fot Dominika Pruszczyńska/ Archiwum Puntos Corazón Uruguay

Trudna dzielnica 40 semanas w Urugwaju. Zwyczajni ludzie chcą zmienić to miejsce [MISYJNE DROGI]

Kiedyś, gdy przechadzałam się uliczkami mojej urugwajskiej dzielnicy, podbiegła do mnie pięcioletnia dziewczynka. Znałyśmy się dość dobrze. Wskoczyła mi na ramiona i do ucha wyszeptała: „Wiesz co, ciociu, jak dzisiaj szukałam w domu piłki, to zobaczyłam, że pod moim łóżkiem są schowane pistolety i karabiny – to chyba wujek je tam zostawił, jak spałam”. Szok. Dziewczynka pod swoim łóżkiem ma skład broni! Czy ktoś się temu dziwił? Taka była nasza codzienność w „40 semanas”.

Trafiłam kiedyś do miejsca, które na pierwszy rzut oka zostało zapomniane przez Boga. Do miejsca, do którego nie dochodzi oficjalna kanalizacja i kable wysokiego napięcia. Mieszkańcy „kradną prąd” z pobliskiej stacji z nielegalnie powieszonych kabli wysokiego napięcia, podobnie jest z wodą. Do tej dzielnicy nie wejdzie policja ani inne służby. Dlaczego? Kiedyś komendant tamtejszej policji powiedział mi słowa: 

fot. Dominika Pruszczyńska/ Archiwum Puntos Corazón Uruguay

„Każdy z tych policjantów ma rodzinę, każdy chce wrócić do domu – nie wyślę w to miejsce żadnego z moich ludzi – odwiedziny w tej dzielnicy to prawie samobójstwo”. 

„40 semanas” to dzielnica w Montevideo – stolicy Urugwaju. Nazwa dzielnicy pochodzi od liczby tygodni, w której została ukształtowana. Cała historia powstania tej dzielnicy zamyka się właśnie w 40 tygodniach. Wiele lat temu w więzieniach urugwajskich ogłoszono amnestię. Każdego z wypuszczonych więźniów „przerzucono” do jednej dzielnicy – dla porządku i bezpieczeństwa, jak mówiono. Początkowo miała to być „dzielnica ogrodów” dla robotników, ale bardzo szybko okazało się, że rejon przekształcił się w dzielnicę ubóstwa o wysokim wskaźniku przestępczości. 

Wstydzę się domu 

Wyjeżdżając do centrum miasta, gdy ludzie orientowali się, że jestem obcokrajowcem, zazwyczaj pytali: 

„A gdzie mieszkasz w Montevideo?”. Ja zawsze odpowiadałam z dumą: 

„Mieszkam w «40 semanas»”. Najpierw ludzie reagowali bardzo wymowną ciszą, potem negowali moją odpowiedź, mówiąc, że to niemożliwe. 

fot. Dominika Pruszczyńska/ Archiwum Puntos Corazón Uruguay

A gdy dochodziło do nich, że to jednak prawda – każdy z nich powtarzał te słowa: „Nie powinnaś tam mieszkać. To niebezpieczne”. Wiem od moich sąsiadów, że gdy ktoś pyta ich o to, gdzie mieszkają, to prawie nigdy nie mówią prawdy. Wstydzą się i mijają się z prawdą, aby tylko nie powiedzieć: „Jestem mieszkańcem «40 semanas»”. Jak wygląda tam życie? Czy jest nadzieja dla tego miejsca? 

>>> Nie wiem, ile mam lat [MISYJNE DROGI]

Ines uratowała wielu młodych 

Poszczególne osoby wzięły sprawy w swoje ręce i próbują coś zmienić. Jest wśród nich np. Ines, starsza kobieta o bardzo ciepłym usposobieniu. Wszystkie swoje siły wkładała w pracę z młodzieżą w dzielnicy. Widziała w nich nadzieję na przyszłość. Każdy wiedział, że u Ines może się schronić przed pijanymi rodzicami, przeciwnikami z wrogiego gangu, przed samotnością i rozpaczą nastoletniego życia w tej dzielnicy. Ines powtarzała, że młodzież to jest przyszłość tej dziel- nicy i trzeba robić wszystko, by ułatwić im możliwość nauki i wzrastania w godnym środowisku. Martwiła ją sytuacja w dzielnicy. Gdy ją odwiedzałam, to zawsze siedziała przed domem z różańcem w ręku – modliła się w intencjach tych wszystkich ludzi, których widzi. Na terenie dzielnicy nie ma kościoła. Choć uliczki należą terytorialnie do pobliskiej parafii, to proboszcz prawie nigdy nie pojawia się w tym rejonie. Wszystko przez brak bezpieczeństwa i historyczne konflikty, o źródłach których już nikt nie pamięta. Jednak pomimo wszystko mieszkańcy dziel- nicy nie porzucają swojej wiary. Sami organizują co roku drogę krzyżową, pielgrzymki do pobliskich kapliczek, wspólne modlitwy. Gdy Ines zachorowała, sąsiedzi robili wszystko, by ksiądz przynosił jej Komunię świętą. Najpierw po kryjomu, a potem dzięki wsparciu nas – świeckich misjonarzy. Mieszkańcy dzielnicy znali pragnie- nie serca Ines i byli jak przyjaciele z Ewangelii św. Marka (Mk 2,1-12), którzy spuszczali na noszach paralityka, by ten mógł być uzdrowiony przez Jezusa. 

Gdy Ines odeszła, została okrzyknięta przez mieszkańców „świętą w 40 semanas” – całe swe życie poświęciła tej trudnej i „niewdzięcznej” dzielnicy. Wiedzą, że uratowała wielu młodych ludzi. 

fot. Dominika Pruszczyńska/ Archiwum Puntos Corazón Uruguay

Zulema i łańcuszek alarmowy 

Zulema miała duży problem ze zdrowiem. Nie miała jednego oka, walczyła z poważnymi problemami kręgosłupa. Spacerowanie wymagało od niej wielkiego wysiłku. Mieszkała sama w prowizorycznym domu zbudowanym z blachy falistej i tego, co znalazła w okolicy. Kiedyś miała swój prawdziwy dom, niestety kilka lat temu jej syn w szale głodu narkotykowego okradł ją, a jej dom podpalił. Spotkanie z Zulemą zawsze jest pełne niespodzianek. Nigdy nie wiadomo, w jakim będzie humorze. Często płacze jak dziecko, gdy czuje się samotna i porzucona przez cały świat. A z drugiej strony potrafi również euforycznie cieszyć się, kiedy otrzyma prezent lub spotyka ją coś miłego. Jej oczy wtedy nabierają prawdziwego blasku, jak oczy dziecka. Tym razem 

Zulema była w dobrym humorze. Ucieszyła się, że przyprowadziłam do niej mojego gościa. Zulema postanowiła nam pokazać kawałek swojej, ale i naszej dzielnicy. 

fot. Dominika Pruszczyńska/ Archiwum Puntos Corazón Uruguay

>>> Tekst pochodzi z „Misyjnych Dróg”. Wykup prenumeratę <<<

W pewnym momencie usłyszeliśmy głośne huki. Zulema stanęła nieruchomo, spojrzała na mnie i krzyknęła: „Vamos rapido!” („szybko, idziemy!”). Pociągnęła mojego gościa za rękę w kierunku swojego domu. Z przejęciem kazała nam się schować w kącie najbardziej oddalonym od drzwi. Przez chwilę siedzieliśmy w ciszy, nasłuchując, co się dzieje na ulicy. Po kilku chwilach Zulema wyjrzała na dwór i zaczęła z kimś rozmawiać. Domyślałam się, co się dzieje – mój gość jeszcze nie. Gdy Zulema weszła z powrotem do domu, miała zatroskaną minę. Powiedziała ze smutkiem: 

„Ktoś strzelał ulicę dalej. Jorge został postrzelony”. Zapadła cisza, po chwili mój gość rozpoczął krótką modlitwę w intencji Jorge. Gdy skończyliśmy, Zulema powiedziała: „Jest ciężko, ale staramy się robić wszystko, by jednak nasze dzieci były bezpieczne. Gdy coś się dzieje – sąsiedzi przybiegają do mnie, by ostrzec mnie, żebym nie wychodziła z domu. Daję znać kolejnym i tak wieść o niebezpieczeństwie
się rozprzestrzenia. Dzieci wracają do domu, a dorośli zamykają drzwi”. Tak powstał z tego swoisty łańcuszek alarmowy. Ktoś zauważył niebezpieczeństwo i ostrzegał kolejną osobę. W ten sposób wielu mogło uniknąć śmierci lub groźnej sytuacji na ulicy. Od samego początku mojego zamieszkania w dzielnicy zostałam objęta tym łańcuszkiem, który działał bez względu na porę.

fot. Dominika Pruszczyńska/ Archiwum Puntos Corazón Uruguay


Karina i Jorge, dom dla potrzebujących


Na obrzeżach dzielnicy stoi duży dom. Jest to miejsce szczególne dla każdego mieszkańca dzielnicy.
To Cottolengo don Orione Masculino. Ośrodek dla dzieci, młodzieży i dorosłych mężczyzn z różnoraką
niepełnosprawnością fizyczną i intelektualną. Największymi przyjaciółmi pensjonariuszy Cottolengo są sami mieszkańcy naszej dzielnicy, choćby Karina i Jorge. To właśnie oni otaczają opieką ten dom i jego mieszkańców. Bardzo często przychodzą grać z chłopakami w piłkę, odwiedzają ich podczas różnorodnych uroczystości, a czasem przychodzą tak bez okazji, by spędzić z chłopakami czas.
Nasza sąsiadka powiedziała, że Cottolengo to wielki skarb tej dzielnicy. „40 semanas” to niezwykle trudna
dzielnica, ale Cottolengo przypomina wszystkim o normalności, o życzliwości i współczuciu, o tym, że każdy z mieszkańców może coś z siebie dać, aby wesprzeć potrzebującego. Każdy z chłopaków w Cottolengo ma swoją historię. Bardzo często nie mają bliskich, a ich rodziną jest Cottolengo
i po trochu właśnie ta trudna dzielnica – i jej mieszkańcy. Tak wygląda życie naszych przyjaciół z dzielnicy „40 semanas” w Montevideo. Takie osoby jak Zulema, Ines, Karina, Jorge i wielu innych to bohaterowie tego miejsca. Choć może nie mają dużego rozmachu, nie organizują spektakularnych działań, to mam
wrażenie, że tylko dzięki nim można tu jeszcze żyć. Dzięki nim jest jeszcze nadzieja. Dzięki nim już nikt nie będzie się musiał wstydzić, odpowiadając na pytanie: gdzie mieszkasz?

fot. Dominika Pruszczyńska/ Archiwum Puntos Corazón Uruguay
Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze