fot. Philpp Spalek, Cartias Polska

Br. Cordian Szwarc (Caritas Polska): trzeba powiedzieć wprost, że wsparcie jest nadal bardzo potrzebne

O tym jak prawie trzy miesiące po rozpoczęciu rosyjskiej agresji na Ukrainie wygląda praca największej kościelnej organizacji charytatywnej Maciej Kluczka rozmawia z zastępcą dyrektora Caritas Polska. – Potrzeby Ukrainy i Ukraińców nie maleją. A do tego dochodzą przecież potrzeby Polaków i polskich instytucji, które przyjęły Ukraińców. Chcący nadal pomagać potrzebują – w coraz większym stopniu – zewnętrznego wsparcia. I szukają go w Caritas – mówi br. Cordian Szwarc OFM.

Franciszkanin dodaje, że niezwykle jest stałe wsparcie takich organizacji jak Caritas. – Jeżeli ktoś dysponuje środkami, to zachęcamy do tego, by robić stałe darowizny. Te środki będą przeznaczane na wsparcie uchodźców i instytucji, które są najbliżej potrzebujących. Dziękujemy wszystkim, którzy się na to decydują – dodaje duchowny. W rozmowie jest też o Wielkanocy przeżytej we Lwowie. – W czasie wojny człowiek jeszcze bardziej zdaje sobie sprawę z tego, że źródłem prawdziwego pokoju może być tylko Pan Bóg – podkreśla br. Szwarc.

fot. Caritas Polska

Maciej Kluczka (misyjne.pl): Jak dziś, prawie trzy miesiące po wybuchu wojny w Ukrainie, wyglądają magazyny Caritas? Czy zaczynają świecić pustkami? Czy po tym pierwszym zrywie pomocy sytuacja bywa trudna? Czy wystarcza darów i środków, by pomagać Ukraińcom? Zarówno tym, którzy zostali w swojej ojczyźnie, jak i tym, którzy przyjechali do Polski?

Br. Cordian Szwarc OFM (zastępca dyrektora Caritas Polska): – Sytuacja jest bardzo dynamiczna. Cały czas dostosowujemy się do potrzeb, które się zmieniają. Wiedzą to wszyscy, którzy jeżdżą na wschód Ukrainy. Tam wiele miejsc jest zniszczonych. I tak jak na początku wszyscy ochoczo ruszyli do pomocy, to teraz sytuacja jest już inna. A wojna cały czas trwa…

Słyszałem o domach zakonnych, które goszczą Ukraińców, a którym niekiedy brakuje wyżywienia. Podobnie bywa z tymi, którzy w swoich domach goszczą Ukraińców – oni także zgłaszają się do Caritas z prośbą o pomoc.

– Zgadza się. Większość darów, które trafiały do naszych magazynów przez pierwsze tygodnie wojny były przeznaczane na tranzyt do Ukrainy. Te magazyny były szybko czyszczone do zera, by przyjąć kolejną pomoc, kolejną dostawę darów. Przepakowaliśmy je i wysyłaliśmy kolejnymi tirami do Ukrainy; pojechało kilkaset tirów, samochodów dostawczych i busów. Ta pomoc przekroczyła na ten moment wartość 140 milionów złotych. W tym momencie ilość propozycji wsparcia rzeczowego jest mniejsza niż na początku kryzysu. My przez ostatnie tygodnie pracowaliśmy intensywnie nad stworzeniem skutecznych rozwiązań w zakresie optymalizacji (tzn. płynności i szybkości) dostaw transportów humanitarnych oraz darowizn rzeczowych, poszukiwaliśmy także nowych kanałów dostaw. Stworzyliśmy w Polsce hub transgraniczny, który jest głównym centrum logistycznym pomocy dla Ukrainy. Nadal działają też pozostałe magazyny.

fot. Caritas Polska

Ale potrzeby nie maleją. A do tego dochodzą przecież potrzeby Polaków i polskich instytucji, które przyjęły Ukraińców. Chcący nadal pomagać potrzebują – w coraz większym stopniu – zewnętrznego wsparcia. I szukają go w Caritas. Niekiedy doraźnie trzeba kupować jedzenie, środki higienicznie.

Czy wystarcza na to pieniędzy ze zbiórek i przelewów?

– Dajemy radę, ale jednocześnie zdajemy sobie sprawę z tego, że to nie jest worek bez dna. W Caritas podjęliśmy decyzję, że środki, które były zebrane podczas ogólnopolskiej zbiórki parafialnej zostały w kwocie ponad 50 milionów przekazane diecezjom. Przecież każdy region, każda diecezja jest zaangażowana w pomoc uchodźcom. Powstało już około 20 Centrów Migrantów i Uchodźców w całej Polsce. Tam można uzyskać asystę personalną, pomoc rzeczową, językową. Jeżeli chcemy zapewnić ciągłość działań długofalowych, to trzeba powiedzieć wprost że wsparcie jest nadal potrzebne.

Jak wiemy, pomoc uchodźcom to nie sprint, a maraton. Dlatego, jeśli ktoś chce pomagać, to dobrze by było, gdyby robił to regularnie. Czasem lepiej wpłacać mniejsze sumy – ale robić to regularnie.

– To jest najlepszy pomysł – rozłożyć siły. Jeżeli ktoś może, jeżeli dysponuje środkami, to zachęcamy do tego, by robić stałe darowizny. Te środki będą przeznaczane na wsparcie uchodźców i instytucji, które są najbliżej potrzebujących. Dziękujemy wszystkim, którzy się na to decydują.

W tym roku święto patronalne Caritas (obchodzone w Święto Miłosierdzia Bożego) było po raz pierwszy obchodzone jako Dzień Dobra. Dużo było w tym symboliki, ale i realnych więzi. Caritas znaczy miłość. W tych dniach miłość się bardzo ukonkretnia – wobec osób uciekających przed śmiercią i zniszczeniem. Tak się kalendarze w tym roku ułożyły, że był to jednocześnie dzień Zmartwychwstania dla wiernych Kościołów wschodnich. Jak Brat wspomina ten dzień?

– To był bardzo wzruszający, ważny moment. Od początku wojny wielu ludzi Caritas pracowało z uchodźcami; na granicy, w punktach recepcyjnych, na dworach… W tym dniu po raz pierwszy mogliśmy się na chwilę zatrzymać, podziękować tym, którzy oddają swoje siły, czas i umiejętności drugiemu człowiekowi. Mogliśmy zobaczyć, ilu nas jest, ile wokół dzieje się dobra. To był długi i piękny dzień. Była msza w kościele pw. Św. Krzyża sprawowana przez bp. Wiesława Szlachetkę z dobrym słowem skierowanym do wiernych, wolontariuszy i pracowników Caritas. Później pojechaliśmy do hoteli, gdzie razem z Polskim Holdingiem Hotelowym przygotowaliśmy śniadania wielkanocne dla Ukraińców. To były wzruszające momenty. To była okazja do tego, by się z nimi spotkać, usiąść, porozmawiać. Byli również kapłani Kościołów wschodnich, nie zabrakło wspólnej modlitwy. Nie obyło się bez łez… Patrzyliśmy sobie w twarze, życzyliśmy sobie wszystkiego co najlepsze, przede wszystkimi pokoju. Było nawet tradycyjne, ukraińskie tłuczenie jajeczka. I gry i zabawy z dziećmi. Chcieliśmy ten czas świętowania jak najbardziej wydłużyć. Wieczorem był finałowy koncert transmitowany w Telewizji Polskiej, który zakończył się wręczeniem wolontariuszom podziękowań za ten czas wytężonej pracy. W całej Polsce odbywały się tego dnia najróżniejsze wydarzenia.

Dzieci z opiekunką w nowo otwartym miasteczku kontenerowym we Lwowie, fot. PAP/Vitaliy Hrabar

Ten czas polsko-ukraińskiej i – szerzej – europejskiej solidarności to również czas ekumenizmu w praktyce, prawda? Dramat wojny pozwolił też na to, byśmy mogli się poznać.

– To ekumenizm w czystej postaci. Pamiętajmy, że sam ekumenizm w Ukrainie nie jest łatwy, jest tam Kościół grekokatolicki, Kościół prawosławny Ukrainy i Rosji. Dialog ekumeniczny jest tam bardzo trudny, ale mamy nadzieję, że on też będzie możliwy.

W czasie Wielkanocy obchodzonej przez rzymskich katolików był Brat we Lwowie. Ale nie z pustymi rękoma, prawda? „Zawiózł” tam Brat karetkę pogotowia.

– Nasz wolontariusz o. Maciej (redemptorysta), który pracował w Namiocie Nadziei na polsko-ukraińskiej granicy w Zosinie spotkał Ukraińca. Ten powiedział mu, jak bardzo potrzebne są karetki pogotowia. I wspólnie zorganizowaliśmy zbiórkę i za pośrednictwem Caritas kupiliśmy pojazd. Już służy na wojennym froncie.

Jak wspomina Brat czas Triduum Paschalnego we Lwowie? Jak wygląda życie w tym mieście? Lwów opisywany jest jako centrum logistyczne dla całej Ukrainy.

– We Lwowie – na pierwszy rzut oka – dzieje się normalne życie. Jedynie na wjeździe do miasta trzeba przejść kontrolę. Jednak w samym Lwowie życie przebiega w miarę zwyczajnie. Znakiem, że to jednak nie jest normalny czas są osłonięte budynki, szczególnie te o znaczeniu historycznym, także rzeźby i witraże w katedrze. Sklepy, kawiarnie, restauracje pracują. Ludzie są już nieco zmęczeni alarmami przeciwbombowymi. To pewnie swego rodzaju psychologiczny mechanizm obronny. A życie pomocowe toczy się głębiej, trzeba być uważnym, by to zauważyć. Gdy odwiedziłem magazyny Caritas i innych organizacji, to widziałem imponującą pracę wielu osób, wielką, logistyczną współpracę na wielu poziomach. Działania trwające dzień i noc.

A jak wygląda życie religijne Lwowa?

– Kościoły są otwarte, choć godzina policyjna spowodowała, że w nocy nie można było odwiedzić Jezusa w ciemnicy czy w grobie w nocy z Wielkiego Piątku na Wielką Sobotę. W czasie wojny człowiek jeszcze bardziej na serio zadaje sobie pytanie: „Po co my tu jesteśmy?” i zdaje sobie sprawę z tego, że źródłem prawdziwego pokoju może być tylko Pan Bóg.

Karetka we Lwowie – udzielanie pomocy rannym uchodźcom wewnętrznym, fot. EPA/MYKOLA TYS

A czy prawda o Zmartwychwstaniu jest w czasie wojny trudniejsza czy wręcz przeciwnie – łatwiejsza – do przyjęcia? Czy w mroku wojny blask Zmartwychwstałego bije silniej?

– Przeżywałem Triduum we lwowskiej katedrze, spaliśmy w schronie pod katedrą. W tamte dni przypomniałem sobie, że Pascha to wejście w tajemnice śmierci, cierpienia, ciszy, bezsilności. A tajemnica Wielkiej Nocy oznacza wejście w swoje wnętrze i sprawdzenie, jaką dajemy odpowiedź na fakt istnienia cierpienia w życiu naszym i naszych bliskich. To, co przynosi Jezus Chrystus, to przezwyciężenie śmierci, cierpienia. On daje nadzieję tym, którzy w Niego uwierzyli. Daje siłę, by przynajmniej spróbować inaczej spojrzeć na to wszystko, co nas otacza. By mieć nadzieję, a może i pewność, że zło jest skończone.

Galeria (5 zdjęć)
Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze