Fot. pixabay

Knajpiane duszpasterstwo [FELIETON]  

Świecki, w rozumieniu Kościoła, to osoba, która przez swój chrześcijański styl życia ma przemieniać otoczenie, w którym żyje, pracuje czy odpoczywa na bardziej ewangeliczne. Co ważne, nie zatracając przy tym swojej świeckości. Ostatnie wydarzenie z mojego życia pozwoliło dostrzec nowe możliwości realizowania tej „misji”. 

Poszliśmy ze znajomymi na piwo, a później coś zjeść. Kolega mówi do mnie, że jakaś jestem inna, jakbym twarz miała bardziej rozjaśnioną. I nie chodziło o nowy trend w makijażu, ani o brokat z ozdób świątecznych, które akurat w tym dniu kupowałam. Zaczęłam opowiadać o adoracji i o swoim przeżywaniu modlitwy w ostatnim czasie – bo to była przyczyna tego rozjaśnienia twarzy. 

Rozmawialiśmy o tym, co w ostatnim czasie było dla mnie trudne na modlitwie i co pomogło, żeby było lepiej. Co mnie zadziwiło, co zachwyciło, a w czym czuję się słaba. Rozmawialiśmy ot tak, po prostu, jak się rozmawia o każdym innym obszarze życia, o relacjach z ludźmi czy o przeczytanych książkach. Bez używania wyszukanych słów, bez jakiejś specjalnej otoczki emocjonalnej. Czułam radość z mówienia o tym, co mnie cieszy. 

>>> Rozpoczyna się proces beatyfikacyjny świeckiego teologa, sanitariusza pogotowia ratunkowego

Wiele razy już zauważyłam, że kiedy w ten sposób mówię o Bogu, zapytana między sałatką a hamburgerem, to moi znajomi zupełnie normalnie podchodzą do tematu wiary, relacji z Bogiem. Nie budzi to pewnego skrępowania, które czasami towarzyszy takim rozmowom, zwłaszcza wtedy, gdy nie są to rozmowy na temat teorii, ale osobistych doświadczeń.  

Fot. pexels

Kiedyś rozmawiałam z młodym Amerykaninem, który uczył się w podpoznańskiej bazie lotnictwa latać na F-16. Jeździł wraz z innymi kadetami, by opowiadać w szkołach o swojej pasji i tak przy okazji opowiadał im też o Jezusie. Mówił, że to, co ma w życiu – pasję, talent – to wszystko dostał od Niego. Zapytałam go, czy nie boi się, że młodzi ludzie go wyśmieją. Ale on odpowiedział zupełnie bez zakłopotania, że życie z Jezusem jest integralną częścią jego życia, że jest z nim „zrośnięte” na stałe, dlatego, opowiadając o sobie i o swoim życiu, nie mógłby nie mówić o Jezusie. 

I może właśnie o to chodzi. Kiedy życie z Bogiem jest dla nas czymś naturalnym, jakimś stylem życia, myślenia, odbierania rzeczywistości – to dla innych, nawet jeśli sami nie mają jeszcze takich doświadczeń czy wyborów życiowych za sobą, to chrześcijaństwo nie wydaje się już czymś odklejonym od życia czy zamkniętym w muzeum. 

To jest głównie zadanie nas – świeckich. Ponieważ to my przebywamy na co dzień w tych wszystkich miejscach, do których księża może nie docierają. My bardziej „czujemy” – bo jesteśmy w nim na co dzień zanurzeni – nasz świecki – co nie znaczy, że pozbawiony relacji z Bogiem – sposób myślenia, wyrażania się, komunikowania. I warto to wykorzystać w takim knajpianym duszpasterstwie. 

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze