Papua Nowa Gwinea. Zapłata za żonę [MISYJNE DROGI]

Powieść Lwa Tołstoja „Anna Karenina” zaczyna się słowami: „Wszystkie szczęśliwe rodziny są do siebie podobne; każda nieszczęśliwa rodzina jest nieszczęśliwa na swój sposób”.

Jest wiele prawdy w tym stwierdzeniu i mogę was zapewnić, że tak samo jest na Papui Nowej Gwinei. Mieszkam i pracuję tutaj od 22 lat i widzę, jak wiele się zmieniło i zmienia. Dotyczy to społeczeństwa, gospodarki, szkół i szpitali, telefonów komórkowych, samochodów, sklepów, Internetu itd. Dotyczy to także rodziny.

>>> Modlitwa „owcy” do Jezusa Dobrego Pasterza

 

Foto: Dariusz Kałuża

„Bride price” znaczy zapłata

W tradycji papuaskich plemion pojęcie rodziny było zawsze uporządkowane, rozumiane i tłumaczone w kategoriach klanu lub plemienia. Małżeństwo niekoniecznie było widziane jako związek dwojga kochających się ludzi, ale przede wszystkim jako bardzo ważny element w budowaniu zaufania i wzajemnej pomocy pomiędzy klanami. Ta więź umacniała się jeszcze bardziej przez dzieci, jak również przez wymianę darów pomiędzy plemionami. Bardzo ważnym elementem wpływającym na trwałość była i jest do tej pory tak zwana „bride price” czyli „zapłata” za kobietę. Dziwnie to brzmi? Ale nie chodzi tutaj o „kupowanie” kogoś na własność. Absolutnie nie! „Bride price” jest potwierdzeniem małżeństwa, a właściwie potwierdzeniem i utwierdzeniem nowej rodzinnej więzi pomiędzy klanami i plemionami. Sam fakt, że na „bride price” składali się wszyscy z jednej wioski czy klanu i „odbierali” wszyscy z drugiej wioski czy klanu, już wyraża tę ideę rodziny jako wspólnoty klanowej. Do tej pory w formularzach przedmałżeńskich, przez które przygotowujemy młodych ludzi do sakramentu małżeństwa, jedno z pytań brzmi: Czy żona została spłacona? Jeśli nie, to trzeba znaleźć przyczynę i jak można temu zaradzić. Czasami trzeba spisać osobny dokument mówiący o tym, że „bride price” zostanie rozłożona na raty.

Moja wioska to moja rodzina

W kraju, w którym żyje prawie tysiąc plemion, gdzie ludzie mówią w ośmiuset językach, gdzie walki plemienne były i są codziennością, gdzie ziemia, dom i ogród są ważniejsze niż złoto, większość ludzi mieszka w domach zbudowanych z drzewa i trawy, a ludzie są oddzieleni od siebie górami, rzekami, bagnami i czasami nieprzebytą dżunglą, tym, co łączyło ludzi i pomagało przetrwać, była wspólnota, wioska, klan. Prawo moralne, zwyczaje, obowiązki i decyzje o tym, co jest dobre, a co złe, były uzależnione od jednego dobra – dobra wioski i klanu. W tych kategoriach była rozumiana też rodzina. Tradycyjne małżeństwa zawsze były podporządkowane dobru wioski czy klanu. Kto się żenił i z kim, gdzie i kiedy dziewczyna wychodziła za mąż – o tym zawsze decydowała wioska, starszyzna albo cały klan. Tradycyjnie rodzina nie mieszkała razem. Mężczyźni i chłopcy, którzy przeszli inicjację, mieszkali w tak zwanym „hausman”, czyli domu mężczyzn. Był to jeden wielki dom, przeważnie na środku wioski, wybudowany na wysokich palach, do którego kobiety nie miały wstępu. Kobiety natomiast mieszkały razem z dziećmi w domkach wybudowanych z materiałów z buszu. Kiedy pracowałem w diecezji Mendi, doglądałem właśnie takiej wioski na wyspie Yo’ombo. Malutka wysepka na jeziorze Kutubu, gdzie po krótkiej wspinaczce od brzegu na środku wioski stoi na palach długi na 40 metrów „hausman”.

>>> Kolonia: bezdomni znaleźli pomoc w… seminarium

Nie potrzeba sierocińców

Misjonarze na Papui Nowej Gwinei nie musieli budować sierocińców. Budowali szkoły, szpitale, mosty i drogi, kościoły i kaplice, ale jakoś nie trzeba było budować sierocińców i domów dla starszych albo samotnych ludzi. Nie wiem, jak długo tak będzie. Bo w takiej papuaskiej wiosce, która funkcjonuje jak jedna wielka rodzina, żadne dziecko nie było zapomniane i żadna staruszka opuszczona. To nie misjonarze i Ewangelia nauczyła ich tego, żeby kochać i troszczyć się o drugiego człowieka. To ta papuaska więź rodzinna, ta odpowiedzialność za wspólnotę, jaką jest wioska czy klan, tworzyła tę wspaniałą papuaską kulturę i tradycję.

 

Foto: Dariusz Kałuża

Wyzwania nowej rzeczywistości

>>> Komunia duchowa. Modlitwy, które pomogą zjednoczyć się z Jezusem

Ale czasy się zmieniają. Od 1975 r. Papua Nowa Gwinea jest niepodległym państwem. Demokratyczne wybory, niezależny rząd, samodzielne decyzje, nowe miejsca pracy, nowe drogi i komunikacja, plantacje kawy i kokosów, kopalnie złota i złoża ropy, wielkie połacie lasu tropikalnego, bogactwo fauny i flory, szkolnictwo od przedszkola do uniwersytetów, otwarcie się na nowinki techniczne – wszystko to wpływa na zmiany, jakie obecnie zachodzą w społeczeństwie. Tradycyjne wartości czasami nie wytrzymują zderzenia z nową rzeczywistością. Zwyczaje, wierzenia i cały system zakazów i nakazów, który tradycyjnie utrzymywał równowagę w klanie, w wiosce i w rodzinie, teraz nie ma odpowiedzi na nowe sytuacje. Jesteśmy na etapie poszukiwania „złotego środka”, czyli: jak dobrze wykorzystać dorobek XXI w., ale równocześnie zachować i pielęgnować to, co przekazywane było przez tysiące lat z pokolenia na pokolenie, ponieważ razem ze zmianami społecznymi, kulturowymi i religijnymi przychodzą również nowe wyzwania dla rodziny.

Mój własny dom

Jedną z pierwszych ważnych zmian była nowość, idea własnego domu. Istniejące do tej pory „domy kobiet” czy „domy mężczyzn” zostały zastąpione „domem rodzinnym”. W ten sposób rodzina znalazła właściwe miejsce. Miejsce, gdzie małżonkowie i ich dzieci uczą się szacunku, miłości i przebaczenia. Gdzie odpowiedzialność za „mój dom” dotyczy każdego członka rodziny. Gdzie ci, co mieszkają razem, jedzą razem, cieszą się i płaczą razem decydują o swojej teraźniejszości i przyszłości. Można by powiedzieć, że to pozytywna zmiana i na pewno tak jest. Ale warto też tutaj podkreślić, że Papuasi nie zrezygnowali całkowicie – i całe szczęście – z idei większej, klanowej rodziny. Bo do tej pory nie muszę jeszcze budować sierocińców. Chociaż nadal istnieją małżeństwa ustawiane i proponowane przez starszyznę, chociaż dalej trzeba „płacić” za żonę, chociaż dalej w niektórych rejonach obowiązuje wyraźny podział obowiązków na „męskie” i „żeńskie”, to jednak młode pokolenie szuka nowych dróg i bierze na siebie nowe rozwiązania i obowiązki, które mają im pomoc w tworzeniu własnej, szczęśliwej i dobrej rodziny.

>>> Modlitwa o pogodę ducha

Jak się ma dzisiejsza papuaska rodzina?

Po 20 latach pobytu na Papui Nowej Gwinei widzę, jak szybko zachodzą zmiany społeczne i kulturowe, na które nie zawsze jesteśmy przygotowani. Postęp i rozwój są dobre i są dane wszystkim, by wykorzystać ludzkie osiągnięcia, tylko trzeba jeszcze wypracować odpowiednie metody, żeby się w tym wszystkim nie zagubić. Z jednej strony jesteśmy dumni z tego, że mamy szkoły, gdzie dzieci mogą się uczyć i zdobywać wiedzę. Cieszymy się, że za pracę dostajemy wynagrodzenie i można coś kupić w sklepie dla rodziny. Szanujemy i doceniamy rolę kobiety w społeczeństwie. Z drugiej jednak strony mamy narastający problem z alkoholem wśród młodzieży i nie tylko. Za wypracowane pieniądze, zamiast przynieść je do domu, uprawia się hazard. Bardzo niebezpiecznym zjawiskiem jest narastająca przemoc w rodzinie. Coraz większy robi się dystans między bogatymi a biednymi. W stolicy kraju Port Moresby już zaczęto mówić o „dzieciach ulicy”, a poligamia na nowo staje czymś normalnym. Dlatego razem z tym rozwojem i postępem materialnym, z tymi wszystkimi zmianami, jakie zachodzą, musi iść rozwój i postęp duchowy.

A co na to Kościół?

Gdy odwiedzam parafie i stacje misyjne, często ludzie pytają mnie i proszą o księdza, „bo my byśmy chcieli mieć księdza u nas już na stałe. Takiego, żeby był z nami od niedzieli do niedzieli”. Mówię im „no ale skąd ja go mam wziąć? Poślijcie synów do seminarium, to będziemy mieli księży i nawet na misje możemy wysłać”. Czasami przyjdzie ktoś i opowie, jak go napadli w drodze, okradli i poobijali. Żali się biedaczysko, że ludzie są nieuczciwi i chciwi i że szacunku do drugiego nie mają. I pyta taki: proszę księdza, jak to zmienić, co mamy zrobić? Mówię mu, że: „te dranie to nie spadli z drzewa jak mango. Mama ich urodziła, ktoś ich wychowywał i tato uczył tradycji, ale gdzieś się zagubili”. Bo to wszystko zaczyna się w rodzinie. Co roku na Konferencji Biskupów omawiamy plan pastoralny – taki program, który przez rok chcemy wprowadzać w diecezjach i parafiach. Na przykład w 2018 r., ponieważ był Synod Biskupów dotyczący młodzieży. Poprzedni był o dzieciach, a w przyszłym roku chcemy szczególnie skupić się na powołaniu świeckich do świętości w codziennym życiu. To odpowiedź na papieski dokument „Gaudete et Exsultate”. Ale nieważne, jaki plan obierzemy albo jaki tytuł damy programowi: zawsze nasza praca, aktywność i troska będzie prowadziła do rodziny.

Dariusz Kałuża MSF

>>>Tekst pochodzi z „Misyjnych Dróg”. Wykup prenumeratę<<<

Wybrane dla Ciebie

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze