modlitwa

fot. cathopic.com

Kiedy myślisz, że Pan Bóg niczym już cię nie zaskoczy 

Być może jesteś zaangażowany w życie Kościoła od lat. Rozpoczynasz dzień modlitwą i nie pamiętasz, kiedy ostatni raz zdarzyło ci się opuścić niedzielną mszę świętą. Postaci takie jak św. Tomasz z Akwinu, św. Ojciec Pio, św. Rita – jak również inni mniej lub bardziej znani święci – nie są dla Ciebie zagadką. Ba, być może znasz nawet ich cytaty lub inne anegdoty z ich życia. Jak więc zachować w swojej wierze świeżość i otwartość na „nowe”? 

Myślę, że ważnym momentem w życiu chrześcijanina jest doświadczenie swojej grzeszności. Tak, przecież to właśnie do grzeszników adresowana jest Dobra Nowina. Jest to sprawa oczywista, a już na pewno jest oczywista dla człowieka wiary. Jednak nie mogę oprzeć się wrażeniu, że słabszy okres w relacji z Bogiem wynika często z przekonania, że nawrócenie nie jest mi już potrzebne. Wtedy czuję, że ta Boża oferta do mnie nie trafia. „Nie przyszedłem wezwać do nawrócenia sprawiedliwych, lecz grzeszników” – mówi Jezus w Ewangelii wg. św. Łukasza. Chociaż rozwijamy się duchowo, w nasze życie wpisana jest nieustanna pozycja startowa – zaczynanie ciągle od nowa. 

>>> Emocje – jak sobie z nimi radzić i czy trzeba się z nich spowiadać?

Sahara duchowa 

Nie chciałbym jednak sugerować, że okres kryzysu wiary lub pewnej posuchy w relacji z Bogiem musi oznaczać, że z naszą wiarą jest coś nie tak. Uczucie pustki jest bardzo ważnym i naturalnym czasem dla człowieka. Bóg w Starym Testamencie przychodzi do Eliasza wtedy, gdy ten zamknął się w pustce swojej jaskini. Podobnie Jezus – do swojej misji przygotowywany jest na pustyni. Chociaż może nam się wydawać, że czas suszy i takiej „duchowej Sahary” jest czasem straconym, to można dostrzec w nim próbę lub poligon, przygotowanie do czegoś istotnego. O doświadczenie wypalenia w wierze i poczucie pustki w relacji z Bogiem postanowiłem zapytać osoby, które są zaangażowane w życie Kościoła i trwają w wierze praktycznie przez całe życie – studenta oraz osobę żyjącą w małżeństwie. 

fot. Unsplash

Nie tylko emocje 

Ciekawym porównaniem posłużył się pierwszy z moich rozmówców. – Myślę, że czas duchowej suszy jest bardzo potrzebny. Wiara nie powinna polegać wyłącznie na emocjach. Oczywiście, one są ważne, bo dzięki nim doświadczamy Boga, ale wiara nie może się opierać wyłącznie na nich. Relacja z Bogiem jest podobna do zakochania. Na początku są emocje, jest ich bardzo dużo, wręcz taka burza, a później jest ich często znacznie mniej. Mimo to, mając w sercu to doświadczenie miłości, chcemy cały czas być blisko tej ważnej dla nas osoby. Z Bogiem jest tak samo, a On jest przecież „chodzącą miłością”– opowiada student. Tutaj możemy sobie zadać pytanie o to, co dominuje w naszej relacji z Bogiem – wiara czy emocje, które nie są trwałym budulcem? Nie chodzi też o to, żeby deprecjonować rolę emocji. Z drugiej strony wierny kibic np. klubu piłkarskiego nie zmienia swojej ulubionej drużyny po gorszym sezonie, kiedy jest niezadowolony z jej wyników. Jeśli tak robi, staje się tzw. sezonowcem. Chodzi więc o trwały budulec, dzięki któremu nasza wiara nie rozsypie się przy pierwszej, najbliższej suszy.  

Cisza i codzienność 

Ale co wtedy, kiedy taka susza nastąpi? Jakie są sposoby na radzenie sobie w sytuacjach, kiedy myślimy, że Bóg niczym nas już nie zaskoczy, że ta relacja jakoś się wypaliła i może nie jest już taka jak dawniej? To pytanie również zadałem mojemu rozmówcy.

– Jeśli chodzi o moje sposoby na podtrzymanie wiary, to jest to na pewno lektura związana z duchowością, a także modlitwa. Staram się modlić w ciszy, lubię przy tym zapalić sobie jakąś świeczkę, żeby trochę się skupić – na co dzień jestem bardzo zalatany i ciągle gapię się w telefon. Myślę, że warto robić sobie takie postanowienia związane z modlitwą, np. wyznaczyć sobie na nią czas w ciągu dnia – dzieli się student.

Być może zbyt często szukamy jakichś wyjątkowych bodźców, które odmienią nasze życie. Czasami rzeczywiście tak jest, że jakieś wydarzenie potrafi zmienić nasze myślenie, skierować nasze oczy na Boga, ale to dopiero początek drogi, ponieważ to codzienność jest esencją naszego życia. Wydaje mi się, że w niej najczęściej tkwi problem dotyczący wypalenia się w relacji z Bogiem. Kiedy np. nasza modlitwa, czyli rozmowa z Bogiem, zaczyna przypominać nudne załatwianie formalności przy urzędniczym okienku z elementami negocjacji, wtedy trudno mówić o żywej, bliskiej relacji.  

Fot. Jcomp – Freepik.com

Tajemnica 

A co wtedy, gdy relacja z Bogiem przestała być dla nas interesująca, bo mamy wrażenie, że już dobrze Go znamy? Czy jest to w ogóle możliwe – taki rodzaj wypalenia? Zapytałem o to moją drugą rozmówczynię, która na co dzień jest żoną i matką.

– Ostatnio podchwyciłam od jednego ze znanych księży ciekawą myśl odnośnie do tego, że człowiek jest sam dla siebie tajemnicą. W jednym ze swoich kazań kapłan zwrócił uwagę na to, że wraz z rozwojem nauki pewne zagadnienia się wyjaśniają, ale jednocześnie rodzą się dziesiątki nowych pytań, na które nie znamy odpowiedzi. Myślę, że tak samo jest w relacji z Bogiem. Czasami zderzam się ze ścianą, ale to nigdy nie jest koniec drogi. Wspomniany ksiądz mówił również o tym, że człowiek nie „jest”, tylko „staje się” – dzieli się w rozmowie.

Ta ostatnia myśl całkiem mnie zaintrygowała – człowiek, który jest „plastyczny” i z dnia na dzień dopiero sam siebie poznaje. Im bardziej poznaje Boga, tym bardziej odkrywa, ile jeszcze o Nim nie wie.  

Przy Bogu 

Jeśli więc Bóg może być tak interesujący dla człowieka, to z pewnością istnieją jakieś niezwykłe sposoby, żeby wejść z Nim w bliższą relację – pomyślałem sobie (pewnie dość infantylnie, ale bardzo po ludzku), kiedy zadałem mojej rozmówczyni kolejne pytanie: „jakie są twoje sposoby na okres wypalenia w wierze?”.

– Myślę, że najlepszym sposobem na przetrwanie trudnego czasu w wierze jest próba akceptacji tego, co się w nas dzieje. Na pewno bardzo pomaga mi trwanie w sakramentach, chodzenie do spowiedzi – nawet jeśli wydaje się, że nic się nie zmienia. Bycie przy Bogu mimo wszystko – dzieli się kobieta.

Być może czasami w wierze musimy włączyć tryb przetrwania i zadbać o naszą wiarę w bardzo prosty sposób. Czy to znaczy, że Bóg już niczym nas nie zaskoczy? Po co znowu mówić różaniec? Po co iść setny raz do spowiedzi? Dla ludzi, którzy przyglądają się nam z boku to szaleństwo, ale w tym szaleństwie, w tej prostocie, faktycznie jest metoda. Czasami zachowujemy się tak, jakby działalność Jezusa na ziemi już się skończyła. Żyjemy w czasach, kiedy każdy system, każda aplikacja co jakiś czas jest poddawana aktualizacji, ale to słowo Boże jest w tej kwestii niedoścignione – aktualizuje się codziennie. Nasza historia życia, historia zbawienia pojedynczego człowieka, jest wciąż otwarta. Wciąż masz w swoim życiu wiele dróg do odkrycia i wiele zagadek do rozwiązania. Daj się zaskoczyć. 

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze