Fot. Karolina Binek/Misyjne Drogi

Jako ministrant nie służę na ziemi, ale służę Bogu [REPORTAŻ]

Eryk jest ministrantem od trzech lat, a Oliwier od dziewięciu. Choć obaj służą w innych miejscach, mają podobne doświadczenia i to samo przekonanie, że bycie ministrantem pomaga w budowaniu relacji z Bogiem oraz jest wkładem w ich własne zbawienie.

Eryk Pazoła jest ministrantem w sanktuarium Matki Bożej Róży Duchownej w Gostyniu od trzech lat. W technikum pomagał przy kościele w pracach fizycznych – razem ze swoimi rówieśnikami malował ławki oraz przenosi je. Podczas jednego ze spotkań duszpasterz liturgicznej służby ołtarza zwrócił uwagę, że chłopak ma „lektorski głos” i zaproponował mu służenie do mszy oraz czytanie w czasie liturgii.

Służyć Bogu i liturgii

– Miałem już wcześniej przygotowanie katechetyczne, dlatego nie musiałem długo czekać, żeby zostać ministrantem. Minęło zaledwie kilka miesięcy, aż zacząłem regularnie służyć. W przypadku młodszych chłopaków trwa to zazwyczaj trochę dłużej. Bardzo istotne jest tutaj wspomniane już przygotowanie katechetyczne i zrozumienie, o co w ogóle w tym wszystkim chodzi. Następnie trzeba nauczyć się wszystkich czynności. Ministrare po łacinie znaczy służyć. Jesteśmy więc tymi, którzy służą liturgii i Bogu, którzy na przykład noszą różne przedmioty i podają je oraz wykonują wiele innych czynności, aby na chwałę Boga liturgia była piękna. I z tych dwóch części – teoretycznej i praktycznej – składa się odpowiednie przygotowanie do tego, by zostać ministrantem. Jeśli chodzi jeszcze o te pierwsze kwestie – to szczególnie w przypadku starszych ministrantów i lektorów – uczymy się tego, kiedy są jakie czytania oraz jak je można znaleźć w lekcjonarzu. Młodsi z kolei uczą się, kiedy dzwonić dzwonkami oraz jak podawać patenę podczas rozdzielania Komunii świętej. Zazwyczaj robimy to wszystko na naszych zbiórkach – wyjaśnia ministrant.

Fot. Karolina Binek/Misyjne Drogi

Jeśli chodzi o wiek ministrantów – to wszystko zależy od parafii. Często już bardzo młodzi, nawet czteroletni chłopacy są zapraszani do tego, aby stać przy ołtarzu w komżach i obserwować, co się dzieje. Najczęściej jednak ministrantami zostają sześciolatki lub chłopacy zaraz po przyjęciu pierwszej Komunii świętej. Nie ma natomiast górnej granicy wieku, po osiągnięciu której ministrant powinien zrezygnować z pełnionej służby. Można służyć do końca życia.

>>> Skaczące psy i inne ciekawe sytuacje. Tak ministranci wspominają kolędę [SONDA] 

Na ostatni guzik

Jak już zostało wspomniane – każdy chłopak zaczyna swoją ministranturę od bycia kandydatem. Dopiero później faktycznie zostaje ministrantem i może zdobywać kolejne stopnie i obejmować podczas liturgii nowe funkcje – takie jak: ministrant światła (nosi świece), ministrant ołtarza (podczas mszy przynosi kielich, podaje wodę i wino oraz vasculum), ministrant krzyża (niesie krzyż na początku procesji), ministrant kadzidła, ministrant wody i ministrant księgi (podaje mszał na rozpoczęcie liturgii oraz w każdej innej sytuacji, kiedy jest on potrzebny).

Ale – na co zwraca uwagę w rozmowie ze mną Eryk – ministranci mogą przyjmować też różne posługi – lektora, który czyta słowo Boże przy ambonie, kantora śpiewającego psalm oraz ceremoniarza. Posługa ta stanowi najwyższy stopień ministrantury.

Fot. Karolina Binek/Misyjne Drogi

– Ceremoniarz zajmuje się przebiegiem całej liturgii. To on informuje głównego celebransa na przykład o tym, że przygotowywana jest procesja i dba o to, aby wszystko zostało idealnie dopięte na ostatni guzik – mówi mężczyzna.

Zwykła formacja ministrantów odbywa się podczas zbiórek. Przewodniczy im wybrany przez wszystkich prezes ministrantów. Czasami w grupie zdarzają się też animatorzy liturgiczni, którzy prowadzą zbiórki.

– Zbiórka wygląda zazwyczaj tak, że rozmawiamy podczas niej na wiele tematów związanych z naszymi zadaniami. Doskonalimy także swoje posługi. Możemy ćwiczyć czytanie czy też uderzenia w gong. Czasami duszpasterz pyta się nas, jakie jest czytanie na dany dzień, jaka jest Ewangelia, jaki mamy kolor liturgiczny. Tak sprawdza naszą wiedzę oraz umiejętności. Wszystko po to, abyśmy byli jeszcze lepsi w tym, co robimy. Ale czasami nasza formacja przyjmuje też formę kilkudniowych rekolekcji, które są prowadzone przez archidiecezjalnych duszpasterzy – opowiada Eryk.

W co ubrany jest ministrant

Strój, w jakim ministranci służą przy ołtarzu zależy od parafii. Każdy ministrant może nosić albę przewiązaną cingulum.

– Jeśli jednak przyjmujemy konkretne posługi, to wtedy nasz ubiór zazwyczaj wygląda inaczej. Podczas mszy świętej konieczne jest wtedy założenie alby oraz krzyża, przy czym krzyż dla lektora, ceremoniarza i kantora wygląda inaczej. Odbiega od nich również strój akolity. Tę posługę jednak w archidiecezji poznańskiej przyjmują jedynie klerycy. Ponadto młodsi ministranci oprócz komży noszą też peleryny. Są one często w kolorach liturgicznych, na przykład zielone lub czerwone, w zależności od dnia – tłumaczy mój rozmówca.

Na zdjęciu Eryk Pazoła Fot. Magda Karolczak

Od tych zasad nieco odbiega ubiór ministranta z oblackich parafii, choć nie jest on identyczny w każdej z nich. W parafii pw. Chrystusa Króla w Poznaniu – jak opowiada Oliwier Fiszer – ministranci noszą albę z kapturem oraz czarny pas, który zastępuje cingulum, nawiązując tym samym do strojów misjonarzy oblatów. Lektorzy noszą dodatkowo duży krzyż na szyi, który jest włożony za pas i przypomina krzyż oblacki. Ceremoniarz natomiast ma czerwony sznurek przy krzyżu zamiast czarnego. Kandydat z kolei do służenia podczas mszy ubiera komżę oraz kołnierzyk w kolorze liturgicznym. Biały kolor szat liturgicznych zawsze symbolizuje czystość.

Ministrancka wspólnota

Ministranci mają możliwość wyjazdu na skierowane do nich rekolekcje. Eryk posługuje w centralnym sanktuarium maryjnym archidiecezji poznańskiej na Świętej Górze w Gostyniu – w jego parafii panują inne zasady.

– Nie jestem więc do końca w jednej wspólnocie z ministrantami służącymi w diecezji w zwykłej parafii. Od moich kolegów wiem jednak, że rekolekcje są dla nich ważne. Nie jest tak, że mają obowiązek w nich uczestniczyć, ale często sami chcą regularnie brać w nich udział. Zresztą – nawet przygotowywanie się do poszczególnych posług jest dla nas bardzo wyjątkowe. Dzięki temu możemy przemyśleć swoje życie oraz powołanie. Bo myślę, że często wielu młodych chłopaków, którzy służą w kościele, mierzy się z myślami, czy czasami nie zostali powołani do kapłaństwa. W końcu jest to wola Boża, a nie do końca wola człowieka. I właśnie rekolekcje są odpowiednim czasem do takich rozmyślań. To one motywują nas też do zdobywania wiedzy oraz nowych umiejętności, aby liturgia każdego dnia była dzięki nam jeszcze bardziej idealna i doskonała. A wszystko to na chwałę Bożą – opowiada Eryk.

W archidiecezji poznańskiej dla starszych oraz młodszych ministrantów organizowane są zawody piłkarskie oraz turnieje w tenisa stołowego.

– Każdy taki dzień sprawia nam zawsze wiele radości. Dzięki temu możemy jeszcze bardziej poczuć się wspólnotą ministrancką. Czasami wyjeżdżamy też gdzieś razem prywatnie lub po prostu odwiedzamy wspólnie okoliczne świątynie. W naszej archidiecezji jest wielka otwartość na to, aby każdy ministrant, w jakiejkolwiek parafii się nie znajduje, mógł służyć do mszy. Jednocześnie obserwowanie służby liturgicznej w innej parafii jest dla nas bardzo ubogacające. Często w różnych parafiach zdarzają się różne zwyczaje. Choć trzeba przy tym podkreślić, że wszystko opiera się oczywiście na tradycji, którą przekazują nam nasi przodkowie – dopowiada ministrant.

Fot. Cathopic/jconejo

>>> Uczestnictwo – czyli właściwie co? 

Bliskość z Jezusem

Dla ministrantów na Świętej Górze jednymi z najważniejszych świętych są Dominik Savio oraz Filip Neri, który jest patronem młodzieży.

– Święty Filip to taki radosny patron, który zawsze zachęcał do tego, aby udzielać się w kościele. Można o nim przeczytać wiele pozytywnych historii. Jedna z nich dotyczy człowieka, który chorował na depresję. Święty Filip zaproponował mu wspólne bieganie i ściganie się, co – jak się później okazało – bardzo poprawiało nastrój temu mężczyźnie. To trochę takie nawiązanie do naszych zawodów i do ministranckiej wspólnoty – zauważa Eryk, który zwraca też uwagę na istotę duchowości ministranckiej.

– Nasza posługa często prowadzi do wielu rozproszeń, co może być trudne. Bo podczas liturgii nie do końca możemy się skupić na tym, co najważniejsze, kiedy musimy cały czas myśleć, jakie mamy zadania i co jeszcze będzie trzeba za chwilę zrobić. Mi jednak pomaga przede wszystkim to, że przypominam sobie, jak blisko w tym momencie jestem samego Chrystusa. Kapłan odprawiający mszę świętą jest in persona Christi, czyli wierzymy, że występuje w osobie Chrystusa i że podczas mszy dokonuje się przeistoczenie chleba w święte ciało. My natomiast jako ministranci też możemy przeżywać bliskość z Jezusem, której nie doświadczają wszyscy wierni. To my klęczymy przecież przy ołtarzu podczas przeistoczenia, to my, trzymając patenę podczas rozdzielania Komunii świętej, zbieramy partykuły, czyli spadające odłamki Hostii. To bycie blisko przy Nim bardzo pomaga w przeżywaniu liturgii – opowiada Eryk.

Wkład w zbawienie

Dla Eryka najważniejsze w byciu ministrantem jest to, że może służyć.

– Zresztą nie tak dawno temu mieliśmy w czytaniach dnia o tym, że jesteśmy sługami. Ja jako ministrant nie służę więc tutaj na ziemi, ale służę Bogu. A co jest z tym związane – muszę być gotowy na wiele wyrzeczeń. W sumie nawiązuje do tego też kodeks ministranta – muszę być pomocny, bo posługa ministranta to nie jest tylko to, co dzieje się na mszy świętej, ale też przed i po liturgii, kiedy to księża, kościelni lub ktokolwiek inni potrzebuje naszej pomocy. Zarówno ja, jak i wielu moich kolegów pomagamy w Kościele również poza mszą świętą. Tak że ta ministrantura to jest moja szczególna ofiara dla Pana Boga i dla innych. Mam dzięki temu poczucie, że jest to mój wkład w moje własne zbawienie. Bo wiem, że jeżeli będę dobrym sługą, jeżeli będę dobrze służył Bogu i liturgii, to zaprowadzi mnie to do życia wiecznego, do wiecznej radości z Chrystusem, którego dzisiaj oglądam klęcząc przy ołtarzu, a wtedy będę oglądał twarzą w twarz – dzieli się chłopak.

>>> Rady parafialne – struktury, które (nie) działają?

Oliwier Fiszer, Fot. Karolina Binek/Misyjne Drogi

Oliwier z kolei podkreśla, że służba ministrancka daje mu radość i satysfakcję, choć czasem bywa wymagająca.

– Ministrantem jestem od 2014 roku. Na początku niezbyt chciałem nim zostać. Zachęcili mnie do tego rodzice i oblat, który chodził u nas po kolędzie. Na początku jeździłem tylko na wyjazdy ze wspólnotą. Ale później poczułem coś więcej. Przyjmując pierwszą Komunię świętą, będąc starszym, uświadomiłem sobie znaczenie Eucharystii. Wtedy przecież sam Bóg osobiście przychodzi do mnie w ofierze mszy świętej, a ja mogę być prawie tak blisko Niego jak kapłan. Gdy jeszcze bardziej dorosłem, zrozumiałem, że bliskość Boga to tak naprawdę relacja i przyjaźń budowana z Nim. Podchodzę do tego właśnie w ten sposób. Staram się odpowiedzieć na Bożą miłość do mnie i służę Mu przy ołtarzu. Ostatnio rozpoznaję to jako pewien rodzaj powołania. Dzisiaj więc bycie ministrantem ma według mnie sens tylko wtedy, gdy rzeczywiście budujemy z Bogiem relację i w pewnym sensie wielbimy Go naszą służbą. Pomagamy także kapłanom, na przykład podając wino i wodę. Pomagamy ludziom dobrze przeżyć liturgię. Lektorzy czytają słowo Boże, co jest również bardzo odpowiedzialną funkcją. To od naszego wkładu zależy, czy dobrze przeczytamy czytanie, aby trafiło do wiernych. Mimo że służba rzeczywiście od nas wymaga, na przykład ćwiczeń funkcji, pogłębiania wiedzy liturgicznej i poświęcenia czasu na msze i zbiórki, to jednak warto robić to dla Boga i ludzi, bo przecież „A Ojciec twój, który widzi w ukryciu, odda tobie”.

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze