fot. Jola Szymańska

Hipster Katoliczka: na miejscu Jezusa nie siedziałabym na Fejsie

– Nie mam misji nawracania ludzi w Internecie. Staram się wychodzić z idiotycznego przekonania, że mam coś zmienić w świecie, Kościele. Zamiast tego wolę zmieniać się sama w sobie i dojrzewać. Być coraz bardziej z Bogiem – mówi Jola Szymańska w rozmowie z Michałem Jóźwiakiem. 

 

Ile jest stereotypowej hipsterki w Hipster Katoliczce? I czym to „hipsterstwo” się objawia? 

Trudno to określić. Może pięć procent. A może 95 procent? Do kolekcji hipsterskich atrybutów brakuje mi holenderskiego roweru (śmiech).

A kim jest dla Ciebie hipster?  

Definicja tego pojęcia i dotyczącego go stereotypu nie jest oczywista. Podstawowe założenie jest takie, że to osoba, która odróżnia się od innych. W ten sposób hipsterem jest każdy – bo każdy z nas jest oryginalny. Ale mało kto odważa się być sobą w ten „inny” sposób. Ja staram się to robić. Okazuje się, że bycie sobą (fizycznie, intelektualnie, duchowo, estetycznie, językowo) w Kościele jest hipsterskie. W dodatku określenie kogoś mianem „hipstera” jest formą poniżenia, umniejszenia cudzej wartości lub czegoś, czego w drugiej osobie nie rozumiemy, tak, żeby poczuć się lepiej. Żeby poczuć się tym „właściwie” żyjącym, myślącym, wyglądającym człowiekiem. Żeby samego siebie pogłaskać po głowie i przyznać sobie rację, doprawiając ją ironicznym uśmieszkiem wyższości. Skądś to znamy, prawda?

Jesteś sobą i może dzięki temu udało Ci się znaleźć język i formę, która trafia zwłaszcza do młodych ludzi. Wielu hierarchów i księży podkreśla, że najważniejsze w ewangelizacji jest znalezienie odpowiedniego języka. 

Ja nie dostosowuję mojego języka. Myślę, że hierarchowie też nie muszą go „dostosowywać”. Wystarczy odważyć się mówić swoim autentycznym, codziennym językiem. Nie tym wyuczonym na studiach filozoficznych, ale takim, jakim rozmawiamy ze swoimi bliskimi, z przyjaciółmi. Jeżeli nawet wtedy czujemy, że mówimy w sztuczny sposób, problem może sięgać głębiej niż język… Ostatecznie język to taki sam komunikat jak treść. Komunikat o tym, kim jesteśmy, jak traktujemy ludzi, po co mówimy.

Internet to kolejny „kontynent” do ewangelizacji. Mówił o tym Benedykt XVI i powtarza to często bp Grzegorz Ryś. Czujesz się misjonarką tej przestrzeni? 

Nie i nie mam misji nawracania ludzi w Internecie. Staram się wychodzić z idiotycznego przekonania, że mam coś zmienić w świecie, Kościele. Zamiast tego wolę zmieniać się sama w sobie i dojrzewać. Być coraz bardziej z Bogiem. Uczyć się żyć z Nim, wyciągać Go spod schematów w mojej głowie. Nie jestem misjonarzem. Jestem początkującą youtuberką, która na filmikach pokazuje swoje spódnice, ulubione książki. I nie ukrywa, że się modli.

Dostajesz maile lub wiadomości od czytelników? Pewnie jest dużo takich, które motywują Cię do pisania i podejmowania kolejnych tematów, ale jak radzić sobie z hejtem? Zwracasz na niego uwagę, czy nie zaprzątasz sobie tym głowy? 

Pytasz mnie, czy mam ludzkie emocje? (śmiech). Pewnie że zaprzątam sobie tym głowę. I nie tylko głowę. Mam szczerą ochotę stanąć na czele krucjaty antyhejterskiej. Wbić na pale wszystkie naiwne frazesy i ludzką bezmyślność. Bezlitośnie i szyderczo obnażyć płytkość myślenia i niedojrzałość reakcji. Ale zamiast ochotą i chęcią, wolę kierować się w życiu rozumem i miłością. Więc zostawiam to, jak jest. I staram się budować, a nie walczyć. 

Kiedy ktoś cię obraża i powtarza kłamstwa o tobie, masz ochotę zabić. Dosłownie, albo niedosłownie. To ludzka chęć, którą już dawno objawił światu Hammurabi. Na szczęście po nim urodziła się cała masa mądrych ludzi. Filozofowie i etycy rozłożyli elementy winy i kary na części pierwsze. Teolodzy dociekali głębszego sensu naszych żenujących potyczek. Psychologowie rozgrzebywali ludzką podświadomość i małostkowe motywacje. Krok po kroku, doszliśmy do punktu, w którym możemy wybrać: być impulsywnym zwierzakiem lub panować nad sobą i rozumieć swoje emocje. Szkoda, że tak bardzo bronimy się przed tym dorobkiem.

To właśnie w hejcie najlepiej widać, że nie potrafimy ze sobą rozmawiać. Ba! Nawet słuchać często nie potrafimy. I ten problem nie omija również Kościoła. Jak przekonywać ludzi do rzetelnej i życzliwej rozmowy? Masz na to jakiś swój sposób? W dziennikarstwie to chyba bardzo ważne, żeby sprzyjać dialogowi, prawda? 

Co jest ważne w dziennikarstwie – to dobre pytanie! Myślę, że przede wszystkim prawda i uczciwość, to z nich płynie szansa na dialog. Do, jak to określiłeś, życzliwej rozmowy nie jestem w stanie kogoś przekonać. Ale dajmy spokój z tą życzliwością, nie od razu Rzym zbudowano. Wychodzę z założenia, że albo człowiek chce i potrafi rozmawiać uczciwie i z szacunkiem wobec inności drugiego człowieka, albo rozmawiać nie mamy o czym. Wtedy mogę się za niego pomodlić. I tyle.

Kardynał Crescenzio Sepe, arcybiskup Neapolu powiedział jakiś czas temu, że Jezus na pewno miałby konto na Facebooku. Zgadzasz się z tym? Obecność katolików w mediach społecznościowych jest rzeczywiście dobra i istotna? 

Nie mam pojęcia. Na miejscu Jezusa nie siedziałabym na Fejsie. A czy obecność katolików możemy jakoś z definicji wartościować? Obecność jednych jest dobra, drugich jest zła. Kolega zażartował ostatnio: „nikt nie shejtuje cię tak jak katolik”. Dużo w tym racji, ale problem nie jest w „byciu” czy „niebyciu” w Internecie. On jest w nieuporządkowanych i niekontrolowanych emocjach. W zagubieniu. W skupieniu na słuszności i racji, a nie na prawdziwym celu, czyli zbawieniu własnym i innych. 

 

Rozmawiał Michał Jóźwiak

fot. Jola Szymańska

Wybrane dla Ciebie

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze