Zdjęcie poglądowe Fot. Justyna Nowicka/misyjne.pl

Zaangażowani katolicy o synodzie: od braku informacji do lęku o upadek Kościoła [SONDA]

Synod o Synodalności to – zdaje się – obecnie najważniejsze wydarzenie w Kościele. Jego zadaniem jest m.in. szersze włączenie katolików świeckich w odpowiedzialność za Wspólnotę, której przewodniczy papież. Co jednak świeccy katolicy sądzą o tym synodzie? Jak się w niego angażują i jak prowadzone w Polsce działania oceniają? 

Zapytałem o to zaangażowanych katolików z różnych środowisk kościelnych w Polsce. Pytania, jakie zadałem uczestnikom sondy były następujące: co sądzisz o tym, że Kościół ma zmierzać w stronę synodalności? Czy ten synod jest potrzebny? Czy w twojej parafii/wspólnocie trwają pracę w ramach etapu diecezjalnego synodu? Jak je oceniasz? Czy angażujesz się w synod? Dlaczego to robisz lub dlaczego tego nie robisz? Generalny wniosek, jaki płynie z odpowiedzi jest taki, że jest jakaś komunikacyjna przepaść między osobami odpowiedzialnymi za synod w diecezjach a zwykłymi wiernymi, nawet tymi, którzy chcieliby się zaangażować. Niektórzy odmówili udziału w sondzie, twierdząc, że albo niewiele wiedzą, albo nie uda im się powiedzieć nic uczciwego na ten temat. Przebija się też obawa o możliwość „demokratyzacji” Kościoła. Najbardziej zaskakujące dla mnie było to, że to często osoby najbardziej zaangażowanie w życie Kościoła i ewangelizację wiedziały o synodzie najmniej, i nie dostrzegały swojej szczególnej roli w nim. 

>>> Ks. prof. Piotr Mazurkiewicz: po co nam Synod o Synodalności?

fot. EPA/ALI HAIDER

Małgorzata (Gdańsk) – w przeszłości należała do Ruchu Światło-Życie 

Uważam, że synod to dobry krok. Ludzie nie chcą się angażować w coś, na co nie mają wpływu, gdzie nie mają nic do powiedzenia, tylko narzuca im się to z góry. Dlatego, jeśli Kościół chce być obecny w świecie, to musi też się rozwijać i otwierać na ludzi oraz ich potrzeby. Synod to szansa, by o tych ludzkich potrzebach usłyszeć i zobaczyć, gdzie Kościół zawodzi w odpowiadaniu na nie. Wszystko jednak zależy od tego, jakie to w praktyce przyniesie owoce. O synodzie mówi się niestety niewiele i nie ma informacji o tym, jak można się włączyć w jego prace. Dlatego odpowiedź na te pytania to dla mnie póki co jedyna forma „zaangażowania”. W ogóle brakuje mi jakiejś szerszej akcji informacyjnej o synodzie – czemu on ma służyć etc. Wydaje mi się, że do wielu osób żadne informacje na ten temat nie docierają. Nie mówi się o tym ani w parafii, z której pochodzę, ani w parafii mojego aktualnego zamieszkania. Myślę, że nawet w polskim internecie ciężko znaleźć rzetelne informacje – głównie pojawia się krytyka i strach przed synodem. Widoczny jest ogromny opór przed zmianami, przed otwartą rozmową na temat tego, co się dzieje w Kościele. Mam wrażenie, że ludzie podchodzą do synodu jak do czegoś, co musi być, ale co ich mało obchodzi. Cały czas jest obecna mentalność mówiąca, że to do nas mają przyjść ludzie, a nie że my mamy wychodzić do nich. 

fot. unsplash

Andrzej (Luboń) – Wspólnota Magnificat 

Widzę w kierunku, którym jest synodalność pewne niebezpieczeństwa, ale także wezwania Ducha Świętego. Zacznę od negatywów. Synodalność kojarzy mi się z Niemcami. Tam owoce tego kierunku są negatywne z powodu prób zmiany doktryny Kościoła. Pierwsze co mi przychodzi do głowy to cytat z abp. Fultona Sheena: „Prawda jest prawdą, nawet jeśli nikt nie ma racji”. Mam nadzieję, że rozeznawania woli Bożej nie sprowadzimy do demokracji, że nie pójdziemy drogą pozyskiwania wiernych za wszelką cenę, kosztem prawdy, której bronienie niejednokrotnie może dużo kosztować. W procesie rozeznawania powinni wziąć udział ludzie uformowani mający żywą relację z Jezusem, duchowni, a także świeccy, cała reszta powinna być wysłuchana. Bardzo często nauka Jezusa jest w mediach przekłamywana i przekręcana, zło jest nazywane dobrem i na odwrót, dlatego warto rozmawiać żeby ten zniekształcony obraz odkłamać. Według mnie synodalność może być pozytywnym bodźcem do większego zaangażowania ludzi świeckich w życie Kościoła. Zwłaszcza, że liczba powołań kapłańskich i zakonnych z każdym rokiem maleje. Wszyscy w Kościele jesteśmy równi, niezależnie od tego, jaką funkcję w nim pełnimy. Takie myślenie jest podstawą do zwalczenia klerykalizmu. Synodalność może nam uświadomić, że Pan Bóg może posługiwać się także innymi ludźmi, by coś nam pokazać. Wszyscy w pewnym sensie jesteśmy w drodze i musimy być świadomi, że Boga cały czas poznajemy. Synodalność może być także wezwaniem do szukania ziaren dobra w ludziach spoza Kościoła, na których gruncie można oprzeć ewangelizację. Należy przy tym rozróżnić, że wiara człowieka nie jest podyktowana statystykami. Musimy być świadomi, że duża część ochrzczonych jest w rzeczywistości niewierząca i niejednokrotnie może się okazać, że osoba spoza Kościoła będzie bardziej wierząca niż ta będąca w jego wnętrzu. 

>>> Głos ma każdy. Jak przebiega Synod o Synodalności w parafiach?

fot. PAP/Mateusz Marek

Oczekiwałbym jednak bardziej precyzyjnych informacji dotyczących synodu, skoro ma on na celu wysłuchanie nie tylko głosu całego Kościoła katolickiego, lecz także osób spoza niego. Kiedyś w ogłoszeniach parafialnych pojawiła się wzmianka o synodzie i możliwości zgłoszenia się chętnych osób, lecz od tego czasu wszystko ucichło. Dlatego nie angażuję się w prace synodalne. Sprawa jest dość mgliście przedstawiona, bez konkretów. Nie ma obecnie w mojej parafii żadnych działań w tym temacie. Według mnie sami duchowni często nie posiadają informacji, na czym dokładnie miałby polegać ten synod i jaki jest jego cel. 

>>> Ks. Robert Skrzypczak o prawdziwej katastrofie w Kościele

Pozwolę sobie jeszcze na kilka własnych refleksji. Uważam że wielkim wyzwaniem dla współczesnego Kościoła jest podjęcie dialogu, tak wewnątrz niego, jak i z osobami będącymi na jego peryferiach. Szczerość, cierpliwość, umiejętność słuchania, otwartość, szacunek, pokora, poczucie własnej tożsamości, ciągłe poszukiwanie prawdy, próba ocalenia wypowiedzi swojego rozmówcy, jak i nieuciekanie od trudnych tematów, powinny cechować idealny dialog. Tego nam wielokrotnie brakuje, czy to w gronie świeckich czy duchownych. Często wpadamy w skrajności. Nie potrafiąc słuchać drugiej strony, z góry uważamy, że znamy jej argumenty lepiej niż ona sama. Nie zakładamy dobrej woli u swojego rozmówcy, traktując go jedynie jako swojego oponenta. Inną skrajnością może być próba przypodobania się drugiej stronie, byle uzyskać jej poklask. Rozmowa z drugim człowiekiem jest dla nas egzaminem naszej wierności Jezusowi. Pewnym wzorem w prowadzeniu dialogu jest dla mnie o. Tomasz Grabowski, dominikanin z Poznania, który prowadzi rozmowy z katolikami o bardzo różnych poglądach. Zadaję sobie często pytanie: dlaczego dzisiejszy świat coraz bardziej się sekularyzuje? Wydaje mi się, że jedyna recepta, jaką mamy jest bardzo prosta i dotyczy każdego z nas, począwszy od papieża, a skończywszy na świeckim: bliska relacja z Jezusem i wierność Jego nauce. Nie są aż tak istotne wielkie programy naprawcze, modele ewangelizacji… To wszystko jest wtórne w stosunku do samej żywej wiary. 

biblia, wiara
fot. cathopic

Bartosz (Poznań) – związany z Katolickim Stowarzyszeniem Młodzieży, obecnie wciąż szuka swojego miejsca w Kościele 

Z jednej strony „synodalność” w sensie większego zaangażowania świeckich w działalność Kościoła uważam za bardzo ważne. Działając w stowarzyszeniu/wspólnocie parafialnej w czasach młodości przerażało mnie, jak bardzo inny jest „Kościół, w którym się działa”, od „Kościoła, do którego się tylko przychodzi”. Tego drugiego doświadczam dopiero teraz. Mam już jakąś uformowaną osobowość, dlatego nie potrafię nawet sobie wyobrazić, jakie konotacje ze słowem „Kościół” mają osoby, które od zawsze „tylko do niego przychodziły”. W tym sensie „synodalność” jako zaangażowanie wiernych oceniam pozytywnie. 

>>> Franciszek zaprasza wszystkich chrześcijan do zabrania głosu na temat synodalności

Z drugiej strony odnajduję w sobie tendencje elitarystyczne, w tym sensie, że sam czuję, jak bardzo nie znam się na wielu rzeczach. Otóż udało mi się w kilku wąsko rozumianych kwestiach poczytać trochę książek, w tym klasyków z danej dziedziny. Wywróciło mi to mój obraz pewnych potocznych „oczywistości” o 180 stopni i to po kilka razy w wielu różnych wymiarach (to i tak bardzo delikatne określenie). Od tego czasu też trudno mi się jakoś kategorycznie wypowiadać, zwłaszcza na kwestie etyczne, co jest wciąż podsycane kolejnymi wzmiankami w mediach na różne tematy (głównie dlatego, że faktem jest, że najczęściej nie znamy sprawy). Z kolei w kwestiach ogólnych dopóki nie wejdę w temat głębiej (minimum 5 porządnych książek, próba „wczucia się w stanowisko innego, tego, którego nie rozumiem najbardziej, prześledzenie jego sposobu myślenia”) – a niestety i tak nie mam na to czasu – to wolę swoje „odczucia” zostawić dla siebie. A czasem, przy „rodzinnym stole”, gdy podejmowane są różne tematy, to wręcz budzi się we mnie „konserwatywna ironistka”, lustrzane odbicie „liberalnej ironistki” Rorty’ego. Ludzie często mają mocne zdanie o czymś, o czym nie mają pojęcia. 

fot. unsplash

No i teraz z „demokratyzacją” czy „egalitaryzacją” problem polega na tym, że „zrównuje się” po prostu głosy osób, bez względu na wartość, czy stopień przemyślenia, czy cokolwiek takiego. Nie da się pewnie tego sprecyzować, też jestem przeciwnikiem polegania we wszystkim na „ekspertach”, nie można wykluczać ludzi niewykształconych, bo czasem mogą być mądrzejsi. Jest jednak takie poczucie, zwłaszcza gdy natyka się na komentarze w internecie, że ludzie najczęściej mają „zdania”, „opinie”, które im się jakoś przytrafiły, które na nich nałożyła kultura i ten kanał w telewizji, który akurat oglądali częściej. W kwestiach doktryny chrześcijańskiej to może się stać niebezpieczne. A problem jest też taki, że pozory „uczoności” (wiele osób ma magistra, maturę to w zasadzie wszyscy, ludzie „czytają książki”, nawet na określone tematy) jeszcze bardziej utrudniają wyczucie własnej ignorancji w wielu kwestiach (żeby nie było, piszę to też o sobie, aczkolwiek ja się czuję ignorantem naprawdę w większości kwestii). Jednak, aby czasem zrozumieć pewne zagadnienia z doktryny chrześcijańskiej, trzeba też się w to zagłębić, poświęcić czas. Zwykli wierni mogą na to zwyczajnie nie mieć tyle czasu co np. duchowni czy świeccy filozofowie. Tak jak mówiłem na początku – dobrze, żeby to ludzie byli Kościołem, a nie tylko przychodzili na liturgię – jak goście. Dlatego zapisałem się do grupy roboczej. Koordynator wydaje się być w porządku. 

Emilia i Mateusz (Konin) – tradycjonaliści  

Uważamy, że synodalność jest pomyłką, gdyż ma dotyczyć dialogu ze wszystkimi osobami ochrzczonymi, w tym również z protestantami. Obecnie każdy „wierzący, niepraktykujący” będzie mógł zabrać głos i proponować zmiany, które w ostatecznym rozrachunku mogą być dla Kościoła zabójcze. Widzimy to na przykładzie Zachodu, gdzie Kościół wyszedł z różnymi inicjatywami do ludzi, próbując być „fajnym”, odrzucając tradycję. Dziś w większości budynki sakralne są tam niemal puste lub sprzedawane na dyskoteki, sklepy, niektóre przerabia się na mieszkania. Synodalność nie jest rozwiązaniem na kryzys Kościoła, który po soborze watykańskim II traci swój autorytet w zawrotnym tempie, a kapłani zamiast być przykładem, stają się antyprzykładem. Ponadto Kościół jest strukturą hierarchiczną, nie demokratyczną. Dlatego uważamy, że synod nie jest potrzebny. Potrzebne jest odnowienie moralności księży i odbudowa autorytetów, przyjrzenie się sytuacji w seminariach i szeroko komentowanej pedofilii, zwrócenie uwagi na nadużycia w parafiach, które sieją zgorszenie wśród wiernych. To są problemy naglące, które trzeba zacząć rozwiązywać JUŻ. Jednak, jeżeli ktoś woli się bawić w ankiety, to mamy problem. Powstanie schizma. Oczywiście, w ostatecznym rozrachunku podejmiemy się wzięcia udziału w synodzie, jednak nie oczekujemy, że z naszymi poglądami znajdziemy się w większości. 

fot. Piotr Łysakowski/Poznańskie Środowisko Tradycji Katolickiej

Michał (Poznań) – duszpasterstwo postakademickie 

Szczerze mówiąc, nie mam czasu na ten synod. Jestem normalnym, zaangażowanym katolikiem, dla którego najważniejsza jest lokalna wspólnota parafialna oraz regularne przyjmowanie sakramentów. Nie zajmuję się więc za dużo tym, co się dzieje gdzieś daleko w Kościele powszechnym. Słyszałem tylko, że biskupi dyskutują coś o synodalności. Jeżeli to ma na mnie jakiś poważny wpływ, to tragiczna jest promocja tego wydarzenia. Prawie nic o tym nie słyszę, a codziennie słucham na przykład podkastów Terlikowskiego. Jestem też zaangażowany w różne działalności kościelne i duszpasterstwa. Z powodu braku informacji nie mogę się więcej wypowiedzieć. 

Mateusz (Konin) – Towarzystwo Patriotyczne Maksymiliana Tarejwy 

Uważam, że kierunek synodalności jest szaleństwem, a nadto godzi on w istotę religii katolickiej, która z zasady jest przecież antydemokratyczna i antyliberalna. Dlaczego demokratyzacja i liberalizacja Kościoła jest zła? Otóż, prawda i moralność nie zależą od zdania większości, a – jak uczy religia katolicka – jedna osoba może mieć rację na przekór wszystkim innym. Dobrym przykładem takiej osoby jest nasz Pan Jezus Chrystus, który został odrzucony przez świat, pomimo że głosił jedyną prawdę. Został on także skazany na śmierć w wyniku demokratycznego głosowania. Z drugiej strony uważam, że jakiś synod oczywiście jest potrzebny, ponieważ Kościół znajduje się obecnie w bardzo trudnym czasie kryzysu, który porównać można chyba tylko do tego z czasów reformacji. W zdecydowanej większości kościołów partykularnych spotykamy się ze zjawiskiem galopujących herezji, które rozrywają Kościół na strzępy. Wśród poglądów heretyckich tymi najczęściej spotykanymi są liberalizm i modernizm. Ponadto, te heretyckie poglądy są wykładane oficjalnie w seminariach, co jest widoczne szczególnie w Niemczech. Remedium na ten straszny stan rzeczy byłoby umocnienie władzy Stolicy Apostolskiej i przeprowadzenie reform narzuconych kościołom partykularnym „odgórnie”. Tymczasem – moim zdaniem – droga synodalna jeszcze bardziej spotęguje dotychczasowy stan anarchii.  

>>> Synod dla opornych. O co właściwie chodzi?

Fot. cathopic

Nic mi nie wiadomo o tym, czy w mojej parafii trwają jakieś prace w ramach etapu diecezjalnego. Jedyne informacje nt. synodu posiadam ze strony mojej diecezji. Oczywiście,  chciałbym jakoś zaangażować się w ten synod i do tego zachęcam również innych. W praktyce wziąć w nim może udział każdy ochrzczony, niezależnie od tego, czy jest osobą wierzącą, czy nie. Obawiam się więc, że wiele synodów lokalnych – o ile nie stanie się tak z większością – zostanie wrogo przejętych przez grupy wrogie religii katolickiej. Naszym obowiązkiem jest się temu stanowi rzeczy przeciwstawić, aczkolwiek uważam, że w większości przypadków jest to i tak skazane na porażkę. 

Wybrane dla Ciebie

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze