Dwie Nawy

Fot. misyjne.pl

#DwieNawy: abp Vigano ujawnia nadużycia w Kościele?

Wydawałoby się, że na swój widok powinniśmy rzucać się sobie do gardeł, jednak po dwóch latach wspólnej pracy i dziesiątkach dyskusji odkryliśmy z niemałym zdziwieniem, że więcej nas łączy niż dzieli.

Jesteśmy właściwie na kościelnych antypodach: jeden z nas czyta „Tygodnik Powszechny”, drugi „Christianitas”. Jeden inspiruje się Tischnerem, drugi Ratzingerem. Jeden chodzi na Msze św. do parafii, drugi na trydenckie. Wydawałoby się, że na swój widok powinniśmy rzucać się sobie do gardeł, jednak po ponad dwóch latach wspólnej pracy i dziesiątkach dyskusji odkryliśmy z niemałym zdziwieniem, że więcej nas łączy niż dzieli. Jesteśmy jak dwie nawy jednego kościoła. Właśnie to doświadczenie wspólnoty pomimo dzielących nas różnic zainspirowało nas do rozpoczęcia nowej serii felietonów #DwieNawy, w których pokazywać będziemy, jak w całej kościelnej różnorodności można odnaleźć jedność.

Michał Jóźwiak

Podczas gdy papież Franciszek przebywał w Irlandii, abp Carlo Maria Vigano, były nuncjusz apostolski w USA, zdecydował się opublikować „Świadectwo” dotyczące skandalu nadużyć seksualnych w Kościele. Ujawnił w nim notatki służbowe i treść rozmów z Ojcem Świętym, które miały go obciążać i wskazywać na dowody, jakoby Franciszek przyczyniał się do tuszowania skandali. Ponadto abp Vigano wezwał papieża do rezygnacji z urzędu. Autor oskarża również sekretarzy stanu, którzy nie dopuszczali doniesień o aferach do uszu kolejnych papieży.

– Wiadomo, że Sodano usiłował tuszować skandal ks. Maciela do samego końca. Nawet usunął nuncjusza z Meksyku, Justo Mullorego, który odmówił bycia wspólnikiem w jego planie osłaniania Maciela, i w jego miejsce powołał Sandriego, wówczas nuncjusza Wenezueli, który był gotów współpracować w tuszowaniu sprawy – czytamy. – Sodano nawet posunął się do tego, że wydał oświadczenie dla watykańskiego biura prasowego, w którym stwierdzano fałsz, to znaczy, że papież Benedykt zdecydował, iż przypadek Maciela powinien być uważany za zamknięty. Benedykt zareagował, mimo niestrudzonej obrony ze strony Sodano, Maciel został uznany za winnego i nieodwołalnie skazany – donosi abp Vigano. Duża część listu dotyczy obciążonego poważnymi zarzutami kard. McCarricka, na którego Benedykt XVI w 2009 lub 2010 r. nałożył kary, w wyniku których hierarcha miał żyć w cieniu – nie odprawiać publicznie Mszy św. i nie uczestniczyć w żadnych oficjalnych spotkaniach. Kard. McCarrick się jednak do nich nie zastosował i nawet koncelebrował Eucharystię z udziałem samego Ojca Świętego. Dopiero w 2018 r. po doniesieniach, że nadużycia dotyczyły nie tylko księży i kleryków, ale także dzieci, papież Franciszek podjął bezprecedensową decyzję o pozbawieniu McCarricka biretu kardynalskiego.

Franciszek, poproszony w samolocie podczas powrotu z Irlandii o komentarz do tej sprawy, stwierdził: – Przeczytajcie uważnie i dokonajcie własnego osądu. Nie powiem o tym ani słowa. Wierzę, że dokument mówi sam za siebie. Macie wystarczająco dużo umiejętności dziennikarskich, by wyciągać wnioski – powiedział papież. O ile brak komentarza na początku mocno mnie zdziwił, a nawet zabolał i zaniepokoił, to po analizie dokumentu muszę powiedzieć, że rozumiem papieża. Tekst rzeczywiście mówi sam za siebie. Jest nieścisły, nieprecyzyjny i niespójny. A kiedy zestawi się jego treść z pewnymi faktami, można mieć bardzo poważne wątpliwości co do jego rzetelności. Abp Vigano jednoznacznie atakuje kard. McCarricka, a sam w 2012 r. podczas ceremonii wręczenia emerytowanemu kardynałowi nagrody za działalność na rzecz misji zwrócił się do hierarchy, określając go mianem „bardzo kochanego przez nas wszystkich”. To znacznie podważa wiarygodność byłego nuncjusza apostolskiego w USA. Nie mówiąc już o tym, że abp Vigano nie musiał wiedzieć o wszystkich działaniach Ojca Świętego, a wypowiada się tak, jakby wiedział więcej od Głowy Kościoła.

Sama publikacja „Świadectwa” mówi jednak znacznie więcej niż jego (mniej lub bardziej prawdziwa) treść. Oznacza ona, że w Watykanie obecna jest atmosfera napięcia i niepokoju. Podkreślił to zresztą sam kard. Pietro Parolin. To, co wydostaje się do opinii publicznej jest zapewne zaledwie wierzchołkiem góry lodowej. Nie warto więc wyrabiać sobie ostatecznej oceny sytuacji na podstawie szczątkowych informacji. Kościół nie jest środowiskiem wolnym od nadużyć seksualnych – trzeba to sobie powiedzieć wprost. Pewne jest, że musi oczyszczać się ze skandali, a nadużycia karać z całą surowością. Ufam papieżowi Franciszkowi i wierzę, że dokłada wszelkich starań, żeby ukrócić to, co jest niedopuszczalne. Jesteśmy jednak świadkami pewnego załamania. Kryzys zaufania do księży i hierarchów szkodzi najbardziej nie samej instytucji, ale Ewangelii. To, jako katolika, boli mnie najbardziej.

Aleksander Barszczewski

Już parę godzin po publikacji listu abp. Carlo Marii Vigano w ogniu dyskusji na pierwszy plan wypłynęła retoryka plemienna. Twardzi konserwatyści domagali się abdykacji papieża jeszcze przed sprawdzeniem prawdziwości raportu, „franciszkowcy” z kolei bagatelizowali sprawę oskarżając byłego nuncjusza apostolskiego w USA o kłamstwa i wypowiedzenie posłuszeństwa Franciszkowi. Minął tydzień, a jedyne co ostygło, to moja wiara w zdolność Kościoła do samooczyszczenia.

Zarzuty
Abp Carlo Maria Vigano w swoim „Świadectwie” postawił najwyższej kościelnej hierarchii bardzo poważne zarzuty. Zdaniem arcybiskupa w Kościele działa grupa homoseksualnych biskupów i kardynałów, którzy wzajemnie promują się w kościelnej hierarchii i kryją swoje nadużycia. Najpoważniejsze zarzuty dotyczą trzech ostatnich sekretarzy stanu Stolicy Apostolskiej, którzy mieli promować karierę byłego kardynała McCarricka wiedząc o tym, że dopuszczał się molestowania księży i kleryków. Odpowiedzialny ma być również sam papież Franciszek, który zdjął (lub zlekceważył) sankcje nałożone na b. kard. McCarricka przez Benedykta XVI, zezwolił na powrót hierarchy do publicznego życia i uczynił swoim zaufanym doradcą.

Odpowiedź papieża i reakcje
Powaga, natura i skala zarzutów domagały się komentarza, oczy całego świata skierowały się więc na Dublin, gdzie papież Franciszek gościł na Światowym Spotkaniu Rodzin. Papież zabrał głos w samolocie, w trakcie drogi powrotnej do Rzymu. Okazało się jednak, że papież na tyle wierzy w dziennikarskie umiejętności wyciągania wniosków, że o dokumencie „nie powie ani słowa”. Ta odpowiedź papieża w połączeniu z falą krytyki, która spadła ze strony liberalnych komentatorów na abp. Vigano była dla mnie nie tyle szokująca ile po prostu druzgocąca. Największy moralny autorytet świata ws. poważnych oskarżeń dotyczących jego osoby i Kościoła nie ma nic do powiedzenia… nie tego się spodziewałem. Postanowiłem więc poczekać co się wydarzy.

Tymczasem na pierwszy plan w dyskusji wysunęła się typowa plemienna retoryka jaką często obserwujemy. Przeciwnicy papieża okładają wszystkich po głowach prostymi kalkami o „homolobby” i „homoherezji” – bo przecież winni tuszowania afer seksualnych nie są prawdziwi katolicy, tylko jacyś spiskowcy, właściwie już nawet nie chrześcijanie tylko jacyś „heretycy”. Z drugiej strony nastąpił wściekły atak na abp. Vigano – co dość zabawne, drwiący zazwyczaj z teorii spiskowych liberalni komentatorzy wpadli tym razem w swoje sidła oskarżając byłego nuncjusza o spiskowanie z grupą konserwatywnych lub jak się często podkreśla „ultrakonserwatywnych” hierarchów i o próbę usunięcia papieża Franciszka z urzędu. Brak głębszej refleksji i prób rzetelnego wyjaśnienia sprawy z obu stron po prostu poraża. Po przeczytaniu pierwszej lepszej analizy potwierdzającej lub podważającej zarzuty abp. Vigano okopaliśmy się na swoich pozycjach i puszczając od czasu do czasu serię oskarżeń siedzimy w okopie z czystym sumieniem.

Gdzie jesteśmy tydzień później
A co z zarzutami arcybiskupa i „dziennikarskim śledztwem” do którego zachęcił papież Franciszek? Cóż, poza drobnymi nieścisłościami pieczołowicie wyciągniętymi przez życzliwych komentatorów żadne z głównych twierdzeń raportu nie zostało ani obalone ani też jednoznacznie potwierdzone. Fakty zdają się póki co potwierdzać, że kard. McCarrick został poproszony przez Benedykta XVI o wyprowadzenie się z seminarium i unikanie życia publicznego. Sprawa nie jest jednak jednoznaczna, bo po pierwsze nic nie wskazuje, by miały być to „sankcje kanoniczne”, a po drugie kardynał widziany był wielokrotnie publicznie, spotkał się nawet z papieżem Benedyktem. Nie ulega również wątpliwości, że po wyborze Franciszka kard. McCarrick „odżył”, jednak czy papież był świadomy zarzutów jakie ciążą na byłym kardynale i czy faktycznie McCarrick miał tak duży wpływ na watykańską politykę – trudno stwierdzić. Co prawda papież Franciszek pomimo swoich zapewnień o „braku tolerancji” wobec księży-pedofilów stosował już wobec nich „politykę miłosierdzia”, jednak czy i tutaj stało się podobnie powątpiewać pozwala fakt, że to właśnie on dokonał bezprecedensowej w XXI wieku decyzji o odebraniu McCarrickowi biretu kardynalskiego. Podobnie jest z resztą zarzutów – jeśli poważnie się nad nimi pochylić w większości możemy tylko snuć domysły, bo brak nam dowodów na potwierdzenie tez którejś ze stron.

Może właśnie dlatego tak boli brak mocniejszej reakcji ze strony Watykanu. Kościół, który naucza m.in. o prawdomówności nie jest w tej sprawie przejrzysty, a co gorsza nie mam już przekonania, czy chce taki być. Piękne słowa nie wynagrodzą nam braku działań. A jako katolicy mamy prawo ich oczekiwać i domagać się oczyszczenia.

Przeczytaj pozostałe felietony z cyklu „#Dwie Nawy”!

Wybrane dla Ciebie

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze