fot. EPA/RAMINDER PAL SINGH

Hubert Piechocki: co łączy Kowalskiego z Sanchezem? Czyli o kończącym się roku i paradoksach pandemii

Kończący się dziś rok zdominowała pandemia. Wpłynęła na wszystkie przestrzenie naszego życia, pozmieniała totalnie nasze plany. Uświadomiła nam, że jedyną pewną rzeczą jest to, że nie wiemy, co się wydarzy kolejnego dnia. 

Gdy kończył się 2019 i zaczynał 2020 gdzieś tam w tle dochodziły do nas wieści z Wuhan o nowym koronawirusie. Ale początkowo nikt ich nie brał na poważnie. Nikt nie myślał, że niewidoczny wirus zatrzęsie naszą rzeczywistością. Dlatego każdy pewnie miał jakieś mniej czy bardziej konkretne plany na ten rok. I gdzieś w połowie marca każdy z nas musiał je zacząć rewidować. Bo przestało być normalnie, a zaczęło być dziwnie, inaczej. I tak jest do teraz. W2021 r. wkraczamy w atmosferze trwającej wciąż  pandemii.

>>> Rok po wybuchu pandemii – masowa impreza w chińskim Wuhan [ZDJĘCIA]

Tokio, noworoczna modlitwa Japończyków, fot. EPA/KIMIMASA MAYAMA

Co łączy Kowalskiego z Sanchezem? 

Podsumowując kolejny rok zawsze szukamy wydarzeń kluczowych, przez pryzmat których będziemy ten rok pamiętać. To wydarzenia dobre i złe. Prywatnie w życiu każdego z nas działo się na pewno wiele i nie wszystko powiązane jest z pandemią (choć na pewno miała ona wpływ na przebieg różnych wydarzeń). Globalnie jednak nie było w tym roku nic ważniejszego od pandemii, która nas tak bardzo zaskoczyła. I jak rzadko kiedy, wydarzenie globalne ma wpływ na codzienność szarego Kowalskiego, Smitha, Sancheza czy Wanga. Każdy z nich – niezależnie od tego, gdzie mieszka – musiał w tym roku liczyć się z różnymi ograniczeniami, obostrzeniami, nowymi zasadami życia społecznego. Pandemia okazała się bardzo demokratyczna, bo dotknęła każdego. Tak samo sam wirus – wybierał ludzi z różnych klas, ras i narodowości. I wciąż wybiera.

>>> Papież: pandemia ujawnia najlepsze i najgorsze cechy w ludziach

Sydney wita nowy rok, po lewej rok 2020, po prawej rok 2021, fot. EPA/DAN HIMBRECHTS / DEAN LEWINS

Rok braku 

Zdecydowanie trudno spojrzeć na rok, gdy został przytłoczony jednym, ale tak przewlekłym i globalnym wydarzeniem. Myślę, że szukając ważnych rzeczy, które się działy warto podkreślić, że to rok wydarzeń, które się nie odbyły. Rok braku. Po kolei mnóstwo wydarzeń – od parafialnych rekolekcji po Igrzyska Olimpijskie w Tokio – trzeba było odwoływać. Niektóre w ogóle się nie odbyły, inne przyjęły formę online albo zostały przełożone na później (np. Światowe Dni Młodzieży planowo miały odbyć się dopiero w 2022 r., a i tak już przełożono je na 2023 r.). Kończący się rok to zatem czas nie-bycia, nie-odbywania się. Czas, w którym zawiesiliśmy wiele naszych „tradycyjnych” aktywności. Ktoś nie wziął udział w ulubionym festiwalu, ktoś nie pojechał na wczasy zagraniczne, a ktoś miał ślub bez wesela. Za nami rok, który nas ograniczył, zminimalizował nasze bycie w świecie. A jednocześnie kazał docenić to, co blisko – Polskę, ale przede wszystkim swoje osiedle, dzielnicę, najbliższą okolicę. I bliskich – rodzinę, przyjaciół, znajomych, z którymi często musieliśmy ograniczyć kontakt. I których często widzieliśmy dzięki monitorom laptopów i smartfonów.

fot. EPA/ANGELO CARCONI

Religia inaczej 

Kończący się rok to też czas ograniczenia naszej aktywności religijnej. Tu znów słowa „bez” czy „nie” odegrały kluczową rolę. Musieliśmy obejść się bez udziału w liturgii wielkanocnej. Zamiast siedzieć w ciemnym kościele i brać udział w wigilii paschalnej – siedzieliśmy w swoich domach przed monitorami. I tak przez wiele tygodni. To się potem zmieniło, obecnie mamy wersję „pomiędzy”. W kościołach odbywają się liturgie, ale z ograniczoną liczbą wiernych. Ja muszę przyznać, że w ostatnich tygodniach kilka razy zdarzyło mi się, pomimo mrozu, uczestniczyć w mszy świętej na zewnątrz, bo się nie zmieściłem. Nawet pasterkę przeżyłem w ten sposób. I to bardzo odżywcze doświadczenie. Dla mnie – doświadczenie wspólnoty. Bo choć zimno, dłonie i stopy marzną, to trwamy na modlitwie. Jesteśmy wspólnotą, choć warunki są niełatwe. Pewnie powiecie, że wyolbrzymiam, bo przecież ludzie żyją w znacznie trudniejszych warunkach i godzina stania na mrozie to żaden wyczyn. Zgodzę się z tym. Tylko, że stać nie musiałem, mogłem siedzieć w ciepłym domu i uczestniczyć w liturgii online. Albo w ogóle w niej nie uczestniczyć – bo wciąż obowiązuje dyspensa. A ja byłem i razem z innymi w polowych warunkach modliłem się (doceniam tu poznańskich dominikanów, którzy postawili namiot i grzybki grzewcze, dzięki którym na dworze jest trochę cieplej).

>>> Maciej Kluczka: tęsknię za Kościołem

Pasterka w Indonezji, fot. EPA/DEDI SINUHAJI

Trudny czas dla wspólnoty 

Wspomniana dyspensa to kolejna sprawa, którą trzeba zauważyć. Znów „bez” mszy – brak udziału w Eucharystii niedzielnej nie jest grzechem (póki trwa dyspensa). To odwrócenie o 180 stopni tego, co całe życie nam powtarzano. „Katolik ma obowiązek uczestnictwa w niedzielnej mszy świętej”. A w tym roku okazało się, że tego obowiązku nie ma. Dla wielu z nas dyspensa wciąż jest trudnym tematem. Teraz nie musimy z niej korzystać tak mocno jak wiosną. Wtedy, przy limicie 5 osób w kościele – uczestnictwo we mszy było właściwie niemożliwe. A i tak były osoby, które nie potrafiły się z tym pogodzić. Teraz jest łatwiej. Niemniej, wciąż nie musimy iść w niedzielę na liturgię. Mam w sobie nadzieję, że gdy wróci normalność (nie mam pojęcia, kiedy to nastąpi) to wrócimy do kościołów. Ale wrócimy nie dlatego, że musimy, ale dlatego, że chcemy. W tych ludziach, którzy nie mieszczą się w kościele i stoją na dworze widzę ziarno tej nadziei. Jest w nas tęsknota obudzona przez pandemię. Tęsknota, której nie przygasiły nawet trudne tematy, z którymi zmierzył się w tym roku Kościół. Z tymi trudnymi tematami będzie się zresztą mierzył nadal, bo wiele z nich wciąż jeszcze nie zostało rozwiązanych, a wypływają też nowe. Ten rok był trudny dla Kościoła – bo zwykli wierni zawiedli się na tych, którzy powinni nas prowadzić do zbawienia. Ja się zawiodłem w tym roku na księżach i na biskupach. Nie na wszystkich, bo nie chcę wprowadzać tutaj odpowiedzialności zbiorowej. Ale na wielu się zawiodłem – z powodu ich czynów albo z powodu braku reakcji na jakieś czyny. Myślę, że grzech zaniedbania to teraz największy problem naszej wspólnoty – i każdy z nas musi zaangażować się, żeby ten grzech naprawić. Oczyszczanie z różnych grzechów powinno być celem wspólnoty Kościoła na najbliższe miesiące. I dążenie do tego, by księża i biskupi byli obok, a nie daleko, oderwani od rzeczywistości, w której żyją wierni (nie dotyczy to wszystkich, ale wielu niestety tak).

fot. PAP/Radek Pietruszka

Globalne braterstwo 

Oczywiście, choć trwa pandemia – to działo się też wiele innych rzeczy. W naszym kraju istotna była kampania wyborcza i potem same wybory prezydenckie. Jesienią zaś poruszenie społeczne wokół wyroku Trybunału Konstytucyjnego, które wyprowadziło tłumy na ulice. Globalnie pewnie trzeba też zwrócić uwagę na elekcję Joe Bidena w USA – to wciąż światowe mocarstwo, które ma wpływ na politykę całego świata. Ten rok wydaje się tak długi, że niektórzy pewnie nawet nie pamiętają już, że na początku roku miał miejsce też brexit. A pod koniec roku – trudne, ale zakończone sukcesem negocjacje budżetowe w Unii Europejskiej. I trzeba też odnotować publikację encykliki Fratelli tutti, w której Franciszek wzywa nas do powszechnego braterstwa. W dokumencie tym podejmuje wiele różnych wątków, wypływających zresztą z jego wcześniejszych wypowiedzi czy dokumentów. Ta Franciszkowa potrzeba jedności i braterstwa może ten świat prowadzić ku lepszemu. Także ku zwycięstwu z pandemią.

>>> Kard. Bo: To Chrystus jest najlepszą szczepionką!

fot. EPA/VATICAN MEDIA

2021 – rok pandemii i nadziei 

Mamy tendencję do magicznego traktowania zmiany daty. Tymczasem, zmieni nam się rok w dacie – z 2020 na 2021 – ale rzeczywistość się nie zmieni. Wciąż będziemy żyli w tym samym świecie. I choć pewnie globalnie chcielibyśmy zapomnieć albo nawet wymazać kończący się rok – to jest to niemożliwe. I to co się w nim działo będzie miało na nas dalej wpływ – i mówię nie tylko o pandemii, ale o wszystkim. Także dobre rzeczy, które nas spotkały – będą miały swój ciąg dalszy. Może zatem warto usiąść i ze spokojem przeanalizować minione 12 miesięcy, ale nie pod katem pandemii, ale pod kątem dobra, które nas spotkało? Bo mimo wszystko – skoro to czytasz – to spotkało Cię dużo dobra i masz za co dziękować – Bogu, ludziom, samemu sobie. Żyjesz, a to już ważny argument. Ale działo się też dużo więcej dobra. I sam pewnie też to dobro czyniłeś! Zresztą, to również paradoks pandemii, bo to ona w wielu z nas uruchomiła zakurzone pokłady dobra. Nagle pojawiła się w nas energia do nieoczywistych działań – do troski o samotnych sąsiadów, przyjaciół, ale i do troski o służbę zdrowia czy borykające się z problemami małe biznesy. To mimo wszystko był dobry rok, bo był to rok troski społecznej. I oby ta troska w nas została w tym 2021. Obyśmy dzięki niej uruchomili kolejne pomysły, obyśmy dalej się angażowali. Spójrzmy na nadchodzące miesiące z nadzieją. Owszem, nadal będzie trudno, nadal będzie sporo obostrzeń i nie wiadomo, kiedy będą znoszone. Nadal nasze twarze będą zakryte maseczkami. I choć rozpoczęły się szczepienia, które są dla nas ogromną nadzieją (z niecierpliwością czekam, aż będę mógł się zaszczepić), to proces ten też trochę potrwa. Pandemia więc nie skończy się z dnia na dzień. 2021 będzie rokiem pandemii. Ale spójrzmy na ten czas z nadzieją – bo będzie to czas, w którym będzie działo się dużo dobra.  

fot. EPA/Toms Kalnins

>>> Halina Frąckowiak: we wszystkim wygrywa i broni się tylko serce [ROZMOWA] 

Wybrane dla Ciebie

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze