Chciałem umknąć Bogu. Rozmowa Ojca Marcina Wrzosa z Louisem Lougenem [MISYJNE DROGI]
O jubileuszu dwóchsetlecia oblatów, trudnych wyborach, kryzysie w życiu kapłańskim i odkryciu swojego synostwa z superiorem generalnym Misjonarzy OblatówMN Louisem Lougenem OMI rozmawia Marcin Wrzos OMI
Marcin Wrzos OMI: Dwieście lat to według Ojca dużo czy mało?
Louis Lougen OMI: – Kiedy myślimy ojcach pustyni lub chociażby benedyktynach to niewiele, ale gdy mówimy o innych zgromadzeniach apostolskich, myśl że to ważna rocznica. To dla nas
dobry czas, by spojrzeć, jak zaczynaliśmy i zapytać: gdzie jesteśmy teraz? dokąd podążamy? co chcemy robić w przyszłości?
OMW: Jak wyglądało przygotowanie do obchodów dwóchsetlecia w Zgromadzeniu?
LL: – Postanowiliśmy, że do jubileuszu będziemy przygotowywać się przez trzy lata. Potrzebujemy dobrych i zdrowych relacji z ludźmi, by budować wspólnotę. Taki był rok pierwszy, w którym
też rozważaliśmy ślub czystości. Rok drugi traktował o ciągłej formacji, o nieustannym stawaniu się kimś lepszym. Formacja jest procesem na całe nasze życie. Patrzyliśmy na nią poprzez
pryzmat ślubu ubóstwa. Ubogi to ten, który nieustannie chce być otwarty na uczenie się. Ósmego grudnia 2015 r. rozpoczęliśmy rok, w którym centralnym zagadnieniem będzie misja. Chcemy
pracować nad misją w świetle ślubów.
OMW: Gdyby miał Ojciec sformułować cel tych intensywnych przygotowań, jak by on brzmiał?
LL: – Co jest nadrzędnym celem? Celem jest odnowione życie: odnowione życie zakonne, odnowione życie modlitwy, odnowione życie we wspólnocie, a więc również misja – gdziekolwiek jesteśmy– będzie odnowiona.
OMW: Jak opisałby Ojciec idealnego oblata?
LL: – Znam takiego – to ty (śmiech). Myślę,że idealny oblat to taki, którego pasją jest Jezus Chrystus. Jest to również osoba wierna codziennej modlitwie, szczególnie tej przed Najświętszym
Sakramentem, posiadająca umiejętność budowania i utrzymywania relacji, szczególnie z opuszczonymi przez wszystkich, ubogimi, ludźmi ulicy, chorymi umysłowo. Idealny oblat jest
radosny, prosty i otwarty. Wychodzi poza siebie i ewangelizuje: w autobusie, w hotelu, w pociągu. Zaczyna po prostu z kimś rozmawiać, dzielić się. Biedni ludzie na ulicy pytają go: „Czy
mogę skosztować twojej kanapki?”, a on się nią dzieli. Nawiązuje relacje z dziećmi, ze starszymi. Jest prostym i dobrym człowiekiem.
OMW: Ojciec Generał ma doświadczenie pracy na misjach w Brazylii i w ramach nowej ewangelizacji w Stanach Zjednoczonych. Co dla Ojca jest łatwiejsze? Ewangelizować ludzi, którzy nigdy nie słyszeli o Jezusie, czy tych, którzy o Jezusie już słyszeli, ale po prostu nie mają już kontaktu z Kościołem?
LL: – Obydwie przestrzenie głoszenia mogą być ekscytujące, choć nie sądzę, że celem bycia oblatem jest to, aby nasza praca była ekscytująca. W Brazylii, choć jest katolickim krajem, są ludzie, którzy nigdy nie słyszeli Słowa Bożego. W niektórych częściach północy i północnego wschodu byli kiedyś kapucyni, ale potem nikt nie głosił w tych miejscach Ewangelii przez około trzysta lat. Tam pracowałem. Widać entuzjazm i umiłowanie Ewangelii. Być może wobec tego trudniejsza jest nowa ewangelizacja. Gdy myślę o oblatach z Quebecu w Kanadzie lub z Holandii, a nawet z Irlandii – to wymagające i trudne zadanie, aby przekonać na nowo ludzi do Chrystusa i Kościoła.
OMW: Jest Ojciec w Polsce po raz drugi. Czego Ojciec oczekuje od polskich oblatów? Przed jakimi wyzwaniami stoimy?
LL: – Macie wiele do ofiarowania. Możecie wnieść zaangażowanie misyjne oraz tradycję intelektualną i wiarę. Macie silną tożsamość kościelną i więź z Kościołem. U oblatów w innych miejscach jest osłabiona, może nawet ją utracili. Wasza miłość i przywiązanie do Kościoła, wasza duchowość, wasz duch misyjny mają potencjał wniesienia energii w całe Zgromadzenie. Wymagam od was pracy nad powołaniami i ich wzrostem, poszukiwania nowych sposobów głoszenia Ewangelii ludziom w Polsce, kontynuacji posyłania misjonarzy. Natomiast jednym z wyzwań jest utrzymanie postawy ewangelizacyjnej.
OMW: Jak Ojciec myśli, jak miałoby wyglądać utrzymanie postawy misyjnej w praktyce? Co powinno się zmienić w oblackiej codzienności?
LL: – Pewien biskup z Haiti powiedział mi: „Ojcze, nie chcemy, abyście prowadzili parafie, jak to czynią inni, ale byście pomogli diecezji mieć misyjną wizję”. Powinniście więc wnieść misyjnego ducha w diecezje, a diecezje zatroszczą się o prowadzenie parafii. Pomagajcie im w poszukiwaniach ludzi ubogich, w szukaniu tych, którzy są w jakikolwiek sposób zaniedbani przez Kościół.
OMW: Patrząc na Ojca, widzę pokornego człowieka wiary i modlitwy. Czy były w Ojca życiu duchowym takie momenty, w których miał Ojciec trudniej? Co wtedy Ojcu pomogło wytrwać, czy zacząć ewangelizować z nowym zapałem?
LL: – Tak. Przeżywałem kryzys. Kiedy byłem w Brazylii, rozeznawaliśmy wybór prowincjała i moje imię pojawiło się jako numer jeden wśród czterdziestu pięciu kandydatów. Byłem więcej
niż przestraszony, byłem przerażony. Napisałem więc list, w którym uzasadniłem, że nie mogę podjąć tej posługi, ponieważ jestem zbyt zapracowany jako misjonarz. Później zostałem wysłany do Stanów Zjednoczonych, miałem tam pozostać w seminarium przez dwa lata – do pomocy. Potrzebowano kogoś posługującego się językiem hiszpańskim, a portugalski jest bardzo podobny. Przybyłem do Stanów Zjednoczonych w porze rozeznawania kandydatury kolejnego prowincjała. I znów zostałem wybrany. Tym razem w USA. Chciałem Bogu uciec i się nie udało (śmiech).
OMW: Jestem ciekaw, jaka była Ojca reakcja.
LL: – Początkowo chciałem się wycofać, ale generał powiedział: „Louis, nie możesz tego zrobić. Musisz rozeznać”. Odparłem: „Wiem, że nie mogę. Nie mogę być prowincjałem”. A generał znów: „Musisz rozeznać, co Twoi bracia widzą w Tobie i dlaczego mogliby cię wybrać. To się nazywa posłuszeństwo”. Zacząłem więc zdecydowanie podążać w kierunku duchowości. Skorzystałem też z małej pomocy psychologicznej z powodu mojej niskiej samooceny.
OMW: Czyli najważniejsza była tutaj rola pogłębienia duchowości. Jak ojciec podsumowałby to doświadczenie duchowe? Co ono ostatecznie Ojcu dało?
LL: – Wtedy, w Stanach Zjednoczonych, doznałem przebudzenia duchowego, które brzmi bardzo prosto: jestem ukochanym Synem Boga. I właściwie tylko to się liczy. Przez lata ukrywałem się, byłem jak ten, który zakopał swój talent w ziemi. Mój obraz samego siebie był więzieniem, aż dokonałem tego odkrycia w Kościele – że kocham mojego Boga, czuję się wolny, kocham Zgromadzenie, kocham przebywać z oblatami.
Rozmawiał Ojciec Marcin Wrzos OMI
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |