Kard. Dziwisz: Hanna Chrzanowska to „geniusz kobiety”
Hanna Chrzanowska jest ucieleśnieniem i realizacją „geniuszu kobiety”, o którym wielokrotnie mówił i pisał św. Jan Paweł II – powiedział kard. Stanisław Dziwisz, który pamięta ją jeszcze z czasów, gdy był klerykiem.
Osobisty sekretarz papieża podkreśla, że krakowska pielęgniarka jest pierwszą błogosławioną z kręgu najbliższych współpracowników Karola Wojtyły. „Jej wkład w misję Kościoła i społeczeństwa, które winno troszczyć się o swoich chorych, jest nie do przecenienia” – ocenia krakowski metropolita senior.
Magdalena Dobrzyniak,: Co w postawie, pracy i zaangażowaniu Hanny Chrzanowskiej świadczyło o jej świętości?
Kard. Stanisław Dziwisz: Pamiętam ją jeszcze z czasów seminaryjnych. Byliśmy nią zachwyceni, bo pociągała nas przykładem pięknego, całkowicie oddanego chorym życia. Nie tylko pociągała, ale wprost zarażała dobrem. Pokorna, pełna prostoty i wewnętrznej radości, jednocześnie ogromnie zdeterminowana, gdy chodziło o pomoc chorym, zaangażowana bez reszty. Jej posługa chorym przybierała kształt najprostszych czynności: przynosiła leki, pielęgnowała ich, myła im nogi. To było uderzające i niezapomniane świadectwo.
Prowadziła nas do biednych, zapomnianych i cierpiących ludzi, którzy potrzebowali nie tylko fachowej pielęgniarskiej opieki, ale również wsparcia duchowego. Oni łaknęli obecności drugiego człowieka, rozmowy, zwykłego towarzyszenia. Hanna te potrzeby dostrzegała i z wielką wrażliwością odpowiadała na nie, angażując wiele środowisk, w tym również kleryków. Jako przyszli kapłani uczyliśmy się od niej Ewangelii miłosierdzia, to znaczy tego, że jeśli chcemy żyć Ewangelią na co dzień, to musimy zwrócić się do najbardziej potrzebujących, chorych, samotnych i opuszczonych.
Ale spotkanie Eminencji z Hanną Chrzanowską nie skończyło się przecież na seminarium. Później, zapewne wiele razy, miał Ksiądz Kardynał okazję do takich spotkań jako sekretarz biskupa Wojtyły.
Oni współpracowali ze sobą jeszcze w czasach, gdy ks. Wojtyła był zwykłym księdzem, spowiednikiem w parafii Mariackiej. Tam posługiwał wielki krakowski jałmużnik, człowiek wielkiego miłosierdzia, ks. infułat Ferdynand Machay. To były pokrewne dusze, cała trójka. Wspierali się i współdziałali, bardzo praktycznie.
Uderzające było to, jak dobrze się rozumieli. Tych dwoje świętych ludzi nie potrzebowało wielu słów, by razem tworzyć wielkie dzieło opieki nad chorymi. Gdy ks. Wojtyła został biskupem, ich współpraca nabrała jeszcze większego znaczenia. On bardzo jej ufał. Doceniał jej ogromną wiedzę, kompetencje i doświadczenie, jej głębokie życie duchowe, a nade wszystko wrażliwość serca. Był pewien, że chorzy, którymi ona się opiekuje, są w dobrych rękach.
Sam zresztą przywiązywał wielką wagę do odwiedzin chorych podczas wizytacji duszpasterskich. Te spotkania z chorymi, biednymi ludźmi głęboko zapadały w serce. Widząc, w jakich warunkach żyją, kard. Wojtyła nierzadko wspierał ich materialnie, przekazywał też Hannie Chrzanowskiej informacje o tym, że ktoś potrzebuje pomocy medycznej. Ten zwyczaj spotkań z chorymi w czasie wizytacji parafialnych przetrwał do dziś, bo osoby cierpiące są w samym sercu Kościoła, a więc również każdej wspólnoty parafialnej.
Można więc zaryzykować stwierdzenie, że gdy papież Jan Paweł II mówił o „geniuszu kobiety”, miał przed oczami również ją – krakowską pielęgniarkę, z którą współpracował kilkadziesiąt lat?
Hanna Chrzanowska jest ucieleśnieniem i realizacją tego „geniuszu”. Ojciec Święty podkreślał rolę kobiet we współczesnym świecie i w Kościele, widział w nich bogactwo, które wiąże się ze świadomością życia dla drugiego człowieka. Kiedy mówił o „geniuszu kobiety”, miał na myśli ogromny wkład, jaki kobiety wnoszą w dzieje ludzkości, ich zdolność do kochania i bezgranicznego poświęcenia się drugiemu człowiekowi, zwłaszcza słabemu i bezbronnemu. Tak żyła Hanna Chrzanowska, a jej wkład w misję Kościoła i społeczeństwa, które winno troszczyć się o swoich chorych, jest nie do przecenienia.
Nie dziwi więc fakt, że z grona najbliższych współpracowników Karola Wojtyły w czasach krakowskich to właśnie Hanna Chrzanowska jako pierwsza zostaje błogosławioną?
Trzeba przy tej okazji przypomnieć, że Karol Wojtyła stawiał na świeckich. W tym kręgu są również inni kandydaci na ołtarze, jak Jan Tyranowski czy Jerzy Ciesielski. Wojtyła otaczał się ludźmi świeckimi, powierzał im odpowiedzialność za apostolstwo w bardzo konkretnym wymiarze, czyli wszędzie tam, gdzie żyli i działali. Jednocześnie byli to ludzie bardzo zaangażowani w życie Kościoła. Wywarli wpływ nie tylko na samego Karola Wojtyłę, jak np. Jan Tyranowski, ale i na Kościół krakowski, jego misję i żywotność, jak Hanna Chrzanowska. Widzimy przecież, że jej dzieło, w tamtych czasach pionierskie, przetrwało i rozwija się. Wystarczy wspomnieć o działalności Katolickiego Stowarzyszenia Pielęgniarek i Położnych Polskich, które nadal pomaga najbardziej potrzebującym. Odbicie jej działalności znajdujemy również w idei hospicjów domowych, przyparafialnych grup charytatywnych czy zaangażowaniu kleryków i duszpasterstw akademickich w posługę osobom chorym i cierpiącym.
Swoją misję Hanna Chrzanowska pełniła w Krakowie, mieście, które ma ogromne tradycje w pełnieniu dzieł miłosierdzia…
…i jest ojczyzną wielu świętych i błogosławionych miłosiernych. Hanna Chrzanowska staje w jednym szeregu z Szymonem z Lipnicy, Janem z Kęt, Królową Jadwigą, Bratem Albertem, Faustyną Kowalską, Janem Pawłem II. To miasto inspiruje do dzielenia się miłością z bliźnimi. Warto przy tym pamiętać, że papież Jan Paweł II żył w duchowym kręgu świętych, wielu z nich wyniósł na ołtarze. Żyć w kręgu świętych to wielkie wyzwanie i zobowiązanie. Byli dla niego natchnieniem i wsparciem. I w dużej mierze oni uczyli go „wyobraźni miłosierdzia”, którą całym swoim życiem realizowała Hanna Chrzanowska.
Ksiądz Kardynał lubi porównywać naszą krakowską pielęgniarkę z Matką Teresą z Kalkuty. Skąd wzięło się to zestawienie?
Znałem obydwie. Hannę, jak już mówiłem, od czasów seminaryjnych, a Matkę Teresę z Kalkuty – dzięki jej spotkaniom z Janem Pawłem II. Wiele łączy te święte kobiety. Przede wszystkim ogromne oddanie ludziom chorym i biednym, niewyobrażalnie cierpiącym. Hanna Chrzanowska wchodziła tam, gdzie nikt nie chciał chodzić, dotykała największych ludzkich nędz, ukrytych w suterenach i na poddaszach, w biedzie i zaniedbaniu, w samotności i chorobie. Tak jak Matka Teresa, niosła nadzieję chorym i umierającym, ze wszystkich sił walczyła o ich ludzką godność. Niosła im ulgę w cierpieniu fizycznym, ale troszczyła się także o ich życie duchowe. Była dla Krakowa tym, kim dla Kalkuty Matka Teresa. Oczywiście, Hanna Chrzanowska była osobą świecką, a za Matką Teresą stało zgromadzenie zakonne, które założyła dla realizacji swojej misji. Ale ich wrażliwość, spojrzenie na chorych i ich fizyczne i duchowe potrzeby, są bardzo podobne.
W czym Hanna Chrzanowska może nas inspirować dzisiaj?
Święci są nam dani po to, by wciąż działać swoim przykładem. Od czasów Hanny Chrzanowskiej opieka domowa nad ludźmi chorymi bardzo się rozwinęła. Otworzyły się nowe możliwości wspierania chorych i ich rodzin, mamy wielu wolontariuszy chętnych do tej posługi, zmieniła się też świadomość, jak ważne dla życia każdej parafii jest, by w jej centrum postawić ludzi chorych i potrzebujących. Ale beatyfikacja Hanny Chrzanowskiej daje nam dużo do myślenia, bo biedni wciąż są wśród nas. Nie myślę tutaj tylko o biedzie materialnej, ale także o różnych obliczach społecznego wykluczenia, nędzy duchowej, zagrożeń cywilizacyjnych. Hanna Chrzanowska uczy nas wrażliwości na rozmaite przejawy biedy i odwagi w odpowiadaniu na te wyzwania.
Żyła w czasach nam współczesnych, jej postawa przemawia więc z wielką siłą. Ta nadzwyczajna kobieta może być przykładem spójności życia i modlitwy, wzorem dla świeckich, którzy szukają swojego miejsca w Kościele. Porywa i zachwyca nas jej heroizm i prostota, ogromna wiedza i wyobraźnia serca, dzięki której tak dobrze odczytywała potrzeby ludzi chorych. Imponuje jej nieustępliwość w dążeniu do realizacji życiowego powołania. Jednym słowem, choć jej beatyfikacja jest świętem dla środowiska medycznego i chorych, którym oddała całe swoje życie, to warto, by szukał inspiracji u niej każdy, kto pragnie żyć Ewangelią na co dzień.
Fot. plus.dziennikpolski24.pl
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |