Foto: Zofia Figiel

Niger. Każdy daje sobie radę jak może [MISYJNE DROGI]

Wiele osób choruje bezobjawowo, dlatego wielu wydaje się, że Covid-19 to choroba białych ludzi i tych, którzy pracują w klimatyzowanych biurach.

Moja praca misyjna, franciszkanki misjonarki Maryi, to przede wszystkim służba chorym. Przez 14 lat byłam w Togo, w małej wiosce na północy kraju, gdzie siostry prowadzą duży ośrodek zdrowia. Następnie dostałam posłanie do Nigru, gdzie przez 7 lat pracowałam na oddziale dziecięcym w szpitalu narodowym w Niamey. Powróciłam na następne 5 lat do Togo i znowu jestem
w Niamey od ubiegłego roku. Odnalazłam ten sam oddział, niektóre osoby, tę samą biedę i problemy. To jeden z najbiedniejszych krajów Afryki. Jest położony w Afryce Zachodniej na Saharze, bez dostępu do morza. Do tych trudnych warunków geograficznych dochodzi jeszcze brak bezpieczeństwa z powodu częstych ataków grupy Boko Haram w różnych częściach kraju. Dużo ludzi straciło życie, inni musieli opuścić wioski. Szkoły, w których nie ma nauczania języka arabskiego zostały zmuszone do zamknięcia jeszcze przed rozpoczęciem pandemii. W kraju jest oficjalnie około 1% chrześcijan, ale tak naprawdę zbliżamy się do 10%. Są to ludzie zaangażowani w życie Kościoła i świadomi wyboru Chrystusa w ich życiu. Pandemia dała nam się poznać 19 marca. W tan dzień zostały zamknięte granice, szkoły i miejsca kultu dla wszystkich religii. Choć wiadomo było o koronawirusie już od dwóch miesięcy, u nas życie płynęło spokojnym tokiem. Zaczęliśmy nosić maseczki podczas pracy; dostawaliśmy po jednej na dzień. Po pierwszym śmiertelnym przypadku na jednym z oddziałów, ludzie zaczęli dezerterować ze szpitala. Kiedy na oddziale wszystkie 37 łóżek było zawsze zajętych, my znaleźliśmy się nie raz z pięcioma chorymi. Ze strachu przed zarażeniem ludzie pozostali w domach bez jakiekolwiek opieki medycznej. Smutne to, bo do kostnicy ciągle przywożono nowe ciała. Za 600 franków środkowoafrykańskich (CFA) można było wcześniej kupić dziesięć maseczek. Teraz kosztują 600 CFA za jedną. Zginął z aptek żel antybakteryjny. Przed wszystkimi miejscami publicznymi, jak również przed wejściem do domów, poustawiane są mydło i pojemniki z wodą, w ten sposób ludzie częściej myją ręce. Z higieną tu nie jest za dobrze. Upał i kurz nie są pomocne. Do 21 maja wykonano 4243 testów, w tym 924 pozytywnych, i zanotowano 60 zgonów. Niewiele, jak na kraj, w którym mieszka 20 milionów mieszkańców. Ciężkie przypadki są leczone w szpitalu wyznaczonym do tego celu, a pozostali izolowani w domu pod codzienną kontrolą. Od 21 maja zostały otwarte kościoły i po 2 miesiącach mieliśmy pierwszą mszę świętą. Nadal przestrzegane są normy bezpieczeństwa, nosimy maseczki, często myjemy ręce i zachowujemy odległość od drugiego człowieka. Wiele osób choruje bezobjawowo, dlatego wielu wydaje się, że Covid-19 to choroba białych ludzi i tych, którzy pracują w klimatyzowanych biurach. To dlatego, że pierwsze przypadki wykryto u ludzi na wysokich stanowiskach lub u przyjezdnych z zagranicy.

Foto: Zofia Figiel

Na ulicy można spotkać niesamowitą gamę produktów maseczkopodobnych. Każdy daje sobie radę jak może. Bardzo trudna jest sytuacja tych, którzy żyją z dnia na dzień, bez stałej pracy. W kraju przebywa wielu uchodźców, którzy zostali zawróceni na granicy z Libią. Przybywają też dużymi grupami młodzi ludzie, którzy pracowali w sąsiednim kraju przy wydobywaniu złota. Muszą przejść dwutygodniową kwarantannę. Od 1 czerwca otworzono szkoły. Mamy nadzieję, że nie będzie nawrotów zakażeń, bo po ludzku nie jesteśmy w stanie stawić czoła epidemii. Strach i panika przed epidemią przyczyniły się do większej biedy i na pewno bardzo dużej liczby zmarłych z braku leczenia.

S. ZOFIA FIGIEL FMM

Wybrane dla Ciebie

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze