Jan Chrzciciel był mistrzem religijnego happeningu [PATRON DNIA]
Ostatnio moją uwagę przykuł fakt, że w kalendarzu liturgicznym tylko w przypadku św. Jana Chrzciciela (spośród wszystkich świętych) obchodzimy liturgiczne wspomnienie nie tylko śmierci, ale także jego narodzenia.
Przyszedł na świat sześć miesięcy przed narodzeniem Jezusa, prawdopodobnie w Ain Karim, miejscowości leżącej w Judei, ok. 7 km na zachód od Jerozolimy. Wskazuje na to dawna tradycja, o której po raz pierwszy wspomina ok. roku 525 niejaki Teodozjusz.
Przygotujcie ścieżki Panu
Otrzymał imię Jan, zgodnie z poleceniem anioła. Z tej okazji Zachariasz wyśpiewał kantyk, w którym sławi wypełnienie się obietnic mesjańskich i wita go jako proroka, który przed obliczem Pana będzie szedł i przygotowywał Mu drogę w sercach ludzkich (Łk 1, 68-79).
– Jan postrzegał siebie wyłącznie jako proroka. Co do Mesjasza posiadał pewne intuicje podyktowane niespokojnym duchem epoki – widział w nim postać apokaliptyczną, należącą do porządku końca czasów. Jako sędziego, który wymierzy sprawiedliwość światu. Trudno orzec, w jakim stopniu Jezus spełniał te oczekiwania. Z jednej strony, Jan wskazał Go swym uczniom jako „baranka Bożego, który znosi grzech świata”. Z drugiej strony, zamknięty w herodowym więzieniu będzie z niepokojem dopytywać kuzyna przez wysłańców: „Czy Ty aby na pewno jesteś Tym, który ma przyjść, czy też innego mamy oczekiwać?” – mówi dr Łukasz Toboła, biblista.
>>> Dlaczego Jan Chrzciciel poszedł głosić na pustynię? Czy nie logiczniej byłoby w mieście?
Wyjątkowy prorok
Zapowiadający przyjście Mesjasza Jan podkreślał, że nie wystarczy bycie potomkiem Abrahama, ale trzeba wewnętrznego przeobrażenia. Na znak skruchy i gotowości zmiany życia udzielał chrztu pokuty. Przychodziła do niego „Jerozolima i cała Judea, i wszelka kraina wokół Jordanu”. Zaczęto nawet podejrzewać, czy przypadkiem on sam nie jest zapowiadanym Mesjaszem. Jan stanowczo rozwiewał te wątpliwości, twierdząc, że „Ten, który idzie za mną, mocniejszy jest ode mnie: ja nie jestem godzien nosić Mu sandałów” (Mt 3, 11).
– W zbiorowej świadomości współczesnych chrześcijan Janowi Chrzcicielowi przyszło zająć miejsce „wielkiego nieobecnego”. Ot, wskazał na Jezusa jako Mesjasza i usunął się w cień. Przywołuje się w tym kontekście jego własne słowa: „Trzeba, by On wzrastał, a ja żebym się umniejszał”. Umyka naszej uwadze to, co powiedział o nim sam Chrystus: „Toż to więcej, niż prorok”, „między ludźmi nie było dotąd większego, niż Jan…”, zapominamy o zabobonnym strachu, jaki Chrzciciel wzbudzał w Herodzie Antypasie (który bał się go potężnie, ale lubił słuchać!) czy wreszcie o zaskakującej trwałości jego dzieła – jeszcze w czasach apostolskich istniały niezależne wspólnoty wyrosłe z chrztu Janowego, z którymi pertraktował św. Paweł! Do myślenia daje też ton wzmianek o Chrzcicielu w Prologu Ewangelii Janowej, który sugeruje, że przynajmniej dla niektórych kuzyn Jezusa był tak ważną postacią, iż konieczne okazało się delikatne, acz stanowcze przypomnienie właściwej hierarchii: „Nie był on światłością, lecz (był), aby zaświadczyć o światłości…”. Nawet dla uczniów zapatrzonych w Jezusa działalność Jego kuzyna stanowiła punkt odniesienia, na co wskazuje sposób sformułowania prośby o pomoc w nauce modlitwy: „Naucz nas się modlić, tak jak Jan nauczył swoich uczniów” – mówi Łukasz Toboła.
>>> Św. Jan Chrzciciel – anioł pustyni
Wciąż niewiele wiemy o tym wielkim proroku, zwłaszcza w kontekście sposobów, jakimi formował swoich uczniów. – Nie wiemy nic pewnego o duchowości Jana Chrzciciela, podobnie nieznanym pozostaje bezpośredni impuls, który skłonił go do podjęcia działalności misyjnej (nie zachował się żaden klasyczny opis powołania prorockiego, podobny do powołań starotestamentalnych). Niemniej jedno nie ulega wątpliwości: był mistrzem religijnego happeningu w najlepszym tego słowa znaczeniu. Poprzez gest zanurzenia w wodzie, nawiązujący do tradycji żydowskich obmyć rytualnych, dobitnie pokazywał ideę nawrócenia. Zanurzenie w mętne wody Jordanu oznaczało symboliczną śmierć wszystkiego, z czym się do tej wody weszło. Wynurzenie z toni to szansa na nowe życie. Jak zaświadczają o tym opisy ewangelijne, ten znak był czytelny dla wszystkich warstw społecznych i zadecydował o skuteczności i bezsprzecznej popularności Janowej misji – dodaje Łukasz Toboła.
Jedyny taki przypadek w kalendarzu liturgicznym
Jan Chrzciciel jako jedyny wśród świętych cieszy się takim przywilejem, że obchodzi się jako uroczystość dzień jego narodzin. U wszystkich innych świętych obchodzimy jako święto dzień ich śmierci – czyli dzień ich narodzin dla nieba. Oczywiście w kalendarzu liturgicznym znajduje się także wspomnienie męczeńskiej śmierci św. Jana Chrzciciela, obchodzone 29 sierpnia. Dlaczego tak się dzieje?
>>> Św. Jan Chrzciciel – pierwszy święty czczony w całym Kościele
– Rzeczywiście w kalendarzu liturgicznym znajdziemy narodziny jedynie trzech osób: Jezusa, Maryi i Jana Chrzciciela. Ta zbieżność w liturgii oczywiście nie jest przypadkowa. Zarówno Maryja jak i Jan są reprezentantami ludzkości, to osoby, które prowadzą do Chrystusa, wskazują na Niego. W liturgii, w sztuce czy w literaturze często możemy spotkać je razem. Taka reprezentacja nazywa się deesis, co oznacza „prośbę”, „modlitwę”, bo to oni wstawiają się za nami przed Ojcem… Święto narodzin Jana Chrzciciela ma także wymiar kosmiczny. Przez wieki chrześcijanie widzieli realizację wyznania Jana: „Potrzeba, by On wzrastał, a ja się umniejszał” (J 3, 30). Faktycznie, od tego momentu dni zaczynają być krótsze – jak Jan mamy umniejszać siebie, by dać miejsce Chrystusowi – mówi dr Dominik Jurczak OP, liturgista.
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |