Zdjęcie: Warszawski Festiwal Filmowy (wwf.pl)

Dobre wydarzenie roku!

Miałem problem z tym wydarzeniem. Za dużo, za bardzo w jednym czasie. Aż mnie głowa rozbolała. Kalendarz zbyt ciasny, a wydarzeń zbyt dużo. Co tu zrobić, jak to ogarnąć, och, nie było łatwo! A mimo wszystko w plebiscycie na najlepsze kulturalne wydarzenie roku w szeroko pojętej kulturze, zbiorową nagrodę przyznaję… FESTIWALOM TEMATYCZNYM.

Zaliczę do nich zarówno festiwale kina chrześcijańskiego, jak i filmów z cyklu „poznaj swojego sąsiada”. Już tłumaczę: mam na myśli kolejne edycje festiwali filmów ukraińskich, rosyjskich, żydowskich. W grupie pierwszej umieszczam przede wszystkim festiwal Arka i festiwal „Kino z duszą”. Siłą obu tych wydarzeń było to, że to nie było kino do oglądania w salce katechetycznej. To filmy naprawdę na duży ekran. Niektóre tytuły (jak np. „Jeździec”) nawet trudno nazwać stricte religijnymi. Mówiły one o ważnych w życiu wartościach, bazowały na chrześcijańskim fundamencie, ale na pewno nie były kręcone „na klęczniku”. Z kolei „Kino z duszą” zaoferowało widzom, oprócz samych filmów, rozmowy z ich twórcami. Tak było np. przy filmie „Witaj w kryminale, papieżu Franciszku”. Dokument zrealizowany w afrykańskim więzieniu w stolicy Burkina Faso już sam w sobie był niezwykle ciekawym obrazem. Spotkanie i rozmowa z reżyserem dopełniły jednak dzieła! Z „Arki” najbardziej zapamiętam film niezwykle życiowy, nazwałbym go poradnikiem szczęśliwego życia.

To film „Największy dar”. Przed obejrzeniem odstraszał mnie jego westernowy klimat. Przyznam – „t0 nie mój klimat”. To jednak był tylko mały element, który miał film uatrakcyjnić (według mnie niekoniecznie to się udało). Siłą obrazu był jednak jego główny przekaz: moc przebaczenia! Opowiadał historie ludzi, którzy mogliby do końca swoich dni żyć złymi uczuciami: dziewczyna bez nogi za to, że straciła ją w wyniku ataku terrorystycznego, mężczyzna, który miał niejeden problem w życiu przez to, że w dzieciństwie był źle traktowany przez rodziców itd. itp. Oni jednak postanowili nienawiść zamienić na miłość – do człowieka i do życia. I wygrali. Ich przemianę, ich walkę o lepsze życie pokazuje właśnie „Największy dar”. I choć momentami zbyt dosłowny i zbyt sztampowy, to nie jeden raz wyciskał łzy z oczu. Wychodząc z kina, postanowiłem stanowczo: „nigdy nie nienawidzić”. 

fot. pixabay


Siłą obu festiwali („Arki” i „Kina z duszą”) było to, że nie schowały się one gdzieś w salkach przykościelnych. Prezentowane były w studyjnych kinach w Warszawie, a także w niektórych innych miastach w Polsce. Przyciągały więc, siłą rzeczy, także tych, którzy tego typu wydarzeń wcale nie szukali.

W tym samym czasie w Warszawie można było uczestniczyć w festiwalach, które nazwałbym wspólnym mianownikiem: „Poznaj swojego sąsiada”. Bardzo sobie cenię tego typu wydarzenia. Skoncentrowane są na projekcjach pochodzących z jednego kraju, regionu lub o nim opowiadające: Ukraina, Gruzja, Rosja. Był też festiwal kina azjatyckiego. Rok temu zachwycił mnie Warsaw Jewish Film Festival.

W tym roku? Wybrałem się na festiwal filmów ukraińskich, ale tylko na dwa filmy: „Falling” i „Donbas”, a ciekawych tytułów było o wiele, wiele więcej. Choćby film „Mustafa”. Kim jest Mustafa Dżemilew? Według Wikipedii jest politykiem i osobą publiczną. Historia Mustafy Dżemilewa jest symbolem pokojowego oporu przeciwko niesprawiedliwości i dyskryminacji w regionie postradzieckim. To film o jego walce o powrót na Krym z miejsc zesłań w czasach Związku Radzieckiego, o przebiegu wymierzonego przeciw niemu procesu, jego doświadczeniu ponad 15 lat jako więźnia politycznego w radzieckich obozach pracy, a także o jednym z najdłuższych strajków głodowych w historii ludzkości. To także historia o powrocie Tatarów krymskich do ojczyzny po upadku Związku Radzieckiego i o walce Mustafy z okupacją Krymu w 2014 r. Obiecałem sobie, że ten film kiedyś obejrzę.

Zdjęcie: kadr z filmu „Mustafa”, fot. mat. prasowe



Filmy opowiadające o danym regionie czy kraju to świetna okazja, by poznać sąsiada (w naszym przypadku Ukraińca czy Rosjanina) czy zrozumieć bardziej odległą od nas kulturę. Listopad w Warszawie to był czas  wysypu i kumulacji tego typu wydarzeń. Z jednej strony dobrze, szare, długie jesienne wieczory sprzyjają wizytom w kinach. Z drugiej… naprawdę trudno było skorzystać z choć połowy oferty. Po prostu za mało czasu!

fot. pixabay


Pomysł na 2019 rok: albo te wydarzenia trochę rozłożyć w czasie, albo wziąć kilka dni wolnego, albo lepiej zorganizować kalendarz. Bo warto!

Wybrane dla Ciebie

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze