Św. Cyryl Jerozolimski Fot. Wikipedia/Domena Publiczna

Już dawno pragnąłem wyjaśnić wam te tajemnice

Był  IV wiek po Chrystusie. Czasy nie należały do łatwych, mimo że chrześcijanie nie musieli już obawiać się krwawych prześladowań ze strony władz Rzymu. Pojawiły się za to inne problemy, a mianowicie herezje – zagrażające jedności Kościoła. Jedną z bodaj najpopularniejszych w tamtych czasach był arianizm.  

Głoszone przez Ariusza poglądy obecne były praktycznie w każdej części ówczesnego Kościoła, a mówiły mniej więcej tyle, że „Bóg jest jedyny, niestworzony, niezrodzony i niezmienny, nieśmiertelny, bez przyczyny i początku. Syn został stworzony przez Ojca i nie jest Mu równy”.  Zwolenników takiego myślenia nie brakowało, w Kościele powstawały kolejne obozy, jedni przeciw drugim. W takich warunkach ok. roku 350 biskupem Jerozolimy został wybrany św. Cyryl, ponad trzydziestoletni mężczyzna, pochodzący z głęboko wierzącej, chrześcijańskiej rodziny. Cyryl sprzeciwiał się ariańskim naukom, za co trzy razy został zesłany na wygnanie przez sympatyzujących z arianizmem władców. Zapamiętany został również dzięki specjalnym katechezom, które wygłaszał do katechumenów i nowo ochrzczonych – do dziś zachowały się 24, a także kilka innych pism Cyryla.

>>> Nawrócony cesarz i biskup

„Rzecz niezwykła i dziwna! Właściwie nie umarliśmy i nie pogrzebano nas. Zmartwychwstaliśmy, choć właściwie nas nie ukrzyżowano. Są to tylko obrazy, choć prawdziwie dokonało się nasze zbawienie. Chrystus rzeczywiście został ukrzyżowany, pogrzebany i prawdziwie zmartwychwstał. Wszystkie te łaski nam darował, abyśmy przez obraz uczestnicząc w Jego cierpieniach, prawdziwie osiągnęli zbawienie. Co za nieskończona miłość ku bliźnim! Chrystus miał przebite swe nieskalane ręce i znosił cierpienia, i mnie, który nic nie cierpiałem, czyni uczestnikiem swego bólu i darowuje zbawienie” (Katecheza chrzcielna). 

Łaska sakramentu 

Katechezy Cyryla pozwalają poznawać nauczanie Kościoła pierwszych wieków. Biskup kierował je zarówno do katechumenów – w okresie ich bezpośredniego przygotowania do chrztu podczas Wielkiego Postu (katechezy przedchrzcielne) –  jak i do neofitów w ciągu tygodnia po Wielkanocy (katechezy mistagogiczne). Te ostatnie stanowiły główny moment nauczania, przekazywane były neofitom w oktawie Wielkanocy, odsłaniały tajemnice zawarte w sakramentalnych obrzędach wtajemniczenia chrześcijańskiego, celebrowanych podczas wigilii paschalnej. Dzięki słowom Cyryla mamy dostęp do nauki o sakramentach inicjacji chrześcijańskiej, sprawowanych w drugiej połowie IV wieku w Jerozolimie. Katechumeni przyjmowali bowiem podczas jednej nocy sakrament chrztu, bierzmowania i Eucharystii. Podobnie jest i dzisiaj w przypadku chrztu dorosłych w Kościele zachodnim, w kościołach wschodnich te trzy sakramenty udzielane są nadal równocześnie. Dzięki katechezom Cyryla dowiadujemy się też, że czas formacji chrześcijan nie kończył się wraz z przyjęciem chrztu. W pewnym sensie dopiero wtedy się zaczynał, wierzono, że to łaska sakramentu chrztu umożliwia przyjęcia niektórych prawd wiary… Przekonanie godne naśladowania.  

Fot. pixabay

W domu i kościele 

W czasach starożytnego Kościoła katecheza dokonywała się zasadniczo w trzech ośrodkach: w rodzinie chrześcijańskiej, w liturgii Kościoła i w katechumenacie. Pierwszym, naturalnym miejscem poznawania wiary i samego Chrystusa był dom rodzinny. Troska o chrześcijańskie wychowanie dzieci polegała na prowadzeniu ich przez życie od samego początku, w odniesieniu do Ewangelii, we wspólnej modlitwie, rozważaniu Pisma Św., świętowaniu niedzieli czy we wspólnych rozmowach na temat wiary. Takie przynajmniej były założenia. Możemy się domyślać, że nie zawsze się udawało. Drugim ośrodkiem rozwoju życia religijnego w pierwszych wiekach była liturgia. Wierni wspólnie odmawiali lub śpiewali psalmy, słuchali słowa Bożego. Wychowawczy wpływ liturgii zwiększył się jeszcze bardziej od III w., kiedy zaczęła przybierać coraz bogatsze formy zewnętrzne, np. uroczyste wyznanie wiary czy obrzędy chrztu świętego. Trzecią rzeczywistością, przez którą dokonywało się wychowanie religijne stał się katechumenat, który stanowił specjalne przygotowanie do przyjęcia sakramentu chrztu świętego. W ramach katechumenatu bowiem odbywała się systematyczna katecheza przedstawiająca ortodoksyjną doktrynę,  z uwagi na rozpowszechniające się błędne nauki heretyków oraz na to, że nawracający się poganie nie znali Starego Testamentu. Katechumenat trwał zasadniczo trzy lata i był wypełniony nauczaniem oraz „ćwiczeniami w pobożności”. Bezpośrednim czasem przygotowania do chrztu był Wielki Post. Pragnący przyjąć chrzest musieli złożyć przyrzeczenie, że będą wyznawali wiarę i zachowywali naukę Chrystusa. Jak już wiadomo, poznawanie tajemnic wiary nie kończyło się na chrzcie, a wręcz przeciwnie.  

Konstantyn Wielki w towarzystwie ojców soborowych z Nicei Fot. Wikipedia/Domena Publiczna

„Już dawno pragnąłem – prawdziwe i bardzo drogie dzieci Kościoła – wyjaśnić wam te duchowe i niebieskie tajemnice. Ale ponieważ dobrze wiedziałem, że więcej wierzy się oczom aniżeli uszom, czekałem aż do dzisiaj, by was – skoro dzięki temu, coście niedawno przeżyli, lepiej przygotowaliście się do nauki – poprowadzić na jaśniejszą i wonniejszą łąkę tego raju. Właśnie po przyjęciu boskiego, życiodajnego chrztu będziecie mogli uczestniczyć również bardziej w Bożych tajemnicach. Trzeba więc wam zastawić teraz stół pełniejszych nauk. Pragniemy was pouczyć, abyście dobrze pojęli znaczenie tego, coście w tę noc swego chrztu przeżyli” (Katecheza mistagogiczna, pierwsza). 

 
Zachwycić się Bogiem 

Od samego początku Kościół głosił Dobrą Nowinę o zbawieniu nie tylko żydom, ale i ówczesnym poganom. W ten sposób ewangelizacja od zawsze wypełniała życie Kościoła i była podstawowym wymiarem jego działalności. Tak chciał Chrystus, który wstępując do nieba polecił apostołom głoszenie Ewangelii i budowanie Kościoła przez chrzest (por. Mt 28,19). Pytanie, jak to robić, żeby działać nie tyle skutecznie, co zgodnie z Bożą wolą, towarzyszy Kościołowi od prawie 2000 lat i jak wiemy – było z tym raz lepiej, raz gorzej. 

Dzisiaj, kiedy wciąż jeszcze mamy wokół siebie więcej ochrzczonych niż nieochrzczonych, i coraz więcej niewierzących ochrzczonych, pytanie o formy katechizacji i ewangelizacji nasuwa się samo i jest to temat rzeka. „Ewangelizacja musi być świadectwem ludzi, którzy spotkali w swoim życiu Jezusa Chrystusa – mówił Ksiądz Blachnicki – odczuli Jego moc, zostali przez Niego przemienieni i nawróceni oraz napełnieni mocą Ducha Świętego”. Duszpasterze są zasadniczo zgodni co do tego, że powinna przebiegać przez trzy (naukowo brzmiące) wymiary: kerygmatyczny (czyli głosimy Chrystusa, Jego śmierć i zmartwychwstanie), sakramentalny (wiara osobista w Chrystusa, dzięki działaniu Bożej łaski rozwija się w sercach ludzi), i eklezjalny (wiara umacnia Kościół, którego wszyscy jesteśmy częścią). Ewangelizacja – dodają – może dokonywać się przez głoszenie słowa Bożego, życie sakramentalne zapoczątkowane przyjęciem chrztu i umacniane Eucharystią, wreszcie przez świadome życie we wspólnocie Kościoła, którego źródłem jest żywa wiara i miłość. Brzmi sensownie i prawdziwie, tylko jak to zrobić w konkrecie, jak sprawić, by kolejni, konkretni ludzie mogli się Panem Bogiem zachwycić? Wydaje się, że nie trzeba wymyślać nic drastycznie nowego. O potrzebie katechezy rozumianej jako wtajemniczanie w wiarę, o mistagogicznym wymiarze przepowiadania, mówiły sobory, pisali papieże, biskupi, duszpasterze… i coraz częściej ludzie świeccy. I mówią do dzisiaj. Bo ostatecznie o jedno tylko chodzi – o osobiste spotkanie Chrystusa.  

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze