fot. PAP /

Jasna Góra uzdrawia. Nie tylko z chorób [Cuda dzieją się po cichu, cz. II] 

Wybieramy się w kolejną podróż po Jasnogórskiej Kronice Cudów. Tym razem zatrzymamy się przy dwóch najobszerniejszych rozdziałach książki „Cuda dzieją się po cichu”. Naszą przewodniczką jest jej autorka, dziennikarka Anita Czupryn.  

Pierwszy rozdział to spis cudów, które wydarzyły się na Jasnej Górze, a drugi (obszerniejszy) skupia się na tych,  które dokonały się „w związku z Jasną Górą”.  

Wszystkim tym, których życie postawiło w trudnej sytuacji, chcę powiedzieć, aby nie ustawali w nadziei i modlitwie, bo Miłosierdzie Boże nie zna granic” (Katarzyna, 2008 rok). 

fot. misyjne.pl

Bezgraniczna ufność 

Na początku wspólna cecha tych opowieści, która w pewnym momencie lektury może wywoływać poczucie powtarzalności i znużenia. Cuda te wydarzały się głównie z związku z kłopotami zdrowotnymi i w większości były udziałem kobiet. Po szybkiej i intensywnej lekturze mogą więc one zlewać się w jedną całość. Jednocześnie jednak, te wszystkie cechy wspólne pokazują czytelnikom, jak w sumie proste są to zdarzenia – rozumiejąc tę prostotę pozytywnie. Łączy je wiara, bezgraniczna ufność w siłę Maryi i szczęśliwe zakończenie. I tak naprawdę reszta to dzieło Góry, modlitwy zanoszonej za wstawiennictwem naszej Matki.  

Zdaję sobie sprawę, że mój przypadek jest jednym z miliona, ale dla mnie jest wyjątkowy, bo jest cudem (22-letnia Katarzyna, 2013 rok).  

 Wszyscy, którzy w jasnogórskiej księdze złożyli swoje świadectwa, podkreślają, że przeżyli cud. Cud z dwóch powodów – czuli bezpośrednią interwencję i pomoc Jasnogórskiej Pani i (po drugie) to często wydarzenia, uzdrowienia niewytłumaczalne z medycznego punktu widzenia. Większość z nich podejmuje regularne (coroczne lub częstsze) pielgrzymki do częstochowskiego sanktuarium. Wszyscy podkreślają poczucie opieki Maryi. Babcia jednej z uratowanych kobiet nazwała to „świętym parasolem”.  

Zgodnie zresztą, co usłyszeli od lekarzy: Dziecko tylko cud może uratować.  (fragment książki) 

Fot. wikipedia

Świadomość Bożej obecności i opieki Matki  

Pierwsza grupa cudów to te, które mają miejsce po przybyciu pątnika na Jasną Górę i otrzymaniu tam łaski zdrowia. Druga grupa to cuda, które ziściły się za przyczyną gorącej modlitwy za wstawiennictwem Matki Boskiej Częstochowskiej, ale nie przed Cudownym Obrazem, niekiedy wiele kilometrów dalej. Nie jest tak, że Matka z Jasnej Góry wkracza w życie ludzi „tylko” po ich gorliwej modlitwie, niekiedy daje o sobie znać, gdy inni o niej zapominają. Nie wszyscy też o uzdrowienie proszą bezpośrednio. Przykładowo, pan Edward z Olkusza wierzy, że to jasnogórska Matka Boża sprawiła, że jest pełnosprawny, choć nie uzdrowienie prosił. Modlił się po prostu za jej wstawiennictwem. Większość cudów jest udziałem ludzi głęboko wierzących, część z nich polega jednak nie tylko na uzdrowieniu, ale właśnie na powrocie do wiary a nawet na jej odkryciu. W świadectwie Katarzyny „To nie uzdrowienie okazało się najważniejsze” (z 2008 roku) czytamy: „Najważniejszy w naszym życiu powinien być sam Bóg, bo to od Niego mamy wszystko, On tym wszystkim zarządza. Dlatego powinniśmy się lepiej starać. To On przez moją chorobę zawołał do nas wszystkich: Wracajcie, bo zaczynacie się gubić”.  

fot. misyjne.pl

Cuda nie skończyły się w czasach Pana Jezusa. One wciąż się dzieją. Trzeba tylko mocno wierzyć i zawierzyć (świadectwo Kasi i Radka, 2005 rok). 

 Opisane w tych rozdziałach przypadki to często bardzo ciężkie choroby (nowotwory złośliwe, już w którymś z zaawansowanych stadiów choroby). Przy takiej diagnozie – co oczywiste – każdy popada w rozpacz lub poczucie beznadziei, także osoby głęboko wierzące. Jednak, gdy ktoś te sprawy zawierz opiece Maryi, w pewnym momencie poczuł „łaskę ogromnej świadomości obecności Bożej”. Ta świadomość matczynej opieki łączy wielu tych, których świadectwa i wspomnienia zostały spisane w Jasnogórskiej Księdze Cudów i w omawianej książce. Mimo, że jeszcze wtedy nie było oznak wyzdrowienia i nadziei na szybką wygraną z chorobą. Część uzdrowień kończy się przyrzeczeniem regularnych wizyt na Jasnej Górze, część jeszcze specjalną obietnicą – jak w przypadku dziadków Łukaszka. Babcia chłopca złożyła w sukni Cudownego Obrazu pierścień ślubny, „jako wotum za tak szczęśliwe zakończenie dramatycznego wydarzenia i błyskawiczną”.  

Fot.Domena publiczna

To – paradoksalnie – nie są „cudowne” historie czy bajki, które mają przekonać nas do wiary czy uznania wstawiennictwa Matki Boskiej Częstochowskiej. To historie o potędze modlitwy, która – jeśli jest ugruntowana nie na fasadowej pobożności, ale na bezgranicznej ufności Bogu i Maryi –  przynosi niepowtarzalne i niezwykłe owoce… Michał Wysoki w swoim świadectwie pisze: „Wytrwałem z różańcem w ręku i modlitwą na ustach. Czy znacie kogoś, kto by żałował, że zaufał Bogu?”. 

>>„Ja muszę, ja muszę na Jasną Górę!” [Cuda dzieją się po cichu, cz. I]

 

Wybrane dla Ciebie

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze