Fot. Domena Publiczna

Księża jak samoloty (rozmowa z bp. Michałem Janochą)

W ostatni weekend w „Dzienniku Gazecie Prawnej” ukazał się wywiad Roberta Mazurka z księdzem profesorem Michałem Janochą, biskupem pomocniczym archidiecezji warszawskiej. Zwrócił moją uwagę przez temat, ale też formę i styl rozmowy.  

 

Tematem głównym są ostatnio podnoszone zarzuty wobec Kościoła w sprawie pedofilii. Można usłyszeć, że Kościół problem pedofilii zamiata pod dywan, że problemu nie widzi albo, co gorsza, ukrywa. To za sprawą ujawnionych w Irlandii, Australii i Stanach Zjednoczonych przypadków nadużyć seksualnych i niekiedy także prób ich tuszowania. To także za sprawą polskiego filmu „Kler”, który dodatkowo porusza rzekome zamiłowanie „kleru” do bogactwa i podwójnego życia. Obok tematu interesująca jest też sama rozmowa. Niekiedy trochę na luzie, choć – w chwilach tego wymagających – bardzo poważna.  

„Chodzi o to, by już nigdy żaden przestępca nie był chroniony”. 

 

Kryzys w Kościele? Trwa od dwóch tysięcy lat 

Biskup zapytany o film „Kler” przyznaje, że raczej na niego nie pójdzie. Zniechęcił go już sam zwiastun. „To jak z zepsutą zupą – spróbuje pan łyżkę i nie ma pan ochoty na więcej” – tłumaczy swoją decyzję. Jednocześnie zaznacza, że nawet najbardziej nieżyczliwa krytyka może się przysłużyć oczyszczeniu Kościoła. Biskup obawia się jednak, że większość widzów przyjmie tę wizję Kościoła bez cienia krytyki, bezwarunkowo. Pytany o kryzys w Kościele, odpowiada bez wahania: „Kryzys w Kościele trwa od dwóch tysięcy lat”. Nic nowego pod słońcem – zdaje się mówić. „Już w pierwszym Kościele wśród jego elity 8,3% okazało się niegodnymi powołania. Mówię tu o jednym z dwunastu apostołów. To jest przecież bardzo poważny kryzys Kościoła u samego jego początku. Choć nie mam żadnych danych, to myślę, że statystycznie poziom kapłanów, którzy sprzeniewierzyli się powołaniu, utrzymywał się w historii w okolicach tych ośmiu procent” – uzasadnia swoją też rozmówca Roberta Mazurka. Pytany o to, czy w Kościele istnieje lobby pedofilskie czy homoseksualne, odpowiada: „Jeśli gdzieś znajdzie się dwóch ludzi, którzy podobnie myślą, to już jest mikrośrodowisko, które ma pewną siłę przyciągania. To naturalne socjologiczne procesy, od których Kościół nie jest wolny”. I tak tworzy się grupa, o której później mówimy: mafia, lobby.  

 

„Wiem, ile Ojciec Święty robi, by wyjaśnić te sprawy, ile na ten temat mówi”. 

 

Kościół to nie kler  

I nie chodzi tu o film, ale o Kościół w rzeczywistości. Przypominając serial „Młody papież”, biskup wytyka mu strasznie klerykalną wizję Kościoła. Podobnie – jego zdaniem – robią media. „Reformujemy Kościół, to znaczy co: reformujemy kler? Przecież mówimy o problemach całego Kościoła, o problemach świeckich i duchownych, o problemach ogólnoludzkich”. Biskup, zapytany przez dziennikarza, jak z problemem pedofilii wśród księży radzi sobie polski Kościół, odpowiada: „Myślę, że coraz lepiej. Jest instrukcja Episkopatu w tej sprawie, są instrukcje diecezjalne, są powoływanie delegaci do zapobiegania pedofilii, organizujemy szkolenia dla księży, katechetów, bardzo wyraźnie zwracamy uwagę proboszczom, jak postępować w takich sytuacjach. To jest cały system prewencji”. Biskup ma nadzieję, że to będzie działać coraz lepiej. Kościół – jak podkreśla – nie jest korporacją, w której można szybko wdrożyć nowe rozwiązania.

Pytany o to, jak możliwe było, żeby przez wiele lat księża ukrywali skandale pedofilskie (w Pensylwanii, Irlandii) mówi szczerze i wprost: „To pytanie, na które nie umiem odpowiedzieć”. To może być dość zaskakujące (w czasach, gdy każdy wie wszystko na każdy temat), ale jednocześnie jest bardzo szczere (biskup wierzy w mądrość Boga i roztropność papieża w tej kwestii). Pytany o list i zarzuty arcybiskupa Vigano nie chce bazować tylko na doniesieniach prasowych. Domyśla się, że zawsze tak było, że w człowieku jest naturalna chęć ukrywania grzechów swoich i ludzi mu bliskich. Szczególnie gdy ten ktoś jest potężny, ma władzę i wpływy. Liczy na to, że w Kościele dojdziemy do sytuacji, w której już żaden przestępca nie będzie chroniony. Przede wszystkim przez ludzi Kościoła (i tu ma na myśli właśnie nie tylko kapłanów – czyli modny ostatnio „kler”).  

„Proszę przyjrzeć się wspólnotom, do których moim zdaniem należy przyszłość Kościoła, choćby neokatechumenatowi. Czy tam jest klerykalizm? Ta najpotężniejsza wspólnota w Kościele na świecie nie ma w niej cienia klerykalizmu. Tam panuje świadomość, że Kościół to my, a kapłan jest jednym z nas, wyświęconym szafarzem sakramentów”. 

 

Samoloty, które spadły i róża, która została zdeptana  

Biskup podkreśla w rozmowie, że nie chce i nawet nie próbuje usprawiedliwiać grzechów swojego środowiska. Chce jednak uświadomić, że to problemy ogólnoludzkie. A księża nie są z Księżyca. Oczywiście można i należy od nich wymagać więcej. „Za czarne karty Kościoła trzeba przepraszać i pokutować, to oczywiste, ale tu pojawia się pytanie o skalę zjawiska” – odpowiada Robertowi Mazurkowi, który dokonuje porównania: „Z księżmi jest jak z samolotami. Media informują nie o tych, które doleciały, ale o tych, które spadły”. A biskup Janocha dodaje swoje: „A jedna zdeptana róża przyciągnie naszą uwagę bardziej niż sto pięknie kwitnących – taka jest nasza percepcja”.  


 

Brak proporcji  

Biskup od czasu do czasu wrzuca też kamyczki do dziennikarskiego ogródka. I trzeba przyznać, ma w tym sporo racji. Może nie odkrywa rzeczy nowych, ale w celny sposób je punktuje. Chociażby to, że bywamy w dziennikarskiej pracy często europocentryczni. Ksiądz biskup pyta (dość retorycznie), czy mówimy o tym, że 170 tysięcy ludzi rocznie ginie na świecie z powodu tego, że są chrześcijanami. W czasie rozmowy Janocha – Mazurek na świecie zginęło 20 chrześcijan. Czy o tym mówimy? Mazurek odpowiada: „Nie, tak jak nie mówimy o tym, że w Kongo giną setki ludzi” a biskup dopowiada: „Bardziej interesuje nas kolizja polskiego autokaru niż wojna gdzieś w Afryce”. Biskup nie domaga się tego, by o grzechach i przewinieniach w rodzinie Kościoła nie mówić. Żałuje jednak, że nie ma w tych tematach zachowanych proporcji. „Powstaje wrażenie, że to, co jest śmietnikiem i rynsztokiem, to, co jest – proszę wybaczyć – burdelem, przyciąga bardziej. A to margines”.  

 

„Gdyby pan chciał obejrzeć nieznane sobie miasto i przewodnik pominąłby jego wielką historię, piękne zabytki, sylwetki szlachetnych ludzi, a pokazał je wyłącznie od strony domów publicznych i gangów, to jakie odniósłby pan wrażenie?” 

 

Spadek liczby powołań  

Robert Mazurek dopytywał biskupa, co robi Kościół, by pedofile nie zostawali duchownymi. O prewencję, by nie dopuścić do ryzykownych i bolesnych sytuacji. „Ważny jest proces formacji seminaryjnej, bo na tym etapie można przeciwdziałać wielu problemom. Później jest już trudniej” – odpowiada biskup Janocha. Przyznaje, że odpowiadający za formację w seminariach są dziś na tym punkcie bardziej uwrażliwieni niż kiedyś. Jednocześnie – przez spadek powołań – jest szansa na lepsze poznanie kandydatów. „Gdy ja wstępowałem do seminarium, to nas było ponad 70 na roku, a dziś tylko nieco więcej jest w całym seminarium”. Biskup przyznaje, że w tym roku w Polsce do seminariów wstąpiło o 45 osób więcej niż przed rokiem, ale i tak borykamy się z poważnym wyzwaniem. W Warszawie zgłosiło się 13 kandydatów, a do końca formacji dotrwa połowa z nich. Efekt „Jana Pawła II” już był. „A my się do tego przyzwyczailiśmy. To, co było cudem i darem, przyjmowaliśmy jako powszechność”. Jakie są przyczyny tego stanu rzeczy? Między innymi takie, że w życie dorosłe weszło pokolenie ludzi, którym wydaje się, że Bóg jest im kompletnie niepotrzebny. Przez takie podejście problematyka, która była fundamentem naszej cywilizacji, zostaje odsunięta na margines. „W jej centrum zostaje moje ja i moja samorealizacja” – tłumaczy biskup.  

 

„Każdy przypadek ukrywania takich rzeczy jest bardzo bolesny, ale musi być to ujawniane. Prawda ostatecznie zawsze wyzwala, choć ludzie często się prawdy boją”. 

 

Upaść, by wstać 

„Przyszłość Kościoła – to banalne – zależy od tego, jakimi będziemy ludźmi, jakimi chrześcijanami, jaki będzie nasz stosunek do Boga, do świata. To najgłębszy i najważniejszy wymiar Kościoła, tu rodzi się świętość, ale i grzech”. Tu właśnie realizuje się spojrzenie na Kościół nie tylko przez pryzmat „kleru”. Ku pokrzepieniu serc biskup dodaje, że historia Kościoła pokazuje, że wiele dobry rzeczy działo się w wyniku tych złych, które były wcześniej. Dogmaty powstawały na skutek rozmaitych herezji, a reformy Kościoła dokonywały się na skutek zepsucia, które w nim było i upadku wielu jego ludzi. Biskup przypuszcza, że właśnie z taką sytuacja mamy dziś do czynienia.  

fot. Valda Kalnina Dostawca, PAP/EPA

 

 

„Podoba mi się metafora Piusa XII, który mówił, że jest pora włoskiej zimy, w czasie której wszystko umiera i gnije, a spod tej zgnilizny wyrastają nowe, zielone pędy. I to jest sytuacja Kościoła od dwóch tysięcy lat”.  

 

Radykalny Franciszek  

W tym wątku pada mocne i jednoznaczne stwierdzenie biskupa: „Kościół ma problem z papieskim wezwaniem do ubóstwa”. I nie mówi tego Mazurek, ale biskup Janocha, który przyznaje: „Franciszek jest radykalny i daje nam bardzo jasny i mocny sygnał, którym jednym przeszkadza, innych denerwuje, ale też wielu fascynuje i pociąga”. Dodaje też, że biskupi nie maja narzędzi, by cokolwiek w tych kwestiach nakazywać. Mogą jedynie dawać przykład. Zapytany o przykład i o to, czym jeździ, odpowiada: „Fiatem punto!”. 

Wybrane dla Ciebie

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze