Kard. Krajewski zadzwonił do byłego premiera pogrążonego w żałobie

Leszek Miller (premier w latach 2001-2004) stracił niedawno syna. Dziś, po kilkunastu dniach od śmierci syna, opowiedział od telefonie, który zadzwonił do niego z… samego Watykanu!

Syn byłego premiera został półtora tygodnia temu znaleziony martwy we własnym domu pod Warszawą. Leszek Miller (syn miał takie samo imię jak ojciec) popełnił samobójstwo. Według nieoficjalnych wiadomości syn byłego szefa SLD zmagał się od dłuższego czasu z depresją. Miał 48 lat.

Dziś – w pierwszym wywiadzie emitowanym na żywo – były premier opowiedział o swoich przeżyciach. Był gościem Roberta Mazurka w „Porannej Rozmowie RMF”. W pewnym momencie rozmowa przeszła na wątek religijny. Leszek Miller zdradził fakt, który może niektórych zaskoczyć.

Szpital polowy
„Dwa telefony zrobiły na mnie największe wrażenie. Po pierwsze, kiedy zadzwonił kardynał Konrad Krajewski z Watykanu. jałmużnik papieża. Starał się dodać nam otuchy. Mówił nam, że będzie odprawiał msze w Watykanie, również papież będzie się modlił. Miałem okazję – dwa razy rozmawiałem z kardynałem – też rozmawiać o nieco innych sprawach, ale istotnych, o misji Kościoła” – mówił na antenie Leszek Miller. Dziennikarz pozwolił swojemu rozmówcy rozwinąć wątek. Były premier przypomniał słowa kardynała, które są chyba znane wielu z nas. 

Solidarność mimo różnic w przeszłości  
„Zapamiętałem słowa, które bardzo mnie ujęły. Kardynał powiedział, że Kościół w jego opinii to szpital polowy, gdzie drzwi muszą być otwarte dla wszystkich ludzi, których los pokrzywdził. Dla wszystkich nieszczęśników, załamanych, dotkniętych, poranionych. I że on tak rozumie misję Kościoła. A drugi telefon, o którym powiedział Miller, to telefon od Mariana Krzaklewskiego, „z którym ja nie widziałem się od lat. A przecież pod koniec lat 90. ostro się zwalczaliśmy” – wspominał. 

fot. Mieczysław Włodarski, East News


„Trzeba żyć, nie można tylko płakać, sam się przekonałem o tym, kiedy zaraz po śmierci trzeba było załatwiać rozmaite formalności, ponieważ moje najbliższe kobiety się do tego nie nadawały, to mnie przypadła ta rola” – opowiadał Leszek Miller. „Wszyscy jesteśmy oswojeni ze śmiercią, ale to ma się nijak w sytuacji, w której umiera ktoś bliski – wtedy umiera cząstka każdego z nas – zauważył były premier”. Jak wspominał, o śmierci swojego syna dowiedział się na wakacjach w Grecji. Był tam z żoną i wnuczką. „Kilka lat temu ciężko zachorowała moja żona. Podjęliśmy zaciekły bój, żeby wyszła z tego nieszczęścia. I to się powiodło. Po raz pierwszy miałem wrażenie, że śmierć na nas spojrzała, ale się zawahała. Teraz się nie zawahała” – dodał.

Gdy rodzic żegna dziecko
„Mówią wszyscy, że najgorzej jest chować własne dziecko, bo to nie jest naturalne. Tak, kolejność powinna być odwrotna – to dzieci powinny grzebać swoich rodziców. Jeżeli jest odwrotnie, to oprócz poczucia niesprawiedliwości jest takie poczucie krzywdy. W moim przypadku, kiedy śmierć nastąpiła w dramatycznych okolicznościach, jest też takie dręczące pytanie: dlaczego to się stało? Ja i moja żona mamy świadomość, że to pytanie będzie nam towarzyszyć do końca życia” – mówił były premier na antenie RMF.

Trudniej, bo nie wierzyliśmy
Człowiek wierzący myśli w takiej sytuacji być może o jakiejś wieczności, o kontakcie z dzieckiem gdzieś kiedyś w przyszłości. Panu jest trudniej pod tym względem?” – w pewnym momencie zapytał Robert Mazurek. „O tyle trudniej, że zarówno syn, jak i ja byliśmy ludźmi niewierzącymi” – odpowiedział premier. Dopytywany, czy nie było teraz może momentu przebłysku, odpowiedział: „Wie pan, przychodzą moi znajomi i mówią, że syn do nich przyszedł w nocy. Mówią mi, co im powiedział. To robi zawsze duże wrażenie. Ale czy skłania do jakichś refleksji, o które pan pyta? Jeszcze nie”. To wypowiedziane na koniec „jeszcze nie” może dawać nadzieję, że łaska wiary przyjdzie do Leszka Millera. Należy mu tego życzyć, jak i każdemu człowiekowi. Łaska wiary to wielki dar, w takich chwilach na pewno pomocny.

 

Wybrane dla Ciebie

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze