YouTube

Dziennikarstwo to nie tylko zawód… Te historie zmieniły jego oblicze

Każdy, kto określa siebie dziennikarzem, nie powie, że to tylko zawód. To cały styl życia i myślenia. To czasami nieprzespane noce, to dyski przepełnione nagraniami i zdjęciami. To przede wszystkim misja opowiadania o świecie w rzetelny i obiektywny sposób.

Na przestrzeni lat dziennikarze odgrywali wiele ról. Trudno jednoznacznie ustalić, kiedy właściwie narodziło się dziennikarstwo jako takie. Można powiedzieć, że w momencie, w którym odnaleziono pismo, a więc trwały sposób przekazywania informacji („Acta Diurna Orbis”). Ta granica jest oczywiście płynna. Dzisiaj, gdy mamy tak wiele środków komunikacji społecznej, misja dziennikarska wcale nie jest łatwiejsza, a wręcz odwrotnie. W chaosie informacyjnym i wszechobecnej propagandzie rzetelne dziennikarstwo jest jednym z bardziej wymagających zadań i misji jednocześnie.

>>> Andrea Tornielli: potrzebna jest zmiana mentalności w Kościele

Gdy myślę „dziennikarstwo”, to przychodzi mi do głowy kilka spektakularnych historii, które na zawsze zmieniły jego postrzeganie i misję.  

Watergate

Jedną z nich jest Watergate. W wyniku tej „dziennikarskiej afery” prezydent USA, Richard Nixon, ustąpił ze stanowiska. To właśnie ta historia przedstawiona jest w filmie z 2017 r. pt. „Czwarta władza” („The Post”). Dziennikarze „The Washington Post” doprowadzili do ujawnienia nielegalnych działań prezydenta Nixona, co w efekcie wywołało kryzys konstytucyjny i ustąpienie prezydenta ze stanowiska.

Andreas Bohnenstengel/CC BY-SA 3.0 de

Zaczęło się od tego, że na początku lat 70. przyłapano grupę ludzi, która włamała się do siedziby amerykańskiej Partii Demokratycznej mieszczącej się w kompleksie budynków zwanym „Watergate”. Sprawą tajemniczych włamań zainteresowali się reporterzy „The Washington Post” Bob Woodward i Carl Bernstein. Dziennikarska dociekliwość okazała się tutaj kluczowa. Na jaw wyszło, że były to działania koordynowane przez ludzi związanych z prezydentem Nixonem i FBI, a włamanie było tak naprawdę zakładaniem podsłuchów… Na łamach gazety reporterzy publikowali kolejne sensacyjne artykuły na temat nielegalnych działań Nixona, który chciał zniszczyć swoich rywali. Dziennikarze „The Washington Post” korzystali z informacji przekazywanych im przez tajne źródło w FBI, nazwane przez nich „Głębokim Gardłem”. Potem wszystko działo się już lawinowo. Powołano komisję śledczą, odbywały się kolejne przesłuchania. Prezydent Nixon ustąpił, a dziennikarze „The Washington Post” zdobyli społeczne zaufanie. Metoda ich pracy została doceniona m.in. przez Edwarda Snowdena, który powierzył im tajemnice amerykańskiego wywiadu.

>>> Abp Scicluna: same dokumenty to za mało. Trzeba przejść do czynów

11 września

Innym przykładem może być tutaj sytuacja z początku XXI wieku, jakim był zamach terrorystyczny na WTC. Każdy z nas pamięta ten moment. Choć z perspektywy Polski to były wydarzenia dalekie, poczucie bezpieczeństwa zostało zachwiane wszędzie. W centrum cywilizacji, w najważniejszym mieście Zachodu, wydarzyło się coś, do czego nie można było się przygotować. Ciekawe jest jednak to, że do 11 września 2001 r. praktycznie każda dziennikarska relacja była… linearna. Był to jednorazowy punkt nadawania i jednorazowy punkt odbioru. 11 września 2001 r. nastąpił przełom, do którego żaden dziennikarz nie mógł się przygotować. Każdy z nich musiał polegać na swoich umiejętnościach przesiewania błędnych informacji, opisywania tego, co się dzieje i konfrontowania tego z innymi docierającymi doń informacjami. Był to pierwszy dzień w historii polskiego dziennikarstwa, gdy relacja na żywo trwała kilka, a nawet kilkanaście godzin. Dziennikarze musieli bazować na swoich umiejętnościach, maksymalnie wykorzystując najnowsze zdobycze techniki. Dziennikarstwo przekroczyło dotychczasową granicę i stało się wielką, globalną siecią informowania w czasie rzeczywistym.

Fot. CNN/YouTube

Obrazy, które kojarzymy z tamtych chwil, a więc wyjące alarmy, latające w powietrzu dokumenty czy puste samochody, byłyby dla nas niedostępne, gdyby nie reporterzy, którzy nie dbali o własne bezpieczeństwo czy dawno skończony dyżur w pracy. Tego dnia dziennikarstwo kolejny raz przekroczyło barierę zwykłej informacji, a stało się poważną i odpowiedzialną misją.

Spotlight

Dziennikarze „The Boston Globe” otrzymali w 2003 r. za ujawnienie tego skandalu Nagrodę Pulitzera. Historią tą zainteresowali się Tom McCarthy i Josh Singer, którzy napisali scenariusz do filmu pt. „Spotlight” (to nazwa najstarszego, wciąż działającego amerykańskiego dziennikarskiego zespołu śledczego przy „The Boston Globe”). Dziennikarze tego pisma wpadają na z początku niepozorny trop przypadku molestowania przez duchownego z bostońskiej parafii. Niepozorny, ponieważ okazało się potem, że tych przypadków było więcej. Co więcej, były one ukrywane przez hierarchów kościelnych.

>>> Dziennikarz to sługa. Sługa informacji

Pierwszy artykuł ujawniający wykroczenia i nadużycia seksualne w archidiecezji bostońskiej ukazał się w „The Boston Globe” 6 stycznia 2002 r. W kolejnych dniach ukazywały się następne. Dziennikarze, mimo strachu przed prawnikami, pracowali dalej nad tym tematem. Trwało to… kilka miesięcy! Mieli twarde dowody, których żadna prokuratura nie mogła w zasadzie podważyć. Ale nie zdobyliby ich bez swojego uporu, rozmów z osobami poszkodowanymi i ludzkiego podejścia do tragedii kilkuset ludzi, którzy, jak się okazało, były poszkodowane przez bostońskich księży katolickich. „The Boston Globe” opublikował w sumie prawie 900 tekstów opisujących konkretne przypadki molestowania, gwałtów oraz ukrywania przestępstw przez bostońskich hierarchów Kościoła katolickiego. Pod wpływem artykułów kolejne osoby, które miały niesłuszne poczucie winy, zaczęły zgłaszać się do redakcji. Telefonów było tak dużo, że uruchomiono na stałe kilka linii telefonicznych.

Szczyt w Watykanie. Fot. Paulina Guzik/Twitter

 

Phil Saviano podczas Szczytu w Watykanie. Fot. Paulina Guzik/Twitter

Co jeszcze ciekawsze, podczas historycznego szczytu w Watykanie, dotyczącego przeciwdziałania nadużyciom seksualnym wśród duchownych, przywołano postawę dziennikarzy zespołu „Spotlight”. Abp Charles Scicluna (sekretarz pomocniczy Kongregacji Nauki Wiary) powiedział wtedy:

Musimy podziękować wszystkim mediom za pomoc Kościołowi, za uświadomienie problemu i przedstawienie historii wielu ofiar.

Bezpośrednio przed rozpoczęciem tego szczytu arcybiskupi spotkali się z kilkoma osobami poszkodowanymi przez księży, m.in. z Philem Saviano, jedną z pierwszych osób, z jaką pracowali dziennikarze „Spotlight”. Powiedział on, że oczekuje transparentności i ujawnienia archiwów. Przekazał to abp. Sciclunie i ten się z nim jednogłośnie zgodził.

>>> Argentyński dziennik o skandalu pedofilskim w Kościele: Polska jest nowym Chile

Wysiłek przedstawionych w tych historiach dziennikarzy, ale także wielu, wielu innych, dał, jak widać, ogromne efekty, a proces, w którym docierali do faktów, może być wzorem dla wszystkich, którzy cenią sobie prawdę i transparentność.

Wybrane dla Ciebie

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze