Homeopatyczny synod. Chciałbym się miło rozczarować [KOMENTARZ]
„Leki” homeopatyczne nie mogą działać z powodu praktycznie zerowego stężenia substancji czynnej. Obawiam się, że trwający synod też będzie homeopatyczny. Głos zwykłego wiernego nie będzie się liczył, bo się rozmyje.
Czy Synod o Synodalności zmieni coś w Kościele? Śmiem wątpić. Doświadczenie pokazuje, że wszelkie reformy i zmiany – nawet ewolucyjne – w Kościele nie są łatwą sprawą. Tymczasem wielu po synodzie oczekuje nie ewolucji, a wręcz rewolucji. Sam mam takie oczekiwania. Ale nie łudzę się, wiele się nie zmieni.
W Kościele bez zmian
Od jakichś dwóch lat głośna reforma Kurii Rzymskiej jest „na ukończeniu”. Gdy podawano priorytety pracy Watykanu na 2022 r., to oczywiście pojawiło się ogłoszenie zmian, jakie ma wprowadzić ta reforma. Podobne priorytety były w zeszłym roku i dwa lata temu… Jak widać, „na ukończeniu” oznacza, że jeszcze pewnie dużo pracy jest do zrobienia. Wspominam o tym w kontekście Synodu o Synodalności, ponieważ obawiam się, że wprowadzanie ewentualnych zmian wywołanych dyskusją synodalną może potrwać równie długo. Oczywiście, o ile jakiekolwiek zmiany będą. Bo mam takie przeczucie, że synod – choć o nim głośno – to ostatecznie pozostanie bez echa. Owszem, w prace synodalne jak nigdy dotąd włączeni są wszyscy członkowie Kościoła, którzy chcą się zaangażować. Idea świetna! Problem jednak w tym, że myślę, iż ostatecznie pojedyncze, czasem bardzo słuszne i ważne głosy, zostaną rozmyte. Ostatecznie syntezy będą przecież bardzo krótkie. Synteza diecezjalna powstanie na bazie syntez z wszystkich parafii. I będzie na to kilka stron. Łatwo w takim ujęciu „zapomnieć” o trudniejszych głosach i skupić się tylko na tym co wygodne. Powiedziałbym nawet, że synod w takiej formie ma ogromne narzędzia do tego, żeby… ugruntować obecny kształt Kościoła i nic nie zmienić. „Leki” homeopatyczne nie mogą działać z powodu praktycznie zerowego stężenia substancji czynnej. Obawiam się, że trwający synod też będzie homeopatyczny. Głos zwykłego wiernego nie będzie się liczył, bo się rozmyje.
>>> Synod w internecie. Tu znajdziesz wszystkie potrzebne informacje
Zawsze niewysłuchani
Oczywiście, synod dotyczy przede wszystkim tego, by jak najwięcej odpowiedzialności za Kościół oddać w ręce świeckich. Dlatego też ci świeccy są też aktywnymi uczestnikami synodu. Dopuszczenie do dyskusji świeckich powoduje, że w różnych miejscach świata – oczywiście poza dyskusją nad samą synodalnością – podjęte będą też różne inne tematy. I to tematy, które ludziom Kościoła mogą wydawać się niewygodne. Podejście Kościoła do uchodźców, kwestia obecności w Kościele osób LGBTQ+, zaangażowanie osób żyjących w ponownych związkach, etyka seksualna (w tym antykoncepcja), mieszanie się polityki z wiarą, ochrona przyrody, święcenia kobiet… To tylko niektóre tematy, które podejrzewam, że pojawią się w trakcie prac synodalnych. Zresztą, myślę, że wiele z nich wypłynie także w Polsce. Bardzo chciałbym, żeby tak było – bo to bardzo ważne kwestie. W czasie synodu mogą wreszcie wypowiedzieć się przedstawiciele grup, które czasem czują się zapomniane czy nawet odepchnięte przez Kościół (osoby LGBTQ+, rozwodnicy, może też ofiary przestępstw seksualnych, seniorzy, młodzi, kobiety…). W czasie słuchania ich głosy na pewno zostaną wysłuchane. Problem tylko w tym, czy przebiją się dalej. Przypuszczam, że nie. To właśnie kwestia homeopatyczności synodu. Bardzo łatwo będzie ukryć głosy niewygodne. A to może zaowocować tym, że pewne grupy znów poczują się niesłuchane (i słusznie). Być może ktoś już dłużej nie da rady i odejdzie z Kościoła. Tylko przez to, że po raz kolejny nikt nie weźmie pod uwagę jego głosu. Mnóstwo osób LGBTQ+, rozwodników byłych księży i zakonnic chciałoby być w Kościele – tylko, że muszą poczuć, że w tym Kościele jest dla nich miejsce. A o to już muszą zadbać inni członkowie Kościoła. W tym sensie synod może być szansą. Pytanie tylko, czy będziemy chcieli z niej skorzystać.
>>> Zaangażowani katolicy o synodzie: od braku informacji do lęku o upadek Kościoła [SONDA]
Czas na medycynę
Jestem synodalnym sceptykiem, nie ukrywam tego. I to pomimo faktu, że jestem też ogromnym sympatykiem papieża Franciszka i jego sposobu kierowania Kościołem. Ale w prawdziwe owoce synodu nie wierzę. Raczej spodziewam się jakichś drobnych zmian, które zresztą będą szumnie nazwane „rewolucją w Kościele” – a nie będą nawet zmianami ewolucyjnymi. Dlatego też na razie nie czuję ducha synodu, nie potrafię wczuć się w jego temat i w synodalne działania. Jednocześnie mam też nadzieję, że się miło rozczaruję. Chcę się naprawdę pomylić w mojej pierwotnej ocenie synodu. Chcę być na końcu zaskoczony zmianami, dzięki którym Kościół zyska na wiarygodności, otworzy się na świeckich, zwłaszcza na pewne grupy, i przestanie w centrum stawiać grzech – a postawi na Chrystusa. Chrystocentryzm powinien być wyznacznikiem myślenia o Kościele. Tymczasem my postawiliśmy na grzech i ma to ogromne konsekwencje. To często tak wielu świeckich odrzuca od Kościoła. Czy się miło rozczaruję? Nie wiem, chciałbym. Ale na ten moment coś czuję, że będzie tak samo. I że za kilka lat znów ogłoszony będzie szumnie jakiś kolejny synod, a może i sobór, który będzie podkreślał, że trzeba postawić na świeckich. I znowu nic z niego nie wyjdzie. Pora zamiast homeopatii postawić w Kościele na prawdziwą medycynę.
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |