Dr Czaczkowska: na pewno wyzwaniem pozostaje nowa wyobraźnia miłosierdzia, o którą apelował Jan Paweł II
S. Faustyna wielokrotnie podkreślała, że pierwszeństwo do Bożego miłosierdzia mają najwięksi grzesznicy i nie ma grzechów, których Bóg nie mógłby przebaczyć. Potrzeba tylko jednego – uchylenia serca na Boże działanie, resztę Bóg dopełni swoją łaską – mówi KAI dr Ewa K. Czaczkowska autorka biografii „Siostra Faustyna – biografia Świętej” oraz najnowszej książki dla dzieci „Święta Faustyna i Miłosierdzie Boże”. Jutro przypada 20. rocznica kanonizacji s. Faustyny Kowalskiej.
Anna Rasińska (KAI): Pani książka „Siostra Faustyna – biografia Świętej” jest nie tylko rzetelną biografią osoby wyniesionej na ołtarze, pokazują ją również w swojej codziennej zwyczajności. Co możemy powiedzieć o niej jako o dziewczynie, a później kobiecie? Kim była Helena Kowalska?
Dr Ewa K. Czaczkowska: Była prostą dziewczyną z ludu otwartą na Boże działanie. Od dziecka miała doświadczenie życia nadprzyrodzonego – widziała anioły, Matkę Bożą. Miała wrodzoną wrażliwość religijną, pociągała ją modlitwa, tęskniła za, jak to określała, życiem doskonalszym, czyli konsekrowanym, choć długo nie wiedziała, że istnieje taka forma życia. Urodzona na początku XX wieku w ubogiej rodzinie w Głogowcu na ziemi łęczyckiej niewiele bowiem jeszcze wiedziała o świecie.
Była trzecią z ośmiorga rodzeństwa, według wspomnień rodzinnych najbardziej posłuszną i wrażliwą. A także pobożną. Kiedy nie mogła iść do kościoła, bo nie miała butów, modliła się w ogrodzie recytując fragmenty zapamiętane z Mszy świętej. Nie była wykształcona. Zaliczyła niecałe trzy klasy szkoły powszechnej. Wcześnie musiała rozpocząć dorosłe życie. Bieda zmusiła ją do podjęcia pracy zarobkowej. Już jako 13-14-letnia dziewczyna pracowała jako pomoc domowa w Aleksandrowie, a potem w Łodzi.
Kilkakrotnie prosiła rodziców o zgodę na wstąpienie do klasztoru, ale bez powodzenia. Rodzice choć religijni – szczególny tego przykład dawał ojciec Stanisław – byli temu przeciwni z uwagi na brak pieniędzy na wymagany w klasztorze posag albo chociaż wyprawkę, a także na to, że zarobki Heleny przysyłane do Głogowca były mocnym wsparciem rodzinnego budżetu. Helena żyła więc w rozdarciu między byciem posłuszną rodzicom, głównie ojcu a Bogu-Ojcu. Aby zrealizować życiowe powołanie musiała więc sprzeciwić się woli pierwszego. To było dla niej bardzo trudne doświadczenie. A stało się w 1924 roku, gdy w parku Wenecja w Łodzi, gdzie poszła na potańcówkę ukazał się jej Chrystus z wyrzutem pytając jak długo jeszcze będzie Go zwodzić. Helena rzuciła wtedy wszystko i prowadzona głosem serca wyjechała do Warszawy, by szukać zgromadzenia zakonnego, które ją przyjmie.
Przez pół roku nie kontaktowała się z rodziną, a i później odmówiła powrotu do domu, wykazując niezwykłą siłę i determinację. Aby być przyjętą do zakonu, przez rok zbierała pieniądze na wyprawkę, pracując u rodziny Lipszyców w Ostrówku pod Warszawą. Dała się tam poznać jako bardzo pogodna, wesoła osoba, która lubiła śpiewać i bawić się z dziećmi.
>>> Święta siostra Faustyna Kowalska. Boże miłosierdzie dla każdego grzesznika
W kolejnych objawieniach, które siostra Faustyna miała do śmierci w 1938 r., Jezus odsłaniał przed nią istotę Bożego Miłosierdzia. Jak ujęła tę istotę w swoim „Dzienniczku”?
Jezus w objawieniach danych s. Faustynie, poczynając od 1931 roku, przypominał, że największym przymiotem Boga jest miłosierdzie – miłość miłosierna do każdego człowieka, nawet największego grzesznika, który odrzucił Bożą miłość. Bóg pragnie obdarzać dusze miłosierdziem, bo chce zbawienia każdego człowieka. Cały „Dzienniczek” mówi o tym, że Bóg w swoim nieskończonym i niewyczerpanym miłosierdziu jest gotów przebaczyć każdemu, kto pragnie wrócić do jedności z Bogiem. Potrzeba tylko jednego – uchylenia serca na Boże działanie, resztę Bóg dopełni swoją łaską.
Faustyna wielokrotnie podkreślała, że pierwszeństwo do Bożego serca mają najwięksi grzesznicy i nie ma grzechów, których Bóg nie mógłby przebaczyć. Nawet na granicy życia i śmierci, nawet komuś kto po ludzku jest skazany na zatracenie. Taką obietnicę Jezus związał m.in. z Koronką do Bożego Miłosierdzia, którą można odmawiać za konających, ale też pisała o tym, że każdy człowiek do ostatniej chwili jest wolny i może odrzucić Bożą miłość.
Siostra Faustyna przekazała też w „Dzienniczku” objawione jej nowe formy kultu Bożego miłosierdzia. Są to obraz z podpisem „Jezu ufam Tobie”, Święto Bożego Miłosierdzia, Koronka do Miłosierdzia Bożego, Godzina Miłosierdzia (15:00 – godzina śmierci Chrystusa) oraz szerzenie kultu Miłosierdzia Bożego. Do każdej z tych form kultu Chrystus przypisał swe obietnice.
Św. Faustyna zmagała się z niedowierzaniem, pomówieniami, brakiem życzliwości, a nawet wrogością. Jak radziła sobie w takich sytuacjach?
Na pewno było to dla niej bardzo trudne. Tym bardziej, że Jezus nakazywał, aby o Jego życzeniach związanych z namalowaniem obrazu z podpisem „Jezu ufam Tobie” oraz utworzeniem Święta Bożego Miłosierdzia mówiła swoim przełożonym, a przełożeni jej nie wierzyli. Gdy z tego powodu skarżyła się Jezusowi, On nakazywał posłuszeństwo przełożonym. Ten najtrudniejszy czas trwał ponad dwa lata – od pierwszych objawień w lutym 1931 roku, w Płocku do czerwca 1933 , gdy w Wilnie poznała ks. Michała Sopoćkę. Do tego czasu spotkała tylko dwóch spowiedników – w Walendowie ks. Eltera i w Krakowie o. Józefa Andrasza, którzy uwierzyli jej objawieniom i nakazywali posłuszeństwo Jezusowi. Ale przez większość tego okresu słyszała od przełożonych tylko słowa negacji i zalecenia ucieczki od tych doświadczeń, gdyż na pewno są złudzeniem, fantazją, a nawet histerią. Dlatego s. Faustyna wytrwale modliła się o kierownika duchowego, który rozpozna stan jej duszy. Był nim właśnie ks. Sopoćko.
Ale pamiętajmy też, że Faustyna, otrzymując objawienia w 1931 roku, nie była nowicjuszką w życiu mistycznym. Niewiele o nim wiedziała w sensie teoretycznym, ale wiele doświadczała od dziecka. Jednocześnie bardzo mocno stąpała po ziemi. Ona wiedziała, tym zmysłem danym mistykom, że jej objawienia nie są złudzeniem, choć, oczywiście, miała wątpliwości, skoro jej to wmawiano. W tej sytuacji Faustyna wybrała najpewniejszą drogę – pytała objawiającego się Chrystusa czy to na pewno On. I wtedy usłyszała, że „Miłość Moja nie zwodzi nikogo”. Jezus dawał Faustynie wielokrotnie dowody, że to On – żywy Bóg. Coraz doskonalsze, mistyczne obcowanie z Chrystusem dawało jej siłę do przyjmowania pomówień, a przede wszystkim do mówienia o orędziu o Bożym miłosierdziu.
>>> Nieznane zdjęcie siostry Faustyny Kowalskiej
Pod wpływem jakich wydarzeń zaczęto wierzyć, że faktycznie objawia jej się Chrystus?
Na pewno duży wpływ na to, że część przełożonych – z m. Moraczewską i m. Krzyżanowską na czele – zaczęły dowierzać objawieniom s. Faustyny, miał ks. Michał Sopoćko, cieszący się w Wilnie poważaniem, doświadczony spowiednik, prowadzący ascetyczny tryb życia. Przez co najmniej kilka miesięcy ostrożnie przyglądał się Faustynie, rozeznawał jej życie duchowe i osobowość, motywacje, wysłał na badania psychiatryczne, nakazał spisywać rozmowy z Panem, które analizował. Jeszcze w 1934 roku, gdy Eugeniuszowi Kazimirowskiemu zlecił namalowanie obrazu Jezusa według objawień s. Faustyny, uczynił to bardziej z ciekawości niż przekonania, ale z czasem nabrał pewności co do prawdziwości objawień s. Faustyny i zaczął usilnie zabiegać o rozpowszechnianie orędzia o Bożym miłosierdziu. Stał się pomocnikiem s. Faustyny w tym dziele.
W latach 1959–1978 Stolica Apostolska zakazywała kultu Bożego Miłosierdzia w formach podanych przez siostrę Faustynę Kowalską. Dlaczego tak się stało?
Złożyło się na to kilka powodów. Podstawowy był ten, że kult Bożego miłosierdzia w formach podanych przez s. Faustynę rozwijający się spontanicznie i oddolnie szczególnie od czasu II wojny światowej nie miał wypracowanych podstaw teologicznych, stąd łatwo było o przekłamania. Na przykład blado-czerwone promienie wychodzące z serca Jezusa błędnie interpretowano jako kolory polskiej flagi. W dodatku, kiedy w latach 50. Święte Oficjum poprosiło kurię krakowską o dostarczenie „Dzienniczka”, został on błędnie odpisany i przetłumaczony. Watykańscy cenzorzy nie dawali też wiary, że Jezus tak często, a było to ponad 90 razy, ukazywał się s. Faustynie.
Na decyzję Świętego Oficjum poważny wpływ miała także negatywna opinia polskiego episkopatu w 1957 r. na temat kultu Bożego miłosierdzia w formach podanych przez s. Faustynę Kowalską. Duży zaś wpływ na myślenie polskich biskupów miał metropolita wileński abp. Romulad Jałbrzykowski, krytyczny wobec objawień i „Dzienniczka”. Biskupi obawiali się także, że kult Jezusa Miłosiernego osłabi kult Serca Jezusowego, co zresztą się stało. Wydaje się ponadto, że prymas Wyszyński, który postawił na kult maryjny i w 1957 roku rozpoczął Wielką Nowenną nie chciał rozwijając nowy kult rozpraszać duszpasterskiej energii.
Trzeba natomiast podkreślić, że w pełni pozytywną opinię o kulcie Bożego miłosierdzia wydał wówczas abp Baziak z Krakowa, dla którego napisał ją nie kto inny jak ks. Karol Wojtyła.
>>> Odpust zupełny za Koronkę do Miłosierdzia Bożego
Jak duża była rola Jana Pawła II w rozprzestrzenieniu się kultu Miłosierdzia Bożego?
Zasadnicza. To on jako metropolita krakowski doprowadził w kwietniu 1978 do odwołania zakazu kultu, a było to naprawdę bardzo trudne zadanie wymagające lat różnych zabiegów w Watykanie i ostrożnych działań w Krakowie. W moim przekonaniu nie mógłby tego dokonać ktoś, kto wewnętrznie nie byłby przekonany o prawdziwości orędzia przekazanego s. Faustynie. A Karol Wojtyła był, i to od momentu, gdy po raz pierwszy, a było to prawdopodobnie jesienią 1942 roku, dowiedział się o tym orędziu i s. Faustynie, o czym piszę w książce „Papież, który uwierzył”. Gdy więc jako metropolita Krakowa upewnił się w Watykanie, że próżno starać się, by Święte Oficjum wycofało się z decyzji, zaczął działać niejako od innej strony.
W 1965 roku rozpoczął proces beatyfikacyjny s. Faustyny. Uznanie, że siostra wiodła święte życie oznaczało uznanie prawdziwości jej objawień i „Dzienniczka”, który został ponownie odpisany i przetłumaczony. Kiedy więc w połowie lat 70. cenzorzy w procesie beatyfikacyjnym s. Faustyny wydali pozytywną opinię o „Dzienniczku”, można było dopiero starać się odwołanie zakazu kultu. To z kolei było przepustką do dalszego prowadzenia procesu beatyfikacyjnego. A zatem gdyby nie działania Karola Wojtyły kult zamarłby, bo do tego zmierzał ten proces.
Tymczasem pół roku później metropolita krakowski został papieżem. W moim przekonaniu został nim właśnie po to, by dokończyć to dzieło i wprowadzić kult Miłosierdzia Bożego na forum Kościoła powszechnego. W listopadzie 1981 roku Jan Paweł II odwiedzając sanktuarium Miłości Miłosiernej w Colleavalenza w Umbrii, powiedział, że zadaniem jakie przed jego pontyfikatem postawiła Opatrzność Boża jest głoszenie kultu Bożego Miłosierdzia. On wiedział o tym od początku, podczas gdy my, jak mi się wydaje, zobaczyliśmy to dopiero pod koniec pontyfikatu. To był papież Bożego Miłosierdzia, którego druga encyklika, ogłoszona w 1980 r., a zatem przywieziona z Krakowa mówiła właśnie o Bogu bogatym w miłosierdzie (Dives in misericordia). Zaś ogłoszenie święta Bożego Miłosierdzia w 2000 roku, czyli wypełnienia życzenia Jezusa sprzed 70 lat oraz zawierzenie świata Bożemu Miłosierdziu w 2002 roku, w czasie ostatniej wizyty w Polsce i konsekracji bazyliki jako centrum modlitwy wypraszającej miłosierdzie dla świata było zwieńczeniem tego dzieła. Karol Wojtyła umiał czytać znaki czasu. Wiedział, że jest to orędzie na XX wiek i na nowy wiek, również ten czas, który dziś przeżywamy, czyli pandemii.
>>> Kard. Dziwisz: św. Jan Paweł II był papieżem Bożego miłosierdzia
Rozwój kultu, od momentu zniesienia zakazu oraz od czasu beatyfikacji siostry Faustyny w 1993 r. jest niewątpliwie religijnym fenomenem. Kościół długo nie potrafił docenić wagi jej przesłania. Kult Bożego Miłosierdzia rozprzestrzenił się jednak na cały świat. Jak wygląda to dzisiaj?
Rzeczywiście kult rozwija się na całym świecie, w wielu krajach są sanktuaria Bożego miłosierdzia, a to najważniejsze – w Łagiewnikach odwiedza rocznie około dwóch milionów pielgrzymów. Orędzie o Bożym Miłosierdziu przekracza też granice konfesyjne, co jest dowodem jego siły. Bo to orędzie ma siłę zmieniać, przemieniać ludzi. Na pewno wyzwaniem pozostaje nowa wyobraźnia miłosierdzia, o którą apelował Jan Paweł II w 2002 roku, a także wprowadzanie miłosierdzia jako zasady, na której buduje się życia społeczne. Miłosierdzie w stosunkach społecznych, którego elementem jest także przebaczenie, jest jak mówił papież warunkiem tego, aby świat stał się bardziej ludzki.
Oprócz opasłej biografii poświęconej tej postaci, napisała Pani również książkę dla dzieci – „Święta Faustyna i Miłosierdzie Boże”. Czego ta postać może nauczyć najmłodszych?
Myślę, że przede wszystkim otwartości na Boga i Boże miłosierdzie. A także uczenia się okazywania miłosierdzia innym ludziom na co dzień. Mam też nadzieję, że ta książka będzie pomocą rodzicom w przekazywaniu dzieciom własnego doświadczenia Bożego miłosierdzia. Liczę też, że finał książki w Łagiewnikach pomoże lepiej poznać s. Faustynę, której misja, jak zapowiadała, nie skończyła się wraz ze śmiercią.
***
Dr Ewa K. Czaczkowska – dziennikarka, historyk, nauczyciel akademicki. Autorka książek, m.in. „Siostra Faustyna. Biografia Świętej”, „Święta Faustyna i Miłosierdzie Boże”, „Cuda św. Faustyny”, „Papież, który uwierzył. Jak Karol Wojtyła przekonał Kościół do kultu Bożego miłosierdzia”, „Kardynał Wyszyński. Biografia”, „Prymas Wyszyński. Wiara, nadzieja, miłość”, „Ksiądz Jerzy Popiełuszko”(wraz z Tomaszem Wiścickim), „Mistyczki. Historie kobiet wybranych”. Jest członkiem zespołu redakcyjnego wydania dzienników prymasa S. Wyszyńskiego „Pro memoria”.
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |