Małgorzata Terlikowska, fot. unsplash

Małgorzata Terlikowska: nie ma stuprocentowo bezpiecznego dziecka [ROZMOWA]

W Dzień Dziecka rozmawiamy z Małgorzatą Terlikowską o tym, jak chronić dzieci przed wykorzystaniem seksualnym. Co zrobić, by nasza córka, nasz syn nie wpadł w ręce pedofila? Co powinno zwrócić naszą uwagę? Jakich sytuacji należy unikać a na jakie stanowczo reagować?

Małgorzata Terlikowska – w obszerniejszej rozmowie – ten temat poruszyła z dr Ewą Kusz – psychoterapeutką, wicedyrektorką Centrum Praw Dziecka. Efektem tej rozmowy jest książka, która nosi znamienny tytuł: „Ja ci wierzę”. Jak podkreśla publicystka, te słowa są kluczowe jeśli wypowiedzą je dorośli w momencie, gdy dziecko poinformuje ich o swoim problemie. „Od tej pierwszej reakcji zależy przyszłość i bezpieczeństwo dziecka” – dodaje. Dużo też zależy od dobrych relacji dziecka i rodzica. I jeszcze jedna istotna kwestia. „Nie ma stuprocentowo bezpiecznego dziecka” – podkreśla Terlikowska.

fot. Wydawnictwo eSPe  

Maciej Kluczka (misyjne.pl): Dlaczego zdecydowała się Pani napisać książkę na taki temat?

Małgorzata Terlikowska (etyk, publicystka): – Książka, o której rozmawiamy, to rozmowa z dr Ewą Kusz – psychologiem, psychoterapeutką, biegłą sądową, a także wicedyrektorką Centrum Praw Dziecka. Ona powstała z poczucia bezradności i braku wiedzy, jak w przypadku wykorzystania seksualnego adekwatnie zareagować. Jej adresatami są rodzice, nauczyciele, duszpasterze, a także wszystkie inne osoby, które pracują z dziećmi czy opiekują się nimi na przykład podczas wakacyjnych wyjazdów. Ze świadectw osób, które zostały skrzywdzone w dzieciństwie wynika, że najczęściej od osób, którym o tym powiedziały, słyszały: „To niemożliwe” albo „Ty sobie chyba coś wymyślasz”. Taka odpowiedź jeszcze bardziej osobę skrzywdzoną traumatyzowała, bo utwierdzała ją w przekonaniu, że nikt jej nie wierzy. To bardzo trudne doświadczenie. Książka ma na celu także skonfrontowanie się z różnymi mitami na temat wykorzystywania seksualnego dzieci. Na przykład: „dzieci same wchodzą dorosłym do łóżka” czy „mojego dziecka to na pewno nie spotka”. Warto na samym początku naszej rozmowy podkreślić, że nie ma stuprocentowo bezpiecznego dziecka. Oczywiście ryzyko skrzywdzenia można w różny sposób minimalizować, ale nie można ze stuprocentową pewnością zakładać, że akurat moje dziecko jest ponad to. Nie chodzi o to, żeby popadać w paranoję czy kogokolwiek straszyć, ale warto mieć świadomość, że to niebezpieczeństwo może czaić się w naprawdę wielu miejscach. Ktoś może przyczaić się gdzieś w krzakach na placu zabaw, ktoś może wabić dziecko w internecie. A może zdarzyć się tak, że krzywdy dziecko dozna od osoby nam znanej, do której mamy zaufanie, która odwiedza w domu. Warto więc budować dobre relacje z dzieckiem i być czujnym.

fot. Wydawnictwo eSPe  

Rodzice musieliby chodzić za dzieckiem krok w krok, a to przecież niemożliwe.

– O ile za kilkulatkiem można chodzić krok w krok, to za nastolatkiem już niekoniecznie. To człowiek, który dziś żyje w dwóch równoległych światach – w realnym i wirtualnym, do którego my, rodzice, często nie mamy wstępu. Tym bardziej więc powinniśmy mieć świadomość, jakie sytuacje mogą zagrażać naszemu dziecku, jak reagować, gdy coś złego się wydarzy, a przede wszystkim – jak taką sytuację rozpoznać. Powinniśmy wiedzieć, jakie zmiany w zachowaniu dziecka mogą sugerować, że coś jest na rzeczy. Trzeba wiedzieć, kiedy w głowie rodzica powinna zapalić się czerwona lampka. I jednocześnie – jak ograniczyć sytuacje ryzykowne. Pamiętajmy, że wykorzystanie seksualne to bardzo szeroki wachlarz zachowań. To nie jest wyłącznie sytuacja, kiedy nasze dziecko zostaje zgwałcone. To również może być dotyk, który będzie przekroczeniem jego granic.

To może być też „niewinna” rozmowa.

– Zgadza się, to może być na przykład opowiadanie sprośnych dowcipów przy dziecku. To może być zaproponowanie dziecku wspólnego oglądania pornografii. To może być zachęcanie dziecka do dotykania narządów płciowych osoby dorosłej czy obnażania się. Albo zachęcenie dziecka – przez osobę poznaną w internecie – do wysłania nagich zdjęć. Pisząc tę książkę, chciałyśmy dać rodzicom kompendium wiedzy o tym, czym jest wykorzystywanie seksualne; jak się przejawia, jakie zmiany w zachowaniu dziecka powinny wzbudzić nasz niepokój, jak adekwatnie reagować, jak zachęcić dziecko, by się otworzyło, jak przygotować je na przesłuchanie, gdy już jest pewność, że zostało skrzywdzone.

fot. unsplash

Ta pierwsza reakcja jest bardzo istotna, prawda?

– Od niej zależy przyszłość dziecka. To ogromna odpowiedzialność, która spoczywa na nas dorosłych. Trzeba mieć świadomość, że ujawnienie krzywdy wiąże się z ogromnym wysiłkiem. Dziecko często musi przełamać wiele oporów, wstyd, lęk. Jeśli ono wybiera nas, by powierzyć nam tę tajemnicę, to nie dlatego, że spodobał mu się nasz kolor oczu czy kolor włosów. Wybiera nas, bo nam ufa. Dlatego w takiej sytuacji nie należy dziecku mówić: „Coś sobie wymyśliłeś”, „Coś sobie ubzdurałeś”. Adekwatną odpowiedzią – nawet jeśli to, co słyszymy, nie mieści się nam w głowie – jest powiedzenie: „Dobrze, ja ci wierzę, postaram się ci pomóc”. Warto dopytać, co to dziecko przeżywa, rozmawiać z nim, ale go nie oceniać. My, dorośli, mamy narzędzia do tego, by zweryfikować to, czy dziecku faktycznie stała się krzywda. Oczywiście może się zdarzyć, że dziecko zmyśla albo źle zinterpretowało pewne wydarzenie. Niemniej jednak znając swoje dziecko, widząc, że jego zachowanie nagle radykalnie się zmieniło, możemy przypuszczać, że coś złego mogło się wydarzyć. I wtedy trzeba reagować.

Prześledźmy zachowania dziecka, zmiany w jego zachowaniu, które powinny wzbudzić czujność rodziców.

– Każda zmiana w zachowaniu dziecka powinna zwrócić naszą uwagę. Oczywiście nie oznacza to jeszcze, że zostało ono wykorzystane seksualnie, ale tego też nie można wykluczać.Niepodważalnymi dowodami wykorzystania seksualnego są ciąża u dziewczynki, ślady nasienia na ubraniu lub ciele dziecka, choroby weneryczne albo choroby układu moczowo-płciowego.

>>> O. Adam Żak o ochronie małoletnich: myśleć i działać ewangelicznie, nie korporacyjnie

fot. unsplash

Kiedy mamy dziecko lękliwe, i nagle obserwujemy że jest ono jeszcze bardziej lękliwe, zamknięte – to też powinien być dla nas sygnał. Lampka powinna zapalić nam się wtedy, gdy zauważymy, że dziewczyna zaczyna się ubierać w workowate ubrania, by schować swoją kobiecość albo blizny po okaleczeniu. .Naszą uwagę powinny wzbudzić zachowania agresywne – jeśli wcześniej dziecko było spokojne. Możemy zauważyć jakiś regres w rozwoju poznawczym. Dziecko może okazywać zachowania quasi-seksualne wobec innych dzieci, na przykład naśladować czynności, które robił z nim dorosły. Dzieci – szczególnie takie w wieku przedszkolnym czy wczesnoszkolnym – mogą na przykład chętnie się rozbierać, bo przekroczona została granica ich wstydu. Albo odwrotnie – może nagle odczuwać lęk przed rozbieraniem. Zdarza się, że pojawiają się inne zaburzenia lękowe. Dziecko może też używać słów, których znać nie powinno. Oczywiście mogło przypadkowo w telefonie trafić na stronę pornograficzną albo artykuł z dziedziny seksualności, ale o wiele bardziej prawdopodobne jest to, że ktoś mu to pokazał.

Czyli najgorszym sposobem jest zbagatelizowanie sprawy. Trzeba ją sprawdzić, zweryfikować. Ale bardzo ważne jest, by na początku dać dziecku sygnał, że jest się po jego stronie, że mu się wierzy.

– To pozwala zniwelować długoterminowe skutki wykorzystywania seksualnego. Jeśli dziecko od razu otrzyma wsparcie to wie, że ktoś mu wierzy, że jest koło niego „bezpieczny dorosły”, który nie zostawi go w potrzebie. Wtedy lepiej będzie sobie radziło z tą traumą. Jeśli dziecko zostanie samo, jeśli otrzyma sygnał, że dorosły zbagatelizował jego prośbę, to jego wysiłek okaże się daremny. Zapytałam moją rozmówczynię – dr Ewę Kusz – czy dziecko będzie do skutku szukało owego „bezpiecznego dorosłego”, któremu powie o swoim problemie. Stanowczo odpowiedziała, że nie, że jeśli sparzy się na tym pierwszym kontakcie, to uzna, że z jakiegoś powodu jest gorsze, na pewno nikt mu nie uwierzy i nie znajdzie pomocy. A wtedy trauma będzie się w nim jeszcze bardziej pogłębiać – zostało zranione przez osobę dorosłą, która je wykorzystała, a z drugiej strony zostało zranione przez osobę, u której szukała ratunku.

Fot. pixabay

A jaka powinna być reakcja dorosłych na wiadomość od dziecka, że ktoś je skrzywdził?

– Jeśli mamy wiedzę na temat wykorzystania seksualnego osoby małoletniej, bez względu na to, czy jesteśmy rodzicem, nauczycielem, opiekunem na kolonii itp., to jesteśmy prawnie zobligowani do zgłoszenia jej odpowiednim ogranom, czyli policji lub prokuraturze. Zgodnie ze znowelizowanym w 2017 roku Kodeksem karnym za brak reakcji grozi kara pozbawienia wolności do lat trzech.

A jeśli takich jednoznacznych dowodów na wykorzystanie dziecka nie mamy, to najpierw musimy poznać relację dziecka, stworzyć mu warunki, by chciało nam o tym opowiedzieć, stawiać pytania otwarte, sprawić, by poczuło się bezpiecznie. Niekiedy dziecko nie jest w stanie opowiedzieć o tej sprawie, bo nie ma odpowiedniego aparatu pojęciowego. Wtedy pomocna może okazać się lalka albo miś, by na ich przykładzie dziecko mogło pokazać, co się stało. W naszej książce nie skupiamy się tylko na dzieciach, ale także dajemy też czytelnikom wiedzę o tym, jak działa osoba, która krzywdzi.

fot. wikipedia

A takie osoby potrafią dobrze się kamuflować. I manipulować.

– Statystyki pokazują, że osoby, które są dla dziecka obce, to tylko 10% sprawców. Pozostali to w większości osoby, które dziecko lepiej lub gorzej zna, czyli na przykład nauczyciel, trener, sąsiad, ksiądz, ktoś, kto odwiedza nas w domu. To może być także któryś z rodziców, zdecydowanie częściej ojciec lub parter matki, który pełni funkcję ojca. Mnie nie mieści się w głowie, że osoba dorosła może krzywdzić dziecko, ale to się dzieje. Czasem mogą to być z pozoru niewinne zachowania: np. dziecko i dorosły bawią się, gilgoczą się na łóżku, mogą to być tak bliskie kontakty, że ręka w czasie zabawy powędruje w miejsca intymne dziecka i nawet nie zorientujemy się, że coś złego się dzieje. Osoba wykorzystująca to często sprawny manipulant. Nie wykorzystuje dziecka za pierwszym razem. To często długotrwały proces polegający na uwodzeniu, manipulowaniu, tworzeniu tajemnic czy budowaniu systemu zależności.

Nakreślony przez Panią portret osoby wykorzystującej przypomniał mi historię braci Pankowiaków opisaną w filmie braci Sekielskich. Ich krzywdził znajomy ksiądz, który był przyjacielem rodziny i od którego zależało bezpieczeństwo finansowe rodziny.

– Tak, to są właśnie tego typu sytuacje. To mogą być też groźby: „Jak powiesz mamie, to umrze na zawał”, „Jak powiesz mamie, to trafisz do domu dziecka”, „I tak mi nic nie zrobią, bo jestem szanowaną osobą”. Często pojawia się zależność finansowa. Taka osoba zabiera dziecko na wakacje, finansuje mu naukę, pomaga w znalezieniu pracy, kupuje ubrania. Sposobów manipulacji jest wiele. Bywa też, że osoba skrzywdzona ma ambiwalentny stosunek do sprawcy. On w tym procesie uwodzenia coś jej kupował, wspierał talenty, dzięki czemu dziecko w dorosłym życiu coś osiągnęło, do czegoś doszło, a jednocześnie to dziecko wykorzystywał. Dorosły człowiek nie wie już wtedy, czy swojego oprawcę bardziej kocha czy nienawidzi.

fot. unsplash

To są bardzo skrajne i trudne uczucia.

– Bardzo ciężko żyje się ze świadomością, że ktoś, komu bardzo wiele zawdzięczamy, jest jednocześnie kimś, kto nas tak bardzo głęboko skrzywdził.

A kiedy trzeba zgłosić się po pomoc do specjalisty (seksuologa, psychologa)?

– To są bardzo indywidualne historie. Są dzieci, które mają naturalnie wypracowaną resilience, czyli odporność na krzywdę. Takie dziecko jest w stanie bardzo dobrze funkcjonować mimo doznanej krzywdy. Jest to na pewno jakiś fenomen. Inne będą potrzebowały fachowej pomocy. Tak naprawdę wszystko zależy też od rodzaju doznanych krzywd i czasu trwania tej przemocowej sytuacji. Niekiedy sytuacja jest tak trudna, że wsparcia specjalisty potrzebuje nie tylko dziecko, ale i cała rodzina. Członkowie rodziny mogą sobie nie radzić z tym problemem, rodzice mogą mieć ogromne poczucie winy, że coś zaniedbali, że coś przeoczyli. Ale jest i tak – o czym mówi raport Państwowej Komisji ds. Pedofilii – że bardzo duży procent dzieci nie korzysta z żadnej pomocy psychologicznej. Pytałam moją rozmówczynię o to, dlaczego tak się dzieje. Czy to wina systemu? Braku dostępności lekarzy specjalistów?

A psychiatria dziecięca w Polsce w dobrej kondycji nie jest…

– Ewa Kusz mówi, że w wielu przypadkach nie chodzi o „winę systemu”, ale o to, że rodzice nie chcą korzystać z tego typu pomocy, mówią, że im nie jest to potrzebne. Nawet jeśli krzywda dziecka jest ewidentna. A przecież nikt nikogo siłą do specjalisty nie zaprowadzi.

Wspólnym mianownikiem wszystkich naszych rozmów jest to, że tym, co może zminimalizować ryzyko wykorzystania seksualnego albo co może pomóc błyskawicznie zareagować na takie zdarzenie, jest dobra relacja rodzica z dzieckiem. To coś, na co pracuje się latami, już od pierwszych dni życia dziecka. Jeśli dziecko ma dobre relacje z rodzicami, to nie będzie szukało ciepła u innych dorosłych. Jeśli jego potrzeby nie będą zaspokojone w domu, to może ono trafić na osobę, która potrzebę bliskości zinterpretuje jako zagrożenie do wykorzystania. Dziecko, które ma dobrą relację z rodzicami i zauważy, że jakiś dorosły w jego otoczeniu stanowi dla niego zagrożenie, to od razu zgłosi tę sprawę rodzicom. Zazwyczaj jest tak, że jeśli dziecko pójdzie ze swoim problemem do rodzica, to będzie bezpieczne, uniknie zagrożenia. Sprawca w takiej sytuacji już nie będzie miał w dziecku sojusznika i zostawi je w spokoju. W dyskusjach o problemie wykorzystywania seksualnego często słyszymy argument: „Mnie nikt nigdy nie molestował, a przecież jeździłam/jeździłem na obozy harcerskie, byłem ministrantem…”. Ja wtedy odpowiadam: „Może dlatego, że miałeś/miałaś dom, rodziców, którzy dawali wsparcie i pomoc”. Gdy potencjalny sprawca widzi, że dziecko otoczone jest wspierającymi je dorosłymi, zazwyczaj rezygnuje już na samym początku. Wie, że nie uda mu się wykorzystać dziecka albo że będzie to bardzo trudne i ryzykowne.

fot. pixabay

Czyli, by ochronić dziecko, po pierwsze trzeba mieć z nim dobre relacje. Ufać mu.

– Oczywiście, to nie wyeliminuje ryzyka, ale może bardzo pomóc.

A po drugie: dokształcać się, mieć wiedzę.

– Rodzice cały czas powinni się dokształcać. W wielu kwestiach nasze dzieci są daleko przed nami, szczególnie jeśli chodzi o nowe technologie, media społecznościowe. Do ich świata wirtualnego my – rodzice – często nie mamy dostępu. Dzieci potrafią założyć w mediach społecznościowych jedno konto, takie „grzeczne” – dla rodziców. I drugie, o którym rodzic nie ma bladego pojęcia, na którym publikują zdjęcia, których rodzice nie chcieliby widzieć. Trzeba też mieć świadomość, jak działa sprawca. W książce opisujemy sytuacje, które mogą być sondowaniem postawy rodziców. Na przykład jedziemy z zaprzyjaźnionymi rodzinami na wakacje. I w ich czasie jeden z mężczyzn paraduje w szlafroku, bez bielizny. Oczywiście to może być przypadek, ale to może być też sondowanie, czy ktoś to zauważy i czy zareaguje. Albo inna sytuacja: śpimy z dziećmi u rodziny. Rano wstajemy, a wujek (który na co dzień mieszka sam) paraduje nago po mieszkaniu. Może to zrobić z rozpędu, bo zapomniał się, ale mógł to zrobić zupełnie świadomie, żeby sprawdzić czujność rodziców. Mówiąc o sprawcy, mamy zazwyczaj na myśli mężczyznę. Trudno się dziwić, zdecydowana większość osób krzywdzących dzieci to mężczyźni. Niemniej jednak nie możemy zapominać, że 10, a nawet 20 proc. sprawców (to są dane niemieckie, które przywołujemy w książce), to kobiety.

Narzędzia, które opisuje pani w książce, to czujność, wiedza oraz dobre relacje z dzieckiem, które sprowadzają się do zdania: „Ja ci wierzę”.

– To są podstawowe zasady, które pomagają ochronić dziecko przed krzywdą wykorzystania seksualnego i każdą inną.

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze