Ks. Mateusz Markiewicz: w sprawie dawnej liturgii nie zapytano o zdanie Ludu Bożego [KOMENTARZ]
Trwa Synod o Synodalności, który ma włączać do dyskusji różne głosy o Kościele. Wydaje się jednak, że jedno środowisko jest z tego procesu wykluczone.
Cztery miesiące minęły już od publikacji motu proprio Traditionis custodes dotyczącego celebrowania mszy według dawnego obrzędu. Jednym z głównych zamysłów tego dokumentu było oddanie całkowitej odpowiedzialności za tę sprawę w ręce biskupów. Oczywiście, dokument ten wywołał liczne reakcje, zapewne o wiele liczniejsze niż się spodziewano, publikując go w środku lata. Pozwolę sobie na przedstawienie kilku refleksji na ten temat, na chłodno, z perspektywy czasu.
>>> Michał Jóźwiak: a nie mówiłem! [FELIETON]
Duszpasterska troska
Po pierwsze, reakcje biskupów, którzy byli pierwszymi adresatami tekstu. Część z nich podeszła do tematu jak prawdziwi duszpasterze. Zauważyli w tzw. tradycjonalistach przede wszystkich powierzonych ich opiece wiernych, z ich zaletami i wadami. Rozumiejąc, że Kościół ma być dla nich domem i Matką, postanowili jak najszczodrzej podejść do nich, używając wtedy, kiedy uznali to za słuszne, przyznanego im przez prawo kanoniczne prawa do zwalniania z obowiązywania przepisów motu proprio na terenie ich diecezji (biskup diecezjalny nie może zwolnić z motu proprio Traditionis custodes wyłącznie w jednym przypadku, mianowicie przed wydaniem zgody kapłanowi wyświęconemu po 16 lipca 2021 r., gdyż musi zasięgnąć opinii Stolicy Apostolskiej, w pozostałych sprawach ma on wolną rękę). Niestety, pojawiły się też i takie dokumenty podpisywane przez biskupów, które mogą być przedmiotem ćwiczeń dla studentów prawa kanonicznego zatytułowanych „Jak nie należy interpretować przepisów prawa”.
Pominięty głos Ludu Bożego?
Ze strony tych najbardziej zainteresowanych, czyli osób przywiązanych do tradycyjnej liturgii, pojawiło się rozgoryczenie, a nawet wzrost braku zaufania do hierarchii (jeżeli nie jego całkowity i nieodwracalny zanik). Jest to zrozumiałe nie tylko od strony typowo ludzkiej, lecz i także kościelnej, gdyż konsultacje na temat motu proprio Traditionis custodes przeprowadzono wyłącznie z biskupami, nie z wiernymi czy też z instytutami, czy zgromadzeniami, które celebrują dawną liturgię. Wywołało to negatywne reakcje. Od tylu lat mówi się nam, że w Kościele należy bardziej słuchać świeckich, liczyć się z ich zdaniem, angażować ich w podejmowanie decyzji. Kościół jest bowiem – według nauczania ostatniego soboru – Ludem Bożym. W tym przypadku nic takiego nie miało miejsca, pomimo tego, iż środowiska tradycyjne są chyba jednymi z tych środowisk, które najlepiej realizują nauczanie Soboru Watykańskiego II na temat miejsca świeckich w Kościele. Ponadto, dokument ten został wydany tuż przed oficjalnym otwarciem Synodu o Synodalności, który oficjalnie ma służyć temu, aby każdy mógł podzielić się tym, co sądzi o Kościele i podejmowaniu w nim decyzji. Tradycjonaliści raczej się w ten synod nie zaangażują, gdyż dla wielu z nich decyzje o nich zostały podjęte bez rozmawiania z nimi. Nie ma więc czego udawać.
Co ze zgromadzeniami?
Wreszcie, nie należy zapominać o zgromadzeniach zatwierdzonych przez Kościół, które celebrują dawną liturgię. Odpowiednie władze kościelne uznały w przeszłości, że są one drogami do świętości swoich członków, dziełami Ducha Świętego, zaś Kościół ma obowiązek je wspierać i posługiwać się również nimi w celu wykonywania swojej misji. Zgromadzenia te od czterech miesięcy żyją w wielkiej niewiadomej na temat swojej przyszłości, tym bardziej, że motu proprio jest dokumentem, który uniemożliwia ich rozwój, tym samym przecząc teologii życia oddanego służbie Bogu i Kościołowi. Jak na razie Stolica Apostolska nie podjęła wobec nich żadnych kroków. Ich przełożeni spotykają się więc i wymieniają informacjami, oraz zastanawiają się, co dalej.
Test Gamaliela
Warto tutaj wspomnieć, że ruch tradycyjny już od kilkudziesięciu lat z powodzeniem zdaje tak zwany test Gamaliela. Kiedy apostołowie byli sądzeni przez Sanhedryn, faryzeusz o tym imieniu wybronił ich w sposób bardziej niż sprytny, gdyż zainspirowany Bożą myślą. „Odstąpcie od tych ludzi i puśćcie ich! Jeżeli bowiem od ludzi pochodzi ta myśl czy sprawa, rozpadnie się, a jeżeli rzeczywiście od Boga pochodzi, nie potraficie ich zniszczyć i może się czasem okazać, że walczycie z Bogiem” (Dz 5, 38-29) – czytamy. Owszem, nie należy zrównywać tradycjonalistów z apostołami, warto jednak zastosować to rozumowanie. Ktoś, kto myśli i oczekuje, że motu proprio Traditionis custodes spowoduje koniec przywiązania do tradycyjnych form liturgicznych myli się i nie zna tego ruchu, który trwa od tylu lat, pomimo wielu przeciwności. Swoją drogą, na ile słuszne i wartościowe jest wypowiadanie się na temat, którego się dobrze nie zna?
Jak każdy kontrowersyjny dokument, motu proprio Traditionis custodes spotyka się więc z wieloma reakcjami, które są o tyle wzmożone, o ile ten dokument po raz kolejny zobowiązuje nas do podjęcia debaty na ważne tematy dotyczące również wiary. Mowa o urzędzie piotrowym i ewentualnych ograniczeniach władzy papieskiej; o sposobie podejmowania decyzji w Kościele; o swobodnej możliwości wyrażania przez świeckich i duchownych swojego zdania. Pamiętajmy, żeby w tym wszystkim nie zapomnieć o tym, że podstawową misją Kościoła, jego pierwszym i najwyższym prawem, jest zbawienie dusz. Niech to będzie również podstawowa zasada naszych dyskusji.
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |