fot. EPA/Diego Azubel

Igrzyska w cieniu cierpienia Ujgurów  

Organizatorzy igrzysk w Pekinie bronią krytykowanej decyzji o wyborze biegaczki narciarskiej ujgurskiego pochodzenia Dinigeer Yilamujiang jako jednej z dwóch osób, które zapaliły znicz olimpijski. „Jest sportowcem, startuje tutaj, mogła zostać wytypowana” – uważa rzecznik MKOl Mark Adams. Przedstawiciele mniejszości ujgurskiej, która jest dyskryminowana i prześladowana przez chińskie władze, oraz obrońcy praw człowieka mówią natomiast o „gniewie, hańbie i propagandowej zagrywce”. 

Skąd tak duże różnice zdań? Wybór biegaczki ujgurskiego pochodzenia do zaszczytu zapalenia znicza to oczywiście zagranie propagandowe, które ma pokazać, że Ujgurzy są wolni, że mogą się rozwijać, ba, mogą nawet brać udział w tak ważnych zawodach sportowych. Wybór Ujgurki odbił się głośnym echem ze względu na złe traktowanie przez chińskie władze tej muzułmańskiej mniejszości zamieszkującej region Sinciang. To złe traktowanie należy wprost nazwać prześladowaniem. Niektórzy mówią wręcz o ludobójstwie, choć – jak przyznawał na antenie Radia TOK FM dr Włodzimierz Cieciura, sinolog z Uniwersytetu Warszawskiego – nie jest to ludobójstwo jakie znamy chociażby z historii Europy. – Nie ma mordowania Ujgurów, jest za to mordowanie ich kultury, wszelkich form religijności – tłumaczy ekspert. 

Dinigeer Yilamujiang i Jiawen Zhao, fot. EPA/YONHAP

Gorzej niż w piekle 

Ujgurzy są muzułmanami, a działania komunistycznych władz Chin zmierzają do osłabienia, wręcz zatarcia, wyeliminowania ich tożsamości, szczególnie tej religijnej i językowej. Może już nawet milion osób przebywa w specjalnie przygotowanych do tego obozach reedukacyjnych. Poza obozami rodzice zostawiają swoje dzieci, które z kolei trafiają do ośrodków wychowawczych, w których uczą się oczywiście wyłącznie w języku chińskim. Te obozy są tworzone od sześciu lat i jeśli ta sytuacja będzie się utrzymywać to niedługo wyrośnie całe pokolenie Ujgurów nieznających swojego języka, kultury, religii i tożsamości. Miejsca „reedukacji” w specjalnym wywiadzie dla Wirtualnej Polski opisał dr Erkin Sidick (inżynier optyczny NASA, wykładowca akademicki, działacz na rzecz praw człowieka). Jego pośrednikowi udało się zdobyć kontakt do dwóch strażników chińskiego obozu reedukacyjnego. Zapytał ich, jak wygląda to miejsce od środka. Jeden odpowiedział: „Wyobraź sobie piekło na ziemi. Tam jest tysiąc razy gorzej”.  

fot. EPA/HARISH TYAGI

W 2010 roku populację Ujgurów szacowano na około 10 milionów. Słowo „Ujgur” pochodzi od starotureckiego słowa „Uyγur”, które dosłownie oznacza „zjednoczeni”. Ujgurzy są poddawani niezwykle silnie presji asymilacyjnej, która ma ich wynarodowić. Dobitnym przykładem tego procesu jest owa narciarka. Doktor Cieciura z UW szukał na jej temat informacji w internecie. Gdy wpisał w wyszukiwarkę jej imię i nazwisko po ujgursku, to znalazły się wyłącznie cztery strony – dwie na stronie Radia Wolna Azja i dwie na stronach organizacji władz regionalnych. Gdy zrobił to samo po chińsku albo w transkrypcji łacińskiej to tych stron pojawiło się o wiele więcej, także konta sportowczyni w mediach społecznościowych. 

Reakcja Zachodu 

O sprawie Ujgurów mówi cały świat, ale jednocześnie „ten sam świat” podejmuje decyzję o przyznaniu Chinom organizacji tak ważnych zawodów, jakimi są zimowe Igrzyska Olimpijskie w Pekinie. Międzynarodowy Komitet Olimpijski tłumaczy, że trzeba oddzielić sport od polityki i że tradycją jest, by na czas igrzysk zawiesić wszelkie spory i konflikty. Zasada faktycznie obowiązuje, ale niesmak pozostaje. Za Ujgurami wstawił się też papież. Franciszek wspomniał w swojej książce „Zacznijmy marzyć” o cierpieniu chińskiej mniejszości muzułmańskiej. Rzecznik chińskiego MSZ-u określił wtedy słowa papieża jako niemające związku z rzeczywistością. To zresztą nie pierwszy raz, gdy Franciszek stawia się za prześladowanymi wyznawcami innych religii. Tak było też podczas jego podróży do Mjanmy i Bangladeszu (oba te kraje przeżywały ostry kryzys uchodźczy, który dotykał muzułmańską grupę etniczną Rohindżów).  

fot. EPA/Diego Azubel

Kosztowna propaganda  

Wobec zła dotykającego Ujgurów wiele krajów zdecydowało się na dyplomatyczny bojkot igrzysk. Z inicjatywą wyszyły Stany Zjednoczone, Kanada, Australia, ale z Unii Europejskiej dołączyła się do nich wyłącznie Litwa. Prezydent Polski pojechał do Pekinu, swoją wizytę na otwarciu igrzysk prezydent Andrzej Duda tłumaczył potrzebą spotkania z przywódcami Chin i rozmowy m.in. na temat bezpieczeństwa Ukrainy. Chiny oczywiście bardzo skrupulatnie i skutecznie korzystają z szansy, jaką są dla nich igrzyska. Propagandę sukcesu wykorzystują zarówno na użytek międzynarodowy, jak i wewnętrzny. W obu przypadkach przedstawiają siebie jako kraj, który w środku pandemii organizuje tak wielkie wydarzenie sportowe. A mogą sobie na to pozwolić. Igrzyska stają się coraz droższe i z ich organizacji rezygnuje wiele krajów, ostatnio było tak m.in. z Norwegią i Szwecją. Państwa te – słysząc głos sprzeciwu swoich obywateli – postanawiają powiedzieć pas. Kraje autorytarne o zdanie opinii publicznej martwić się nie muszą. Dla nich takie wydarzenie to inwestycja – inwestycja w propagandę. A Pekin i Chiny są organizatorami igrzysk po raz drugi i to w krótkim odstępie czasu (letnią odsłonę sportowego święta przygotowali w 2008 roku).

fot. EPA/Diego Azubel

Chiny są bardzo sprawni w propagandowej machinie. By dobrze zaprezentować się światu do współpracy wykorzystują znanych jutuberów i influencerów. Znani ze świata wirtualnego dostają propozycję wycieczek do Państwa Środka. Są wprost albo pośrednio finansowani. Choć nagrania publikowane przez jutuberów przypominają spontaniczne relacje z podróży, to tylko pozory. A dzięki temu, że ich nagrania udostępnia cała armia chińskich urzędników, oni zdobywają nowych fanów i subskrybentów. A w konsekwencji – więcej reklam i pieniędzy. Interes się kręci. Propaganda też. Tę symbiozę precyzyjnie i niezwykle ciekawie opisuje Marcin Łuniewski w artykule „Wypożyczone usta Pekinu” w magazynie „Plus Minus” („Rzeczpospolita”).  

Czas na refleksję? 

Według komentatorów sportowych można jednak zauważyć pewną refleksję po stronie organizatorów Igrzysk. MKOL oczywiście nie przyzna tego wprost, ale można to wyczytać między wierszami. W Komitecie powstała bowiem specjalna uchwała, by wyboru organizatora igrzysk olimpijskich dokonywać przy nieco innych (bardziej wyśrubowanych) kryteriach. I może są już tego pierwsze efekty. Kolejne zimowe igrzyska zorganizują Włochy, a letnie Paryż i Los Angeles. Można to interpretować jako odejście (przynajmniej na jakiś czas) od przyznawania organizacji igrzysk krajom „moralnie wątpliwym”. Gdy spojrzy się w historię to przykładów takich wątpliwych organizacji jest kilka. To na pewno rok 1936 i przesiąknięte propagandą igrzyska za czasów kanclerza Niemiec Adolfa Hitlera (zresztą zimowe igrzyska już nazistowskie Niemcy organizowały zaledwie trzy lata później). Były też igrzyska w Soczi w 2014 roku, które nazywane były „imprezą Władimira Putina”, a które dziś kojarzone są przede wszystkim z aferą dopingową.  

fot. EPA/Diego Azubel

Możliwe więc, że Chiny przyznając Ujgurce zaszczytne zadanie zapalenia olimpijskiego znicza, przesadziły ze swoją propagandą i zwróciły uwagę świata na problem dyskryminacji i prześladowania w Państwie Środka. To na pewno nie zmieni diametralnie sytuacji Ujgurów, ale może sprawi, że piękny smak olimpijskich zawodów nie będzie już psuty gorzką domieszką „moralnie wątpliwych” organizatorów.  

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze