Fot. ROBERT ABLEWICZ MSF

Nie wiem, ile mam lat [MISYJNE DROGI]

Rebeka Pera jest dyrektorką szkoły w Pilipili Ireland, w filii parafii pw. św. Klary. Prowadzi ją od 25 lat. Wcześniej byli tam misjonarze z Ameryki. Sama wcześniej była siostrą zakonną. Codziennie rano wstaje dla dzieci, aby ich uczyć i wychowywać. Rozmawia z nią Robert Ablewicz MSF.

Robert Ablewicz MSF: Twoja historia jest ciekawa. Byłaś w zakonie, jeszcze na ślubach czasowych, a rozpoznałaś, że to nie Twoje powołanie. Wróciłaś na wioskę do papuaskiego buszu na końcu świata.

Rebeka Pera: Nie wiem, ile mam lat, ale na pewno jestem już w podeszłym wieku. PSP, czyli Pilipili Ireland, jest moją wioską – tu się urodziłam i wychowałam. W czasach mojego dzieciństwa nie było szkoły i nie potrafiliśmy pisać i czytać. Ludzie żyli w wielkim ubóstwie, wielu nadal tak żyje. Nie mieliśmy pieniędzy, aby uczyć się w szkole, która była oddalona o wiele kilometrów od naszej wioski. Czasem komuś z plemienia udawało się skończyć szkołę prowadzoną przez Australijczyków. Moi bracia i siostry nie mieli szansy pójścia do szkoły, a tym bardziej wyjechania gdzieś dalej.

Gdy byłam nastolatką, poznałam siostry Ancilla Dommini Sisters. Pomagałam im, pracowałam w ogrodzie oraz sprzątałam. Siostry zaopiekowały się mną, a nawet wstąpiłam do ich zgromadzenia. Formacja zakonna była połączona z edukacją na poziomie szkoły średniej, co pomagało mi w późniejszym życiu.

Był nawet taki okres, że zostałam wysłana do Australii do szkoły na dalszą formację oraz naukę języka. Wyszłam z wioski w buszu, a tu nagle widzę zupełnie inny świat. „Białych” ludzi już widziałam wcześniej, ale teraz widziałam ich świat. Wiele rzeczy było dla mnie zupełnie nowych i ciągle musiałam się czegoś uczyć i poznawać. My nie mamy takich domów i nie mamy tylu przedmiotów do codziennego użytkowania. Wiesz, byłam dobrze traktowana, a po prawie dwóch latach pobytu w Australii zostałam zapytana: „Czy chcesz przywitać Pana jak przyjdzie powtórnie na ziemię jako siostra zakonna w naszym zgromadzeniu, czy chcesz wrócić do świata i swoich ludzi?”. Długo się zastanawiałam i modliłam, bo odkąd poznałam Ewangelię, to Jezus jest dla mnie najważniejszy. Bałam się, że to będzie jak zdrada Jezusa, ale postanowiłam wrócić do mojej wioski i ludzi, by im pomóc i z nimi być.

Taka decyzja nie jest prosta. Powrót z bogatego świata do biedy. Nawet dla osób bez powołania taki wybór nie byłby prosty.

– Nie było to łatwe, bo pokusa życia w innym, wydawałoby się, że lepszym świecie – była duża. Wiedziałam, że jak wrócę, to nie będę miała nic, a jedynym moim bogactwem będzie wykształcenie, które zdobyłam w czasie formacji, oraz doświadczenie – to, co widziałam i czego nauczyłam się od sióstr.

Dlaczego wróciłaś? Mogłaś zacząć pracę w wielkim mieście. Tam życie jest łatwiejsze.

– Robercie, wróciłam do moich ludzi już nie jako młoda, ale jako bardziej dojrzała kobieta. Widząc tak wielką różnicę w poziomie życia między Papuą a Australią, choć to kraje leżące tak blisko siebie, serce mi się krajało, bo nasi ludzie żyją na znacznie niższym poziomie, niż ten, który widziałam w Australii. Postanowiłam coś dla nich zrobić i o nich zadbać.

Te słowa pachną ideałem. Brzmią, jak z ust młodej nastolatki, która nie zmierzyła się z trudem życia. Co to konkretnie oznaczało?

– Nie miałam wielu możliwości, ale wiem, i sama tego doświadczyłam, że edukacja to klucz do lepszego jutra. Brak szkoły w wiosce sprawiał, że dzieci i młodzież nie miały równych szans w porównaniu z dziećmi z miasta. A już szans na pójście na studia w ogóle nie miały. U nas często jedna osoba wykształcona utrzymuje rodzinę – gdy uda się kogoś wysłać do „wielkiego świata”, co w Papui często oznacza jakieś większe miasto.

Pamiętam, że gdy jako dziecko, wraz z bratem, chodziłam do małej szkoły w Ialibu, którą prowadziły świeckie misjonarki z Ameryki, ludzie bali się „białych” i inni rodzice, często nawet jak mieli możliwość, to nie posyłali do szkół dzieci od razu. To było coś nowego.

Zajęcia w szkole podstawowej, uczniowie Rebeki, w Pilipili Ireland. Fot. ROBERT ABLEWICZ MSF

Pamiętasz jakąś misjonarkę czy misjonarza, którzy wpłynęli na Ciebie lub na Twoje zaangażowanie?

– Pamiętam pewną świecką misjonarkę, która pracowała w naszej szkole. Była to misja rozpoczęta i prowadzona przez amerykańskich kapucynów, którzy sprowadzali też do pracy misyjnej, a przede wszystkim do szkoły, ludzi świeckich. Widziałam pracę ludzi z innego świata, którzy poświęcali nam swoje życie, zdrowie i czas.

Wśród nich była nauczycielka i wychowawczyni: Mery Rane. Była osobą z lekką niepełnosprawnością i trudno jej było chodzić. Patrzyłam na nią z podziwem, widząc, że nie tylko jest z nami, ale też, że nie poddaje się mimo utrudnień związanych z chorobą. Zastanawiało mnie, skąd w niej ta siła. Jako dziecko myślałam, że skoro misjonarze z innego świata mogą do nas przylecieć i uczyć, tym bardziej ta kobieta, to znaczy że to jest możliwe i dla nas. Chciałam działać podobnie.

To była niewielka kobieta, lekko pochylona, potrzebowała kija, by się podpierać podczas chodzenia. Była bardzo zasadnicza i niby szorstka, ale widziałam jej serce dla Boga i dla nas. Patrzyłam na nią z podziwem i trochę z zazdrością – bo miała w sobie taką wewnętrzną siłę.

Pani Rane była dla nas czasem surowa, ale dzięki niej dziś tym bardziej rozumiem, że bez wewnętrznej i zewnętrznej dyscypliny nic nie osiągniemy. Dziś sama jestem czasem surowa dla moich uczniów. Nie chcę, by przez lenistwo lub zaniedbanie zmarnowały swoje dary oraz talenty. Nie chcę, by zmarnowały szansę, którą im dajemy.

Szkoła podstawowa w klasie wybudowanej z tego, co nazbieraliście. Do tego wymagająca wychowawczyni. Dalsza edukacja u sióstr, także w Australii. Postanowiłaś, jak rozumiem, poświęcić wszystko, aby uczyć. Nie masz rodziny, co na Papui nie jest częste.

– Jak mówiłam, zobaczyłam trochę innego świata i pozazdrościłam mieszkającym tam ludziom możliwości, które mają. Gdy sobie pomyślałam o mojej wiosce i moim plemieniu, jakby zapomnianym przez świat,
postanowiłam, że zrobię co w mojej mocy, aby odmienić jakoś ich los. Nie zostałam siostrą, choć dużym pragnieniem mojego serca było to, by służyć Jezusowi. Jak wiesz, nie wyszłam też za mąż, to się rzadko zdarza w Papui. Nie mam dzieci i rodziny, ale mam za to gromadę dzieciaków, dla których wstaję każdego dnia, by nie tylko ich uczyć, ale przede wszystkim – by je wychowywać.

No dobrze. Wróciłaś i…

– Nie miałam nic – tylko serce dla tych dzieci, które nie potrafią czytać i pisać. Przez długi czas nie miałam nawet pozornej klasy ani tablicy, a tym bardziej zeszytów i książek. Istniejąca wcześniej szkoła została zamknięta. Gdy Papua odzyskała niepodległość, nie było na takie rzeczy środków, dla wielu ludzi nie miało to większego znaczenia. Siedziałam z dziećmi na trawie i kijem pisałam na ziemi. Przez długi czas to była moja tablica. Nie było żadnej pomocy i wsparcia, ale nie zniechęcało mnie to, bo wiedziałam, że kiedyś te dzieci będą miały łatwiej.

Jakie są efekty Twojej pracy? Masz uczniów, których pamiętasz? Czujesz się spełniona w życiu?

– Minęło już 25 lat i ponad 800 dzieci przeszło przez moją szkołę. Teraz mamy skromy budynek, choć za mały na nasze potrzeby. Najmłodsze dzieci dalej siedzą na ziemi w klasie, a tablica jest tylko w dwóch salach. Wszystko, co mam, inwestuję w tę moją szkołę. Moją radością są te dzieciaki, niektóre nawet ukończyły studia. Jednym z nich jest Erick Mange, który obecnie jest lekarzem w szpitalu wojewódzkim i jeździ po świecie, zdobywając nową wiedzę dotyczącą leczenia ogólnego i nerek (jego specjalizacja).

Jest wielu byłych uczniów, którzy przychodzą do mnie ze swoimi dziećmi i pokazują im swoją pierwszą
szkołę i warunki, w których się uczyli. Potrzeby są wielkie, coraz większe, bo przysyłają do mnie uczniów nawet z bardzo daleka. Widzą, że tutaj nie ma tylko nauki, ale jest też wychowanie w duchu chrześcijańskim, mimo że mamy także uczniów niekatolików. Modlitwa towarzyszy nam przez cały czas, bo wszystko co mamy i kim jesteśmy zawdzięczamy Bogu. Czuję się spełniona.

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze