Bóg „niewłaściwie” otwarty na człowieka?

Niewygodni, mniej „doskonali” lub trudni dla nas ludzie jawią się nam często jako „gorsi”. Rzadko angażujemy się w zmianę takiego myślenia. Najczęściej wystarcza nam w miarę bez grzechu ciężkiego przetrwanie tygodnia od jednej niedzielnej mszy świętej do drugiej. Na tym „kończy się” nasze chrześcijaństwo. Preferujemy spokój, unikając dialogu z „gorszymi”.  

Łatwiej nam okazać jawnie lub skrycie pogardę, a nawet wrogość takim osobom, niż podjąć z nimi jakikolwiek dialog. Ich „inność” zniechęca, odrzuca, wywołuje uśmiech wzgardy lub politowania. Gdzie zatem szukać wzorca właściwej postawy wobec wszelkiej „inności”? Odpowiedź brzmi: w Jezusie Chrystusie i w Jego Ewangelii. Warto postawić sobie w sytuacji spotkania z „innym” pytanie, jak postąpiłby na moim miejscu Jezus Chrystus? A potem wcielić w życie zgodną z Ewangelią odpowiedź. 

Fot. pexels

Widzi dobro

„Inni”, czyli „gorsi”, to według faryzeuszy na przykład Rzymianie, Samarytanka, cudzołożnica, dziecko. Jednakże w przeciwieństwie do nich Jezus Chrystus nie potępia chociażby cudzołożnicy pochwyconej na gorącym uczynku. Nie gardzi poganinem, Samarytanką, dzieckiem czy Złym Łotrem, mimo iż ten ostatni bluźni przeciwko Bogu w obliczu własnej, okrutnej śmierci. Zbawiciel nawiązuje wpierw dialog poprzez spojrzenie pełne miłości i zrozumienia, dostrzegając w każdym człowieku, nawet „najgorszym”, dobro. Tym otwarciem wielokrotnie wywołuje wzburzenie w żydowskich tradycjonalistach. Dochodzi do tego, że wściekli, chcą Go zabić. Wywraca ich dotychczasowy świat, do którego byli przyzwyczajeni. Przykładowo, stawia przed nimi poganina, rzymskiego oficera jako przykład dojrzałej, niespotykanej nigdzie w Izraelu wiary. Gdyby ów setnik z Kafarnaum nie był przyjacielem Żydów, taka uwaga wypowiedziana przez Jezusa Chrystusa spotkałaby się z wielką wobec Mesjasza agresją. Jeśli przenieślibyśmy ten epizod w czasy hitlerowskiej okupacji Polski, szokiem byłoby wskazanie nam przez Zbawiciela niemieckiego oficera, okupanta, jako wzorca wiary. Dla Żydów okupantami w czasach Jezusa Chrystusa byli Rzymianie, i to dość okrutnymi, o czym pisał w „Dawnych dziejach Izraela” Józef Flawiusz. 

>>> Wspólnota ślepych [FELIETON] 

„Dobry Samarytanin” (1633), obraz Rembrandta, fot. wallacelive.wallacecollection.org:443/eMP/eMuseumPlus, commons.wikimedia.org

Dialog z innymi

Bóg, podejmując dialog z człowiekiem, nie ogląda się na jego płeć, pochodzenie, status społeczny, ale wchodzi spojrzeniem we wnętrze człowieka, w jego intencje, stając w prawdzie i tego samego domagając się od swego stworzenia. Dialog w prawdzie prowadzi między innymi z faryzeuszami, Piłatem, Samarytanką, cudzołożnicą. Nie odcina się od „niegodnych”, czyli uznanych w społeczeństwie za „gorszych”. Nie rzuca w cudzołożnicę kamieniem, lecz rozmawia z nią łagodnie i z troską uwidaczniającą się w jego postawie. Swoim podejściem do pochwyconej na gorącym uczynku jawnogrzesznicy naraża się w gronie faryzeuszy na wypowiadane poza Jego plecami pogardliwym tonem pytania: jak mógł darować takiej kobiecie jawny grzech? Jak w ogóle mógł z nią rozmawiać? Jak mógł złamać Prawo nakazujące takie kobiety kamienować? 

>>> Prostytutka, okupant, zdrajca. Kim są rozmówcy Jezusa?

Fot. facebook.com/PrzystanekJezus

Kim są dzisiaj?

Jak natomiast my reagujemy na obecność „innych”? Może i nam, podobnie jak faryzeuszom, łatwiej, wygodniej rzucić kamieniem niż podjąć dialog z „gorszym” człowiekiem? A może z góry zakładamy, że taki dialog nie ma sensu, bo i tak okaże się bezowocny? Warto też uzmysłowić sobie, kim są dla mnie dzisiejsi „inni”. Bez tej świadomości trudno myśleć o drugiej w dialogu stronie. Być może dla niejednego z nas to heretycy, ateiści, lewactwo, pedalstwo? Określenia te z trudem przechodzą autentycznie wierzącym chrześcijanom przez gardło, ponieważ takie podejście do „bliźniego” nie ma nic wspólnego z Ewangelią. Niestety chętnie, również na katolickich forach, szafuje się nimi pod przykrywką troski o wiarę w Boga i o Kościół… 

Widzimisię

Czy jednak rzeczywiście w oczach Boga „gorsi” są „gorsi”, a my „lepsi”? Zdarza się przecież, że postawy „innych” odczytujemy powierzchownie, zewnętrznie, nie wchodząc we właściwe intencje i w związku z tym nie uświadamiając sobie, że za owymi postawami może nadal „krwawić” niegojąca się rana zadana na przykład przez ludzi Kościoła, a skutkująca niechęcią czy nawet wrogością. Jedynie Bóg może dostrzec tę skrywaną ranę i usłyszeć wydobywający się z niej krzyk. Kogo w postawie wobec „innych” przypominamy: bardziej „pobielane groby”, pełne robactwa, czy rozsiewającego miłość, przebaczenie, zrozumienie i poszanowanie Jezusa Chrystusa? Dlaczego nie staramy się nawet zrozumieć drugiego człowieka, zwłaszcza, naszym zdaniem, „gorszego”, mimo iż Ewangelia to doskonała „instrukcja” ucząca nas owego zrozumienia? Może jest nam łatwiej żyć bez podejmowania takiego trudu w spokojnym oczekiwaniu na niebo, na które jedynie my zasługujemy, a nie na przykład protestanci czy lewacy? Takie myślenie nie ma nic wspólnego z Ewangelią, a o wiele więcej wspólnego ma z naszym widzimisię. 

>>> Jezus nie unikał dialogu [FELIETON]

fot. EPA/OLIVIER HOSLET

Co na to sztuka?

Ewangelia ukazuje Jezusa Chrystusa jako wzorzec właściwej postawy wobec „innych”, do których zresztą przyszedł. Owi „inni” w Jego ziemskim życiu to pogardzani przez faryzeuszy Samarytanie, Rzymianie, cudzołożnicy, celnicy, pasterze… i tak dalej. Jednak to oni mieli w sobie najwięcej pokory, bo nie oczekiwali niczego od Boga, świadomi swojej małości. Ale Bóg przyszedł przede wszystkim do nich z Dobrą Nowiną. Nie wahał się nawet ucztować z nimi, grzesznikami, w ich domach, co zresztą zbulwersowani faryzeusze zarzucali Jezusowi Chrystusowi. Nie odsunął z odrazą swoich nóg, gdy cudzołożnica namaszczała je kosztownym olejkiem i osuszała własnymi włosami. To im w szczególności głosił nadejście Królestwa Bożego. Ów zbawczy dialog Zbawiciela z grzesznikami ukazuje szczodrze sztuka. Na przykład Henryk Siemiradzki, wybitny malarz scen o tematyce antycznej i biblijnej, wyobraził cudzołożnicę przed Jezusem Chrystusem, któremu towarzyszą faryzeusze, a który, zanim wypowie słowa przebaczenia, nawiązuje już samym spojrzeniem dialog z kobietą mającą być zgodnie z Prawem ukamienowaną. Wlastimil Hofman, osadzający swoje „malarskie opowieści” w wiejskim pejzażu, ukazał odzianego w chłopską sukmanę Zbawiciela, kiedy to ze spokojem i troską rozmawia On ze stojącą przy studni Samarytanką.  

„Chrystus i jawnogrzesznica”, Henryk Siemiradzki, fot. wikipaintings, commons.wikimedia

Mistrz dialogu

Dialog Boga z setnikiem, Samarytanką czy cudzołożnicą niesie w sobie nadzieję zbawienia, konkretną i urzeczywistnioną. Jest to zawsze dialog pełen szacunku Boga do grzesznika. Czy i my możemy pójść w ślady Boga dialogującego z tymi, którymi w ówczesnej Jezusowi Chrystusowi Palestynie pogardzano? Nawiązanie takiego dialogu może być trudne lub nawet niemożliwe bez wzajemnego poszanowania. Znacznie łatwiej jest bowiem reagować po obu stronach agresją, bez autentycznego kierowania się dobrem drugiego człowieka. Jak zatem mamy rozpocząć dialog z „innym”, jeśli nie dostrzegamy potrzeby takiego dialogu lub zakładamy jego bezowocność? Jest to nasze subiektywne spojrzenie, ponieważ może okazać się, że jedno drobne sformułowanie zakiełkuje po latach w drugim człowieku, którego już w duchu dawno przekreśliliśmy. 

Bóg Wcielony jest „mistrzem” dialogu: bez agresji, z troską o dobro bliźniego, z umiejętnością dostrzeżenia w bliźnim chociażby jednego okruchu dobra. Dlaczego zatem tak nam trudno uczyć się takiego dialogu od Jezusa Chrystusa? Czemu wahamy się, jak i w tej kwestii skutecznie naśladować Mesjasza? Czy dlatego, że dialog jest niewygodny, niemożliwy do prowadzenia, zbyt angażujący? A czy nie usprawiedliwiamy się w ten sposób czasem przed samym sobą? 

fot. YouTube/The Ch

Szukajmy płaszczyzn dialogu

Dopowiem, że taki dialog we wzajemnym poszanowaniu jest możliwy, choć z mojej strony wciąż domaga się doskonalenia. Sama mam wielu znajomych, wśród których znajdują się między innymi ateiści, protestanci, prawosławni, osoby homoseksualne, a w ich gronie osoby bardzo zranione przez księży i przez zaangażowanych w życie Kościoła świeckich. Wiem, pisząc te słowa, że narażam się na potępienie za takie grono znajomych i na „przyklejenie łatki”, że skoro koleguję się z nimi, jestem z pewnością światopoglądowo taka sama jak oni, czyli poniekąd „gorsza”. Dodam też, że nikt nie nazwał mnie „katotalibem” lub podobnie, nie uwłaczał mi, nie zarzucił mi „średniowiecza” w poglądach, a wręcz kilku z nich pośpieszyło mi z pomocą, gdy jej pilnie potrzebowałam. Dobrym człowiekiem może być bowiem także na przykład ateista, w którego życiowej postawie czasem więcej Mozę być Ewangelii, niż w niejednym deklarującym się jako wierzący katoliku. Świadczy też o tym odpowiedź papieża udzielona chłopcu o imieniu Emanuele. Kiedy po śmierci swego ojca, ateisty, Emanuele zapytał Franciszka o to, czy jego tata trafił do nieba, papież, wiedząc już o ochrzczeniu przez ojca chłopca czworga dzieci, odpowiedział Emanuelowi: „Bóg był z pewnością dumny z twojego taty, bo łatwiej jest wierzącemu ochrzcić swoje dzieci niż zrobić to, gdy jest się niewierzącym. Bogu z pewnością się to bardzo spodobało. Rozmawiaj ze swoim tatą. Módl się z niego”. 

Nie poszukujmy uzasadnień do pogardy „innymi”, w naszym mniemaniu „gorszymi”, nie dopatrujmy się różnic zogniających spory, ale poszukujmy wspólnych płaszczyzn porozumienia, wpierw dzięki dialogowi, nie zniechęcając się od razu, gdy dialog nie powiedzie się lub okaże się bezowocny. 

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze