Fot. svetlanasokolova/freepik.com

Kiedy wydaje się, że Bóg nie istnieje, że się ode mnie odwrócił [ROZMOWA]

– W takim momencie może człowiekowi towarzyszyć myślenie: Panie Boże, przecież jestem pobożny, a wszyscy się ode mnie odwrócili, Ty się ode mnie odwróciłeś, Twoje błogosławieństwo dla mnie już się skończyło. Moi przyjaciele się ode mnie odwrócili, co więcej – Ty jako mój Przyjaciel się ode mnie odwróciłeś, a przecież ja jestem przy Tobie – mówi ojciec Paweł Sawiak, jezuita.

Sam pisze o sobie na stronie internetowej, że jest „pasjonatem życia, Boga, ludzi”. Podkreśla, że „lubi pomagać innym – bezdomnym, prostytutkom, chorym, starszym, młodzieży i każdemu, kto się nawinie. Muzykuje, śpiewa, czyta i sporo siedzi w internecie”. I oczywiście jako jezuita jest specjalistą od kierownictwa duchowego. 

Justyna Nowicka: możemy zacząć od wytłumaczenia tego nieco trudnego słowa „strapienie”. O czym mówimy w życiu duchowym, kiedy mówimy o „strapieniu duchowym”?

Paweł Sawiak SJ: – Bardzo ciekawe jest to, że nawet w Biblii dość często znajdujemy osoby, które są w naprawdę głębokiej przyjaźni z Bogiem, a jednak dochodzi do takiego momentu, który dziś moglibyśmy nazwać depresją, spadkiem samopoczucia. Temu stanowi mogą towarzyszyć także wątpliwości i dylematy. Taki człowiek doświadcza w sobie pewnego rodzaju wewnętrznej ciemności. Może stawiać pytania o sensowność trwania przy Bogu, a nawet wręcz zarzucać Mu, że to On sprawił, że człowiek czuje się w ten sposób.

Taką postacią w Biblii jest na pewno Hiob. Także Jeremiasz, który powie, że wolałby nie żyć. Jest Eliasz, który kładzie się pod drzewem na pustyni i pragnie umrzeć. Kilka wieków temu, oprócz płaszczyzny psychicznej, w zakonach dostrzegano w tych stanach również wymiar relacji z Bogiem. Robili to zwłaszcza ci, którzy w sposób profesjonalny zajmowali się duchowością, czyli na przykład Ojcowie Pustyni. Celowo wchodzili oni w bliską relację z Bogiem, by na sobie poniekąd eksperymentować i w ten sposób później pomagać innym w relacji z Bogiem. Podobnie działo się w zakonach, dlatego w każdej duchowości, czy to franciszkańskiej, ignacjańskiej czy karmelitańskiej, znajdujemy opisy właśnie takich stanów wewnętrznej ciemności. Jest tak dlatego, że te stany „nocy” są naturalnym, a nawet koniecznym doświadczeniem człowieka, który zbliża się do Boga.

W jaki sposób się to objawia? Jakie są charakterystyczne elementy, które pozwalają mówić o tym, że jest to doświadczenie duchowe?

– Przede wszystkim można zaobserwować, że bez żadnej przyczyny, bez żadnych zmian odnośnie do swojego zaangażowania w relację z Bogiem człowiek zaczyna odczuwać oddalenie od Boga, praktycznie może czuć jakby Bóg nie istniał. A nawet jeśli jakoś istnieje, to On jest odwrócony ode mnie, przestał mnie „lubić”. Człowiek zastanawia się wtedy, czy to on sam zawinił. Święta siostra Faustyna miała takie epizody, w których bała przyjąć się Komunię św., bo twierdziła, że Bogu nie podoba się to, co ona teraz czuje. Obwiniała się o to, że nie powinna tego czuć.

Rzeczywiście widać, że może pojawić się wewnętrzny zamęt.

– W takiej sytuacji na pewno pomocny może być dobry spowiednik, który widzi, że nie jest to utrata wiary, że nie jest to także opętanie, ale strapienie duchowe. I dlatego spowiednik siostry Faustyny powtarzał jej, że za żadne skarby świata nie powinna w tym momencie opuszczać Komunii świętej.

Najgorszą rzeczą, którą możemy zrobić w momencie strapienia duchowego jest odwrócenie się od praktyk i od Boga, twierdząc, że to jest najlepsze wyjście. Takie pomysły podpowiada nam w strapieniach duchowych zły duch. On jest panem ciemności, więc kiedy my jesteśmy w ciemności, to on ma wtedy przystęp do nas. Różne pomysły, które nam wówczas przychodzą do głowy, wyglądają na dobre, nawet na Boże pomysły, ale nie pochodzą od Boga.

>>> Najważniejsze ćwiczenie duchowe to poczucie humoru 

A czy ten stan ducha może być niezależny od samopoczucia psychicznego? Czy można czuć się dobrze ze swoimi emocjami, a równocześnie niezbyt dobrze duchowo?

– Jest to specyficzny stan ducha, nie jest to stan psychiczny i nie może być mylony z samopoczuciem psychicznym. Człowiek może czuć się bardzo dobrze psychicznie, może być radosny, może mieć wiele dobrych uczuć, ale w tym samym czasie może doświadczać wewnętrznego strapienia.

Bardzo dużo oczywiście zależy od tego w jakiej jesteśmy kondycji psychofizycznej, na przykład od tego, czy się wyśpimy. Kiedy ktoś przychodzi do konfesjonału i mówi, że jest mu bardzo ciężko zebrać się do modlitwy, że wręcz od niej ucieka, wtedy dobry kierownik duchowy zapyta o stan psychiczny danej osoby, o sytuację życiową. Bo może się okazać, że ktoś od dłuższego czasu nie miał nawet dnia wolnego w pracy albo ma problemy ze spaniem. W takich sytuacjach strapienie duchowe może mieć przyczynę w okolicznościach życia.

Fot. youtube

To znaczy, że my sami możemy sobie zafundować taki stan duchowy?

– Jeżeli zaniedbam swoją kondycję fizyczną, to będzie to miało wpływ na stan psychiczny, to znaczy, że nie tylko nie będzie chciało nam się modlić, ale nie będzie mi się chciało nic. Jeśli zaniedbam odpoczynek, swoje hobby…

I pewnie relacje…

– Dokładnie, to także wpłynie na wewnętrzne podejście do wielu rzeczy. Mogę przestać chodzić do kościoła, modlić się, odmawiać różaniec, przestać czytać Pismo Święte. Brak tych ćwiczeń duchowych doprowadza do oddalenia mnie od Boga, a tym samym do strapienia duchowego.

Ale może być też tak, że nie zaniedbujemy tych wszystkich rzeczy dotyczących sfery duchowej, a pomimo to pojawia się taki stan, który określamy strapieniem duchowym. Może wtedy człowiekowi towarzyszyć myślenie: Panie Boże, przecież jestem pobożny, a wszyscy się ode mnie odwrócili, Ty się ode mnie odwróciłeś, Twoje błogosławieństwo dla mnie już się skończyło. Moi przyjaciele się ode mnie odwrócili, co więcej – Ty jako mój przyjaciel się ode mnie odwróciłeś, a przecież ja jestem przy Tobie. O co chodzi?

Zmysły człowieka są jakby wygaszone, nie pomagają człowiekowi w modlitwie. Na przykład w czasie adoracji człowiek czuje, że równie dobrze mógłby stać przed drzewem. Brakuje wrażenia, że człowiek stoi przed Bogiem. I tutaj pojawia się pytanie o to, dlaczego tak się dzieje, że skoro człowiek jest w bliskości z Bogiem albo się do Niego zbliża – Bóg dopuszcza taki stan, w którym człowiek ma jakby zabrane odczuwanie zmysłowe.

Można by zapytać: dlaczego Bóg nam to robi?

– Bóg, widząc staranie człowieka o to, by wejść w głębszą relację z Nim, prowadzi go tak, by był człowiekiem bardziej pokornym, takim, który będzie potrafił przyjmować dary duchowe, otwartym na Boże natchnienia.

Jest to trochę podobne do pracy w firmie. Kiedy szef widzi, że pracujesz dobrze z pracownikami, że jesteś człowiekiem godnym zaufania, to będzie ci powierzał więcej obowiązków, ale także płaca będzie lepsza. Pracodawca będzie w tobie widział pomoc dla siebie i dla firmy.

Kiedy Bóg widzi pragnienie dużej bliskości z Nim, to zabiera różne duchowe „podpórki”, takie duchowe cukierki. Poddaje próbie człowieka, tak jak trener poddaje próbie sportowca – ile on jeszcze wytrzyma, bo powinien wytrzymać w tym momencie już więcej, kiedy tak długo ćwiczy. I to sprawia, że taki zawodnik osiąga lepsze wyniki, może wygrać zawody – właśnie dlatego, że trener widzi, że w pewnych momentach na treningu powinna być zastosowana większa próba. Jeżeli Bóg widzi, że człowiek trochę poznał Boga, to szybko nie zdezerteruje i będzie trwał w Bogu, pomimo tego cierpienia, tej ciemności. W niej człowiek doświadczy najbardziej, że Bóg jest blisko zwłaszcza kiedy cierpimy.

modlitwa świadectwo
fot. cathopic

A czy człowiek może zdiagnozować sam siebie? I co może zrobić, by strapienie duchowe wydało dobry owoc.

– Człowiek może zdiagnozować siebie trochę sam, ale może pomóc też kierownik duchowy. Ważne by wybadać, czy przyczyną strapienia duchowego nie jest po prostu lenistwo duchowe. Jeśli tak, to przyczyna jest w człowieku i przez zaniedbania sam sobie odbiera pocieszenie z modlitwy czy z Eucharystii, odbiera sobie owoce płynące z modlitwy. Więc pierwszym krokiem jest powrót do regularnych ćwiczeń duchowych, do modlitwy, mszy świętej. Może warto pomyśleć o jakimś wyjeździe na rekolekcje i generalnie zastanowić się nad tym, co mogę zrobić, by moje życie duchowe było satysfakcjonujące, by mnie zaczęło cieszyć. To jest naprawdę bardzo podobne do sportu. Jeśli sportowiec przestaje regularnie ćwiczyć to widzi, że jego forma stoi w miejscu i on sam nie ma ze sportu żadnej satysfakcji. Zniechęca się, bo cały czas stoi w miejscu.

Jeśli natomiast ja nie zaniedbuję swojego życia duchowego i mimo to jestem w strapieniu duchowym to sposobem na przejście przez strapienie duchowe, przez noc ciemną jest – tak jak chociażby u Faustyny – trwanie w praktykach religijnych, nawet kiedy człowiek czuje, że jest źle. Bóg, jak w przypadku Hioba, dopuszcza taki czas, ale w jakiś sposób podpowiada człowiekowi „nie odpuszczaj sobie”, „nie przypisuj mi zła”, „nie odwracaj się ode mnie, a zobaczysz, że jeśli przejdziesz przez ten ciemny czas, to pocieszenie wróci”. Co więcej – będzie ono dwa, trzy razy bardziej satysfakcjonujące niż to strapienie, które człowiek przeżywa.

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze