Fot. arch. Sylwia Hazboun

Ma męża Palestyńczyka. O Ziemi Świętej mówi „tam wiara jest jak oddech” [ROZMOWA]

O Bliskim Wschodzie z Sylwią Hazboun, arabistką, autorką bloga „Dzisiaj w Betlejem” rozmawia Zofia Kędziora.

Od zawsze pociągał panią Bliski Wschód? 

Kiedy się poznaliśmy z Yousefem studiowałam arabistykę. Już mówiłam trochę po arabsku, jednak moje zamiłowanie do Bliskiego Wschodu zaczęło się nie tyle od muzyki co od pragnienia niesienia pomocy humanitarnej. Już podczas studiów byłam związana z wolontariatem misyjnym. Bliski Wschód pociągał mnie właśnie od strony swoich potrzeb humanitarnych. Gdy poznałam mojego obecnego męża, Palestyńczyka z Betlejem zaczęłam odkrywać także chrześcijańską tradycję Bliskiego Wschodu. Oczywiście o tej kulturze wiedziałam wcześniej, jednak wcześniej Bliski Wschód oznaczał dla mnie przede wszystkim konflikty, wojny i potrzebę niesienia pomocy, a nie kolebkę chrześcijaństwa. Dopiero, gdy poznałam to wszystko z bliska, zainspirowałam się tym na nowo.  

>>> Biskupi maroniccy: coraz mniej chrześcijan na Bliskim Wschodzie

Rodzina pani męża jest w całości chrześcijańska? 

Tak, to mieszana rodzina katolicko-prawosławna. Na Bliskim Wschodzie ciężko jest spotkać małżeństwa muzułmańsko-chrześcijańskie (chyba że stroną chrześcijańską jest przyjezdna kobieta z Zachodu)Niektórym wydaje się, że chrześcijanie na Bliskim Wschodzie to właśnie konwertyci z islamu, jednak absolutnie tak nie jest. W islamie zmiana religii jest prawie równoznaczna z utratą życia. Jeśli ktoś nawraca się na chrześcijaństwo to nikomu raczej o tym nie mówi, wyjeżdża z kraju lub ukrywa swoją wiarę w ChrystusaRdzenni chrześcijanie w świecie arabskim żyją od pokoleń, od początku chrześcijaństwaChoć teraz niestety jest ich coraz mniej…  

>>> Kard. Sako: Zachodowi nie zależy na pokoju na Bliskim Wschodzie

Mieszkacie teraz w Polsce? 

Tak, postanowiliśmy pierwsze lata małżeństwa spędzić w Polsce. Jednak docelowo planujemy zamieszkać w Betlejem, skąd pochodzi Yousef. To dobry czas w Polsce, ponieważ mój mąż ma okazję poznać środowisko, w którym się wychowałam,  a przez to mnie lepiej zrozumieć. Gdy zapadła decyzja o ślubie nasze rodziny miały pewne obawy, jednak ostatecznie oboje jesteśmy chrześcijanami, stąd różnice kulturowe nie są zbyt duże. Inny klimat czy jedzenie – co to za różnice? Dla nas żadne. Mamy natomiast ten sam fundament i system wartości. Inne religie oznaczałyby różnice na wielu płaszczyznach. Dla przykładu islam i chrześcijaństwo inaczej podchodzą do kwestii rodziny. W chrześcijaństwie jest tak, że mąż opuszcza ojca i matkę, by złączyć się ze swoją żoną. W islamie natomiast relacja małżeńska niekoniecznie jest ważniejsza niż choćby relacja z rodzicami. Inaczej podchodzi się do rozwodów czy monogamii. Takich niuansów można mnożyć. Oczywiście takie małżeństwa są możliwe, jednak to wymaga dużo pracy nad sobą i wspólną relacją. U nas było o wiele łatwiej. 

Fot. arch. Sylwia Hazboun

Czym się zajmujecie w Polsce? 

Oboje pracujemy przy projektach pomocy humanitarnej na Bliskim Wschodzie. Po godzinach zgłębiamy chrześcijańskie oblicze Bliskiego Wschodu poprzez prowadzenie bloga „Dzisiaj w Betlejem. Tworzę też muzykę inspirowaną chrześcijaństwem Bliskiego Wschodu. W tej muzyce słychać nasze chrześcijańskie korzenie – Ziemię Świętą, orientalne melodie, semickie języki. 

>>> Syria. Nieść pokój. Rozmowa Zofii Kędziory z Siostrą Brygidą Maniurką [MISYJNE DROGI]

Skąd się wzięło u pani zamiłowanie do muzyki Bliskiego Wschodu? 

Ta muzyka mnie wybrała w jakimś sensie. Śpiewałam od zawsze, ale tylko przy okazji – na mszach świętych, na ślubach… Mam w pokoju zawsze gitarę, czasami ją po prostu chwytam i śpiewam. Natomiast do tego typu muzyki zachęcił mnie mój mąż. Zaczęło się od tego, że zachęcił mnie, bym nauczyła się śpiewać „Ojcze nasz” po aramejsku. Później miałam kilkakrotnie okazję zaśpiewać ją podczas spotkań na temat Bliskiego Wschodu. Wielu ludzi było bardziej poruszonych tym śpiewem, niż świadectwem mówionym. Podchodzili do mnie, byli wzruszeni tymi brzmieniami. Wówczas zrozumiałam, że przecież mam wszystko, co potrzeba, żeby zgłębić ten temat i przybliżać go Polakom w ramach naszego bloga. Choćby aramejskie śpiewy – słowa są dostępne w internecie, jednak prawie nigdy nie mają tłumaczenia na angielski, tylko na arabski, stąd jest mi łatwiej je tłumaczyć i ze względu na podobieństwo wymowy aramejskiego i arabskiego – łatwiej jest mi je także śpiewać. Gdy zaczęło się pandemia, dużo czasu spędzało się w domu, zapisałam się na lekcje śpiewu bliskowschodniego. Świat arabskiej muzyki jest jak ogromny ocean, o którym nie ma ani słowa w polskich szkołach muzycznych. Orientalne skale, styl pieśni czy ozdobniki wokalne – to dla mnie coś nowego i fascynującego. 

Z pewnością także samo poznanie Bliskiego Wschodu przez panią ma wpływ na wykonanie tego typu muzyki. 

Oczywiście. Mogłam z bliska poznać kontekst w jakim ci ludzie żyją, jaką mają duchowość, jak oni praktykują wiarę. Zauważyłam wtedy różnice pomiędzy nami, Polakami a chrześcijanami z Bliskiego Wschodu. Mówi się, że Polacy są bardzo wierzący i nie mają problemów z otwartym mówieniem o swojej wierze. I tak pewnie na tle Europy zachodniej jest. Jednak tam, ta duchowość jest zupełnie inna. Jesteśmy w porównaniu do Bliskiego Wschodu bardzo powściągliwi w wyrażaniu swojej wiary i tego, co przeżywamy. Tam wiara jest jak oddech. Na Bliskim Wschodzie poznałam może dwóch ateistów, którzy nawet nie używali wyrażenia „Inszallah” czyli „jeśli Bóg zechce”. Znakomita większość ludzi używa „Inszallah” i mnóstwo innych religijnych zwrotów nawet nie zwracając na to uwagi. To jest w ludziach, i w chrześcijanach i muzułmanach. Ta głębia wiary pomaga mi, żeby znaleźć ekspresję tej muzyki, taką nostalgiczną, zanurzoną w modlitwie. Już sama budowa orientalnych skal muzycznych zawiera takie sekwencje interwałów, które sprawiają wrażenie smutku i nostalgii. Do tego dochodzą takie instrumenty jak qanundaf, tar, duduk, skrzypce, lira kinnornayoud. To wszystko tworzy tę nostalgiczną, wręcz medytacyjną atmosferę.  

Fot. arch. Sylwia Hazboun

Jak wygląda sytuacja chrześcijan tam? Miała pani chyba okazje przez wiele lat poznać tamtejszy kontekst życia. 

Byłam w miejscach w świecie arabskim, gdzie są chrześcijanie i gdzie ich nie ma. Widziałam ogromną różnicę pomiędzy tymi miejscami. W Betlejem, gdzie mieszkają muzułmanie, chrześcijanie i przyjeżdża mnóstwo pielgrzymów, nikogo nie dziwi widok kobiety bez hidżabuW miejscowościach, gdzie nie ma chrześcijan, widok kobiety z odsłoniętymi włosami jest niecodzienny, wzbudza zainteresowanie, czasem nieprzyjemne reakcje. Można więc powiedzieć, że obecność chrześcijan łagodzi te obyczaje. Wiele razy mówi się o „prześladowaniu chrześcijan” na Bliskim Wschodzie. To przywołuje pewne skojarzenia, np. śmierć za noszenie krzyżyka na szyi. To tak nie wygląda, nie powiedziałabym, że chrześcijanie są tam prześladowani. Raczej użyłabym słowa „dyskryminacja”. Tam nie ma pełnej wolności religijnej. Muzułmanie pragnący przyjąć chrześcijaństwo, mają powody do tego, żeby się bać. To jest autentyczny problem. Ponadto program szkolny jest tak ułożony, że uczniowie – niezależnie od wyznania – uczą się Koranu. Na historii nie uczą się nawet starożytnej historii Bliskiego Wschodu – historia zaczyna się wtedy, kiedy pojawił się islam, wszystko wcześniej to „dżahilijja” – niewiedza, pogaństwo i mrok. Każdy, chrześcijan, muzułmanin czy ateista muszą się tego uczyć. Na tej płaszczyźnie mniejszości religijne są dyskryminowane. Zauważyłam również, że chrześcijanie uczą swoje dzieci od małego, żeby „nie zadzierały”. Spotkałam się z tym, że chrześcijanie będąc w swoim domu, gdy mówią o muzułmanach ściszają głos. Mówiąc publicznie o relacjach chrześcijańsko-muzułmańskich, mówią o braterstwie, wspólnocie. Później, w prywatnej rozmowie mówią wprost: „Tak, powinniśmy bać się islamu”. Nie chcę tego oceniać, po prostu mówię, z jakimi reakcjami arabskich chrześcijan spotkałam się osobiście. Znam osobę, która z powodu jednej dyskusji o religii i późniejszych pogróżkach musiała wyjechać na stałe z Palestyny! W debacie publicznej często słyszymy skrajne głosy – te mówiące o prześladowaniu i te, które postulują, że żadnego prześladowania nie ma. Moim zdaniem prawda leży pośrodku.  

>>> Mieszkańcy Betlejem dzisiaj o Jezusie [WIDEO]

Różnice pomiędzy chrześcijaństwem a islamem jednak istnieją.  

W chrześcijaństwie mamy przykazanie miłości – jest jak sito, przez które da się szybko zweryfikować, jakie postępowanie jest chrześcijańskie, a jakie nie. W Kościele katolickim jest też Katechizm, który jasno określa interpretację Pisma Świętego. W islamie czegoś takiego nie ma. Jeden imam mówi jedno, drugi mówi coś innego. I kto ma w takiej sytuacji rację? Wszyscy. Bo właśnie taki jest islam. Niejednorodny. Nie ma jednej ścieżki rozumienia tej religii i interpretacji Koranu. Przykładowo czołowy imam Al-Azharu, [uniwersytetu muzułmańskiego w Kairze, jeden z najważniejszych ośrodków muzułmańskich na świecie – przyp. red.] Ahmad el-Tayb, potępił Państwo Islamskie, ale nie nazwał jego bojowników heretykami, gdyż wyznają szahadę (muzułmańskie wyznanie wiary). Ten sam imam w wywiadzie dla telewizji powiedział, że muzułmaninowi, który przyjmuje chrzest, należy się śmierć. I nikt nie protestuje, nikt nie wychodzi na ulice! Czy wyobraża sobie pani, co by było, gdyby coś takiego powiedział katolicki biskup? Reakcja byłaby natychmiastowa, a tymczasem otwarte, ewidentnie nie miłosierne nauczanie jednego z czołowych autorytetów islamu przechodzi bez echa. To są podwójne standardy. Moim zdaniem dlatego chrześcijaństwo jest dziś takie, jakie jest i się rozwija, ponieważ są ludzie, którzy zadają pytanie, wątpią, kwestionują. Każdy chrześcijanin powinien mieć choć jednego niewierzącego, serdecznego przyjaciela. To są dobre warunki do rozwoju. W świecie islamu nie ma jeszcze czegoś takiego. Powinniśmy być otwarci na inne religie, kultury, podejmować dialog. Ale to nie ślepe akceptowanie wszystkiego, co te kultury reprezentują, ale właśnie dyskusja, kwestionowanie, zadawanie trudnych pytań pomoże tym kulturom i religiom znaleźć to, co w nich najpiękniejsze.  

Jak nauczyłaś się modlitwy „Ojcze nasz” po aramejsku 

Najpierw znalazłam transkrypcję słów aramejskiej modlitwy w alfabecie arabskim. Później miałam okazję poznać biskupa kościoła syryjsko-prawosławnego – to obrządek, który do dziś w liturgii używa języka aramejskiego. To on nauczył mnie dokładnej wymowy. Następnie rozpoczęłam pracę nad utworami do mojej debiutanckiej płyty, która będzie swego rodzaju rozważaniem modlitwy „Ojcze nasz”. Tę modlitwę podzieliłam na fragmenty i o każdym fragmencie rozmyślałam osobno i o każdym z tych fragmentów powstał jeden utwór. Mam nadzieję, że uda mi się zabrać słuchaczy w muzyczną podróż do Ziemi Świętej, szczególnie teraz, gdy jest pandemia i nie można pielgrzymować. Premiera singla „Ojcze nasz” zaplanowana jest na 17 października. 

>>> Betlejem: tragiczne konsekwencje koronawirusa

Wybrane dla Ciebie

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze