jednej z sióstr. Niestety, była już poza klasztorem. Ale za chwilę pojawiła się siostra z furty i zapytała, co się stało. Niestety, ale nie dało się odblokować kluczyka. Siostra obiecała przysłać wsparcie. Minęło trochę czasu i rzeczywiście przyszła kolejna siostra, ale jej trud także okazał się daremny. A mi pozostało siedzenie w toalecie. Początkowo byłam wściekła i gdyby pierwszej siostrze udało się otworzyć drzwi, to od razu uciekłabym w te góry. Potem emocje powoli opadły. I choć byłam w toalecie – to zaczęłam się modlić. Wyraziłam w sercu zgodę, że jednak zostanę tutaj na rozeznaniu i na poważnie podejdę do tematu słuchania Boga, do odczytania Jego pomysłu na moje życie. I gdy wyraziłam w sercu zgodę na pozostanie, to akurat przyszła siostra odpowiedzialna za formację w postulacie i za moje rozeznanie. Otworzyła drzwi – tak jakby nie były w ogóle zatrzaśnięte… I powiedziała: „Jak chciałaś ze mną porozmawiać, to trzeba było do mnie przyjść, a nie zamykasz się w toalecie”. Te słowa mnie dotknęły. Ale cud się wydarzył, bo drzwi wreszcie się otworzyły. A co owa toaleta ma do znaku Jonasza? Po czasie zrozumiałam ten znak w taki sposób, że byłam uwięziona w toalecie, tak jak Jonasz we wnętrzu ryby. On siedział trzy dni i trzy noce w rybie, a ja miałam trzy próby otwarcia drzwi. Jonasz modlił się w rybie, a ja we wnętrzu toalety… I dosłownie, jak u Jonasza, była we mnie ogromna chęć ucieczki przed decyzjami Boga. Bo w sercu czułam, że powinnam zostać, a mimo wszystko układałam sobie plan ucieczki przed tą decyzją. Myślałam, że tamto słowo było dla mnie tylko na tamten czas rozeznania powołania. Jednak słowo, które otrzymałam dwanaście lat temu, tu na misjach okazało się wciąż żywe i aktualne. Bóg znów mnie zaskoczył. Podczas rozmowy ze znajomą podzieliłam się refleksją. Chciałam jej doradzić, a w rzeczywistości zrozumiałam, że słowa, które wypowiedziałam musiałam sama usłyszeć.
Sztorm
Na nowo odżyła we mnie osoba proroka Jonasza. Kiedy jest mi trudno, to po ludzku chciałabym uciec, jak ów Jonasz. Bóg ma dla mnie plan, misję, a ja się boję i chciałabym uciec w przeciwnym kierunku. Boję się tego, co przede mną. Dlatego rozglądam się, gdzie jest „statek” Jonaszowy, by zwiać przed Bożym planem. Zauważam, że wtedy pojawiają się moje życiowe burze. Łódź życia zaczyna się miotać niczym w czasie sztormu. Każdy, choćby najmniejszy grzech, jest odwróceniem się od Boga. Jest ucieczką w przeciwnym kierunku od drogi wyznaczonej przez Boga. Ludzie dookoła zaczynają pytać, dlaczego jest mi trudno. Bo moja łódź życia nie jest izolatką. Zaczęłam się zastanawiać, czy mój duchowy sztorm może zniszczyć pokój serca także innym?
>>> Afryka: zakochana misjonarka
Ileż to razy walczyłam już z życiowymi burzami? Ale w chwili, kiedy brak mi sił, poddaję się Bogu. Moja jedyna myśl wtedy to: „Boże, rób co chcesz”. I robi. Ja wypadam za burtę źle obranej drogi myślenia. Fale odmętu pochłaniają moją duszę. Cisza, ciemność nocy i ogromna samotność. Nie widzę nikogo, komu mogłabym powiedzieć o tym bólu serca. O tym, co tak naprawdę przeżywam. Wtedy pojawia się wielka ryba. Oto słowo klucz! Ryba przecież połyka Jonasza na trzy dni i trzy noce. A ja jestem na misji 3 lata. Cóż powiedzieć, gdy Bóg tak dobitnie mnie dotyka poprzez słowo proroka Jonasza. Ludzie dziwią się, że Jonasz nie został strawiony przez rybę. Ryba była dla niego bezpiecznym schronieniem.
Ryba
ICHTYS, czyli w języku starogreckim „ryba”. Jest to znak pierwszych chrześcijan i symbolizuje Jezusa Chrystusa. To akrostych, czyli słowo, które można utworzyć z pierwszych liter w zdaniu.
ΙΗΣΟΥΣ, Ἰησοῦς (Iēsoûs) – Jezus
ΧΡΙΣΤΟΣ, Χριστὸς (Christós) – Chrystus
ΘΕΟΥ, Θεοῦ (Theoû) – Boga
ΥΙΟΣ, Υἱὸς (Hyiós) – Syn
ΣΩΤΗΡ, Σωτήρ (Sōtér) – Zbawiciel
Symbol ryby u Jonasza to dla mnie Bóg, który w najtrudniejszych i najciemniejszych momentach mojego życia otula mnie samym sobą. Niejako pochłania mnie, aby mnie ochronić. Ale jest jeszcze cisza, brak ludzi i głębia. Bo wielkie ryby nie pływają na mieliźnie. Dlatego Bóg zabiera mnie na głębię, by mogła być z Nim sam na sam. Jak w pieśni lednickiej: „Nie bój się, wypłyń na głębię, jest przy tobie Chrystus”. I nie inaczej, bo na tej głębi jest ze mną Chrystus – Ichtys – RYBA.
Z perspektywy czasu widzę, iż oderwanie się od ludzi i samotność stają się błogosławieństwem. Bo właśnie wtedy pozostaję sama z Bogiem. W wielkiej ciszy warto wsłuchać się rytm bicia Serca Jezusa! Posłuchać tego, co On ma nam do powiedzenia.
Ciemna noc, cisza i samotność. Tutaj przychodzi mi kolejne słowo. Jonasz zaczął się modlić we wnętrznościach ryby. W czymś, co musiało być dla niego niewygodne. Ale stanął przed Bogiem w prawdzie. Te trzy dni i trzy noce Bóg go trawi, ale nie strawia. A może przetrawia, przemienia jego serce? Dopiero po tym czasie ryba wyrzuca go na ląd. Bo już jest gotowy, by iść do ludzi i głosić słowa Boga. Ląd – bezpieczny grunt i nowa droga życia. I śmiało mogę dziś powiedzieć: „O nocy ciemna, bądź błogosławiona. O samotności, przyślijcie mi RYBĘ, która stanie się moim ocaleniem”. I RYBA zostaje przysłana…
Bóg nieustannie mnie trawi, ale niech Mu będą za to dzięki. Niech dzieje się Jego misja, a nie moja. Życzę każdemu, aby doświadczył spotkania z Bogiem, który otula swoją obecnością w trudach życia.
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |