800 języków tylko na jednej wyspie. Misje w Oceanii [MISYJNE DROGI]
Od kiedy tylko misjonarze pamiętają, w działalność Kościoła w Melanezji, Polinezji i Mikronezji zaangażowani są świeccy. Jak bez nich udałoby się głosić Ewangelię na tylu wyspach czy w miejscach, w których nadal nie ma prądu czy zasięgu komórek? Jak bez nich byśmy poznali miejscową kulturę czy rozmawiali w prawie siedmiu tysiącach języków Oceanii? Przewodzą miejscowym wspólnotom Kościoła, głoszą kazania, przygotowują do sakramentów. Biorą odpowiedzialność.
W drugim tomie książki „Misjonarze Polscy w świecie” (wydanie z 1977 r.) zostało umieszczone zdjęcie przedstawiające Kazimierza Niezgodę SVD w czasie liturgii mszy świętej na jednej ze stacji bocznych. Zgromadzeni ludzie siedzą na ziemi przed kaplicą, a ojciec Kazimierz głosi im kazanie. Obok niego stoi lokalny mężczyzna, który tłumaczy kazanie z języka melanezyjskiego pidgin na język słuchaczy. To bardzo typowy obrazek widziany na misjach w Oceanii w latach 70. W Papui Nowej Gwinei, kraju, w którym funkcjonuje 800 lokalnych języków, żaden misjonarz nie był w stanie porozumiewać się ze wszystkimi
parafianami w ich lokalnym języku. Dlatego najbystrzejsi chłopcy byli zatrudniani jako tłumacze oraz wysyłani do szkół dla katechistów. Można powiedzieć, że Kościół katolicki w Papui Nowej Gwinei rozwijał się dzięki katechistom. Już przed drugą wojną światową powstawały szkoły dla katechistów, np. w Gayaba oraz w Boiken w rejonie Wewak.
>>> Jak muzułmanin pomógł katolickiemu księdzu dotrzeć na misje w Papui
Pomocnicy misjonarza, a może misjonarze?
Misjonarze pracujący w kraju, w którym nie było dróg, nie byli w stanie regularnie docierać do wszystkich wspólnot, które przyjęły chrzest w wierze katolickiej. W najodleglejsze zakątki podległego sobie terenu misjonarz docierał raz lub dwa razy do roku. Przez większość czasu tamtejsi katolicy zostawali pod opieką katechistów, którzy głosili im słowo Boże podczas niedzielnych nabożeństw oraz przygotowywali dzieci i dorosłych do sakramentów świętych, których w czasie swoich wizyt udzielał im misjonarz.
Szkoły katechistów
Katechiści szkoleni byli w centrach pastoralnych i katechetycznych, które istniały praktycznie w każdej diecezji. Zazwyczaj jeden z misjonarzy był dyrektorem takiego centrum, a do po- mocy miał siostry zakonne oraz świeckich nauczycieli. Pełne przygotowanie katechistów trwało dwa lata. Kandydaci na katechistów otrzymywali podstawową wiedzę w zakresie doktryny katolickiej oraz metod jej nauczania w taki sposób, aby była zrozumiała dla ludzi niewykształconych. Mieli też wiele zajęć praktycznych z głoszenia słowa Bożego, a także przygotowania i prowadzenia nabożeństw oraz spotkań modlitewnych. Jeden z lepiej zorganizowanych ośrodków szkolenia katechistów znajdował się w parafii Pumakos w prowincji Enga. Pracowali tam również polscy misjonarze – Józef Krettek SVD oraz Kazimierz Niezgoda SVD.
Misjonarze wybudowali domki dla katechistów, którzy na czas szkolenia przyjeżdżali tam ze swoimi żonami i dziećmi. Kiedy katechiści mieli zajęcia z teologii oraz liturgii, ich małżonki uczono, jak w bardziej efektywny sposób prowadzić gospodarstwo domowe. Tematyka ich zajęć obejmowała domową księgowość, lepsze metody uprawy ogrodów, podstawy kroju i szycia, zdrowe żywienie oraz przygotowanie do pracy w grupach kobiet przy budowaniu chrześcijańskiej wspólnoty. Równolegle pracowano nad rozwojem komunikacji pomiędzy małżonkami oraz dziećmi w rodzinach katechistów, aby ich rodziny stawały się przykładem do naśladowania.
Utrzymać katechistę
Kiedy misjonarz posyłał katechistę do jakiejś wspólnoty, musiał mu oczywiście zapewnić utrzymanie. Wspólnota, która przyjmowała katechistę z jego rodziną, zobowiązywała się zapewnić im żywność ze swoich ogrodów. Na inne potrzeby misjonarz musiał zdobyć fundusze. Kiedy rząd australijski, który troszczył się o Papuę Nową Gwineę do roku 1975, zbudował drogi, misjonarze mogli używać samochodów do transportu zaopatrzenia. Bardzo często misyjny samochód był jedynym, który docierał do odległych zakątków Nowej Gwinei. Dlatego powstały misyjne sklepiki, w których ludzie mogli się zaopatrzyć w artykuły pierwszej potrzeby: sól, mąkę, ryż, konserwy, naftę do lamp czy materiał na uszycie ubrania. Dochód z tych sklepików wspierał budżet stacji oraz był źródłem wynagrodzenia dla katechistów.
Wojna szczepowa i misja
W 1991 r. wybuchła wojna szczepowa na terenie parafii Pumakos. Misjonarze, siostry zakonne oraz katechiści poczuli się zagrożeni do tego stopnia, że opuścili tę stację misyjną. Wtedy rozpoczęła się dewastacja budynków. Do końca roku wszystko spłonęło: szkoła i domy nauczycieli, centrum katechetyczne, szpital misyjny, dom sióstr zakonnych, dom parafialny, a także kościół. Kiedy już wszystko zostało zniszczone i po dwóch latach skończyły się walki, ludzie nie mogli zrozumieć, jak mogli to wszystko zniszczyć.
>>> Tekst pochodzi z „Misyjnych Dróg”. Wykup prenumeratę <<<
Trzy lata później Stanisław Kilarski SVD został posłany do Pumakos, aby zbudować na tych zgliszczach wspólnotę chrześcijan. Na terenie stacji ocalały jedynie dwa duże metalowe zbiorniki na wodę. Po wycięciu okien i drzwi w ścianach tych zbiorników oraz pokryciu ich trawą można było w nich zamieszkać. Jeden z tych zbiorników stał się domem misjonarza, a drugi kaplicą. Rozpoczęło się od ogrodu, który założyły i o który dbały kobiety. Ludzie z terenu Pumakos przychodzili do ojca Stanisława i pytali:
„Kiedy zbudujesz nam nowy kościół?”. „Ja mam wam budować kościół?” – odpowiadał. „Wy ten kościół spaliliście, wy zbudujecie nowy” – dodawał. „Ty, ojcze, nie wytrzymasz, misjonarze zawsze musieli coś robić, coś dla nas budować, Ty też to zrobisz” – wtórowali mu miejscowi. „Ja wam kościoła nie zbuduję, wy go zbudujecie” – Stach dotrzymał tego słowa. Cierpliwie poczekał i ludzie sami zbudowali nowy kościół – z materiałów, które były dostępne w buszu. Poczuli się uczestnikami Kościoła, odpowiedzialnymi za niego. To mentalność, z którą trzeba walczyć: „Misjonarz sam nam wybuduje, wyremontuje – nie tylko
kościół czy kaplicę, ale jeszcze szkołę czy ośrodek zdrowia”.
Świeccy na medal
W historii Kościoła w Papui Nowej Gwinei jest wielu zasłużonych świeckich, zwłaszcza katechistów, o których pamięć jest żywa wśród ludzi. Kilku z nich otrzymało medale papieskie Bene Merenti. Najbardziej znani spośród nich to Willie Anut z archidiecezji Madang, który był także działaczem w Legionach Maryi, oraz Otto Kovingre z diecezji Wewak, który w uznaniu zasług został zaproszony do Rzymu w 1975 r., gdzie z rąk papieża Pawła VI otrzymał medal za zasługi.
Nowa wizja świeckich
W latach 80. wiele parafii w Papui Nowej Gwinei przeszło program odnowy. Program ten nazywał się „Nowa wizja parafii” i przygotowywał ludzi świeckich do większej aktywności w życiu parafii. W diecezjalnych centrach katechetycznych przygotowano liderów tej odnowy, którzy później wraz z księżmi oraz siostra- mi zakonnymi prowadzili rekolekcje i warsztaty dotyczące organizowania i budowania wspólnot parafialnych. Jednocześnie diecezjalne centra pastoralne kształciły liderów dla tych wspólnot. W parafiach wyłoniły się naturalne wspólnoty modlitewne – modlili się sąsiedzi. Te wspólnoty oraz charytatywne na danym terenie. Ludzie cenili sobie to zaangażowanie, które dawało im poczucie możności i świadomość, że robią coś dobrego dla Boga i bliźnich.
We wspólnocie i dla wspólnoty Kościoła
Dziś w wielu diecezjach funkcjonują grupy świeckich, których zadaniem jest ożywianie działalności pastoralnej w diecezji. Podobne grupy dla animacji działalności pastoralnej istnieją także na poziomie parafii. W każdej wspólnocie jest wybrany i zaakceptowany przez proboszcza przewodnik spotkań modlitewnych. Jego zadaniem jest organizowanie i prowadzenie nabożeństw we wspólnotach, do których w dane niedziele nie dociera ksiądz i są pozbawione mszy świętej. Jest także szafarz Eucharystii, którego zadaniem jest zanoszenie Eucharystii chorym oraz rozdzielanie Komunii.
W wielu parafiach działają grupy odpowiedzialne za finanse parafii, które odpowiadają za zbieranie składki w czasie liturgii oraz organizowanie innych składek na potrzeby parafii. Na wyspach Nowej Gwinei są parafie, w których świeccy przejęli całkowitą odpowiedzialność za finanse parafii.
Wśród delegatów z Oceanii na październikowej sesji synodu w Rzymie, obok bp. Dariusza Kałuży MSF, była pani Grace Wrakia z Goroki, nauczycielka języka angielskiego, mama trójki dzieci, która od lat jest bardzo zaangażowana w życie Kościoła. Oto fragment jej wypowiedzi z Vatican News: „Myślę, że cała ta koncepcja synodalności, rozeznawania i słuchania, jest bardzo melanezyjska, bardzo papuasko-nowogwinejska, ponieważ to jest to, co zawsze robimy”.
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |