Justyna Nowicka: wiara na pandemicznym zakręcie
Epidemia obnażyła słabość intelektualną naszej wiary i niedojrzałość w podejmowaniu odpowiedzialności za wiarę. Dla wielu duszpasterzy był to kubeł zimnej wody, bo nie myśleli, że „tak to wszystko wygląda”. Koronawirus odsłonił wielkie tęsknoty, ale też niekiedy poważne braki. Ale może to i dobrze, bo już wiadomo, na czym stoimy i czym trzeba się zająć.
Wiara magiczna
Jedna z polskich diecezji opublikowała (ale już usunęła) list kardynała Burke’a, w którym amerykański duchowny nakłania do nieposłuszeństwa wobec rozporządzeń władz świeckich.
Jeden z najbardziej znanych krytyków papieża Franciszka napisał: „My, biskupi i kapłani, musimy publicznie wyjaśniać potrzebę katolików – potrzebę zanoszenia modlitw i oddawania czci Bogu w kościołach i kaplicach oraz pójścia w procesji ulicami i drogami, upraszając błogosławienia Boga nad Jego ludem, który tak mocno cierpi. Musimy nalegać, aby regulacje państwowe, również dla dobra państwa, uznały wyjątkowe znaczenie miejsc kultu, szczególnie w okresie kryzysu narodowego i międzynarodowego. W istocie w przeszłości rządy rozumiały nadrzędne znaczenie wiary, modlitwy i narodowego kultu w pokonywaniu zarazy. (…) Dlatego nie możemy po prostu zaakceptować postanowień władz świeckich, które chciałyby traktować kult Boży na równi z pójściem do restauracji lub na turniej sportowy”.
Wielu katolików albo korzystało z argumentacji kardynała albo reprezentowało podobny sposób myślenia. Oczywiście, teologicznie, dla katolika uczestniczenie we mszy świętej jest czymś innym niż pójście na kawę. Ale z epidemiologicznego, biologicznego punktu widzenia działania te nie różnią się. W jednym i drugim przypadku jest to skupisko ludzi, w którym następuje przekazanie wirusa.
„Nie ma żadnej teologicznej przesłanki, która uprawniałaby nas do wnioskowania, że nadprzyrodzoność Eucharystii zawiesza prawa natury. Niejeden z nas wrócił z kościoła przeziębiony czy zarażony grypą. Tezy przeciwne urągają rozumowi i dowodzą przynajmniej na poły magicznego rozumienia Eucharystii. Ciało Pańskie rozwieszone na krzyżu chorowało. Takie są okrutne konsekwencje Wcielenia” – pisał ks. Andrzej Draguła w tekście „Eucharystia w czasach zarazy”.
Pojawiły się też działania stosujące pewien szantaż emocjonalny. Niektórzy z katolików głosili hasła, że ograniczenie liczby wiernych podczas liturgii czy Komunia Święta rozdawana na rękę to „zdrada Chrystusa”, niedowiarstwo. Wielu teologów i publicystów próbowało wyjaśniać, że Najświętszy Sakrament i przestrzeń kościoła także podlegają prawom biologii, fizyki i chemii. I nie ma żadnych teologicznych ani empirycznych argumentów na to, że Hostia czy woda święcona są wyłączone z możliwości przenoszenia zarazków.
Mówiono także o tym, że Eucharystia jest sakramentem uzdrowienia. Oczywiście, że tak jest, ale nie można tego rozumieć w sposób magiczny – że wystarczy wykonać jakąś czynność i coś „zadziała”. Nie dzieje się to automatycznie. Musimy przyznać, że to uzdrowienie należy do tajemnicy Boga.
Można się zastanawiać – pewnie nawet trzeba – co stoi za wiarą w kreowane teorie spiskowe, na przykład w te, że to „lewactwo wykorzystuje trudną sytuację do walki z Kościołem”. Albo wiara, że to „kara Boga, który chce pogrozić palcem grzesznej ludzkości”. Co stoi za wiarą, że ręce kapłańskie i budynek kościoła to rzeczy święte, od których magicznie odbijają się wirusy i inne zarazki? Pojawiło się wiele, nawet kpiących, tekstów na ten temat. Ale też wiele rzetelnie odpowiadających na te postulaty. Nie ulega jednak wątpliwości, że wszyscy powinniśmy solidnie powtórzyć lekcję o obecności Chrystusa w Eucharystii. A także o tym, czym różni się dziecięca wiara we wróżkę z bajki, od wiary rozumianej jako relacja z Bogiem.
>>>Bp Galbas: jestem wystraszony powierzchownością i magicznością naszej wiary [WIDEO]
Bóg jest tylko tam, gdzie ksiądz i sakramenty
Amerykański ośrodek Pew Research Centre, prowadzący badania nad religijnością, kilka lat temu opublikował dane, z których wynika, że Polska wyróżnia się pod względem praktyk religijnych wśród większości krajów na świecie. Badania pokazały, że zdecydowanie więcej Polaków regularnie uczestniczy w cotygodniowych nabożeństwach (45 proc.), niż codziennie się modli (27 proc.). Z tej różnicy procentowej można wyciągnąć wniosek, że nasza religijność ma charakter bardziej rytualny i społeczny niż osobisty. Wydaje się, że wyniki tych badań potwierdziły zachowania i religijne tęsknoty Polaków w czasie epidemii.
Brak możliwości udziału w sakramentach, ale także brak tradycyjnych nabożeństw, sprawiły, że wielu wierzących nie potrafiło odnaleźć się w tej rzeczywistości. Niektórzy uznali, że bez księżowskiego pokropienia pokarmów nie można się obejść. Błogosławieństwo czynione przez kogoś z rodziny uchodzi za jakieś gorsze, podrabiane. Księża otrzymywali propozycje udzielenia błogosławieństwa pokarmów nawet przez Messengera czy WhatsApp. Wielu duchownych objeżdżało parafie rowerem, samochodem czy nawet wozem strażackim, by tradycyjnej święconce stało się zadość. Jakby brak dostępu do księdza miał być równoznaczny z brakiem dostępu do łaski. Stąd też potrzeba organizowania takich akcji jak procesje piesze, samochodem czy nawet samolotem.
Przypomnieliśmy sobie też, o jak wielu źródłach duchowości zapomnieliśmy. A przede wszystkim – jak często umykały nam sposoby obecności Jezusa i pozasakramentalne formy przyjęcia Komunii (Komunia duchowa) i odpuszczenia grzechów (żal doskonały). A są to stare elementy tradycji Kościoła.
Może warto sobie zadać pytanie o to, dlaczego o tych elementach tradycji Kościoła zapomnieliśmy. Może dlatego, że sakramenty i życie liturgiczne trochę nam się sklerykalizowały? Objawia się to w przekonaniu, że Jezus jest tylko tam, gdzie są sakramenty, a sakrament jest tylko tam, gdzie jest kapłan. W ostatnim czasie duchowni i teologowie niejednokrotnie przypominali, że Bóg nie jest związany sakramentami i ma inne drogi zbawienia. A choć sakramenty są fundamentalne dla życia chrześcijanina, to życie wierzącego nie może ograniczać się do uczestniczenia w nich.
>>>Komunia duchowa. Krótki przewodnik
Lekcje z tęsknoty
Niektórzy szukali, w jaki sposób przemycić, może w nieco innej formie, stare, sprawdzone pomysły duszpasterskie. Inni próbowali odczytać pandemię jako znak czasu. Niektóre z interpretacji były dość radykalne.
Ks. Tomáš Halík mówił o tym, że Bóg wyprowadził nas z kościołów, by nam dać doświadczenie pustyni. „Być może ten post od Eucharystii miał być tak także okazją, aby pomyśleć o tych, którym dotychczasowa praktyka Kościoła udziału w Uczcie Chrystusa odmawia. Tak, myślę o ludziach w tak zwanych sytuacjach nieregularnych, na przykład o tych, którym się boleśnie rozsypało małżeństwo i znaleźli wsparcie dla siebie i swoich dzieci w nowym związku rodzinnym. Przypomnijcie sobie ten okrzyk faryzeuszów naszego wieku, kiedy papież Franciszek tylko wspomniał, że tym ludziom powinniśmy raczej okazać Jezusowe miłosierdzie niż chłodny paragraf prawa” – pisał czeski teolog w tekście „Chrystus nie ogranicza się do sakramentów”.
Inspirując się słowami papieża Franciszka zwracano uwagę na to, że nie można od Eucharystii oddzielać faktu, że przyjmując Ciało Chrystusa pod postaciami Chleba i Wina nie możemy nie przyjmować Ciała Chrystusa obecnego też w innych ludziach.
Radykalny gest wykonali kapłani w Świątyni Opatrzności Bożej. W Wielki Piątek powstrzymali się od przyjęcia Ciała Eucharystycznego, by uczestniczyć w przymusowym poście od Eucharystii, którego doświadczali pozostali parafianie.
Cyberpobożność
Sytuacja wymusiła w niektórych parafiach bardzo szybkie zmiany. Przeżyły – dosłownie – technologiczną rewolucję. Zwykle mówi się, że aby zaszła jakaś zmiana w Kościele potrzeba dziesięcioleci, tymczasem musiał wystarczyć tydzień. Jak grzyby po deszczu zaczęły pojawiać się propozycje rekolekcji internetowych, transmisje mszy świętych i modlitw; grupy spotykały się online. Rozpoczęły się dyskusje na temat tego, w jaki sposób najlepiej przygotować się do uczestnictwa we mszy świętej online, jak się ubrać, jak przygotować mieszkanie. Pojawiły się dyskusje wokół tego, czy można równoważyć uczestnictwo online z uczestnictwem bezpośrednim w Eucharystii. Przytaczano argumenty zarówno za jak i przeciw. Nie brakowało także teologów, którzy równoważyli obie formy uczestnictwa.
Odświeżono przy tej okazji liturgię domową. Pojawiło się wiele propozycji duchowego przeżycia Triduum Paschalnego w domu. Proponowano między innymi czytanie opisów męki Pańskiej z podziałem na role, wielkoczwartkowe mycie nóg (obrzęd mandatum realizowany w rodzinie), wielkopiątkową adorację domowego krzyża, wielkosobotnie odnowienie przyrzeczeń chrzcielnych czy liturgię światła.
Pomimo to podkreślano, że liturgia jest w zasadzie nietransmitowalna, że nie można w pełni uczestniczyć w Eucharystii za pośrednictwem transmisji, ale jest ona oczywiście pomocą w przyjęciu Komunii duchowej. „Żeby uczynić zadość przykazaniu, należy być fizycznie obecnym na mszy w niedziele i święta nakazane (wliczając w to sobotnią mszę wieczorną). Msza transmitowana nie jest formą uczestnictwa zastępczego. Reguluje to Kodeks Prawa Kanonicznego w kan. 1247. W Liście »Dies Domini« Jan Paweł II pisał, że »dla tych (…), którzy z różnych przyczyn zewnętrznych nie mogą uczestniczyć w Eucharystii i są tym samym zwolnieni z obowiązku niedzielnego, transmisja telewizyjna lub radiowa stanowi cenną pomoc«. Transmisja jest więc pomocą w przeżywaniu Dnia Pańskiego, a nie obowiązującą, zastępczą formą uczestnictwa w mszy świętej” – pisał ks. Andrzej Draguła.
Wielu wiernych wyczuwało niejako instynktownie – nawet jeśli nie potrafili tego wyrazić za pomocą teologicznych pojęć – że pomimo uczestnictwa online w Eucharystii, nadal tęsknili za „byciem na żywo”. Do tego stopnia, że sami prosili proboszczów o to, żeby msza święta czy różaniec online były właśnie z ich parafialnego kościoła – choć propozycji transmisji było naprawdę sporo. Chcieli w ten sposób choć trochę poczuć więź ze swoja wspólnotą parafialną.
Z drugiej strony była to okazja, by uświadomić sobie na nowo, że podmiotem liturgii nie jest tylko szafarz, który przewodniczy zgromadzeniu liturgicznemu. Ale że to całe Mistyczne Ciało Chrystusa, ze wszystkimi członkami, sprawuje Eucharystię. A więc prawdą jest to, że także świeccy są liturgiami, chociaż nie przewodniczą celebracji mszy świętej.
>>>Karolina Binek: rapujący księża i prezydent. Czym jest #hot16challenge2? [KOMENTARZ]
Rozczarowania i nadzieje
Z jednej strony może rozczarowywać postawa tych katolików, którzy w swoich pragnieniach i tęsknotach zapominali, że chodzi o coś więcej, niż o to, „czego ja chcę” w tej chwili. Czasami trzeba z pokorą przyjąć rzeczywistość, chociaż się z nią nie zgadzamy, i zastanowić się, co w danej sytuacji mogę zrobić, by spotkać się z Bogiem. Ale posłuszeństwo przełożonym, w przypadku katolików są nimi biskupi w łączności z papieżem, nigdy nie jest łatwe.
Z drugiej strony można zauważyć, że wielu katolikom autentycznie zależy na swoim rozwoju duchowym i życiu religijnym. I nawet jeśli czasami brakuje wiedzy czy pomysłów, to w sposób konstruktywny, a zarazem budzący nadzieję, potrafili odnaleźć się w nowej sytuacji. Dla wielu był to przyspieszony kurs z katechizmu i zapomnianych już skarbów Kościoła (np. Komunia duchowa, żal dokonały, teologia eklezjalna, teologia błogosławieństw). Dla wielu była to też okazja do zadania sobie pytania: o co chodzi w mojej relacji z Bogiem? Dlaczego tak naprawdę tęsknię za mszą świętą? Czy dlatego, że tęsknię za Bogiem w Eucharystii? Czy też dlatego, że tęsknię za tym, żeby było jak zawsze? A może moja wiara opiera się na lęku? To są bardzo ważne pytania.
Można mieć nadzieję, że te tęsknoty nie wygasną, ale przerodzą się w stałe szukanie kontaktu z Jezusem w Eucharystii, w pogłębianie wiedzy religijnej, poszukiwanie uzasadnienia dla tego, dlaczego wybieram Boga w moim życiu. A od tego już tylko krok do nowej ewangelizacji.
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |