Fot. PAP/EPA/VATICAN MEDIA HANDOUT

Bp Radosław Zmitrowicz OMI [uczestnik synodu]: bez osobistego nawracania się synodalność będzie szkodziła, a nie p …

To rzymskie doświadczenie potwierdziło mi potrzebę i wartość większego uczestnictwa świeckich w różnych radach, które już są w Kościele oraz tego, czego już nauczyłem się w Kościele – że trzeba wysłuchać każdego. Warto zwrócić jednak uwagę na kilka zagrożeń.

Na początku muszę wyznać, że wielu rzeczy jeszcze nie rozumiem, potrzebuję czasu i refleksji. Potrzebuję słuchać innych, myśleć, modlić się, aby zrozumieć znaczenie synodalności. Z pewnością potrzebuję pokoju serca i zaufania do Pana Boga, który prowadzi historię Kościoła. Czas synodu w Rzymie był pełen przeżyć i emocji, ponieważ mówiliśmy o najważniejszych sprawach w życiu. Sądzę, że nie tylko ja potrzebuję czasu.

Potrzebuję pokoju serca

Słowa z Ewangelii według Świętego Jana: „Niech się nie niepokoi wasze serce, macie wiarę w Boga, miejcie wiarę we Mnie”. Jakże ważne jest to słowo dla mnie w kontekście doświadczeń synodalnych i wszystkiego, co dzieje się w Kościele i świecie. Jest Bóg, jest Pan, On jest w historii, On idzie na śmierć, będzie zniszczony przez moce tego świata, przez grzech, przez diabła, On wszedł tak radykalnie w materię, historię, czas, cierpienie, śmierć i On Żyje, powstał z martwych! Potrzebuję pokoju serca, by móc rozeznawać to, co dzieje się w Kościele, to co dzieje się w świecie.

>>> Kard. Ryś: synodalność nie jest celem samym w sobie

Poniższe refleksje są „głośnym myśleniem”, są próbą realistycznego patrzenia na synodalność, do której wzywa nas papież Franciszek, są próbą zwrócenia uwagi na to, co jest konieczne, aby proces synodalny nie przyniósł rozczarowania i szkody, są szukaniem woli Bożej. Mówiąc najkrócej: synodalność oznacza bycie razem, jest zaproszeniem dla każdego ochrzczonego do uczestnictwa w życiu i misji Kościoła. Jest tym wysiłkiem, który podejmuje każdy gorliwy i mądry duszpasterz w swojej parafii, angażując – na ile to możliwe – wszystkich parafian, wykorzystując potencjał każdego. Wydaje mi się, że dobrym obrazem synodalności może być proces budowy kościoła. Wiemy, że gdy ludzie budują kościół ze swoich oszczędności i swoimi siłami to dużo bardziej czują się później odpowiedzialni za życie parafii i utrzymanie kościoła, niż gdy ten kościół wybuduje im ktoś z zewnątrz. Ale jest bardzo ważne, aby podczas budowy być wiernym  projektowi, jaki przygotował architekt. Można dokonać pewnych zmian, związanych z funkcjonalnością, bo duszpasterz czy wierni mogą widzieć lepsze rozwiązania, ale nigdy nie można odejść od zasad matematyki i fizyki, na których opiera się każdy projekt architektoniczny. Podobnie w procesie synodalnym chodzi o jak największe zaangażowanie wiernych w życie Kościoła i znajdowanie najlepszych rozwiązań dla jego misji, ale nigdy nie można poprawiać tego Boskiego projektu, który zrodził się z Paschy naszego Pana.

Fot. EPA/ANGELO CARCONI

Ten Boski projekt dotyczy wszystkich wymiarów ludzkiego życia. Nasz Pan powiedział, że „ani jedna jota, ani jedna kreska nie będzie zmieniona w Prawie”, bo kocha człowieka w pełni i pragnie pełni szczęścia i świętości dla każdego człowieka. W świecie materii najmniejsza zmiana jakiejś właściwości fizycznej (np. ciężaru elektronu) prowadzi do unicestwienia życia jakie znamy. W jednym momencie znikamy, nie ma nas. Na szczęście nic nie możemy zmienić w świecie fizyki. Mamy za to wolność i możemy ją wykorzystywać do życia niezgodnego z Prawem wpisanym w naszą ludzką naturę. To Prawo stwierdza – niezależnie od tego, czy jestem wierzący, czy niewierzący – że jestem rzeczywiście normalnym człowiekiem, gdy żyję, istnieję, kocham jak Pan. Cierpimy i zadajemy cierpienie innym, gdy żyjemy inaczej. To Prawo w Jezusie Chrystusie jest obietnicą, nadzieją, drogą – prowadzi do Życia. To Prawo, które – warto dzisiaj to podkreślić – obejmuje również przeżywanie seksualności. Na początku mnie osądza, upokarza, ale ma szansę czynić mnie pokornym, nagim, samotnym, takim, jakim w rzeczywistości jestem, abym otworzył się na dar zbawienia, na cudowną relację z Ojcem. Dzięki temu mogę również być miłosierny, rozumiejący innych. Dzięki temu mogę żyć zgodnie z Prawem, zgodnie ze swoją naturą.

Metoda synodalna

Kilka słów o tym, jak pracowaliśmy w Rzymie. Byliśmy podzieleni na grupy językowe po 10-12 osób. Było 37 grup. Każda grupa miała animatora, który pilnował metody pracy. A praca zaczynała się każdego dnia od wspólnego śpiewu psalmów, słowa Bożego, ciszy, czasami krótkiej nauki i błogosławieństwa. Przed każdą kolejną – a było ich pięć – częścią obrad była uroczysta Eucharystia, konferencje duchowe i wprowadzenie teologiczne. W grupie najpierw było krótkie przedstawienie, następnie każdy mówił przez cztery minuty na dany temat. Co jakiś czas następowało milczenie trwające trzy minuty. Drugi krąg wypowiedzi to dzielenie się tym, co „dotknęło” w wypowiedziach innych członków grupy, z czym się zgadzam, z czym się nie zgadzam. I trzeci krąg to już swobodniejsza rozmowa, mająca na celu wypracowanie raportu, który miał przedstawić efekty dyskusji w grupie. Były zapisywane również głosy mniejszości. Ten raport był czytany wobec wszystkich uczestników synodu i następnie można było zabrać głos poprzez 2-3 minutowe wypowiedzi. Potem znów wracaliśmy do raportu i można było jeszcze go korygować. Raport był przekazany do sekretariatu, który zbierał wszystkie wypowiedzi, aby na podstawie tego zrobić syntezę całości.

W Rzymie był reprezentowany cały katolicki świat i takie bycie razem przez miesiąc było bardzo ubogacające. Jeśli chodzi o rozumienie synodalności, to myślę, że wszyscy są w procesie uczenia się. Niektórzy podchodzą z wielkim entuzjazmem i z wielkimi oczekiwaniami, że ten sposób życia w Kościele pomoże rozwiązać wiele problemów i ożywić ducha misyjnego. Muszę przyznać, że trudno mi sobie wyobrazić, że synodalność jest wystarczającym środkiem dla autentycznego odnawiania Kościoła. Z pewnością bardzo potrzebujemy słuchać się wzajemnie i może to być dobry sposób, by uniknąć podziałów. Metoda rozmowy duchowej może być bardzo przydatna, aby wspólnie szukać rozwiązań tego, jak lepiej organizować życie parafialne, wspólnotowe czy diecezjalne. Może nam pomóc trwać w jedności i powoli otwierać się na wolę Bożą w wierności Objawieniu. To rzymskie doświadczenie potwierdziło mi potrzebę i wartość większego uczestnictwa świeckich w różnych radach, które już są w Kościele oraz tego, czego już nauczyłem się w Kościele – że trzeba wysłuchać każdego.

Inkluzywność

Dość często, zwłaszcza na wstępnych etapach synodu, pojawiało się słowo inkluzywność. W Rzymie było już tego słowa dużo mniej, może dlatego, że wielu zrozumiało ideologiczne zabarwienie tego pojęcia. Myślę, że trzeba podkreślić, iż Kościół zawsze szukał i przyjmował każdego, jeśli tylko dany człowiek pragnął łaski Bożej, szukał nawrócenia i zbawienia. Dokument roboczy synodu wyrażał pragnienia, cele, które chce się zrealizować z pomocą synodalności. Wśród nich było pragnienie spotkania prawdy i miłosierdzia, docenienia i zwiększenia roli świeckich, a szczególnie kobiet. Podkreśla się też potrzebę stworzenia warunków, aby każdy czuł się w Kościele jak w domu, aby każdy był wysłuchany. Zwraca się też uwagę na pomoc księżom w ich samotności i na obronę ich przed klerykalizmem, zaangażowanie w dzieło ewangelizacji i odkrywanie charyzmatów dla służenia we wspólnocie, a zawartych w chrzcie. Gdy czytałem ten dokument niejednokrotnie moja myśl spontanicznie kierowała się do doświadczenia we wspólnocie neokatechumenalnej. Tam doświadczyłem bardzo konkretnie tego spotkania prawdy i miłości. Zawsze prawda była bardzo mocno w centrum życia i formacji, również ta prawda o grzeszności człowieka, ale zawsze w kontekście miłości Boga do grzesznika. Bardzo ważna rola świeckich, kobiet, dar wspólnoty sprawiający, że także i osoba, która nie mogła przystępować do Komunii świętej czuła się przyjęta, relacje braterskie i szczere świeckich z księżmi, duch misyjny to praktykowane we wspólnocie cele, które stawia sobie przed sobą synodalność.

Fot. PAP/EPA/GIUSEPPE LAMI

Może też i dlatego w syntezie końcowej jest stosunkowo dużo na temat dynamiki katechumenalnej, bo właśnie katechumenat w pierwszych wiekach Kościoła był tym narzędziem, dzięki któremu Kościół mógł przyjąć każdego w prawdzie i miłości. Widzimy i dzisiaj, że Duch Święty na nowo ożywia te formy dojrzewania w wierze. Myślę, że jest to doświadczenie wspólne dla wielu wspólnot i ruchów. W Polsce jakże ważny jest Ruch Światło-Życie ze swoją dynamiką deuterokatechumenalną. Wydaje mi się, że też wielu gorliwych księży w parafiach praktykuje synodalność, choć nie używa tego słowa. Podobnie jest w wielu wspólnotach zakonnych.

Nie-biskupi na synodzie

Gdy mówimy o rzymskiej propozycji przeżywania synodalności, którą dał nam Ojciec Święty Franciszek, to wydaje się, że jest to forma, której nie było w historii Kościoła. Mam na myśli udział „nie-biskupów” z prawem głosowania na synodzie biskupów. Tradycja łacińska jak i Kościoły wschodnie, które zachowały bardziej strukturę życia synodalnego, odróżniają synod biskupów, w którym biorą udział tylko biskupi, od różnych form konsultacji i udziału nie-biskupów. Myślę, że ta nowość wzywa nas do szczególnej pokory i uważności na to, czy pełnimy wolę Bożą. Papież Franciszek nawiązuje przede wszystkim do doświadczenia Kościoła opisanego w Dziejach Apostolskich i wydaje się, że chodzi mu zarówno o sposób życia pierwotnych wspólnot, jak i o sposób życia i rozwiązywania problemów na poziomie całego Kościoła (sobór jerozolimski). To, co było fundamentalne dla pierwszych chrześcijan, to osobiste spotkanie z Chrystusem Ukrzyżowanym i Zmartwychwstałym, które wyrażało się w nawróceniu i często radykalnej zmianie życia. To rodziło w nich odpowiedzialność, posłuszeństwo w wierze, ducha misyjnego oraz odwagę i pokorę konieczne do tego, by rozeznać wolę Bożą. To było podstawą dla wszystkiego, co działo się w pierwotnych wspólnotach i z pewnością podobnie powinno być dzisiaj.

>>> Abp Stanisław Gądecki: co przekaże Synod? Wiarę czy niewiarę? [ROZMOWA]

Nierzadko, gdy mówi się o potrzebie synodalności, wskazuje się na sytuację kulturową, w jakiej obecnie się znajdujemy. Wielu mówi o znakach czasu i ma na myśli właśnie te zmiany kulturowe. Podkreślają, że synodalność ma być odpowiedzią na te znaki. Coraz bardziej i bardziej żyjemy w kulturze, która to wszystko, co dla nas było wartościowe i święte, uważa za mało ważne czy wręcz złe. Nasze rozumienie małżeństwa, seksualności, nasza ochrona życia od poczęcia do naturalnej śmierci, nasz szacunek dla starszych, nasze rozumienie ofiary i poświęcenia – to wszystko jest odrzucane. Nawet nasze wezwanie do miłości każdego ogłaszają jako niemoralne. Jeśli wyznajemy publicznie nasze przekonania, jesteśmy wyrzucani z życia społecznego, stajemy się drugą kategorią. W niektórych krajach, dawniej chrześcijańskich, za występowanie przeciwko aborcji lub nazywanie relacji homoseksualnej grzeszną czeka chrześcijanina kara więzienia. Bezbożna, antychrześcijańska kultura, w której jesteśmy zanurzeni coraz bardziej wpływa na nasze myślenie, na naszą moralność. Obietnica radyklanego wyzwolenia, radyklanej równości, niezależności, tworzenia samego siebie pociąga i fascynuje wielu, zwłaszcza młodych. Co robić w tej sytuacji?

Teologia ciała

W ciągu stuleci przyzwyczailiśmy się w Kościele do tego, że jesteśmy ważni w społeczeństwie. Nawet jeśli wiele osób nie żyło zgodnie zasadami Ewangelii, to jednak propozycje ewangeliczne i Boże przykazania były punktem odniesienia, a duchowni byli szanowani i stanowili elitę narodu. Jeśli dziisaj publicznie głosisz rozumienie natury homoseksualizmu zawarte w Katechizmie Kościoła Katolickiego to będziesz odrzucony. Rozmawiałem z jednym z uczestników synodu na temat teologii ciała i on mi powiedział, że podczas przygotowania do ślubu narzeczonych nie może o tym mówić. Nikt nie zaprosi cię na salony, będziesz druga kategorią, będziesz zmarginalizowany, jeśli będziesz wyznawał wiarę katolicką. W tej sytuacji pojawia się pokusa by dla „świętego spokoju” zrezygnować ze wzbudzających w świecie niezadowolenie przejawów naszej tożsamości. Aby zilustrować tę pokusę, która wydaje mi się, że stoi za propozycjami niektórych środowisk w procesie synodalnym przytoczę rozmowę wybitnego prof. KUL-u księdza Bartnika z księżmi. Przyszedł do niego pewien ksiądz, który miał problemy ze zrozumieniem niektórych dogmatów i prosił o ich wyjaśnienie. Ksiądz profesor cierpliwie wyjaśniał, ale dość szybko ten duchowny pozostawił kapłaństwo. Wkrótce przyszedł z podobną prośbą następny i historia się powtórzyła. Gdy przyszedł trzeci i powiedział, że ma problem z nieomylnością papieża, ksiądz profesor powiedział do niego: „Ksiądz nie ma problemu z nieomylnością papieża, ksiądz ma problem z «pewną częścią ciała»”. To znaczy, że tak naprawdę istnieje pewien problem egzystencjalny, jakieś zniewolenie, strach i człowiek szuka usprawiedliwienia intelektualnego dla swoich wyborów i sposobu życia. Mieliśmy wiele przykładów bardzo znanych duchownych, którzy mieli problem z „pewną częścią ciała”, a uzasadniali to różnorodnymi rebusami intelektualnymi. Dzisiaj mamy problem egzystencjalny, że świat, społeczeństwo, dominująca kultura odrzuca nas, ponieważ chce zapełnić pustkę przez robienie sobie przyjemności. Wielu intelektualistów urodzonych w Kościele nie chce być druga kategorią, chcą być nadal zapraszani na salony i chcą być w głównym nurcie mainstreamu. Szukają kompromisu. Z tym duchem wchodzą w obrady synodalne. Motywują swoje propozycje znakami czasu i byciem miłosiernym wobec biednego, zniewolonego i poranionego człowieka. Ale ten zniewolony i poraniony człowiek chce innego życia, nie chce błogosławieństwa na trwanie w zniewoleniu. Kto pokocha naprawdę tego współczesnego człowieka, ten będzie miał odwagę głosić Chrystusa Ukrzyżowanego i Zmartwychwstałego i odważnie zaświadczy swoim życiem, że to jest ta jedyna Prawda.

fot. PAP/EPA/ANGELO CARCONI

Uczestnictwo, czyli co?

Celem synodalności jest docenienie każdego i obudzenie odpowiedzialności za Kościół. To jest bardzo ważne i cenne. Dużo mówi się o docenieniu roli kobiet. Na synodzie wielokrotnie kobiety podkreślały nie tyle znaczenie obecności kobiet, co obecność i zaangażowanie świeckich. Bo chyba największym wyzwaniem jest zaangażowanie w życie Kościoła świeckich mężczyzn. Synodalność chce ożywić w nas uczestnictwo w życiu i misji Kościoła. Aby nie zgubić się w rozeznawaniu musimy zawsze pamiętać o tym, co jest najważniejsze. W tym wypadku trzeba najpierw odpowiedzieć, w jaki sposób najbardziej stajemy się uczestnikami życia Kościoła. To dzieje się przez świętość, przez moją komunię z Jezusem Chrystusem, pokorę i posłuszeństwo, przez branie swojego krzyża. W wypowiedziach synodalnych widzimy czasami obecność pokusy, aby myśleć, że jestem doceniony wówczas, kiedy zajmuję jakąś pozycję, o czymś decyduję. Nasz Pan bardzo mocno zmagał się z tą mentalnością u swoich uczniów i mówił im o zajmowaniu ostatniego miejsca, o służeniu, o zaparciu się swego ja. Możemy przez chwilę pomyśleć o świętym Franciszku z Asyżu, który nie domagał się specjalnych praw dla ubogich, ale sam stał się ubogim i objawił, gdzie jest autentyczna wartość człowieka, gdzie jest doskonała radość i szczęście. Bez ciągłego osobistego nawracania się ku temu co najważniejsze synodalność będzie szkodziła, a nie pomagała.

W procesie synodalnym są obecni różni eksperci. Objawienie chrześcijańskie przewyższa wszelkie ludzkie wyobrażenie. Izrael miał tak wspaniałą historię i wtajemniczenie w wiarę, rozumiał bardzo dobrze, że Bóg jest „Święty, Święty, Święty – Inny, Inny, Inny”, że Bóg radykalnie przewyższa ludzkie wyobrażenie, a jednak nie był w stanie przyjąć, że Bóg może być aż tak bardzo Święty, tak bardzo Inny, że może stać się Człowiekiem, że Mesjaszem jest ten Człowiek z Galilei, Ten Człowiek, który będzie umierał na krzyżu jak złoczyńca. Apostołowie też nie mogli tego pojąć. Jest prawdą, że żadna teologia tego w pełni nie wyrazi. Objawienie jest obecne w Kościele, w każdym sakramencie, w słowie Bożym, ale staje się widzialne i zrozumiałe w doświadczeniu, w życiu indywidualnych osób, które tym żyją i to niosą dla innych. To są święci! Eksperci synodalni mają szansę pomóc tylko na tyle, na ile żyją Objawieniem. Na ile w nich nie ma Nowego Stworzenia, na tyle są przeszkodą. Wszyscy bardzo potrzebujemy pokory.

Budowanie jedności

Synodalność to budowanie jedności. Jest to niesłychanie ważne. Warto jednak pokornie przyglądać się historii zbawienia. Dzieło – proces stworzenia – to był ciągły podział, porządkowanie, rozdział ciemności od światła, rozróżnienie jednego od drugiego i w ten sposób tworzenie kosmosu, symfonii stworzenia. Pan Jezus również mówił o podziale, stawiał człowieka przed decyzją i to musiała być decyzja, wybór docierający do głębi ludzkiego bytu, aby pojawiła się harmonia, pokój, wolność. Pamiętamy Jego słowa „biada, biada” do mieszkańców Kafarnaum, Betsaidy, Korozain, Jego słowa w synagodze w Kafarnaum, Jego powtarzanie, kto nie ma w nienawiści ojca i matki, Jego słowa, że przynosi miecz, że jedna będzie wzięta, druga zostawiona, ci po lewej do piekła, ci po prawej do nieba itd. Pan wzywał do wyboru, nawrócenia i ten wybór dokonywał podziału i stwarzał w człowieku harmonię. Ileż jest tych słów w Ewangeliach i w listach Apostołów, które mówią o konieczności wyboru i konsekwencjach wyboru. Przytoczymy tylko jeden: „Kto wierzy w Niego, nie będzie sądzony; kto zaś nie wierzy, już został osądzony, gdyż nie uwierzył w imię Jednorodzonego Syna Bożego” (J 3,18). Trzeba dokonać wyboru, trzeba się nawrócić, trzeba wybrać Boga, a jeśli nie dokonujesz wyboru, zostajesz ze swoją śmiercią duchową, chorobą, chaosem.

W historii Kościoła już od samego początku widzimy to podejście rozdzielające i rozróżniające światło od ciemności, ortodoksję od herezji, prawdę od fałszu, moralność od niemoralności, czystość od rozpusty. Teraz wydaje się niektórym, że synodalność wzywa nas do bycia razem, niezależnie od tego, jakie mamy poglądy, z nadzieją, że znajdziemy kompromis. Czy to jest możliwe i czy taka właśnie jest wola Boża na dzisiaj? Niejednokrotnie podczas lektury dokumentów synodalnych na wstępnych etapach miałem odczucie, że to, co czytam w brewiarzu czy w Piśmie Świętym to inny sposób myślenia i rozumienia wiary czy życia niż to, co znajduję w tych dokumentach. Praktyczna nieobecność takich słów jak: krzyż, Ukrzyżowany, Zmartwychwstały, pokuta, grzech, Odkupienie, zbawienie, misterium paschalne, ofiara, posłuszeństwo, czystość…

>>> Amerykańscy kardynałowie: nie ma powrotu do synodów bez świeckich

Poprzedzające synod wypowiedzi ważnych postaci z Sekretariatu Synodu (np. kardynała Hollericha) czy też zaproszonych gości wskazywały, że niektórzy popychali nas w kierunku zmiany rozumienia ludzkiej cielesności i seksualności. A jest to sfera naszego życia niesłychanie istotna. Widzimy to choćby na podstawie straszliwych ran, jakie zadaje człowiekowi na całe życie niewłaściwe „dotknięcie” sfery intymnej w dzieciństwie. Przez posługę świętego Jana Pawła II otrzymaliśmy wspaniałą teologię ciała, syntezę chrześcijańskiego rozumienia cielesności i seksualności. Czy to rozumienie było przez dwadzieścia wieków błędne lub niepełne? Święty Paweł pisał: „Kto grzeszy rozpustą, grzeszy przeciwko swojemu ciału”. Święty Paweł wraz z pierwszymi chrześcijanami odrzucał rozpustę i relacje homoseksualne otaczającej ich kultury. Byli tak odważni w tej sprawie! Chrześcijaństwo tworzyło nową kulturę, która była i jest możliwa tylko w żywym kontakcie z Chrystusem Zmartwychwstałym. Pierwotny Kościół nie bał się być radykalnie kontrkulturowy, ponieważ w centrum życia był Jezus Chrystus. On jako sposób życia, i droga do tego życia, w pełnej zgodności z prawdą o naturze człowieka. Czy mamy się wyrzec przekonania, że niesiemy Objawienie konieczne dla zbawienia ludzkości, że tylko Chrystus jest Zbawicielem, że to, co On proponuje i co On umożliwia to właśnie pełnia człowieczeństwa?

fot. PAP/EPA/VATICAN MEDIA HANDOUT

Kościół kontrkulturowy

Patrząc na odwagę kontrkulturową Kościoła w pierwszych wiekach, rozumiemy, że uzasadnianie wprowadzenia diakonatu kobiet zmianami kulturowymi nie jest racjonalne i wystarczające. Gdyby diakonat kobiet, czy tym bardziej kapłaństwo, był konieczny czy choćby potrzebny dla wyrażenia Objawienia i zbawienia wiernych, to z pewnością Kościół nie bałby się go wprowadzić. Obok były przecież kapłanki w różnych formach religijnych. Fakt, że nie było w historii Kościoła diakonis w znaczeniu święceń ma uzasadnienie nie kulturowe, ale znacznie głębsze. Z pewnością dotykamy tutaj bardzo głębokich prawd dotyczących tego, kim jest człowiek i prawd dotyczących zbawienia. Odsłania się ważność ciała, materii, płci. Chrystus był mężczyzną i kapłani to ikony Chrystusa. Podobnie jak do Eucharystii nie użyjemy chipsów i coca coli, bo chrześcijaństwo nie jest ideą, jest wydarzeniem historycznym, a Chrystus Pan wziął chleb i wino. Podobnie i ikoną Chrystusa kapłana ma być mężczyzna. Ileż razy Pan wzywa nas do przyjęcia krzyża, naszej rzeczywistości. Zbawienie, wolność, radość życia tylko przez relacje z Chrystusem! Uciekanie od swojej tożsamości, nie akceptowanie siebie jako mężczyzny czy jako kobiety i próbowanie być „nie sobą”, wchodzenie w powołanie drugiego – czy to może być dobrym rozwiązaniem?

Jedno z pytań synodalnych dotyczyło roli kobiet, która wypływa z godności chrztu. Właśnie ta cudowna godność chrztu, której nie było na planecie Ziemia zwraca naszą uwagę na dziecięctwo Boże, nową naturę, nowe stworzenie. Dzięki temu możemy być „w domu” w każdej sytuacji i na każdym miejscu, bo mamy „dom” w sobie, Ducha Świętego, jesteśmy w rękach Ojca. Jeśli zaczynamy się koncentrować na uczestnictwie w podejmowaniu decyzji i myśleniu, że dopiero wtedy naprawdę uczestniczymy w życiu Kościoła, to bardzo łatwo stracimy prymat służebności, wartość uniżenia, pokory, bycie ostatnim. Zapomnimy o milionach wspaniałych kobiet, żon i matek, które są w Kościele, które służą, kochają, pomagają… Czy bez niech jest możliwe życie Kościoła?! To, czego kobiety bardzo potrzebują to prawdziwych mężczyzn, którzy biorą odpowiedzialność, którzy szanują i kochają kobiety, które ich wspierają. Oczywiście, że bardzo cenna i potrzebna jest obecność kobiet w procesach rozeznawania i podejmowania decyzji, ale obyśmy nie poddali się mentalności tego świata, która narzuca fałszywą, degradującą tożsamość równość.

Podsumowując, bierzmy to, co dobre z procesu synodalnego, to wszystko, co pomaga w większym zaangażowaniu wiernych, w pobudzaniu odpowiedzialności każdego, w uczeniu się umiejętności słuchania i wspólnego szukania woli Bożej. Wystrzegajmy się ideologicznego podejścia, które widzi w synodalności lekarstwo na wszystkie problemy. Wówczas bardzo łatwo o błędy, łatwo o budowanie Kościoła na swój obraz i swoje podobieństwo. Polska i inne kraje Środkowej Europy mają doświadczenie roztropnego przyjmowania soboru, które pozwoliło na owocowanie bardzo wielu pięknych darów soboru, a jednocześnie zachowanie darów przedsoborowych.

Jesteśmy wszyscy wezwani do modlitwy w intencji Kościoła, Ojca Świętego, synodu i do aktywnego uczestnictwa.

*tytuł oraz śródtytuły od redakcji

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze